no i po przejechaniu kilkudziesięciu metrów za znakiem Medici, pojawił się zjazd do Miry. Żona piszczała jak zjeżdżaliśmy na dół

(znaczy się stromo).
Jak widać na poniższym foto jest to zjazd do Miry, Lucicy, RA i będzie do nowego apartamentowca.
Po zaparkowaniu przyszła pora aby jakoś się zakwaterować, ale gdzie tu kogoś szukać??? W końcu trafiłem na samą górę i znalazłem Mirę

, która zaprowadziła mnie do ap. Rozpakowaliśmy się i kilka pierwszych fotek:



zejście na plażę:


sama plaża:


i widok z tarasu:


Po ochłonięciu z pierwszego wrażenia i chwilowym wypoczynku pojawiło się pytanie: w czym zagotować wodę? Po przeszukaniu kuchni okazało się, że jest wszystko oprócz czajnika

No to wycieczka na górę do Właścicieli i na drugi dzień rano dostaliśmy nowiutki czajnik elektryczny

.
Po całym dniu plażowania, wypadałoby zwiedzić okolicę i zobaczyć co i gdzie. Więc wybraliśmy się do Mimici niestety, ku wielkiemu niezadowoleniu drugiej połówki okazało się, że praktycznie nie ma się gdzie stołować
Zawineliśmy więc do Val, aby napełnić brzuszki. Zjedliśmy i niestety szału nie było (talerz z rybkami, langustynkami i jakimś mięskiem + winko i do tego jeszcze dodatkowo langustynki dla Młodego). Zapłaciliśmy za to coś ok 450kn więc też nie mało

.
W "centrum"

jest jeszcze jedna miejscówka ale czynna od 19:00 i restauracja w hotelu. Do zlokalizowania została zatem jeszcze miejscówka przy kościele, ale z drogi widziałem tylko wieżę kościoła, i chwilowo brak pomysłu jak się tam dostać

Jako, że kuny na wykończeniu to trzeba by wymienić pozostałe Euro, ale okazuje się, że jest to praktycznie niemożliwe, bo "kantor" przy Studencacu zamknięty, w Sydney też nie mogą, więc zakupy z użyciem VISA, a na drugi dzień zaplanowana wycieczka do Omisa


