Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 20.01.2012 20:27

Odcinek 7 - Bawełniany zamek

Na śniadanie dostaliśmy tradycyjnie jajko, dżem, pieczywo - tak chyba wygląda menu dla turystów w tureckich hotelach/ hostelach. Zjedliśmy je w azjatyckim towarzystwie. Trochę gości z tego kontynentu zawitało do hostelu Vardar. Ledwo co skonsumowaliśmy posiłek a tu zakomunikowano nam, że bus już na nas czeka. Szybko polecieliśmy na przystanek - szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu, bo akurat odbywał się w Selcuk targ - przyjechało sporo rolników ze swoimi dobrami. Pewnie można byłoby kupić w dobrej cenie owoce czy inne lokalne produkty...

Obrazek
Targ w Selcuk

Tym razem jechaliśmy mały busem z prawie samymi Azjatami - czyżby zapowiadał się azjatycki dzień? Wykupili oni wycieczkę fakultatywną do Pamukkale - my zapłaciliśmy jedynie za przejazd w jedną stronę z Selcuk (ok. 200 km). Jechaliśmy ok. 3,5h.

Białe "plamy" na horyzoncie widoczne były z daleka - wygląda to tak, jakby ktoś przeciągnął białą farbą po zielonoszarych wzgórzach. Nazwa Pamukkale związana jest z legendą, która mówi, że mityczni giganci suszyli tu bawełnę - stąd nazwę tłumaczy się jako "Bawełniany Zamek".

Inna historia związana jest z Selene, która tutaj ponoć zeszła na ziemię, by spotkać się z urodziwym pasterzem. Ten rozmarzył się w ramionach księżycowej bogini tak bardzo, że zapomniał wydoić krowę. Mleko rozlało się, tworząc właśnie księżycowy krajobraz. I rzeczywiście Pamukkale wygląda niesamowicie, jak zastygła biała lawa.

A jeszcze inna legenda opowiada historię młodej dziewczyny, której daleki od ideału wygląd skutecznie uniemożliwiał zamążpójście. Zakompleksione dziewczę postanowiło popełnić samobójstwo, rzucając się z wapiennych skał. Zgromadzona w tarasach woda złagodziła upadek i w efekcie nieprzytomną niewiastę znalazł wracający z polowania książę. Długie godziny spędzone w wodzie dały niezwykły efekt: brzydula zamieniła się w piękność, w której - jak się można tego było spodziewać - książę zakochał się od pierwszego wejrzenia :). Widać, Turcy mają sporo legend...

Pobyt na miejscu zaczęliśmy od szukania noclegu. Mieliśmy wynotowanych kilka miejsc i trafiliśmy pod jedno z nich - Ozbay Hotel. Za cenę 20TL/ os. dostaliśmy "trójkę" z klimatyzacją. Z hotelu mieliśmy dosłowny rzut beretem do największej atrakcji Pamukkale - słynnych, białych tarasów na zboczu góry Cokelez.

Powstanie Pamukkale związane jest z wypływającą z gorących źródeł wodą o stałej temperaturze 35C, bogatą w związki wapnia i dwutlenek węgla, która ochładzając się na powierzchni, wytrąca węglan wapnia, którego osady układają się w malownicze nacieki i stalaktyty. Na zboczu góry, wykorzystując nierówności terenu, powstają progi, półkoliste i eliptyczne baseny wody termalnej, ukształtowane w formie tarasów, oddzielone od siebie obłymi zaporami, po których spływa woda tzw. trawertyny odmiana martwicy wapiennej - skały osadowej. Proces ten trwa nieprzerwanie od około 14 tysięcy lat.

Władze tureckie ze względu na wyjątkowość Pamukkale objęły ten teren ochroną tworząc w 1990 roku Park Narodowy, który trafił również na listę światowego dziedzictwa przyrodniczego UNESCO. Park Narodowy utworzono w celu ochrony trawertynów przed "rabunkową" ekspansją hotelarzy. Pobudowane w górnej części zbocza hotele przyczyniły się do stopniowego wysychania źródeł wody termalnej i postępującej degradacji środowiska. W związku z tym władze nakazały zamknięcie hoteli a następnie ich rozebranie. W 1997 została zamknięta trasa prowadząca przez naturalne tarasy.

