Trogir
Nie samą plażą człowiek żyje. Trzeba by zobaczyć jakieś zabytki. Zbieramy się do Trogiru, bo Split oglądany z samochodu wydał nam się jakiś taki nieciekawy.
Z Povlji jedziemy do Supetaru, zostawiamy samochód i wsiadamy na prom. Błogosławiony chłód w sali nagórze, mmmm......

Dopływamy do portu i szukamy jakiegoś połączenia łódkowo - stateczkowego z Trogirem, a tu nikt nic nie wie, ponoć nic nie pływa, co nie jest prawdą.
W końcu znajdujemy jakiś autobus. , bilety kupujemy u kierowcy. Nieźle zagrzani docieramy do tego starożytnego grodu. Temperatura powyżej 30* C nie służy zwiedzaniu. Potwór i jego mama ledwo żyją po przejściu kilku uliczek. Zarządzamy kurację antytermiczną. Mama dostaje kawę very strong siekiera, Zwierz - pół aspiryny i pół litra mineralnej. Po około 30 minutach wracają do życia.
Przy okazji, warto mieć w zanadrzu jakiś cudowny lek (lub placebo) na dziecięce jęki.
Trogir - miasto na liście UNESCO, zachwalane przez wszystkie przewodniki... myślałem, że jest trochę większe i w górę i na boki. Ruszyliśmy w miasto. Zaskoczył mnie bruk ulic, kamienie o lustrzanym (prawie) połysku, ile to pokoleń ludzkich stóp już te kamienie nosiły, by tak błyszczeć?






Miasto okazało się małym klejnocikiem, z promenadą przy nabrzeżu, która chyba równie dobrze pasowała by najbogatszym miejscom riwiery francuskiej. Zwiedzać miasta jednak warto bez dzieci i przy niższej temperaturze, bo zmęczenie człeka dopada i wszystkiego się odechciewa.

Po jakimś czasie rodzinka zasiadła do kolejnej kawy i lodów, ja poszedłem szukać morskiej drogi do Splitu. Przy moście zwodzonym był "przystanek" stateczków do Splitu.



Ciekaw jestem, które ze zdjęć bardziej Wam się podoba:
Moje:

czy może jednak mojego dziecka?


Pech chciał, że właśnie uciekł jeden a następny był jakoś późno, nie wiedzieliśmy jak będzie z promem, więc wróciliśmy znowu autobusem.