Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
piotrf napisał(a):Omiś jak zawsze piękny , do Makarskiej jakoś nie udało nam się przekonać , pomimo posezonowych odwiedzin , może trzeba tam pojechać zimą
Pozdrawiam Piotr
Ja nie znam Makarskiej zupełnie. W zimowym wydaniu całkiem, całkiem -jest gdzie zjeść, gdzie kawę wypić, a spacerować w spokoju można do woli, no chyba, że bura wariatka akurat się trafi. A podobno zimą bardzo Makarską Rivierę lubi
Jedziemy dalej, niestety coraz silniejszy wiatr skutecznie zniechęca nas do zatrzymywania się w mijanych miejscowościach. Podziwiam więc z auta i zastanawiam się, co to będzie dalej skoro w prognozach ostrzeżenia przed silnym wiatrem widnieją i na kolejne dni
W miasteczkach pustki, raz po raz na ulicy kulają się zerwane przez wiatr cytrusy, w jednej z miejscowości poboczem kula się kilka grapefruitów, zabawny to widok Bura szaleje na dobre, gdy dojeżdżamy do Zaostroga upieram się, żeby wysiąść i chociaż zobaczyć plażę z malowniczą górą. Parkujemy, ale już widać, że jakikolwiek dłuższy spacer odpada, gdy dochodzimy na plażę dosłownie walczymy, żeby ustać. Suchy, wielki palmowy liść frunie prosto na nas, robię dosłownie trzy zdjęcia i uciekamy do auta. Szkoda, że na tych zdjęciach trudno dojrzeć to szaleństwo.
Na Zaostrog miałam inny plan, miał być kocyk na plaży, albo ławeczka i rozkoszowanie się słoneczkiem i widokami i pustą plażą. No cóż... drzwi auta prawie wyrywają mi się z ręki, uciekamy dalej. Temperatura mocno już odbiega od tego, co wczoraj zostawiliśmy w Splicie, waha się miedzy 3 a 5 stopni. No cóż, przynajmniej słońce świeci .
W radio zaczynają mówić o poczynaniach wiatrzyska, jakoś robi mi się nieswojo, im dalej na południe tym mijamy mniej aut, ludzi nie widać (cóż, trudno, żeby przy tym wietrze ktoś wystawiał nos z domu), jest już popołudnie gdy dojeżdżamy do doliny Neretwy, tylko nieliczne stragany z pomarańczami są otwarte, mijamy je i stajemy tylko na chwilę na punkcie widokowym, oparta o samochód robię szybko zdjęcie i wskakuję z powrotem ... tu też wieje okrutnie.
Gdy mijamy Slano mąż postanawia zjechać na chwilę, wszak to tu byliśmy podczas naszego pierwszego pobytu w Chorwacji, w 2008 r. Zdjęcie robię przez szybę, nikt mnie nie wyciągnie już z auta, o nie...
Nadal mnie dziwi jak to jest, że ten tak silny wiatr nie robi fal , na zdjęciach prawdziwa sielanka , a może w Slano nie wiało? . Do Dubrownika już bliziutko, dostajemy wiadomość z Villi Leoni ze wskazówkami dojazdu, mamy dać znać, gdy dojedziemy na parking. Dojeżdżamy, parkujemy i gdy wysiadam z auta nie mogę prawie ustać, jest jeszcze gorzej niż w Zaostrogu . Piszemy do właścicielki apartamentu i czekamy w aucie, nikt się nie pojawia, wychodzimy i odnajdujemy drzwi z domofonem ... cisza. Na szczęście do auta blisko, bo trudno ujść. Wtedy dzwoni telefon, jesteśmy na złym parkingu, ale jak? Przecież jak byk jest napisane, że parking należy do Villi Leoni, wszystko pasuje do zdjęć z Bookingu, co jest? Pani mówi, że już do nas idzie. bo to tylko kawałek dalej. Po chwili widzę skuloną postać walczącą z wiatrem, podjeżdżamy ciut dalej, prawie identyczne miejsce... drugi budynek tych samych właścicieli, jesteśmy na miejscu. Nie bierzemy nic z auta, najpierw wejść zobaczyć, czy wszystko ok z apartamentem, porozmawiać o tych zawirowaniach z płatnością... i pytanie: czy będzie ciepło? Kilka chwil poza autem i chłód wdziera się wszędzie, schodzimy schodkami w dół, mąż naszej gospodyni zabezpiecza młode drzewka cytrynowe, wszystko dookoła fruwa, otwieramy drzwi domu a za nami do środka wpadają liście i patyki... Jezuuu
edit.: ha, no i zapomniałam o Pelješcu , wszak był po drodze jeszcze most, Ston i szukanie jedzenia... ale to już w następnym odcinku. Trudno, cofniemy się na chwilę
No nie widać, gdybym planowała relację pewnie zrobiłabym zdjęcia tak, żeby było można to odczuć. Znalazłam wczoraj jednak na YouTube „materiał dowodowy” z pierwszej nocy w Dubrowniku. Tej nocy bura narozrabiała na całym dalmatyńskim wybrzeżu.
Ok, zanim spędzimy noc z szalejącą za oknem burą wróćmy na chwilę do Pelješca, jakże mogłam go pominąć. Pierwszy raz byliśmy na półwyspie w 2008 roku na jednodniowej wycieczce, wróciliśmy na dłużej w 2019 roku i w kolejnych, pandemicznych dwóch latach. Przepadliśmy, pokochaliśmy, poznaliśmy wspaniałych ludzi... spędziliśmy cudowne dni. Mamy tam to szczególne swoje miejsce, myślę, że wielu z miłośników Chorwacji takie ma, a jak nie, to prędzej czy później je znajdzie: swoje miejsce, swoich Chorwatów, dla mnie bezcenne na urlopie - kontakt z miejscowymi. Na zimowy wyjazd to właśnie oni nas namówili. Ale do nich wrócimy później, teraz z bijącym sercem oczekuję mostu. Gdy w końcu na niego wjeżdżamy słońce oślepia nas i zdjęcia nie nadają się do pokazania, no może jedno:
Ja zawsze się wzruszam na promie Ploče - Trpanj, teraz też ogarnia mnie wzruszenie, co ten kawałek świata w sobie ma, te wzgórza zielone, ten spokój, który tam zawsze znajdujemy. Nowa droga piękna, no i całkowicie pusta, na odcinku most - Ston zero aut.
"Jesteśmy w domu" - myślę sobie, Makarska Riviera piękna, ale to tu serce bije mocniej. Nawet jeśli tym razem tylko na chwilę, bardzo nas ta chwila cieszy. Jedziemy do Stonu, wiem, że czynne są restauracje, więc może coś zjemy, może kawa, ale pobyć musimy i już. Jest sobota, 4 lutego, wczoraj zakończyły się dwudniowe obchody ku czci świętego Błażeja (sv. Vlaho), kościół jeszcze przystrojony.
Kręcimy się po pustych uliczkach, pustych w przeciwieństwie do restauracji i kawiarni.
Próbujemy w pierwszej: Konoba Baća - pełna ludzi i dymu papierosowego, mimo siedzących wśród dorosłych dzieci. Wycofujemy się, kolejny adres: Konoba Bakus, to samo, na dworze za zimno, wieje mocno i tutaj. No to może chociaż kawa: Caffe bar Kantun - na drzwiach wyraźny zakaz palenia, wchodzimy i to samo, aż siwo od dymu, gwar, sami mężczyźni, najpewniej lokalni - odwracają się niektórzy w naszą stronę jakby zdziwieni, co my tu chcemy i wtedy mi się przypomniało, że gdzieś czytałam, że po sezonie tak to właśnie potrafi w małych miejscowościach wyglądać, restauracje i kawiarnie opanowują miejscowi, gdzie spotykają się zimą na kawie i papierosie, a że palą dużo i kawę piją litrami, no to jest jak jest. Ostatnia próba: Cafe bar "VIVA" - ciut lepiej, ale poddajemy się, bierzemy dwie kawy na wynos i siadamy na zewnątrz, ściana chroni od wiatru a słońce nawet trochę grzeje, pod stolikami chyba wszystkie liście z okolicy... chce mi się śmiać, wbiliśmy w ich świat w czasie, w którym nas tam nie powinno być
Ale drzewko przyznacie, urocze...
I takie było to nasze krótkie spotkanie z półwyspem, ale jeszcze na niego na chwilę wrócimy za kilka dni. Czas na Dubrownik...
Apartament Luxury w Villi Leoni od progu nas zachwycił, może nie nazwałabym tego od razu luksusem, ale apartament z tych wszystkomających, przestronny, czysty, gustownie urządzony, z ogromnym tarasem i widokiem "wartym miliony". Właścicielka zadbała, żeby było ciepło, płyta grzejna na ścianie gorąca, a w sypialni włączona klima na 30 stopni. Rozmawiamy o zamieszaniu z płatnością, okazuje się, że ludzie z apartamentu obok mieli identyczny problem, tylko nasz bank zatrzymał transakcję, a im zeszło z konta sporo pieniędzy. Rozmowa się przeciąga, pani opowiada o obchodach dni sv. Vlaho - patrona Dubrovnika i mówi, że jutro jeszcze coś się będzie działo, tylko mamy się ciepło ubrać, bo rano będzie dużo zimniej jak bura osłabnie. Jest to pierwsza bura w tym roku i jest wyjątkowo silna. Dostajemy wykład o tym wietrze, że schodzi on z gór, gdy za nimi nazbiera się za dużo zimnego powietrza i różnica temperatur jest za duża, że wtedy przelewa się zimno przez góry..... no tak, Narnia się przedostała i szlaje. Pani opowiada, a ja patrzę przez okno i czuję, że dwie noce z tym widokiem to chyba będzie mało...
liczę w myślach, kiedy musimy wrócić i czy możemy przedłużyć, wtedy pada pytanie: a nie chcecie zostać dłużej? . Zgodnie mówimy, że tak.. chcemy. Pani podskakuje, daje nam trzecią noc za pół ceny i każe chwilę zaczekać, wraca z miską cytryn i paczką kawy. Cytryny aż pomarańczowe, będziemy pić gorący napój cytrynowy z miodem szałwiowym po spacerach.
Za oknem bura szaleje, podrywa wodę, nad taflą wody unosi się "mgiełka".
"Jutro wszędzie będzie sól" - mówi nasza gospodyni, nie wychodźcie już dzisiaj, będzie wiało coraz mocniej. Tak więc zostajemy w domu i gapimy się na zasypiający, stary Dubrownik, a rosnące przy domu drzewko tłucze cytrynami w szybę, będzie tak tłukło całą noc, będzie huczeć i świstać za oknem.
piotrf napisał(a):Pusty , lutowy Dubrownik bardzo fajny , ale duło tam niemiłosiernie
Pozdrawiam Piotr
Oj duło, duło, witaj Piotrze
gucio1955 napisał(a):Czekam na dalszą część. Interesujące. Do Dubrownika planuję jechać w maju. Pozdrawiam.
W maju... super. Ja zdecydowanie już nie pojadę do Dubrownika latem, fajnie mieć go tak... "tylko dla siebie" . W następnym odcinku będzie dużo zdjęć i dużo Dubrownika. Pozdrawiam
Chwilę przed godziną 7 wstaję zobaczyć, czy bura nie zdmuchnęła starego Dubrownika . Jest, jeszcze smacznie śpi, wiatr osłabł, ale nadal "gniecie" taflę wody.
Zimno... 3 stopnie tylko, ale widok z tarasu cudowny, owinięta kołdrą gapię się na wschód słońca, wyspę Lokrum i czekam aż wschodzące słońce oświetli mury Dubrownika i stare miasto.
W międzyczasie mąż idzie do sklepu po polecane przez gospodynię croissanty. Zaczynam przygotowywać śniadanie zerkając co chwilę przez za okno, stare miasto widać z każdego niemal miejsca w mieszkaniu. Wtedy rozbrzmiewają dzwony i słychać wystrzały. Wydaje mi się, że widzę dym na nabrzeżu, biorę więc aparat i znajduję miejsce, z którego dochodzi dźwięk.
Ubrane na czerwono postaci są odpowiedzialne za te "wybuchy". Domyślam się, że jest to związane z obchodami dni patrona miasta, o których wspominała gospodyni.
"Festa svetog Vlaha – Święto świętego Błażeja, patrona Dubrownika rozpoczyna się 2 lutego, w dniu święta Ofiarowania Pańskiego (Gospa od Kandelore, czyli Matka Boska Gromniczna) i trwa kilka dni, do najbliższej niedzieli. Podczas otwarcia wyciągany jest sztandar z wizerunkiem św. Błażeja, a białe gołębie, symbolizujące wolność i pokój, zostają wypuszczone. Symboliczne wypuszczenie białych gołębi rozpoczyna najstarszą uroczystość tego typu na terenach byłej Jugosławii
Na drugi dzień, po porannej mszy, spod Katedry, przy dźwiękach hymnu Čuj, sveti Vlaho naš (Usłysz nas, nasz święty Błażeju) Stradunem rusza uroczysta procesja, której przewodniczy biskup Dubrownika. W procesji niesione są relikwie św. Błażeja – ręka oraz stopa zamknięte w bogato zdobionych relikwiarzach w formie bizantyjskiej korony, ręki i nogi. Jednak najcenniejszą relikwią, która idzie w procesji są pieluszki Jezusa.
Uroczystość ma bardzo długą tradycję, sięgającą XII wieku. Święto upamiętnia ratunek miasta na dzień przed atakiem Wenecjan w 971 roku. W 2009 roku, festiwal został wpisany na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO.
Legenda o św. Błażeju Według legendy ówczesny pleban zauważył że drzwi kościoła św. Szczepana są otwarte. We wnętrzu świątyni ujrzał starca, który przedstawił się jako św. Błażej. Mężczyzna, podający się za świętego, wyjaśnił, że przybył, by ostrzec mieszkańców przez wielkim zagrożeniem ze strony Wenecjan. Pleban natychmiast udał się do rady miasta, by przekazać ostrzeżenie. Wenecjanie widząc, że miasto szykuje się do obrony, zrezygnowali z ataku i opuścili wybrzeże. Mieszkańcy miasta w wyrazie wdzięczności ogłosili świętego patronem swojego miasta." źródło: http://www.crolove.pl
Jest niedziela, ostatni więc dzień obchodów. Wczoraj gospodyni pokazywała nam zdjęcia w telefonie z sobotnich wydarzeń, poszperałam również w sieci. Byliśmy bardzo ciekawi, czy coś jeszcze uda nam się zobaczyć. Tak więc zaraz po śniadaniu ruszamy w kierunku starówki. Nasz apartament leży na szczycie "uliczki", będącej tak naprawdę schodami, schodzi się nimi na wysokości plaży Banje.
Niesamowite wrażenie być w tym miejscu samemu, oprócz nas nie ma absolutnie nikogo i nawet wiatr już tak nie dokucza...
Niespiesznie kierujemy się w stronę murów, mijamy Lazaret
i spędzamy chwilę jedynie w towarzystwie gołębi na placyku przy twierdzy Rewelin
Ten spokój i pustki zostaną w mojej pamięci na zawsze, wchodzimy na stare miasto przez Bramę Ploče witając się ze sv. Vlaho
Budynki przystrojone girlandami z liści laurowych
Bałagan po nocnej wichurze jest jeszcze sprzątany, gdzieniegdzie poniewierają się jeszcze porwane przez burę rzeczy
Spacerujemy po pustych uliczkach, obserwujemy panią rozkładającą karmę dla kotów, które podobnie jak gołębie i panowie w knajpkach w Stonie zdają się dziwić, co turyści robią tu o tej porze roku
Zachodzimy do piekarni bo gorące burki i z nimi w ręce jeszcze chwilę kręcimy się po Stradunie
W planie mamy wejść na mury, na które latem nie wchodziliśmy, ze względu na tłumy i temperaturę, teraz jedynym problemem może być wiatr, ale nie jest on jakoś bardzo uciążliwy. Wejście na mury w Dubrowniku, do twierdzy Lovrijenac i na mury w Stonie jest darmowe w czasie obchodów dni sv. Vlaho. W normalne dni wejście na mury kosztuje 15 euro (w cenie twierdza Lovrijenac, sama twierdza - 5 euro)) Przy studni Onufrego pięknie owocują drzewka pomarańczowe
Nigdzie nie widać "czerwonych ludzików", którzy strzelali na nabrzeżu. Wchodzimy na mury...
o dubrownickich murach są na forum zapewne dziesiątki postów, po prostu chodźcie z nami na spacer, a o historii murów i ważnych kwestiach związanych z ich zwiedzaniem poczytać możecie np. tu: https://www.podrozepoeuropie.pl/mury-obronne-dubrownik/. Szliśmy większość czasu w samotności, zmagając się niekiedy z porywami wiatru i chwilami (w moim przypadku) z lękiem wysokości. Obeszliśmy całość w ok 2 h, pod koniec spotkaliśmy kilka osób, widoki cudne... to co? Idziemy?
Weszliśmy na mury przy bramie Pile i tam również z nich zeszliśmy, mąż usłyszał muzykę i obserwował z góry skąd ona dochodzi, ja zeszłam na dół, usiadłam odpocząć przy fontannie Onufrego i wtedy przez bramę weszli oni:
Z kościoła Zbawiciela zaczęli wychodzić ludzie, właśnie kończyła się msza. Orkiestra stanęła pod kościołem, zrobili sobie zdjęcie przy fontannie, co wykorzystywali też ludzie podchodząc i robiąc sobie z nimi zdjęcia. Towarzyszyły temu żarty i śmiechy. Ludzie wychodzący z kościoła częściowo zostali przy orkiestrze a częściowo poszli Stradunem w stronę kościoła św. Błażeja. Ewidentnie zanosiło się, że może uda nam się być przy zakończeniu obchodów dni sv. Vlaho
A tak całą sytuację widział mąż z góry, byliśmy zaskoczeni jak niewiele osób przy tym było, w zasadzie tylko Ci, którzy wyszli z kościoła.
Orkiestra zostaje przy studni Onufrego, a my udajemy się pod kościół św. Błażeja, gdzie zgromadziło się już trochę ludzi. Stoliki w kawiarniach są zajęte, część ludzi stoi. Na schodach kościoła zgromadzone są ważne dla miasta osobistości, biskup Dubrownika, burmistrz i jacyś inni panowie. Wszyscy w oczekiwaniu, ustawiamy się w pobliżu, dochodzi południe, na plakacie przyklejonym na szybie kawiarni widzimy, że właśnie ma zacząć się uroczystość zakończenia obchodów dni sv. Vlaho. Znaleźliśmy się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu.
Pojawiają się "aktorzy" uroczystości, a wśród nich Dubrovački trombunjeri historyczna jednostka wojskowa, założona w 1417 roku. Trombunjeri uczestniczą we wszystkich ważnych wydarzeniach w Dubrowniku i poza nim. Ich najważniejszą rolą jest prowadzenie procesji w dniu święta patrona miasta. Brali również udział w otwarciu pelješkiego mostu.
Rozpoczyna się spektakl "wywijania" chorągwiami, mężczyźni wyraźnie starają się rywalizować, kto bardziej wymyślnie i sprawnie to zrobi.
Orkiestra, która wcześniej spotkaliśmy przygrywa. Następnie głos zabiera ksiądz, podczas jego wystąpienia podążamy za strzelcami, którzy udali się na nabrzeże. Przyglądamy się im przegapiając dalszą część uroczystości przy kościele:
Po zakończeniu uroczystości przed kościołem na nabrzeże przychodzi burmistrz w towarzystwie innych ważnych osób, o dziwo niewiele więcej ludzi się tu przemieszcza. Następuje seria wystrzałów, na koniec do strzałów zachęcany jest włodarz miasta i inne osoby.
Zdjęcia pamiątkowe i wszyscy się rozchodzą. Uroczystości dobiegają końca. Ponieważ wszystkie miejsca w słońcu na zewnątrz są zajęte, zasiadamy przy kawie w barze "Cele" wdzięczni za to co zobaczyliśmy i doświadczyliśmy. Święto patrona Dubrownika wpisane zostało na Listę reprezentatywną niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości UNESCO w 2009 r.
Na Stradun szybko wraca wcześniejszy spokój:
A my wracamy do spacerów po uliczkach...
Ostatnio edytowano 26.03.2023 19:13 przez helen, łącznie edytowano 2 razy
Bardzo ładnie. Bardzo pusto. Tak jak lubię. Do tego spodziewam się, że temperatura "na murach" jest kompletnie inna i bardziej komfortowa niż ta, której doświadczyliśmy kiedyś na w sierpniu Super
majkik75 napisał(a):Bardzo ładnie. Bardzo pusto. Tak jak lubię. Do tego spodziewam się, że temperatura "na murach" jest kompletnie inna i bardziej komfortowa niż ta, której doświadczyliśmy kiedyś na w sierpniu Super
pozdrawiam, Michał
My również najbardziej cenimy sobie spokój. Na murach trochę wiało, ale poza tym rewelacja przez duże R. Pozdrawiam również.
Nefer napisał(a):Miła sprawa, że trafiły Wam się te uroczystości w Dubrowniku .
Tak, bardzo nas to zachwyciło. Warto się wybrać właśnie na początku lutego, żeby to zobaczyć. Polecam serdecznie.