Obecnie dla turystów udostępniona jest część południowa, wzdłuż wybudowanego przez ludzi wąskiego kanału, którym płynie woda termalna napełniając sztucznie utworzone baseny. Wejście na trawertyny, z uwagi na ochronę osadów, jest możliwe tylko po zdjęciu obuwia. Uczyniliśmy to z lekką obawą ze względu na temperaturę, w końcu był to listopad i powierzchnię, bo na pierwszy rzut oka skała nie wzbudza zaufania, że przejdzie się po niej bezpiecznie. Ale, już po kilku pierwszych krokach okazało się jednak, że woda miała bardzo przyjemną temperaturę i super się po niej brodziło - fajny, relaksujący masaż dla zmęczonych stóp (woda ma też podobno lecznicze właściwości...) Połaziliśmy naprawdę sporo po trawertynach. Nie mogliśmy się napatrzeć i narobić zdjęć - prześliczny kontrast między białymi skałami i niebieskim niebem.

Pamukkale widok z dołu:
Obrazek
Wiola karmi ptactwo - najpierw przyszła jedna kaczka, potem druga a na koniec trudno było je zliczyć :)

Obrazek

Obrazek
Wiola

Trawertyny - część turystyczna:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola & Robert

Obrazek
Robert - Wiola - Paweł

Obrazek
Jaskółka

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Fotograf

Obrazek
Skoczek

Obrazek
Robert

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trawertyny - część naturalna:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nad trawertynami znajdują się ruiny miasta Hierapolis. Hierapolis zostało zbudowane w miejscu, gdzie już znacznie wcześniej istniało osadnictwo a zamieszkujące tu ludy oddawały cześć bogini - matce ziemi. Lecznicze źródła przyciągały mieszkańców a występujące na tym terenie trzęsienia ziemi niszczyły ich domy i świątynie. W roku 1354 silne trzęsienie ziemi ponownie zniszczyło miasto a jego mieszkańcy opuścili je na zawsze. Z wszystkich zachowanych zabytków największe wrażenie zrobił na nas teatr rzymski. Zbudowany w II wieku na polecenie cesarza Hadriana. Widownia teatru została wkomponowana w zbocze góry, Teatr mógł pomieścić około 10 - 12 tysięcy widzów. Podobnie, jak w Efezie, można chodzić po Hierapolis, gdzie się komuś żywnie podoba. Strażnika czy ochroniarza nie sposób dostrzec...jakby ktoś chciał, to mógłby wynieść całe to miejsce skała po skale.

Hierapolis:
Obrazek

Obrazek
Wiola na widowni teatru

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Pamukkale spotkaliśmy...znajomych. No, tak nie do końca kogoś zaprzyjaźnionego, ale najpierw przy kasie spotkała i rozpoznała nas dziewczyna z Pamucaka nad Morzem Egejskiem (daliśmy jej zdjęcie w poprzednim odcinku) a gdzieś na trawertynach spotkaliśmy "Kangury" poznanych na wycieczce do Ihlary :). Zamieniliśmy z nimi kilka słów...
Po trawertynach pochodziliśmy do zachodu słońca podziwiając, jak białe ściany zmieniają swój kolor w zależności od położenia słońca :). Uroczo...

Pod wieczór miejsce niemal się wyludniło. Za dnia było tłoczno. To jest przewaga podróżowania na własną rękę. Nikt nas nie gonił, mogliśmy spokojnie chodzić to tu, to tam. Spacer po tej białej skale był przyjemnością dla naszych stóp, które w Turcji zrobiły już trochę kilometrów i potrzebowały takiego ukojenia :).

Wieczorne Pamukkale:
Obrazek

Obrazek
Wiola

Obrazek
Paweł, Robert

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W nocy ponownie musieliśmy skorzystać z klimatyzacji. Kolejna, zimna turecka noc. Może to nie do końca była wina klimatu, a być może częściowo grubych, hotelowych murów. Po prostu zimno w nocy było jak diabli :(. Rano czekał nas wyjazd w kolejne miejsce...

Obrazek
Wiola się dogrzewa...

PS Jacek, a my wiemy, że napiszesz kolejną ciekawą relację :). Pozdrawiamy Cię serdecznie. Podobnie jak i pozostałych naszych czytelników.
Ostatnio edytowano 13.08.2012 13:48 przez RobCRO, łącznie edytowano 3 razy
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 20.01.2012 20:50

Efez i Pamukkale zawsze piękne ... a na Twoich zdjęciach wyjątkowo pięknie się prezentują. :)

Pozdrawiam.
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107680
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 21.01.2012 12:31

Hierapolis i Pamukkale przypomniane w pamięci, widzę że w "umywalkach" woda była oraz ... skoki na białym tle :wink:
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 21.01.2012 17:43

Dużo wody i pusto...no i pięknie jak zawsze.

Pozdrawiam
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 23.01.2012 19:25

Górsko, morsko, ogniście...

