Koncert Gorana Bregovića 29.12.2010r. w Kongresowej
Wstępnie
Gorana pierwszy raz słuchałam ... filmowo/Kusturicovo
(bo o Bijelo Dugme nie miałam wtedy najmniejszego pojęcia

.
Czyli u mnie zaczęło się od muzyki do filmu "Arizona Dream"
A potem słuchanie się delikatnie rozkręcało ...
(ale nie na tyle, żebym obudzona w środku nocy rozpoznała wszystkie puszczane w ramach testu

kawałki

).
Telewizyjny koncert z poznańskiej Malty, "croplowa" szkoła vc4r, płytowa "kopalnia zoOlka", netowa "kopalnia youtuba" ... .
Maaaało ?
Wystarczyło, żeby poczuć smak rytmów, pulsujący dźwiękami goranowej orkiestry.
Bo Goran, to Orkiestra
Przedkoncertowo
Bilety na koncert kupiłam na początku października.
W tajemnicy przed Moim Kochaniem, bo to rocznicowy prezent miał być
A potem ... przebierałam nogi, żeby się nie wygadać
I czekałam na koniec grudnia

.
Na kilka dni przed koncertem zajrzałam na oficjalną stronę Bregovića.
Przejrzałam dyskografię od 1974 r.
Odsłuchałam wybrane kawałki w "netowej kopalni" i ... ostrząc sobie smaczek na ostatnią w 2010 r. środę

trzymałam kciuki, żeby MK nie miał w ten akurat wieczór dyżuru w pracy.
Koncertowo
Na koncercie Bregovića widownia była wypełniona po brzegi: od pierwszego rzędu po balkony.
Sporo ludzi stało też przy bocznych wejściach na głównej sali.
I to oni właśnie musieli przepuszczać pojedyńczo wchodzących na scenę i przy tym grających muzyków Orkiestry Weselno - Pogrzebowej (tylko pięciu).
Do nich dołączył bułgarski chórek w liczbie dwóch "na ludowo" przystrojonych pań oraz "Pierwszy Po Goranie", czyli ... już/nie/łysa jego prawa ręka
Zagrali wstępniaka (?) na rozgrzewkę.
A potem dołączył do nich Goran Bregović ... na biało i w złotych butkach.
I zagrali.
Zaśpiewali.
Było filmowo: z "Czasu Cyganów" - "Ederlezi", z "Arizony Dream" - "In the Death Car", a z "Undergroundu" - "Caje Sukarije" i "Kalasnikov".
Zaleciało też Cesarią Evorą

.
Nie obyło się bez "Gas, gas, gas" i "Meseciny".
I ... to już koniec rozpoznawalnych przeze mnie tytułów
("Alkoholu" nie znam, a coś z tej płyty zapowiadano w prasie)
A nie! Przepraszam! Był jeszcze "Prawy do lewego", ale o tym w pokoncertowej części postu.
W czasie koncertu spore grupki ludzi, którym bałkańskie dźwięki (niestety mało licznej) Orkiestry nie dawały usiedzieć/ustać w spokoju, tańczyły wiedzione rytmem bębnów, tuby oraz trzech pozostałych, dętych instrumentów metalowych i drewnianych.
I zrobił się w pewnym momencie tzw. kwas.
Ochrona zareagowała SIŁĄ !

a widownia ... gwizdami.
Na co?
Nie na Bregovića i jego Orkiestrę, bo Orkiestra grała nieprzerwanie (akurat leciał "Gas, gas, gas..") a na to, że w trakcie tańca korowodów ludzi w przejściach pomiędzy strefami rzędów, ochroniarze zaczęli robić zamieszanie. Jakby któryś w słuchawce usłyszał hasło "bomba!"
Na scenie grano, w korowodzie tańczono, a na widowni ... gwizdy, buuuczenie, i ... kciuki w dół.
Bo jeden z ochroniarzy ... przewrócił w szarpaninie kobietę tańczącą na końcu długiego korowodu.
Bo w Kongresowej nie wolno tańczyć ???
Nie rozumiem ...
Na scenie grano, na widowni gwizdano na ochroniarzy.
Czyli kwas.
(tym razem nie za sprawą Bregovića - czytałam kiedyś o "tamtych" kwasach sprzed dwóch lat)
Bo przecież słuchać się tej muzyki na siedząco nie da
Opa !
Była też telefoniczna relacja do przyjaciół

:
- zwrotna do shtrigi, bo z koncertu w tytule wątku relacja "ku mnie" była
- do zoOlka, bo to jest Moje Guru w temacie bałkańskiej (i nie tylko) muzy
- do najstarszego synka, który z najmłodszym w domu został, co by ich rodzice mogli na koncert wyskoczyć
Na pierwszy bis było ... nie pamiętam, co (chyba "Ederlezi").
Na drugi, kiedy widownia zaczęła skandować "Kałasznikow!Kałasznikow!" ... był "Kalasnikov".
Z krótką przedmową, o której w pokoncertowo będzie.
Ostatni bis to powtórka z "Kalasnikova".
I the end .
Coś ciepłego, czyli ... palto proszę

.
(a za oknem śnieg i mróz, zima szaleje)
Pokoncertowo czyli coś od siebie
Było z listy: "moje ulubione" ... "Ederlezi".
I kawałek Iggiego Pop'a z "Arizony Dream" .
I jeszcze "cóś", czego zatytułować nie potrafię

.
Człowieka aż nosiło na fotelu, ale ... to przecież Kongresowa.
Obok, z lewej, siedziało małżeństwo, które chyba przyszło posłuchać Bregovića z Kayah i z Krawczykiem. Skąd to mogę wiedzieć?
Hm ...
Siedzieli, siedzieli, i nagle ożyli !!!
Jak większość widowni zresztą.
Kiedy? A wtedy, kiedy "Prawy do lewego" śpiewano.
I na Kałasznikowie, którego podano dopiero na deser, czyli na ostatni koncertowy bis.
(z prawej zaś, za MK, siedział pan z lornetką, któremu mięsień żaden nawet nie drgnął. Czyli ... obserwator chyba?

).
I tu był mój mały kwas.
Czyli przedmowa Gorana.
Że w wojsku słychać dźwięk trąbki na pobudkę
(oj, nie wiem, czy więcej w nim płynie matczynej czy ojcowskiej krwi, ale w tym momencie pomyślałam sobie, że jednak matczynej) i że my (widownia) jak usłyszymy sygnał trąbki to odliczymy do trzech i krzykniemy "naprzód!", i to będzie sygnał do rozpoczęcia utworu "Kalasnikov".
Nie licząc tańczących w korowodzie ... przez cały koncert widownia siedziała i słuchała.
Jak sportowcy w bloku startowym.
Gotowi do biegu, ale nie przekraczający linii startu.
Ruszyła z posad TYLKO dwa razy: na "Prawego do lewego", i na "Kalasnikova".
Bo to Kongresowa jest przecież.
Echhhh ... .
A z Bregovića zabrakło mi "ciągu dalszego" Orkiestry.
Na tym koncercie, na scenie, było raptem 9 osób: Goran (gitara, przeszkadzajki), Jego Nowa Prawa Ręka na bębnach (nie wiem, jak się nazywa chłopaczek), bułgarski chórek sztuk dwa, tuba, waltornia chyba, i trzech panów dmiących w dużo delikatniejsze instrumenty.
I to by było na tyle.
Dobranoc
I ... do następnego koncertu, gdzieś/kiedyś
(ale nie w Kongresowej

)
p.s. nie wiem, jak się nazywa "Pierwszy Po Goranie"
Ktoś wie?