napisał(a) Franz » 01.06.2014 22:31
Zarzucam plecak na grzbiet i raz po raz posyłając spojrzenia na bliskie grupy Dolomitów oraz na pokryte śniegiem, dalekie alpejskie szczyty, zaczynam schodzić z przełęczy. Ścieżka jest mocno piarżysta i cały czas spod stóp wysuwają mi się dziesiątki drobnych kamyczków, wydłużając mój krok. Od czasu do czasu wylatuje jakiś większy kamień, tocząc się kilka, a nawet kilkanaście metrów. Towarzyszy mi więc stały, mniejszy czy większy hurgot i tylko kiedy przystanę, wszystko się uspokaja i wokół zalega absolutnie niczym niezmącona cisza...
Czuję już głód, jednak staram się wyjść z zimnej strefy cienia i kiedy wkraczam wreszcie w słoneczną krainę, wyciągam z plecaka bułkę, przygotowaną jeszcze w domu. Pora na pierwsze śniadanie.