Odcinek 8 - Górka

Co to byłby za wypad, gdyby nie było górki :). Na tym wyjeździe tak do końca nie wiedzieliśmy, czy uda się wejść na jakikolwiek szczyt. W zasadzie na zdobywanie gór nie byliśmy przygotowani. Nie mieliśmy planu, na co moglibyśmy wejść (przed wyjazdem na szybko szukaliśmy info o Hasan Dagi, ale było tego niewiele i nie wiedzieliśmy, czy jest tam jakaś ścieżka na szczyt - teraz już wiem, że jest i podobno bez większych trudności technicznych). Nie zabraliśmy też żadnego sprzętu - nie wspominając nawet o porządnych, górskich butach.

Po zwiedzeniu Pamukkale mieliśmy trochę czasu. Postanowiliśmy pogrzebać w Internecie - chcieliśmy znaleźć adresy hosteli w Antalyi, która miała być naszym ostatnim przystankiem w Turcji. Zastanawialiśmy się też, jak zagospodarować pozostałe dni. Jakoś nie mieliśmy ochoty na kolejne ruiny (koło Antalyi można zwiedzić np. Aspendos) a na plażowanie też nas raczej nie ciągnie. I tak przeglądając zasoby sieci, czytając przewodnik znaleźliśmy dla siebie fajną górkę. Co prawda, informacji o niej w necie jest niewiele, nawet na summitpost nic nie znaleźliśmy, ale udało się nam wygrzebać mapkę z oznaczeniem szlaku a w przewodniku Pascala była wzmianka, że na górę można wejść :). Decyzja mogła być tylko jedna...musieliśmy spróbować :).

Po raz drugi w Turcji w nocy bardzo przydała się nam klima. I ponownie nastawiliśmy ją nie na chłodzenie a na grzanie. Turecki klimat dawał się nam nieco we znaki...

Śniadanie zjedliśmy razem z rodziną gospodarza - co prawda każdy przy swoim stole, ale po części czuliśmy się jak ich rodzina. To było bardzo sympatyczne.

Z Pamukkale pojechaliśmy najpierw wahadłem do Denizli - bus był nieźle napakowany. Akurat tego dnia rozpoczęło się święto Kurban Bajram i być może tłok spowodowany był właśnie z tego powodu. Z Denizli jechaliśmy już autobusem rejsowym (cena 27 TL). Miejsca zajęte były co do ostatniego. Koło południa dojechaliśmy do znanej już nam Antalyi. Było ciepło i słonecznie. Chwilkę pokręciliśmy się po dworcu, gdzie uczynni tubylcy pomogli nam z autobusem do Beycik (10TL osoba). Jechaliśmy dalej na południe. Nawet na tak krótkiej trasie otrzymaliśmy przekąskę oraz coś do picia :).

Po nieco ponad godzinie jazdy wysadzili nas przy lokalnej drodze na Beycik. Mieliśmy do przejścia kilka kilometrów w górę - wieś leży +/- na ok. 800 mnpm. Przeszliśmy kilka z nich i...złapaliśmy stopa :).

Sympatyczny Turek podrzucił nas do centrum wsi. Zrobiliśmy tam zakupy i poszliśmy pod schronisko Olympos. Niestety, naszym oczom ukazała się zamknięta kłódka :(. Chwilkę po nas podjechało auto. Mieliśmy małą nadzieję, że może to właściciele obiektu, ale to byli turyści jak my. Lipa...

Obrazek
Paweł i Robert w drodze do schroniska

Obrazek
Niestety, zamknięte :(

Na szczęście, w necie wyszukałem, że jest w Beycik hotel Nara. Podjechaliśmy pod niego z tureckimi turystami - w zasadzie to oni nas podrzucili. Mieliśmy farta i hotel był otwarty...negocjowaliśmy cenę noclegu - ze 120 TL zeszli nam na 100 TL/ 3 osoby/ noc. Drogo jak na tureckie warunki. Ale, w sumie nie mieliśmy wyjścia. Zostaliśmy...

Obrazek
Nasz hotel w Beycik - Nara Resort

Interesu w Nara pilnuje Gruzinka, ale wszystko ustala telefonicznie z tureckim właścicielem. Trochę z nią porozmawialiśmy po rosyjsku, ale tylko trochę, bo języka bratniego narodu słowiańskiego już prawie nie pamiętamy.

Wieczorem posiedzieliśmy trochę przy Efesie. Wskakując do łóżka, opatuliliśmy się we wszystkie dostępne koce. Tam to dopiero było zimno, a klimy tym razem nie mieliśmy. Ale, w takiej temperaturze to się dobrze śpi. Rano czekała nas wyprawa na Tahtali Dagi, w niektórych źródłach znany także jako Olympos w paśmie Tahtalidagar.

