Tym razem wybór padł na Peljesac. Zawsze jeździmy w ciemno, nie rezerwujemy wcześniej kwatery. Jeździliśmy więc po tym uroczym półwyspie w poszukiwaniu odpowiadającego nam miejsca, aż trafiliśmy do Kuciste, tuż za Orebicem. Tam, ku naszemu zdziwieniu, już za pierwszym razem udało nam się znaleźć wymarzoną kwaterę (pokój w cenie 30 euro za nas dwójkę i czteroletnią córeczkę), z balkonem i widokiem wprost na Korculę. Do morza 20 metrów.

Widok z naszego balkonu
Gospodarze okazali się przesympatyczni już na samym początku. I tak było aż do końca naszego dwutygodniowego pobytu w tym miejscu.

Nasz gospodarz - właściciel restauracji Piccolo i ukochana pani Visnja naszej córeczki Hani.
Wakacje trzeba zacząć. A jak? Od plażowania.

Pierwszy dzień na plaży koło domu.

Naszej Hani nie przeszkadzały ani kamienie, ani mnóstwo jeżowców

Orebic z morza

A teraz przyszedł czas na zwiedzanie Orebica

Na Korculę pływaliśmy promem osobowym za 12 kun od osoby. Dziecko do lat 7 za darmo. Prom wypływał co godzinę od wczesnego rana aż do godz. 23.00.

Miasto Korcula to taki mini Dubrovnik
Jedno z pierwszych miejsc, gdzie pojechaliśmy naszym samochodem, był Dingac. Wrażenia z jazdy niesamowite. Jako kierowca, chcę więcej takich dróg. Tam przynajmniej wszyscy na drodze się szanują (bo nie mają innego wyjścia



Dingac dla podniebienia...

Dingac dla oka...

... i jeszcze rzut oka na morze

Dingac na laku noć.
Potem wybraliśmy się, dalej krętą i wąską drogą do Trstenika.

Kościółek w Trsteniku

Wracając postanowiliśmy pojechać jeszcze w kierunku Potocine
Tam droga okazała się jeszcze bardziej atrakcyjniejsza. Prawdziwy survival dla kierowców. Stromo, zakręty takie, że widać tylną tablicę rejestracyjną, i jeszcze piękniejszy miód dla oka. Najspokojniejsza była nasza córeczka, bo najmniej świadoma tego, gdzie jest i co może nas w każdej chwili spotkać. Ale warto było. Niestety musimy czekać do następnych wakacji, by móc przeżyć to jeszcze raz.
Ciąg dalszy nastąpi

Ania i Paweł