Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Ich wysokości - monsunowe księżniczki ;) - Indie 2009

60% ludności świata żyje w Azji. Chiny są tak szerokie, że naturalnie powinny przeciąć do 5 oddzielnych stref czasowych, ale mają tylko jedną - narodową strefę czasową. Obywatele Singapuru, Korei Południowej i Japonii mają najwyższe średnie IQ na świecie.
W Azji znajduje się najwyższy punkt na lądzie – Mount Everest (8848 m n.p.m.) oraz najniżej położony punkt – wybrzeże Morza Martwego (430,5 m p.p.m.). Spośród 10 najwyższych budynków na świecie 9 znajduje się w Azji.
MorskiPas
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3214
Dołączył(a): 13.08.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) MorskiPas » 11.09.2009 09:56

shtriga napisał(a):Witaj Krzysztof! To ja teraz nie wiem czy załapałam czy też to jakiś żarcik, którego nie łapię :lol: :lol: :lol:


Nie, nie. To ja nie załapałem co ma facet z łódki do Alego (czy jak mu tam) z Delhi. Teraz już kumam.
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 11.09.2009 10:08

shtriga napisał(a):Tzn. jak wiadomo duża ilość rzadko kiedy przekłada się na jakość w moim przypadku :lol: Bo ja sobie po prostu uwielbiam pstrykać każdego kwiatka z 10 stron, a widoczek z 16 :lol:


Zgoda.
Buhahahaha, skąd ja to znam :lol:
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 11.09.2009 12:20

Uka, to ja tak po mamowemu: A co z twoimi plecami?

A poza tym, to pachną u Ciebie te czerwone kwiaty, piecze w język indyjskie jedzenie i te orła cienie też widać :D

ściskam :D
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 11.09.2009 12:58

To się cieszę Krzychu, że już ok! :D

Jacek - noooo to witamy w klubie :oops: :oops: :oops:

Matko Tymonko :lol: - przeszło po dwóch dniach całkiem. Nie wiem co to było, może coś tam zerwałam, albo jakiś nerw w coś uderzył. Się nie znam. Szybko przeszło i już nie wróciło. Może na złość mi tak zrobiło, bo to była zapowiedź takiego... dość ciężkiego dnia. Ale o tym zaraz będzie.

Nie wiem czy są jakieś ograniczenia, jeśli chodzi o ilość wrzucanych dużych zdjęć do relacji. Jakby nie wchodziło, albo coś, to podzielę na dwie części :D
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 11.09.2009 13:17

To popłyniemy - Śrinagar

Nasza pływająca chałupa

Zapomniałam Wam napisać - od tego momentu przez najbliższe blisko trzy tygodnie nie będziemy miały żadnego kontaktu komórkowego ze światem. Żadna sieć komórkowa poza kaszmirskimi nie ma tu zasięgu. Możliwości skorzystanie z netu zresztą też nie będzie przez kilka dni. Nie jestem uzależniona od techniki, ale tu by się nam bardzo przydała z uwagi na okoliczności...

Pan łódkowy nie zna angielskiego. Ale zna się na swoim fachu. Po kilkunastu minutach dopływamy do naszego celu, gdzie mamy spędzić najbliższy dzień. Plan był taki, że jesteśmy tu w południe, zwiedzamy okolicę, szukamy transportu do Lehu i nazajutrz bladym świtem jedziemy do Ladakhu.
Życie zweryfikowało plany. Opóźnienie samolotu (i nie tylko - o czym za moment) zadecydowało, że zostaniemy tu dłużej.

A przyjechałyśmy tu z takiego oto podstawowego powodu. Nasz cel - Leh - leży na wysokości 3500m npm. Pamiętając, jakie męki przeżywałam na szczycie Mulhacena w Andaluzji, który ma prawie tyle samo, decydujemy, że wysokość będziemy zdobywać stopniowo. Śrinagar to wysokość około 1700m npm.
Już na forum pisałam przy okazji naszej Andaluzji - nie ma reguły jeśli chodzi o zachowanie organizmu na dużych wysokościach. Czasem człowiek ze świetna kondycją rozkłada się już na trzech tysiącach, a niewiasta pracująca za biurkiem biega jak sarna na pięciu.
Ja już miałam doświadczenie dość osłabiające, więc chcę powoli. Nasz drugi przystanek wysokościowy po drodze do Lehu, to w planach ma być Kargil - 2400-2700m według różnych źródeł jakie znalazłam :) Mamy tam spać jedną noc. Ale co się wydarzy, to tylko Pan Bóg wie :D:D:D:D:D
(Wiecie co, w weekend chcę się nauczyć jak się przygotowuje tu jakąś mapę z trasą. Będzie lepiej widać to wszystko).

A drugi cel w Śrinagarze, to przepięknie położone wśród potężnych gór jezioro Dal. Ma taki dziwny kształt - trochę jakby dopełniający się księżyc. I w tej środkowej części z lewej jest jakby wyspa.

To wróćmy do naszego hotelu. Nazywa się Dandoo Palace. To jedna z 500 ogromnych wiktoriańskich łodzi, w których urządzono hotele. Cumują przy tej niby wyspie. Trzeszczy to to, ale wygląda solidnie :):):)

Obrazek
Obrazek

W czasach panowania Brytyjczyków, Kaszmir był niezależnym księstwem, a biali nie mogli tam kupować ziemi. Żeby obejść prawo, Brytyjczycy kupowali pływające domy. A lubili te tereny, bo panuje tu klimat zdecydowanie bardziej przyjazny chłodnym organizmom z północy. Takie łagodne lato i śnieżna, zimna zima.

Pan łódkowy i jeszcze jeden człowiek pomagają nam wytaszczyć plecaki na tą łódź-hotel. To nasz kolejny opiekun ;) Prowadzi nas przez ganek, potem taki pokój gościnny, na sam koniec łodzi. Pokoje są tylko po lewej stronie. Nasz jest na samym końcu. Wrażenie takie jakby się wchodziło do potwornie zakurzonego muzeum. Dywany na podłodze, wielgachne łoże przykryte nie pierwszej świeżości narzutą w kaszmirskie kwiatki. Meble też takie ponoć wiktoriańskie.