Szybko po śniadaniu ruszyliśmy na szlak - oznakowany jak nasza flaga, gdzie niegdzie jak indonezyjska :). Swojski klimat. Nasz szlak to fragment tzw. drogi licyjskiej, która liczy w sumie ponad 500 km (zaczyna się w Fethiye, a kończy w okolicach Antalyi, biegnąc południowym krańcem Półwyspu Likijskiego).

Wydawało się nam, że jedna ze ścian lub grań Tahtali góruje nad Beycik. Na nią się kierowaliśmy. Początkowo łagodnie w górę przez las przyjemnie pachnący. Po ok. 1,5 godziny drogi doszliśmy do obozowiska. Tutaj swoją bazę ma turecki przewodnik Akin. Na jedną noc rozbili się obok niego Czesi. Kogo by innego można było spotkać w górach? Jak nie ich, to mogli to być jedynie Polacy, Słowacy albo Węgrzy...Trochę z nimi pogadaliśmy, wypiliśmy herbatę. Czesi pokonywali całą drogę Licyjską. Szacun...

Przewodnik podzielił się z nami uwagami, co do dalszej części szlaku a także przekazał nam, żeby uważać na zielone, jadowite skorpiony. Uuuu...nie można było opierać się o drzewa ani siadać na kamieniach. Przez całą drogę wypatrywaliśmy skorpionów, ale oprócz tych dwóch zodiakalnych (czyt. Wiola i ja) na inne nie natrafiliśmy :).

Za to trafiliśmy super z pogodą. Ciepło, ale nie za gorąco...niesamowite kolory jesieni. I drzewa. Co chwila jakieś zaskakiwało nas swoim kształtem przypominającym roślinność typową dla Japonii. Bajka...to chyba cedry, prawda? Więc może nie Japonia a Liban :).

Na szlaku na przełęcz:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Widok na morze

Obrazek
Oznakowanie szlaku
Obrazek
Znajome barwy :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola z Akinem i Czechami

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po wyjściu na przełęcz otworzyły się nam widoki na pełne morze, dalsze, w tym ośnieżone szczyty. A naszego Tahtali Dagi widać nie było...czyli ta ściana, którą widzieliśmy ją z Beycik stanowiła część innego szczytu. Tutaj drobna uwaga dla tych, co może kiedyś spróbują pójść naszym śladem - nie należy iść z przełęczy prosto a trzeba kierować się na flagi (kierunek w prawo).

Na przełęczy:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Widok na góry po przeciwnej stronie półwyspu

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z przełęczy mozolnie, zakosami podchodziliśmy pod stromą górę. Po pokonaniu tego odcinka szlaku ujrzeliśmy wreszcie cel naszej wyprawy - Tahtali Dagi z wielkim blokiem na jego szczycie. Od tego miejsca czekało nas podejście góra - dół – góra - dół. Co zdobyliśmy trochę wysokości, traciliśmy ją.

W drodze na szczyt:
Obrazek

Obrazek
Ośnieżone trzytysięczniki

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Pierwsze spojrzenie na Tahtali Dagi

Obrazek
Wiola

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po czterech godzinach od wyjścia z kwatery zameldowaliśmy się na szczycie otoczeni tłumem turystów. Nic dziwnego, Tahtali Dagi (2365 m) można łatwo zdobyć...kolejką górską, z czego korzystają liczni turyści plażowi, głównie Niemcy. I właśnie jakaś starsza para z tego kraju widziała nas na podejściu i złożyła nam gratulacje :). Miło...ale, ogólnie to klimat na szczycie jak z niemieckiego uzdrowiska.

Porobiliśmy kilka zdjęć - panorama ze szczytu jest niezwykle szeroka. Widać było odległą o ponad 60 km Antalyę, Kemer, zatoki Olympos, Finike a także pobliskie szczyty - Tuncdagi (2649), Bakirtepe (2547) i Kizlarsivrisi (3070). Zjedliśmy kanapki i zaczęliśmy schodzić. Na zejściu mieliśmy drobne problemy, zwłaszcza Wiola ze względu na obuwie. Nadawało się ono bardziej do baletu niż na górskie szlaki. Musiała bardzo ostrożnie schodzić...

Na szczycie:
Obrazek

Obrazek
Kolejka

Obrazek
Wiola - w tle Antalya

Obrazek
Widok na Antalyę

Obrazek
Kemer

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drodze spotkaliśmy poznanych wcześniej Czechów, Anglika (akurat był na tym najbardziej stromym podejściu i dzięki naszym zachętom nie zrezygnował z wejścia) i grupę Turków. Kameralnie :). Góry prawie puste...czyli taki klimat, jaki najbardziej lubimy :).

