Jako, iż miały się odbyć w naszym okresie zimowym plan padł na Wyspy kanaryjskie.
Egipt mieliśmy zaliczony 7 lat temu, Tunezja nie miała ciekawych ofert w Turcji i Grecji klimacik tez nie zachęcał do morskich kąpieli...
Po wstępnym rozeznaniu padł wybór na Gran Canarię.
Przeanalizowaliśmy wszelkie za i przeciw i padło na opcję: sami sobie (sami sobie szukamy lotu i hotelu). Opcja była ciekawa bo pozwalała znacznie obniżyć koszta. Ale jak to często bywa... tanie loty odleciały

Udaliśmy się do tej cudownej instytucji i rewelacja

Ale wszystko co dobre szybko się kończy... Odlot oczywiście z Bydgoszczy ale powrocik do Warszawki.
Po dylematach moralnych jednak padło że decydujemy się na tę nieszczęsną opcję (najbardziej martwiło nas to jak powrót zniosą dzieciaki).
No dobra to koniec tego przydługiego wstępiku...
Walizki spakowane dupcie w puściutkim samolocie no to lecimy........

co niektórzy odpoczywają po trudach poranka inni wolą małe przekąski...

Lądujemy w Arrecife stolicy Lanzaroty.
No i dwa zaskoczenia.. po mimo zapowiadanej w samolocie temp ok 18 st. jest bardzo ciepło choć wieje jak diabli... Drugie zaskoczenie to wygląd wyspy... mało zieleni (choć tego się spodziewaliśmy po dokładnej analizie przedwyjazdowej) i niebywały w kolorze czarny żwirek wulkaniczny.
Krótki przejazd i jesteśmy w hotelu (nazwę mogę podać na PRV by nie robić tu kryptoreklamy).
Nasza baza

Powoli zaczęło nas dopadać zmęczenie. Po małym rekonesansie należyty odpoczynek w hotelowym łóżku..
Zegar biologiczny nie daje pospać i dla dwóch przystojniaków poranek rozpoczyna się od wczesnego spaceru...
Jako że nad ocean mamy bardzo blisko to jesteśmy tam ze wschodem słoneczka

można też spotkać odpoczywających rekreacyjnie

jak i takich kawalerów

jak ktoś lubi detale architektury może znaleźć np coś takiego

z takim ślicznym zamknięciem..

oczywiście Lanzarota jest wyspa wulkanów

oraz przepięknie kwitnących aloesów