Od razu oglądam prześcieradło pod tą kapą. Właściciele pewnie myślą, że jak się na nim prześpi 10 ludzi, to katastrofy nie będzie. Pewnie jesteśmy tu juz szóste. Żałujemy, że nie mamy swojego prześcieradła, a tylko śpiwory. Trochę za ciepło na śpiwór przewidziany na minus 20 :) Ale i tak będę spała na "hotelowym" ręczniku, bo ten wygląda porządnie i pachnie świeżością, a wycierać się będę swoim.
Jest i łazienka. Siermiężna, ale posprzątane. Jakoś tu bardziej się spodziewam tego szczura perskiego niż w Delhi. Przeżyjemy. Chcemy tu być krótko.
Powiem szczerze, to marudzenie jest efektem przeżyć dnia następnego. Bo całkiem pierwsze wrażenie było takie pełne optymizmu: PRZEŻYJEMY!!! Mogło być gorzej! :D:D:D:D

Życie...

To nasze przywitanie z hotelem nie trwa długo, idziemy "do ludzi". Na ganku-werandzie wita się z nami Ali. Ech jak widzę faceta, który raczej uchodzi za przystojnego, który szczerzy śliczne kły dokoła głowy i jest taki za bardzo miły, to... też się uśmiecham. Ale Wiola ma lepszą intuicję...

No nic. Dziwnie się tam od razu czujemy. Na ganku siedzą zaprzyjaźnieni z Alim turyści, którzy spędzają z nim i jego - no nazywajmy to jeszcze - agencją turystyczną, kolejne wakacje. Jest Australijka z wyboru - opowiada, że przeniosła się tam z Afganistanu. A tata pochodzi z Mongolii (albo mama - nie zapamiętałam). Jest Francuska - jedyna od razu bardzo miła kobieta. I Szwajcar, który tak wyciągnął się z nogami na werandzie, że nie ma jak przejść. Jest i dwójka dzieci - to zdaje się bratankowie Alego.
Uczucie dziwnego traktowania nas nie znika. Ali próbuje nas aklimatyzować i opowiada o jednym Polaku, który właśnie wybrał się do Ladakhu z jego agencją i chłopak taaaaki zadowolony. Przyjmujemy te jego wieści. Pozostała ekipa robi sobie manicure i pedicure. Tzn. jedni drugim. Jeju jak mi tu dziwnie.

Opowiadają takie tam różne haha hihi, rzucają sobie znanymi grypsami. My niewtajemniczone, to nie wiemy o co chodzi. Ale siedzimy z nim, bo co zrobić. Chcemy poprosić pana łódkowego, żeby nas zabrał do miasta - ten transport chcemy znaleźć do Lehu. Okazuje się, że to problem póki co i że musimy poczekać. Ok.

Sytuacja robi się jeszcze bardziej skomplikowana. Towarzystwo rozbawione do granic, a ja siedzę tak, że widzę sąsiednie łodzie. Dwie dalej coś się dzieje - wielkie zamieszanie, ktoś krzyczy, wszyscy wskakują do wody. Mówię naszemu towarzystwu, że coś się stało. Oni na początku mają mnie za wariatkę. Ja przeciecz nie rozumiem indiańskiego, to nie wiem o co chodzi!!!

Szybko się jednak okazuje, że jest źle!!! Ktoś rzuca, ze dziecko się utopiło. Nasi się wahają, bo nikt nie wiem co jest, Tam już chyba z kilkunastu chłopaków rzuciło się w głębię. W końcu Ali woła właściciela przepływającej łódki, i wskakuje do pełnej wodorostów wody.

Po pięciu minutach mają go - to nastolatek. Pierwszy raz w życiu widzę topielca. Łapią bezwładne ciało tak niefortunnie, że uderza głową o łódź. Ali próbuje go reanimować. Australijka potwornie krzyczy. Jest pielęgniarką z wykształcenia, woła, żeby po nią podpłynąć, bo wie jak pomóc. Ktoś zaraz podpływa. Zabierają chłopaka do takiej małej łodzi jak nasza. Trzech chłopaków wiosłuje, płyną na ląd, do szpitala. Ali i Australijka go reanimują.

W okolicy wszystko zamiera. Każdy z nas modli się jak potrafi. Nie znałam do tej pory uczucia takiego przerażenia. Modlę się i bardzo wierzę, że go uratują. Mija dobra chwila. Z naszego towarzystwa zostają tylko dzieci. Przychodzi ich ojciec i dziadek. Okazuje się, że na tyłach łodzi stoi ich duży dom. To tam mieszka cale towarzystwo. Na łodzi mieszkamy tylko my...

To zdaje się jesteśmy ugotowane. W takiej sytuacji nawet nie ma co myśleć o tym, że ktoś mógłby się zainteresować nami. Ze zdenerwowania aż sie trzęsiemy. Fatalny początek wakacji. Siedzimy tak ślepo patrząc na jezioro. Ale przychodzi nasz łódkowy Opiekun i mówi żebyśmy zabrały aparaty. Zabiera nas na przejażdżkę łódką po jeziorze. No fakt. Nie mamy żadnego wpływu na to, co się wydarzyło i wydarzy.

Obrazek

Fale miło kołyszą, ale trudno się wyluzować. Aż w końcu idą w ruch aparaty. Focimy rzecz jasna maniakalnie wodę i łódki :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Może niektóre nie zachwycają - patrząc od tyłu - ale tu tak dokoła wygląda:

Obrazek

I lusterka też lubimy
Obrazek

A to jeszcze takie ujęcie dziobu :D:D:D:
Obrazek

Wyszło wreszcie popołudniowe słonko. Jest przepięknie! gdzieniegdzie jeszcze kwiaty lilii wodnych. Ich liście zajmują ogromne połacie jeziora!!! Ale kwiaty teraz już idą spać. Szaleję przy tych, które jeszcze są otwarte. Chcę zrobić zdjęcie na nasz konkurs mikrokosmosowy, ale jakoś nie jestem zadowolona. Łódka się kołysze, ręka się trzęsie i wydaje mi się, że foty mam potwornie nieostre.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Czasem widzimy wystający z wody różowy pąk kwiatu lotosu - jutro powinien rozkwitnąć...

Obrazek

Po przeżyciach popołudnia oddychamy wreszcie jakoś tak głębiej i spokojniej... Choć widoki różniste :D Noo takie mokradłowe ;)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Opiekun pokazuje nam pływające ogrody - warzywa rosną prawie że na wodzie. Taka dziwna konstrukcja rolnicza! Niesamowite.

Obrazek

Jest i mnóstwo ogromnych orłów. Kiedy trochę bliżej podpływamy, to uciekają. Ale gdzieś tam na naszych fotkach co jakiś czas przemknie wielkie ptaszysko :)

Obrazek

Jest i nasz śliczny kolorowy kingfisher, ale za daleko, żeby zdjęcie wyszło :)

Potem już cywilizacja - domostwa, kobitki płynące na zakupy, mężczyźni na wieczorne ploty, pływające sklepy. Najwięcej z kaszmirskimi ciuchami i rękodziełem. I jeszcze łódkowi handlarze warzywami i owocami. Coś pięknego.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

I już powoli znów podpływamy pod tę stronę wysepki, z której cumują duże łodzie

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Zachodzi słońce więc setki większych, wypasionych łodzi turystycznych z wystrojonymi Indianami-turystami wypływają na wieczorne wycieczki. Machaniom i fotkowaniu nie ma końca :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek


Nie zostanę hinduską piosenkarką

Kiedy wracamy do naszej łodzi, witają nas dzieciaki z ojcem i dziadek.

Obrazek
Obrazek

Dzieci chcą koniecznie robić zdjęcia.

Obrazek

Śliczna, rezolutna i pyskata dziewięcioletnia dziewczynka wyrywa mi wręcz aparat z reki. Wiolinej lustrzanki nie potrafi utrzymać i tylko dlatego jej nie zabiera :D:D:D

Obrazek
Obrazek
Obrazek


Rozmawiamy z dziadkiem, który nam mówi, że ten chłopak, którego ratowali przyjechał tu do krewnych, do pracy na wakacje - jak co roku. Pochodzi gdzieś z głębokiej kaszmirskiej wiochy. Przyjechał razem z mamą i rodzeństwem. Podobno świetnie pływał - bo niemal od urodzenia, a woda to był jego żywioł... Ech...
Dziadek zmienia temat i pyta jak nam się podoba. Trudno się nie zachwycać mimo tego, co się wydarzyło. Kiedy opowiadam o moim kwiatkowym zachwycie, dziadek prowadzi nas na tyły łodzi, gdzie jest jego ulubione miejsce wypoczynku "Rose garden". Hmmm. Kwitnie tu może pięć róż. O ile nie mniej. I jeszcze jakieś bidne lilie. I łazi mały kocurek.

Obrazek
Obrazek

Jest piątek. Dziadek żegna się z nami, tłumacząc, że to dzień świąteczny, więc idzie się modlić. Z nami zostają dzieciaki. Dziewczynka zaprasza mnie do tańców. Upatrzyła sobie mnie, bo mam aparat na zębach - ona o takim marzy, bo jej kuzynka, która mieszka we Francji też taki ma :D:D:D:D:D

Nic to, że dziecko ma ząbki jak spod sznurka. Generalnie aparat budzi wielkie zainteresowanie wśród mieszkańców Kaszmiru, ale apogeum tego zainteresowania to dopiero przeżyjemy w Ladakhu :D

Obrazek

Mała jest strasznie zdziwiona, że nie znam żadnego hinduskiego przeboju i żadnego nie potrafię zaśpiewać!!! Próbuje mnie uczyć i jak taka stara-maleńka nauczycielka jest zdegustowana tym, że nie umiem się nauczyć pięciu linijek po indiańsku :D
Pytam ją kim będzie jak dorośnie - czy aktorka czy piosenkarką. A ona - nieeeee. Będę siedziała w domu, rodziła dzieci i gotowała obiady rodzinie. A teraz to ona może być modelką. I pozuje Wioli tak, że dusimy się ze śmiechu. Ale ona całkiem poważnie.

Obrazek
Obrazek

Jej brat próbuje na siłę zwrócić na siebie uwagę i strasznie dokazuje – a to zabiera Wioli torbę na aparat, a to ściąga ze sznurka pranie, albo serwetę z ogrodowego stołu.
W końcu jestem wykończona tymi tańcami, bo plecy wciąż mnie bolą. I jeszcze orientujemy się, że od samolotu nic nie zjadłyśmy z tych emocji. Wracamy do naszej łodzi, idąc po trzeszczących deskach.

Obrazek

Nasz opiekun mówi, że zaraz będzie obiad. No ładne zaraz. Właśnie wysyła młodego łódkowego do łódkowego warzywniaka po ziemniaki i kalafior :D Posiłek mamy w cenie naszych 70 dolarów delhijskich, więc liczymy na to, że coś zjemy. Ale jak byśmy wiedziały, że tak to wygląda, to byśmy same pichciły.

Idziemy więc sobie dalej fotkować widoczki z werandki.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Koło 20 robi nam kolację. No takie skromne wiejskie jedzenie. Ziemniak, kawałek kalafiora, ugotowane warzywa. Dla Wioli jest piwo, dla mnie woda. Ale jest jeden potężny plus!!! Gościu nie dodał żadnej przyprawy!!!!!!!!!!!!! Solimy i pieprzymy same. Mało tego wszystkiego, ale wreszcie coś zjadłam!!!

Obrazek

Kiedy jemy, przychodzi Ali. Gęba uśmiechnięta od ucha do ucha, więc ja od razu: To udało się uratować małego???!!! A ten - tu mi brakuje słów - żeby go kulturalnie określić :evil: krótko rzuca: "Nie, nie żyje".

I zaczyna tak trajkotać, że mam ochotę go walnąć: "Ale ja się od razu mu rzuciłem na pomoc!!! Jestem ratownikiem! Wiem jak się to robi! A tyle co rano tutaj rozmawialiśmy jak się udziela pierwszej pomocy dzieciom! Wiedziałem jak się to robi. Dobrze, że sobie przypomniałem!".

Brakuje mi słów. Rozumiem, że facet może jest w szoku, że bardziej przezywa swój wkałd w ratowanie małego niż fakt, że on jednak zmarł, ale nie umiem patrzeć na tę jego uśmiechniętą, radośnie rozemocjonowaną gębę :x :evil:

Próbujemy zasnąć, ale nie jest łatwo. Całą noc mama chłopaka dwie łodzie dalej potwornie płacze i zawodzi... Taki ból chyba serce potrafi rozerwać...

Dziś nie było wesoło. Przepraszam. Życie... Albo tak jak to powiedział beznamiętnie Ali: "Co zrobić. Co roku ktoś tu tak umiera".
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 11.09.2009 14:41

Życie. Raz słońce raz deszcz...
Nie dziwię się reakcji.

Ciekawe kto to był Neil Arnstrong ?
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 11.09.2009 14:45

JacYamaha napisał(a):Ciekawe kto to był Neil Arnstrong ?


Ty bestio o sokolim oku :lol: :lol: :lol: Boeing i Honolulu też fajne nie? O Bul Bul 12 nie wspomnę :lol:
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 11.09.2009 14:53

Jakbym wiedziała, że to co opisujesz to fikcja literacka... niestety nie.
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14803
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 11.09.2009 16:18

Strasznie mi przykro...

Wracając do relacji. "Opiekunów" widzę nie brakuję, aż strach myśleć co to będzie dalej...
A ta mała modelka śliczna! Bardzo fajnie, że wrzucasz dużo zdjęć Indyjanów; dzięki temu jest jeszcze bardziej "kolorowo" :D
Z tą mapką z trasą podróży to świetny pomysł! (Zdjęcia też lepiej się ogląda w dużym formacie :))

A to moje sandałki :D:
shtriga napisał(a):Obrazek

Widzę, że obie z Wiolą takie macie :D To już mam pewność, że są wygodne (a nie tylko mi się tak zdaje :wink:), skoro przemierzyły z Wami tyle kilometrów!

Fajne zdjęcia mikrokosmosu, a ta fotka:
shtriga napisał(a):Obrazek

powalająca!

Czekam z utęsknieniem na kolejną porcję wrażeń i przygód z Indyjanami :D

Pozdrawiam serdecznie.
dorota19
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 277
Dołączył(a): 12.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) dorota19 » 11.09.2009 21:10

Ula.... jakie ładne te fotki.... aż musiałam się skusić by to dodać....
typ
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 933
Dołączył(a): 27.03.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) typ » 11.09.2009 21:43

No proszę, dopiero teraz trafiłem na relację z Waszej podróży. Na szczęście zdążyłem przed najciekawszym dla mnie fragmentem, czyli Ladakh i Leh....
Od kilku lat Ladakh chodzi mi po głowie jako "oaza" (jeszcze) nie zatłoczona przez turystów w przeciwieństwie do Nepalu, który chyba jest zadeptywany...
Mam nadzieję, że w tej relacji usłyszę potwierdzenie tego mojego wyobrażenia i że kiedyś jeszcze tam zdążę....
Powiedzcie, że byłyście na Khardung La.... To blisko Leh... Chciałbym tam kiedyś zajrzeć. Jeśli będziecie miały jeszcze kiedyś informacje o Indiach za 1400 w dwie strony - dajcie cynk ....
A więc czekając na...... :-)
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 12.09.2009 08:58

Tymona napisał(a):Jakbym wiedziała, że to co opisujesz to fikcja literacka... niestety nie.

maslinka napisał(a):Strasznie mi przykro...


Niestety dziewczyny. Od razu człowiek bardziej docenia to, co ma na co dzień...

Agnieszko - bez tych Opiekunów można się obejść, ale ten akurat był nawet pomocny i - w sumie - taki niehindusko bezinteresowny. Napisałam "w sumie", bo też będzie mial swoje 5 minut :lol:

Dziewczynka naprawdę prześliczna. Ale taka przemądrzała i pyskata, że aż zabawna :D

My to właśnie lubimy robić wszędzie zdjęcia tubylcom. Żeby było śmieszniej - ja nie cierpię jak się mi robi zdjęcia, więc podziwiam wszystkich, którzy tak bez oporów zgadzają się, kiedy pytam czy mogę :) Zdjęć ze mną raczej nie mamy. No coś tam jest - bo jak to się nie sfocić w Himalajach :wink: :D Ale Wiola na szczeście mnie nie katuje. Jak jej się coś uda z zaskoczenia to bywa fajnie :lol:

Sandałki są już legendarne. Dla mnie druga para. Złego słowa nie powiem - rewelacja!!! Wiola teraz zdziera niebieskie :lol: :lol: :lol:

A co do fotki kropelki... Wiem, że to żadne mistrzostwo świata :D Ale to nic. Wiesz, kiedyś widziałam takie zdjęcie: kilka kropli wody wiszących na trawie i w tych kropelkach odbijała się margaretka. Jestem urzeczona i choć wiem teoretycznie jak to zrobić, to nigdy mi się prawdopodobnie nie uda :D Ale chciałam spróbować z kołyszącej się łódki przynajmniej coś takiego zrobić :lol:

Aguś - jak Ty to robisz, że piszesz swoją relację, zaglądasz do innych i pewnie też chodzisz do pracy... :D :D :D Ja nie nadążam i szykuję się na zimowe czytanki, o ile nic się nie wydarzy :wink: :lol:
Pozdrawiam serdecznie!!!

dorota19 napisał(a):Ula.... jakie ładne te fotki.... aż musiałam się skusić by to dodać....


Bardzo, bardzio, bardzo się cieszę Dorotko, że jesteś! Wiem, że wystawiam Waszą cierpliwość na wielkie próby, bo tak zapewnialiście, że czekacie żeby trochę tamtego świata zobaczyć, a ja jak żółw na kacu. Ale będę się starać :D

typ napisał(a):No proszę, dopiero teraz trafiłem na relację z Waszej podróży (...) A więc czekając na...... :-)


Witaj Tomek!!! Niezwykle mi miło, że tu zajrzałeś. Powiem Ci, że my też tak się uparłyśmy na Ladakh i nie wiedziałyśmy, że same góry Kaszmiru też są warte złażenia. Przepiękne! Takie nasze Tatry zachodnie przy czym dużo wyższe oczywiście :D
Co do Ladakhu to na razie zrobiłyśmy - no w sumie - rekonesans. Bo tam jest tyle do zobaczenia!!! I góry i kultura. Oj nie uprzedzam.

Byłyśmy tu i tam - dla mnie wysoko jak nigdy w życiu do tej pory :lol: Coś - podobno łatwego do zdobycia - się marzyło, ale spadł śnieg, a ja nigdy w rakach nie chodziłam i trochę temperatura przerażała. Ale o tym będzie.

Sam Leh wygląda jak Krupówki w szczycie sezonu, ale w górach już nie ma tłoku. Mnóstwo trekkingów się nam tam jeszcze marzy. Kiedyś wrócimy!!!!!!!!
Byłyśmy na Khardung La :D Oczywiście, że nie na własnych nogach, bo skoro to najwyżej położona przejezdna przełęcz świata, to wypadało na nią wjechać :lol: :lol: :lol: :lol: Już niedługo będzie o Ladakhu.

A co do samolotów - Tomek! Jeśli naprawdę chcesz to czuwaj! W zeszłym tygodniu było Delhi za 1300 zł w dwie strony i to z Warszawy! Wiola znalazła! Bo my znów mamy dylematy. Chodzi nam po głowie trekking dokoła Annapurny, albo... inna częśc tego pięknego świata. Ale to byśmy już, już, już dziś potrzebowały po 2500zł!!! :D :D :D Ma ktoś pożyczyć? :) Gram na RMF-ie o kumlację ale nie mam szcześcia :lol: :lol: :lol: :lol:

Co ja opowiadam. Przecież mamy żelazne postanowienie, że za rok bierzemy tylko sukienki, walizki na kółkach (kupimy se je :twisted: ) i miesiąc pod tytułem: "Sprawdzamy grubość ziaren piasku na bułgarskich plażach" :lool:

Pozdrawiam serdecznie. Może dziś jeszcze napisze odcinek, w którym okaże się, że jesteśmy wredne małpy. I wyjedziemy z tego Kaszmiru.
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 12.09.2009 13:31

27 czerwca 2009
Śrinagar - nasza wysokość bez zmian ;)


Kaszmir - o mało co koszmar :evil:

Nasza wysokość :) bez zmian. Czyli wciąż 1700m npm. Jak to jest z tym ciśnieniem wraz z wysokością? Że niby spada? Nam za chwilę tak skoczy, że tylko Bogu dziękować, że kawę marną mają.

Noc była ciężka. Nie dało się nie myśleć o mamie chłopca, który tu skończył swoje życie...

Ale już pierwszy zgrzyt od rana. Zdaje się, że jesteśmy księżniczki zniewolone :evil: Chciałyśmy wczesnym rankiem zobaczyć słynny targ na wodzie, ale żaden z kaszmirskich książąt udzielnych z naszej łodzi nie raczył wstać - bo tego celu była nam potrzebna ta cholerna łódka!!! :evil: Tzn mogłyśmy złapać jakiegoś wodnego taksówkarza, ale jak ktoś ci coś obieca, to przecież nie myślisz, żeby wydawać dodatkowe pieniądze.

Jesteśmy wściekłe. Ali myśli, że swoim czarującym uśmiechem wszystko załagodzi. W sumie mnie już udobruchał. Zabrał nas na dach łodzi - no fajne widoki. I zaprosił na rozmowy do jego biura. Nie bezpodstawnie tak się domaga tego spotkania.

Chcemy pojechać do miasta, trochę je pooglądać, bo poza jeziorem to chcemy jeszcze łyknąć trochę klimatu islamskiego w Azji ;) wymienić dolary - bo nie mamy już rupii i mamy wrażenie, że wszyscy nas kantują, za bardzo zaokrąglając dolarowe ceny - i znaleźć transport do Lehu na jutro. No i nocleg na dzisiejszą noc. W końcu jednak się poddajemy i myślimy żeby jednak tutaj zostać na tę noc. Ale transport musimy załatwić.

Idziemy do "biura" - tj. takiej klitki z Bardzo Poważnym Sprzętem Biurowym w postaci telefonu z faxem. Tam nie tylko Ali, ale i Australijka. Rozumiem, że ona o nim mówi cały czas "my boyfriend", ale nie rozumiemy po co ona do naszych rozmów. Trudno. Niech siedzi.

Mówimy po raz setny: chcemy łódkę i chcemy do miasta!!! Na co Australijka: "Jesteście dziewczyny niepoważne. Wy nie macie pojęcia jakie to niebezpieczne, żeby dwie białe kobiety chodziły po Śrinagarze! Zresztą dziś jest sobota i to jest dzień świąteczny dla muzułmanów. Niczego nie załatwicie!".

Gdybyśmy umiały przeklinać po angielsku to byśmy jej powiedziały co myślimy o takim durnowatym gadaniu. I może jesteśmy z dalekiej Polski, ale takie głupie, żeby nie wiedzieć kiedy świętują muzułmanie, to nie jesteśmy. Poza tym wiemy, że ta gadka o niebezpieczeństwach jest wierutnym kłamstwem!!!

Ali gra dobrego policjanta. Próbuje uciszyć zaognioną dyskusję trzech bab. I proponuje nam taki program:
Zaraz my oraz Australijka i Francuzka popłyniemy na siedmiogodzinny rejs po całym jeziorze. Dostaniemy jedzenie na drogę. A wieczorem on bierze dżipa i zabiera nas cztery na przejażdżkę po wzgórzach i do pobliskiej fortecy. Jutro rano wszyscy jedziemy na czterodniowy trekking do Ladakhu, a potem już zostawiają nas w Lehu - o ile sobie w ogóle poradzimy, bo oni w w to wątpią i uważają, że dwie Polki to na pewno w ogóle nie mają pojęcia o realiach życia turysty w Himalajach.

Mnie trochę przekonuje. Zaczął tak straszyć, że ja z kolei już powątpiewam w nasze możliwości kontynuowania takiej samodzielnej wyprawy... Wiola cedzi przez zęby: "How much". A ten znów śpiewa, że w cenie jest dzisiejszy nocleg i wycieczka po jeziorze, i ta wieczorna, i cztery dni w górach i noclegi tam, i koniki, które będą transportować nasz bagaż i wyżywienie. No wychodzi mu, że za te pięć dni, to się należy 400 dolarów od głowy!!!!!!! "Ale mówią o mnie Mister Flexible, więc negocjujmy" - ten ohydny, fałszywy uśmiech nie schodzi mu z gęby!

Większych oczu nie zrobiłyśmy nigdy w życiu. Bo my mamy na cały miesiąc przeznaczone 500 :D:D:D:D:D:D:D

Mister Flexible

Trwają twarde negocjacje. Ja się potwornie denerwuję w takich okolicznościach, jąkam się, zapominam języka w gębie, więc uspokajam się, jestem grzeczną i miłą panienką. Ciężar tej pyskówki spoczywa na Wioli. W sumie dobrze na tym wychodzimy. Jemu się wydaje, że ja próbuję obłaskawić Wiolę, do niego się uśmiecham, a moje oczy mu mówią: "Widzisz - taki koleżanka ma ciężki charakter. Ja nic nie poradzę. Musisz z nią rozmawiać" :D:D:D:D

Wtrąca się Australijka chcąc obniżyć temperaturę rozmowy. Mówi, że jak tylko przyszłyśmy to oni pomyśleli, że jesteśmy nauczycielkami. I że ja uczę przedszkolaki, a Wiola na pewno nastolatki. Bo ja taka jestem miła, a ona taka konkretna. Konkretna - hehe tak się wyraziła :D Cóż - 50% trafienie. Nie mam zamiaru prostować, że nie pracuję w przedszkolu i nawet nauczycielką nie jestem. Niech ma :) W sumie podoba się nam ta koncepcja :D:D:D:D

Koniec końców chcemy, żeby policzył nam tylko nocleg, dzisiejsze wycieczki i transport dżipem do Lehu. Tak nas tu uziemili, że jeśli nie załatwimy tego teraz to nie wiadomo kiedy, więc poddajemy się w tych trzech tematach. Wycieczki - po 300 rupieci - ok, transport - 1700... Hmmmm. Potem się przekonamy, że przepłaciłyśmy o 200, ale w sumie ok.