Zejście:
Obrazek
Wiola i Robert
Obrazek

Obrazek
Ostatni rzut oka na Tahtali Dagi

Obrazek

Obrazek

Około 16 wróciliśmy do hotelu. Planowaliśmy wyskoczyć do Olympos. Zastanawialiśmy się nad wynajęciem auta albo nad znalezieniem kierowcy, który by nas dowiózł , ale nie dało rady. Pozostało nam zostawić resztę atrakcji na ostatni dzień...

Zostaliśmy na kwaterze popijając Efes w nagrodę za zdobycie Tahtali Dagi. Zasłużyliśmy. Górki wcale nie planowaliśmy przed wyjazdem a tu...udało się :). Ciekawa opcja dla tych, co lubią morze i góry. Szlak jest bardzo przyjemny bez trudności technicznych i orientacyjnych. Widoki ze szczytu piękne. Oczywiście przy ładnej pogodzie, na jaką my trafiliśmy :). Dla tych, co śpią w namiotach, można rozbić się u przewodnika. Bije tam źródełko z wodą, więc można sobie przygotować coś do picia i jedzenia.

Wieczorem do hotelu zapukał inny gość - Niemiec z Berlina. Robiłem za tłumacza rosyjsko - niemieckiego. Szukał noclegu na jedną noc. Gdy usłyszał cenę - najpierw 70 TL, potem 60 TL bez śniadania zrezygnował. Poradziliśmy mu, że skoro ma namiot i czołówkę, żeby poszedł do miejsca z wodą. Nie wiemy, jak potoczyły się jego losy, ale mamy nadzieję, że w ciemnościach trafił, gdzie trzeba :).

PS Gdyby kogoś interesowała wycieczka w tamte góry, polecam zajrzeć tutaj. Na tej stronce zarówno opis wejścia na "naszą" górkę jak i okoliczne.

Obrazek
Mapa Beycik i szlaków w rejonie wioski - to dzięki niej zdecydowaliśmy się na Tahtali Dagi

PS W sumie na koncie mam już dwa Olimpy- grecki i turecki. Został jeszcze ten z Cypru...

PS Mariusz, Janusz i Jacek, dzięki chłopaki za śledzenie naszych tureckich poczynań. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy w Pamukkale było mało turystów. Po prostu, nie mamy porównania. Ale, można przypuszczać, że w sezonie letnim jest ich zdecydowanie więcej.
Ostatnio edytowano 13.08.2012 13:49 przez RobCRO, łącznie edytowano 2 razy
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 23.01.2012 20:39

Obecna :wink:

I jestem pod wrażeniem Waszego tempaaaaaa - normalnie macie turbodoładowanie :wink: :D

pozdrawiam
:D
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14800
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 23.01.2012 20:43

Podobnie jak Tymona jestem pod dużym wrażeniem Waszych wojaży :D

Jedno tylko nie daje mi spokoju: skąd Wy macie TYLE urlopu? ;) :lol:

Pozdrawiam serdecznie :papa:
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 24.01.2012 10:13

Wycieczka, góry, przyroda ... pięknie ! 8)


... a "Efez" ... Wam ciągle towarzyszy ! ;)

Pozdrawiam.
a to ja
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4755
Dołączył(a): 18.07.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) a to ja » 24.01.2012 19:37

Wiola - zadowolona, widoki - cudne, pogoda - sprzyjająca.:D
Jednym słowem: żyć ... i dalej zwiedzać 8)
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 21.02.2012 11:48

Górsko, morsko, ogniście...cz. II

Odcinek 9

Morze i wieczny ogień Chimery

Wyszukując atrakcji blisko Antalyi trafiliśmy na ruiny antyczne (np. Aspendos czy Perge), ale i na miejsce zwane Chimerą słynące z wiecznie palącego się ognia. Bardzo chcieliśmy je zobaczyć i zostawiliśmy sobie je na deser - taka wisienka na tureckim torcie :).

8 listopada był ostatnim dniem naszego pobytu w Turcji. Jak zwykle na śniadanie dostaliśmy jajko (czyżby tradycyjne tureckie śniadanie?), dżemy, oliwki...

Po rozliczeniu się z gospodynią poszliśmy na dół do drogi Antalya - Kumulca. I znów mieliśmy szczęście, bo udało się nam złapać stopa, dzięki czemu zaoszczędziliśmy sporo czasu i sił. Na drodze zatrzymaliśmy dolmusza. Jak się okazało kierowca jechał w kierunku Olympos. Znowu mieliśmy farta. Po przejechaniu kilku kilometrów przesadził nas do innego dolmusza, który zwiózł nas do Olympos. Stąd mieliśmy mieć blisko pod Chimerę. Ale, blisko to wynikało tylko z naszej mapy, w rzeczywistości jak się dowiedzieliśmy, było ok. 10 km. Po krótkiej naradzie zdecydowaliśmy się zostawić plecaki na przechowanie i pójść spacerkiem do Chimery. Dowiedzieliśmy się także, że ostatni dolmusz z Olympos odjeżdża o 17.00.

Olympos słynęło z kultu Hefajstosa, boskiego kowala, niedaleko miała też swoją pieczarę Chimera - ziejący wiecznym ogniem potwór z trzema głowami: lwa, smoka i kozy. Rzymianie w 78 r. p.n.e. zniszczyli Olympos, a potem odbudowali. Przez jakiś czas był gniazdem piratów, przeżył najazd Arabów, po epoce wypraw krzyżowych został opuszczony i zapomniany. Wstęp do ruin kosztował nas 3TL/ osoba. Nie poświęciliśmy im za dużo czasu, bo śpieszyło się nam do Chimery. Przez ruiny Olympos przechodzi się na kamienistą plażę, która wg przewodników należy do jednej z najładniejszych w Turcji. Ciągnie się kilka kilometrów aż do Cirali. Przeszliśmy kawałek po niej. Trochę osób się kąpało. Mieliśmy też piękny widok na Tahtali Dagi. Jeszcze wczoraj zdobywaliśmy ten szczyt a dziś byliśmy na plaży u jego stóp. Od strony morza górka prezentuje się naprawdę imponująco :).

Plaża Olympos:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
W tle widoczne Tahtali Dagi

Obrazek

Obrazek
Zbliżenie na Tahtali Dagi

Obrazek

Dalej szliśmy drogą w otoczeniu mandarynkowych i granatowych sadów. Podjadaliśmy sobie świeże owoce :). Przepyszne. Tak prosto z drzewa to owoców takich jeszcze nie zrywaliśmy. Raz mieliśmy wątpliwości, co do drogi, ale miły tubylec pokazał nam, gdzie musimy iść. Na pomoc Turków zwykle można liczyć...

Obrazek
Pyszne granaty

Obrazek

Obrazek

Wstęp na Chimerę, po turecku Yanas jest płatny - 3,75 TL. Do pokonania jest trochę schodków po stromym zboczu. Latem można wylać trochę potów. Samo miejsce jest magiczne - z ziemi samoczynnie wydostaje się ogień - wygląda to jak małe ogniska. Natężenie emisji gazu zmienia się w zależności od pór roku. Ilość uchodzącego gazu jest większa w porze zimowej. Płonący gaz tworzy tzw. "wieczne ognie". W przeszłości płomienie były na tyle duże, że stanowiły one naturalne latarnie morskie dla żeglugi przybrzeżnej. Istnieją hipotezy, że te strzelające z ziemi języki ognia były inspiracją dla powstania starogreckiego mitu o Chimerze. Homer w "Iliadzie" pisał, iż jest to oddech podziemnego potwora o głowie lwa, ciele kozy i smoczym ogonie. Tu właśnie został pokonany przez Bellerofonta.

Chimera:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola & Robert

Obrazek

Podobno Chimerę najlepiej oglądać w nocy - wtedy wzgórze jest rozświetlone światełkami. Niestety, nie mieliśmy sposobności, żeby zobaczyć je o tej porze. Ale i za dnia miejsce robi niesamowite wrażenie. Taki mały cud natury :). Bardzo nam się tam spodobało. Turystów też tam trochę się kręciło. Widać było, że niektórzy nawet sobie tam grilla urządzają :).

Obrazek
Turecki grill

W drodze powrotnej na dolmusza postanowiłem zanurzyć się w wodzie :). Temperatura wody była przyjemna, tak ze 20C +/- 1C. Komfortowo...w listopadzie nigdy wcześniej się nie kąpałem :). Zawsze jest ten pierwszy raz...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Pożegnalna uczta

Z Olympos dolmuszami dojechaliśmy do Antalyi. Turcy mają świetnie zorganizowany transport. Z jednego dolmusza szybko przesadzili nas do następnego. Około 19 byliśmy na już znanym nam dworcu autobusowym. Wylot do Paderborn mieliśmy o 5 rano. Przed nami była noc...Zastanawialiśmy się, co robić, a przypadek sprawił, że trafiliśmy na lotnisko.

Przed wylotem nasz przewoźnik poinformował nas, że musimy potwierdzić nasz wylot. Próbowaliśmy w Beycik. Ale bez powodzenia. Gdy na PKS-ie ujrzałem punkt informacji turystycznej, pomyślałem, że może oni nam pomogą i zadzwonią na lotnisko, o której jest nasz lot. Niestety, miła pani na tyle rozumiała angielski, że zamiast zadzwonić na lotnisko, podała mi...numer autobusu, który tam kursuje. Z podpowiedzią, że jest nowy, czerwony i kosztuje niecałe 3 TL :). Nie takiej w sumie informacji oczekiwaliśmy, ale...z drugiej strony mieliśmy rozwiązaną kwestię dojazdu na lotnisko - autobus "600-tka" kursujący na trasie Otogar (dworzec autobusowy) - Havalimani (lotnisko).

Z okazji Kurban Bajram nic nie zapłaciliśmy za przejazd :). Jakoś łatwiej w tym momencie było pogodzić się z faktem, że przejazd na dworzec kosztował ok. 100 zł.

I tak oto zadowoleni dojechaliśmy na lotnisko. A tu mały zonk. To nie był nasz terminal - postawili nas przed wyborem, albo taxi albo 2 km z buta. Mieliśmy dużo czasu, wybraliśmy buty. Na naszym terminalu pustki...potwierdziliśmy nasz lot. Nic się nie zmieniło :). Wydaliśmy i wymieniliśmy ostatnie liry. Znaleźliśmy sobie miejsce na kimanie i przez nikogo niepokojeni spaliśmy.

Nad ranem odprawa, do samolotu i lot do Niemiec. Podziwialiśmy tureckie krajobrazy, potem ośnieżone szczyty gór Bułgarii (pewnie było widać Musałę) i Rumunii. Ok. 9 wylądowaliśmy w Paderborn. Auto stało na parkingu. Po drodze zrobiliśmy drobne zakupy w Kassel i zwiedziliśmy Drezno. Miasto znane mi z tego choćby wyjazdu. Wiola i Paweł nie byli tam wcześniej. Pochodziliśmy po mieście trochę...

Drezno:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Drezna pojechaliśmy na Tychy, dokąd dojechaliśmy około 23. Cali, ale nie do końca zdrowi, bo Wiola złapała jakąś późną klątwa sułtana :). Lepiej w domu niż w Turcji gdzieś na trasie...

Akcję Turcja mogliśmy uznać za zakończoną, ale nie urlop...

PS Tymona...tempo na miarę naszych możliwości. Po prostu, jak się ma wolne, trzeba wykorzystać je maksymalnie :). Pozdrawiamy Cię serdecznie.

PS Agnieszko, urlopu mamy tyle, co wszyscy. Tylko, że w 2010 roku nie mieliśmy dłuższego urlopu (czyt. min. 10 dni) i trochę dni przeszło na kolejny rok. Ponadto zwykle, nasze wyjazdy wypadają (celowo) w jakieś dłuższe weekendy. Często podróżujemy nocą, bo chcemy zaoszczędzić dzień czy dwa...Taki sposób podróżowania odpowiada nam jak najbardziej.

PS Mariusz..."EFeS'em" to ja się zajmuję zawodowo :). "Praca" na wyjeździe nie daje o sobie zapomnieć. Dzięki za miłe słowa...

PS Dorota...Carpe diem. Żyjemy, zwiedzamy, czasami z pogodą trafiamy. Czasami bywa gorzej. Jak jest gorzej, staramy się wykorzystać ją na "maxa", jak sami to określamy. Gdzieś ponad chmurami zawsze świeci słońce :).
Ostatnio edytowano 23.02.2012 16:13 przez RobCRO, łącznie edytowano 2 razy
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 21.02.2012 13:57

RobCRO napisał(a):PS Jacek, a my wiemy, że napiszesz kolejną ciekawą relację :). Pozdrawiamy Cię serdecznie.



Dziękuję bardzo za pozdrowienia i super wypad do TR.

Powodzenia w planowaniu i wypełnianiu planów.
franko
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2360
Dołączył(a): 14.10.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) franko » 21.02.2012 14:15

Ciekawe. Bardzo ładne fotki.
PZDR.
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 21.02.2012 14:23

RobCRO napisał(a):PS. Mariusz..."EFeS'em" to ja się zajmuję zawodowo :). "Praca" na wyjeździe nie daje o sobie zapomnieć. Dzięki za miłe słowa...

No to pasuje ! 8) ... podobno niektórzy na tym "piankę zbierają" ! ;) :)

Dziękuję za super wycieczkę ! 8)

... dla mnie już mocno retrospektywną ! ;) :)

Pozdrawiam.
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 22.02.2012 20:10

Odcinek X - Polska wisienka na torcie, czyli jesienno - zimowa Wielka Racza

Po powrocie z Niemiec nadal mieliśmy wolne - długi listopadowy weekend. Tak od rozmowy do rozmowy, a może by wyskoczyć w Beskidy? Ale, jak tu jechać, skoro Wiola niedysponowana. Ostatecznie ustaliśmy, że skoro prognozy są dobre a i że Wiola kilka razy chodziła po tych beskidzkich szlakach, to pojedziemy tylko Paweł i ja. Na Wielką Raczę, na której jeszcze nie byłem, a która w beskidzkich planach była gdzieś wysoko :). Last minutowo chciałem zwerbować forumowych bielszczan Ulę czy Mariusza, ale byli nieosiągalni.

Bielsko bardzo zaskoczyło nas otwartą obwodnicą. A myśleliśmy z Pawłem, czy nie jechać przez centrum, bo kilka tygodni wcześniej, najpierw wyrzuciło nas na obwodnicę, a potem skierowało właśnie na centrum miasta. A teraz sprawnie, elegancko minęliśmy stolicę Podbeskidzia. Ale, pobłądziliśmy w Rajczy i zamiast na Zwardoń, to pojechaliśmy na Glinne. Szybko się jednak pomiarkowaliśmy...w dodatku jeszcze w Rajczy w święto narodowe spotkaliśmy panów co kładli chodnik. Jak jest plan, to trzeba go wykonać, nawet w taki dzień.

Auto zostawiliśmy na parkingu w Rycerce Górnej. Stało tam już kilka samochodów. Nic dziwnego, wolne, ładna pogoda przyciągnęła turystów. Zaczęliśmy podchodzenie żółtym szlakiem. Paweł narzucił ostre tempo, że biegłem za nim z językiem na wierzchu. Na szczęście, robiliśmy przerwy na fotografowanie - piękne jesienne kolory runa leśnego, błękitne niebo i białe, oszronione korony drzew. Po prostu bajka...

Beskidzkie klimaty:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

[IMG]http://i1050.photobucket.com/albums/s415/Adriatyk
/DSCF5357.jpg[/IMG]

Za nieco ponad godzinę od startu byliśmy już na Wielkiej Raczy (1226m) - tak na oko była 11.11 dnia 11.11.11 :). Taki mały, nieplanowany zbieg okoliczności.

Chwilkę odpoczęliśmy i porobiliśmy zdjęcia - krajobrazy dalej jak z bajki. Okoliczne góry jak na dłoni, Babia, Rozsutec, Chocz i Tatry z "moim" Krywaniem na czele :).

Na Wielkiej Raczy:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Rozsutec i Stoh

Obrazek
Widok na Tatry z Wielkiej Raczy

Po krótkiej przerwie poszliśmy dalej na Przegibek. Tempo nie spadło, tym bardziej, ze na zacienionych odcinkach było po prostu zimno. Na Przegibku zrobiliśmy przerwę na posiłek i dalej na dół do auta.

Obrazek

Obrazek

Całe przejście szlaku Rycerka - Wielka Racza - Przegibek - Rycerka zajęło nam ok. 6 godzin z dwoma przerwami na Raczy i Przegibku. Nieźle...i z jakimi widokami. Niby nadal jesień, ale już z zimowym obliczem :).

Trochę naklęliśmy się w Rajczy, bo panowie fachowcy wzięli się za rozkopanie drogi. Dopiero po negocjacjach i trąbieniu kierowców odblokowali drogę. Takie numery, to chyba tylko u nas możliwe, żeby w święto ok. godziny 16 nadal pracować. Choć może lepiej, że w święto, bo pewnie wszyscy bardziej byliby wkurzeni, gdyby akurat jechali do pracy i trafili na zablokowaną drogę.

Pod wieczór dojechaliśmy do Tychów...Racza udała się nam wyśmienicie. Pogoda, widoki :). Z "Worka" została mi do przejścia Rycerzowa. Pewnie kiedyś się tam wybierzmy...

Nasz jesienny urlop został w pełni wykorzystany. Turcja plus Wielka Racza :). Można było zacząć planować kolejne wypady.

PS Jacek, Franko i Mariusz, dziękujemy Wam bardzo za śledzenie "tureckiej" części naszej relacji :). Do poczytania o kolejnych podróżach :). Mariusz, ja w tym EfeSie to sam nie wiem, czego się w końcu dorobię...a o żadnej piance nie ma mowy :).

PS Franz - Wojtek, dzięki za rozpoznanie górek :). Gdy byliśmy na szczycie jacyś Słowacy opowiadali, co widać, ale pamięć ulotna i nie zapamiętałem dokładnie, która górka, jest która...
Ostatnio edytowano 23.02.2012 11:44 przez RobCRO, łącznie edytowano 2 razy
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 23.02.2012 09:11

Piękne te "oszronione" zdjęcia.
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu - strona 43
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone