napisał(a) Dziadek Maciek » 05.08.2010 10:10
Znajomi wrócili z przedłużonego weekendu we Władku. To co opowiadali, to jakiś koszmar, masa ludzi, tłum to mało. Miejsca na plaży BRAK, musieli wykupić leżaki, ale dojście do morza niczym labirynt, między kocami, ręcznikami, plażowiczami. Woda--nawet ciepła, tak to określili.
Za łóżko płacili 35 zł, czyli niewiele, za wyżywienie do 200 zł, aby wyjść jako tako najedzonym. Ryby--kawałek ok 8 cm węgorza, źle wyczyszczony, niedoprawiony (jak doprawiać, jeśli stoi kolejka kilkudziesięciu osób), cena 80 zł.
Poszukiwania dobrego jedzenia trwały, zakończyły się sukcesem, znaleźli szaszłyk, 25 zł, porcja, którą najadali się we dwoje.
Czas jazdy z W-wy--8 godz, szybciej nie dało się, taki tłum na drodze, ograniczenia, policja, radary..., a jechać mają czym.
Balangi--ich to nie interesowało, ale w wielu miejscach, wieczorami na spacerze, słychać było bawiących się urlopowiczów.