Kiedy jednak słyszymy, że chcą PO 1700 OD KAŻDEJ z nas za nocleg - bo to przecież HOTEL DELUXE i najbardziej ekskluzywny w okolicy, to nie wytrzymujemy i parskamy takim śmiechem, że tracą rezon.

My chyba mamy tu zasponsorować pobyt wszystkim mieszkańcom łodzi i domku za nią!!!! Robimy im wykład, za jaki hotel się płaci w cywilizowanym świecie 35 dolarów!!! Ta nora nie jest warta więcej niż 200-300 rupii.

Wiemy jednak, że ceny tu naprawdę bywają wysokie. Kończy się na połowie ceny co i tak jest dla nas koszmarnym wydatkiem. Jesteśmy wściekłe, że tak się dałyśmy uziemić obu naciągaczom - i temu z Delhi i temu Flexible. WRRRRR!!! Kolejna nauczka. Bolesna, ale już wiemy na przyszłość co robić...

Jeszcze pyskówka przy płaceniu, bo on mówi, że mu nic nie musimy płacić, bylebyśmy zadowolone były. On jest Mister Flexible i jemu wisi czy mu zapłacimy czy nie. Mówimy mu brzydko żeby wziął swoją kasę i się odwalił na wieki :evil: :evil: :evil: Jutro chcemy łódkę o szóstej rano i mamy nadzieję, że się nie spotkamy nigdy w życiu!!! :evil:

Oczywiście już jesteśmy tak miłe, że te dwie lale nie chcą teraz jechać z nami na wycieczkę :D:D:D Jedziemy same.

Głęboki wdech

Nasz Opiekun widział, a właściwie słyszał co się działo. Przygotował jakieś ekskluzywne żarcie na drogę :D:D:D:D i płyniemy.

Obrazek

Mówi nam, żebyśmy odetchnęły i się zrelaksowały na łodzi :D Jestem tak zdenerwowana, że siedzę skurczona przez jakieś 20 minut, zamiast się wygodnie wyciągnąć na uroczej łodzi z dachem
W końcu próbuję. Wiola też. Nim opadną emocje trochę minie.

Obrazek
Obrazek

Ale na szczęście przyroda wszystko załagodzi.. Bo popatrzcie jak cudownie się robi. Lilie wodne w trzech kolorach: białe, różowe i karminowe.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

My siedzimy pod zadaszeniem z przodu, opiekun z tyłu za naszym oparciem, a wiosłuje jeden gościu. Jest gorąco i parno. Ale nie jakoś koszmarnie. Jednak upał daje się we znaki naszemu wioślarzowi. Oddajemy mu naszą wodę, dziwiąc się jednocześnie, że przyszedł do pracy bez swojej. W dowód wdzięczności - może ;) - zrywa nam po lilii :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Powoli jednak pełny relaks i takie oto atrakcje: kwiaty lotosu - wprawdzie nie tak częste jak lilie, ale jest ich całkiem sporo.

Obrazek
Obrazek

Płyniemy dość długo - chyba ze 2 godziny i przybijamy do brzegu przy którym stoi meczet.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Nasz wioślarz ma trochę odpoczynku, a my idziemy zobaczyć to strasznie groźne i pełnie niebezpieczeństw miasto. Za meczetem - starówka. Taka Albania sprzed kilku lat pełną gębą. Senna atmosfera miasta bardzo nam dziś odpowiada.

Kobiety stojące przed meczetem (jakoś mały ruch jak na - jak to powiedziała Australijka - dzień świąteczny hehehe) uśmiechają się i zachęcają, żebyśmy zdjęły buty i weszły. Oj jak tu strasznie groźnie ;) Nawet zdjęcia pozwalają robić, ale głupio mi tak robić zdjęcia modlącym się. Nasz Opiekun idzie na męską stronę meczetu i spotykamy się po kilkunastu minutach.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Przechodzimy przez jakąś bramkę kontrolną na starówkę. Znów nas "obmacuje" pani żołnierka. Kiedy chcę otworzyć plecak, żeby zobaczyła co tam mam, macha ręką i każe iść dalej. Sypiąca się budka, walające się tu i ówdzie druty kolczaste. Oj jak tu strasznie groźnie!!! :D

Obrazek

Idziemy sobie przez uliczki bazaru. Rrrrany jak kolorowo.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

(Podzieliłam odcinek, bo jakiś długi mi się wydawał. Zaraz ciąg dalszy)
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 12.09.2009 13:45

27 czerwca 2009
W groźnym mieście - ciąg dalszy :)




Od razu mamy przy sobie z kilkunastu ciekawskich adoratorów, co to tak tajniacko w grupach po kilku, w odległości 5 metrów obserwują co robimy :D Śmiesznie jest. Oczywiście, który odważny o mężów pyta. Ale towarzystwo naszego Opiekuna skutecznie im przeszkadza w byciu nachalnym. Zaglądamy do warsztatów rzemieślników. Czujemy się, jak byśmy się cofnęły w czasie o setki lat. Ale jak tu groźnie!!! :D

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

I takie pyszności :D:D:D

Obrazek

Ten pan się nam szczególnie podobał

Obrazek
Obrazek

to też urocze

Obrazek

I takie widoczki z ulicy

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wiola kaszmirska pastereczka

Obrazek

Jesteśmy strasznie głodne, bo tę rację żywnościową, którą nam Opiekun przygotował już dawno temu zjadłyśmy. Idziemy na coś słodkiego. Upatrzyłyśmy sobie to miejsce, gdzie pracuje tata z synkiem. Procedura wydania słodkości wygląda tak: pan bierze kawałek gazety. Odrywa kawał ciasta, wpycha łapą trochę tego kolorowego, trochę tamtego, zawija w ciasto jak w tortillę, potem w gazetę i smacznego! Ta gazeta się nam najbardziej podoba :D:D:D

Obrazek

Idziemy powoli do naszej łodzi. Ale to nie ta. Tę okupują kawki :)

Obrazek

To nasza

Obrazek

A tu jeszcze państwo będą pozować:)

Obrazek

I jeszcze kupujemy ciastka w innej "cukierni". A niech będzie, ze jesteśmy okropne. Ciacha mamy też dla Opiekuna i Wioślarza. Widać też głodni, bo wciągnęli to jak smoki :D

Przy nabrzeżu jeszcze taka oto scenka. Strasznie lubię to zdjęcie:

Obrazek

Było śmiesznie i śmialiśmy się z tej sesji, dopóki maż tej pani z lewej nie zaczął wrzeszczeć z daleka. I ona wtedy do nas: "Już dość, już dość. Idźcie już. Dziękujemy". Przeprosiłyśmy, ona jeszcze się do ans długo uśmiechała i całe towarzystwo machało nam na pożegnanie.

To nie ostatnia taka sytuacja - kobiety tam są bardzo otwarte na pogaduchy. Gdziekolwiek się zjawiałyśmy, miałyśmy przy sobie zawsze babski tłumek. Wszystko je interesowało, chciały żebyśmy im robiły zdjęcia. Ale zawsze zjawiał się jakiś prostacki, wiejski macho, który z rykiem rozganiał całe nasze babskie towarzystwo. Po nas pofukał, kobietom kazał się rozejść i tyle. Cieszyłam się wtedy, że jestem Europejką i że u nas jednak większość facetów publicznie tak się nie zachowuje.

Czy my naprawdę wyglądamy na takie głupie???

Płyniemy sobie dalej w kierunku centrum miasta, kanałami, "zaliczając" osiem mostów, z których to ponoć słynie Śrinagar. Co chwilę orły i inne dzikie i udomowione ptaki. Ludzie z wody i na wodzie żyją. To kilka obrazków.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Chłopcy, jak to chłopcy - popisują się skokami do wody, podpływają i chcą, żebyśmy kupowały od nich lilie. Bardzo nas to bawi, ale jakoś nie zamierzamy wspierać nauki cwanictwa od najmłodszych lat. Myślą, że my jesteśmy tak naiwne jak oni sprytni. Opędzamy się od nich, ale to wszystko w żartach, które obie strony łapią.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Starsi już tracą to poczucie humoru i naprawdę myślą, że jesteśmy głupsze niż wyglądamy. Podpływa facet z łódkową kwiaciarnią

Obrazek

i szarmancko wręcza Wioli niezwykle egzotyczny dla nas kwiatek margaretki :D:D:D:D Może jakoś nie najlepsza, ale tak nas zaskoczył, że sobie pogratulowałam, iż zdążyłam ;)

Obrazek

I w tym momencie umieram ze śmiechu - Wiola ma całą buzię uciapraną drukiem z gazety i z takim wizerunkiem przystępuje do negocjacji z kwiaciarzem booo ten usiłuje nam wcisnąć nasiona kaszmirskich kwiatów.

Obrazek

Większość to nasze ogródkowe, ale dla nich chyba egzotyczne.
Jest znakomicie przygotowany. Ma albumy pełne zdjęć kwiatów. Pyta które się nam podobają. Żeby się odczepił pokazuję lilie wodne i coś tam jeszcze. Wiola też.

Mówi nam, że sprzeda nam nasiona za 80 rupii. Machamy rękami i mówimy - ok. Nie wiemy po co nam to, ale weźmiemy. (Wiem, wiem Monisia Gratkorn już podejrzewa, że napiszę coś o dragach :D:D:D ) Dajemy mu sto rupii. A ten, że 80 to mamy zapłacić ale za jeden rodzaj. HAHAHAHHAHAHA - prawie wypadłyśmy z łódki. Wciska nam kit, którego nie jesteśmy pewne i mamy za to zapłacić 320 rupii??? Nigdy w życiu. Mówimy, że nie chcemy i odpływamy. W końcu zgadza się dać nam dwie koperty z nasionami za 80. Bierzemy. Do tej pory nie wiem czy to prawdziwe nasiona. Siedzą w kopercie. Na wiosnę zobaczymy. Tylko, że ja nie wiem jak się sieje/sadzi nasiona lilii wodnych... Może w szklance spróbuję??? :D

Dalej już po staremu - znane Wam widoki, próbujemy focić.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek


I takie mniej znane :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

O a tu taki pan, co to żony szuka. Raz z lewej podpływa
Obrazek

Raz z prawej
Obrazek
Piękna łódź... Mąż jak z bajki... Chyba się zdecyduję.

Kiedy mijamy kolejny most z rzędu, nagle robi się korek. Ktoś transportował ta jakąś tam trzcinę no i się wysypało :D

Obrazek
Obrazek

A to ja sobie makro w tym korku spróbuję, bo mniej kołysze ;)

Obrazek

Przedzieramy się i się udaje.
A obok pasą się wodne krowy:D

Obrazek

Po chwili Opiekun pyta czy chcemy zobaczyć wytwórnię cudów z masy papierowej. Słuchamy, oglądamy, oczywiście wypada coś kupić. Pewnie rozczarujemy właściciela, że kupiłyśmy tylko dwie bransoletki, ale - pan wybaczy - nie będę dźwigać w Himalaje ozdobnych pudełeczek, szkatułek i innych cudów rękodzieła mistrzów kaszmirskich.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Teraz do ogródka

Powoli wracamy na nasza łódź. Mamy nadzieję, że nikogo z naszych "przyjaciół" nie spotkamy aż do wieczornej wycieczki dżipem. I marzenia się spełniają. Jesteśmy same. Coś tam jemy, a przechodząc obok łódki Wiola dopiero teraz dostrzega dorodną grządkę marihuany :D:D:D Generalnie, to tu rośnie gęściej niż pokrzywa u nas. Na każdym poboczu, gruzowisku, gdzie człowiek nie popatrzy.

Przed zachodem słońca przychodzi nasz opiekun i mówi, że dzwonił Ali i coś tam się zepsuło w dżipie i nie pojedziemy na obiecaną wycieczkę, ale on widział jak się nam kwiaty podobały, więc on nas zaprasza na wycieczkę do ogrodów mogolskich Nishat Bagh. W sumie to cieszymy się jeszcze bardziej. Kij ci w oko Ali. Nie będziemy musiały patrzeć na Mr Flexibla, słuchać grypsów i dziwnych uśmieszków Australijki i Francuzki. Odpuszczamy fakt, że zdaje się mówił, że za to zapłaciłyśmy.

Płyniemy znów na ten brzeg, na który przypłynęłyśmy wczoraj.

Obrazek

Tam Opiekun łapie autorikszę. Ależ się cieszymy!!! Jesteśmy w Indiach juz tyle czasu i dopiero dziś jedziemy autorikszą!!! Ciasno, głośno i telepie tym wynalazkiem potwornie, ale żal nie zaznać tego uczucia w tym kraju :D

Dojeżdżamy, kupujemy bilety i idziemy ZWIEDZAĆ. Słońce pięknie zachodzi. Opiekun szuka zachwytu w naszych oczach. A tu... Hmmm No jest fajnie, ale bez przesady. Dla Indian to musi być jednak raj. Są ich tu setki! Siedzą na trawie, spacerują, robią zdjęcia.
Jest nawet taki kawałek trawy, gdzie można się przebrać w tradycyjne, historyczne stroje księżniczek i książąt kaszmirskich i sobie w tym zrobić zdjęcie.

Obrazek

A w ogrodzie rosną gdzieniegdzie: róże, malwy (fakt różne odmiany), mieczyki, chińskie róże, aksamitki, macierzanki. I to chyba tyle. Krzewy i drzewa troszkę bardziej egzotyczne. Jest sucho. Tu też czekają na jakiś deszcz. Wtedy na pewno będzie dużo bardziej kolorowo.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Miłe miejsce, ale robi się ciemno, a tu jeszcze...

Obrazek

Och no jeszcze gdzieś nas facet chce zabrać. Mówi, że to 10 minut piechotą i czy mogłybyśmy podejść czy czekamy na rikszę. Eeee no - my tu w ogóle nie chodzimy tylko pływamy, więc bardzo chętnie.

Ale kondycja fatalna, bo wyprzedzają nas babki z takimi ciężarami na głowie :D:D:D

Obrazek

I pakujemy się do pracowni dywanów. Właściciel - znajomy naszego Opiekuna oczywiście - najpierw macha najnowszym wydaniem przewodnika Lonely Planet i pokazuje że tam o nim piszą, ze o jego kaszmirskie dywany to się pół Ameryki i cała Europa zabija.
Zdejmujemy buty, bo ponoć wypada, włazimy do ogromnej hali i się zaczyna - jak w Maroku - szalona prezentacja. Oglądamy, oglądamy, ale od razu uprzedzamy, że nic nie kupimy, bo nie będziemy tego taszczyć w góry. Ale facet rezolutnie, że może nam to pocztą wysłać do Polski! No tak. O niczym nie marzę, tylko o perskim, pstrokatym dywanie... Facet walczy do upadłego. Pokazuje nam dywany różnej wielkości. W końcu w odruchu rozpaczy pokazuje taki o wymiarach 20 na 20 cm :D:D:D:D:D A my nawet tego nie chcemy :D

Patrzymy na naszego lekko zawiedzionego Opiekuna, ale nasze oczy mówią: uprzedzałyśmy. Nic nie kupimy. I może jesteśmy inne od Wam znanych turystów (łącznie z tymi aktorami z albumu w Delhi, którzy to mieli tak tłumnie odwiedzać Dandoo Palace) ale wykiwać i naciągnąć na pierdoły się już nie damy.

Powrót jest wesoły. Opiekun nie potrafi złapać rikszy. Nadjeżdża jednak bus!!! Wiecie - miejsc 20 a jedzie w nim juz ze 150 osób :D:D:D Opiekun każę się wciskać. To się wciskamy. Mimo tłoku, chłopaki skaczą, żeby nam miejsce siedzące zrobić, ale wsiadają zaraz staruszki, więc stoimy.

Wioli i naszemu udaje sie przebić do końca, mnie babki sadzają obok dzieci z przodu. Tam generalnie panuje taka zasada, że z przodu są zarezerwowane miejsca dla kobiet i dzieci. W innym przypadku w tym męsko-szowinistycznym kraju nie maiłyby żadnych szans żeby usiąść.

I powiem Wam ciekawostkę. Jest późny wieczór po potwornie upalnym dniu. A w tym busie nikt nie śmierdzi!!! Wracają z zakupów, przemieszczają się z dalszych miejscowości, a wszyscy wyszorowani, wyprani! Trzeci świat... Życzyłabym sobie takiego trzeciego świata w naszych autobusach.

W całym tym autobusowym zgiełku dolatuje do mnie tylko głos Wioli: Ula, teraz wysiadamy. No to ja się szykuję do wyjścia. Wychodzę w ciemną noc i... ups... Teraz to nie było jeszcze teraz. Nie ma Wioli, nie ma Opiekuna :D:D:D Mała panika, bo nie mam grosza przy duszy i nie wiem gdzie jestem :D Ale gdzieś po 50 metrach bus się zatrzymuje i dwie znajome mi twarze już są obok. Wiola się śmieje, że trochę się pośpieszyła, ale za to jak mnie cały autobus zobaczył samą na tym niby przystanku, to podniósł się taki raban i wszyscy krzyczeli, że ja tam sama zostałam :D:D:D: Och ileż sprzeczności w tym narodzie. Tych z busa pokochałam :D:D:D:D:D:D

Cudownie rozgwieżdżone niebo, a my na łódeczce. Postanawiamy, że naszemu Opiekunowi damy 10 dolarów. Dla nich to majątek. A my nie mamy drobniejszych i w ogóle rupii :D:D:D
Szybko robi nam kolację - dziś ryż, łagodne warzywa i dwa gotowane udka. Prawdopodobnie z wróbla :D:D:D

Idziemy się pakować. Jutro musimy wstać wcześnie, żeby o szóstej rano być już na drugim brzegu i wreszcie rozpocząć wyprawę do naszego wymarzonego celu - do Ladakhu!!!!
Przychodzi jeszcze do nas Australijka i opowiada jak to uroczo było na wycieczce dżipem dokoła Śrinagaru. Tylko się wrednie uśmiechamy. Dobrze, że tak się wam wycieczka udała. My już chcemy stąd uciec...
Kiedy my się kładziemy spać, towarzystwo chyba jeszcze się wybiera na wycieczkę do miasta. Oj to niezłą mają kondycję, bo przecież jutro wszyscy mamy jechać do Lehu. Oni swoim dżipem, my swoim.

Śpi się tak sobie. Koło trzeciej słyszymy, że wróciło nasze turystyczne towarzystwo z Alim. Zdaje się zabalowali. Gratulacje. To trekking się im zapowiada rewelacyjnie.
Ostatnio edytowano 12.09.2009 21:23 przez U-la, łącznie edytowano 1 raz
blubaj
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 439
Dołączył(a): 27.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) blubaj » 12.09.2009 14:22

Ciekawa relacja więc i ja zerkam :)
Mam jedną uwagę - przed wklejeniem skalujesz zdjęcia i mam wrażenie, że program nie wygładza ich po zmianie rozdzielczości. Wyglądają przez to jak mocno przeostrzone. Spróbuj innego programu albo poszukaj opcji dotyczących skalowania i wygładzania. Może wystarczy zmienić metodę.
Polecam wypróbować program FastStone Image Viever. Jest po Polsku i z pewnością go polubisz, pozdrawiam
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Azja


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Ich wysokości - monsunowe księżniczki ;) - Indie 2009 - strona 11
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone