15 września
Pogoda straszy. Trochę błyska, ówdzie dudni. Nawet kilka kropel deszczu spadło. Zaczynamy się pakować. Szybki wypad po zakupy, potem trzykrotny kurs po 136 schodkach z bagażami.
Na koniec żegnamy się z Madame Ana, która chyba nas polubiła, a także z naszymi nowymi sąsiadami. Szkoda, że nie przyjechali ze dwa dni wcześniej. Przy okazji pozdrowienia i pytanko, jak poszło w Pisaku w pierwszy wieczór? Nie zapytaliśmy, bo ciut zakrętów żeśmy nie łapali
Mam nadzieję, że dbacie o koty.
Ruszamy kilkanaście minut po ósmej. Na początku niemiły widok, czyli ładowany na lawetę samochód. Komuś się znowu spieszyło. W Zadvarje akurat odbywał się targ. Kupa luda, łażą po ulicach, kilku goniło kozę. Ubaw po pachy.
Wypadamy na autostradę. Zaczyna się jazda i deszcz. Na szczęście tylko do okolic Zadaru. Droga mija błyskawicznie. Obwodnica Budapesztu jest trochę klaustrofobiczna, ale nie sprawia większych kłopotów. Nocleg mamy zaplanowany w Tokaju. I tu nowe doświadczenie, żeby nie do końca ufać Hołkowi. Miałem zafiksowany Tiszo Panzio z hołkowego POI, ale w miejscu, w które mnie zaprowadził była szkoła. Na szczęście nie brakuje tam pensjonatów. Wynajęliśmy pokój i tak się zakończył pierwszy dzień podróży.
16 września
Ranek wstał piękny i okraszony ptasim śpiewem. Wybrałem się na zwiedzanie Tokaja. Urocze miasto. Muszę się tam kiedyś wybrać na degustację.
O dziewiątej ruszamy do Polski.
Droga mija spokojnie, aż do granic Polski. W Dukli skręcamy na Gorlice, żeby uniknąć korków w okolicach Krosna i Jasła. Go Gorlic to założenie się sprawdziło. Niestety z powodu objazdu musiałem jechać przez Grybów. A przede mną trzy tiry, z których KAŻDY pod górkę prawie nie jechał, w przeciwieństwie do mnie, bo ja jechałem za nimi na jedynce. Tych kilkanaście kilometrów jechaliśmy pół godziny. Ale nic to. Tiry pojechała na Sącz, my na Ciężkowice z zamiarem zatrzymania się u Martusiowej na obiad. Chwilę to trwało, bo tiry nie jeżdżą tak szybko po zakrętach i przejazdach kolejowych.
Obiadek u Martusiowej był, jak zwykle, doskonały. I jaki TANI !!!! Jednak Polska jest zdecydowanie tańsza od Chorwacji. Najedzeni wracamy banalne 30 kilometrów do Tarnowa. Za walcem... ciągnikiem... nauką jazdy...
DOM.