Dzień II
Ranek... godzina 5:00. Gdzie ja jestem? Co to za miejsce? Pierwsze chwile po przebudzeniu są takie nierealne. Mija chwila i myślę:
- Mam nadzieje, że mi się to nie śni, że to nie sen w grudniową noc. Szum morza rozwiewa wszelkie wątpliwości. Jestem tu

Zasypiam ponownie i budzimy się około 9:00. Dzisiaj odpoczywamy od auta, przystosowujemy się do nowej sytuacji. Głowa próbuje się odprężyć, pierwszy dzień jest senny, cudownie leniwy.
Idziemy do Sutivanu ma małe zakupy, ale najpierw przystanek w kawiarni nad brzegiem morza

Popijamy cappucino. Jest pięknie, wietrznie, bajecznie.
Zamawiamy drugą kawę, tym razem prosimy o większą, piesek się wygrzewa, wszyscy się odprężają, a ja nasycam się tym widokiem, chłonę jak gąbka wodę.
W Studenacu kupujemy kilka produktów, w pekarze burka z serem, obok starsza Pani sprzedaje figi, zaopatrujemy się w makatki na plaże i pomału wracamy. Zeszło nam trochę czasu w tym porannym sielankowym nastroju.
Jest bardzo ciepło, wiatr rozwiał poranne chmury, zatrzymujemy się na chwilę w cieniu drzew na plaży, zajadamy burka

Po powrocie czas się rozpakować na dobre i zrobić śniadanie.
Na tarasie smakuje wyjątkowo dobrze.
Taras jest wspaniały, skierowany na północny-zachód, więc można korzystać z niego przez cały dzień. W zasadzie jest nam tak dobrze, że oddajemy się lekturze, ja piszę. Odpoczywamy spoglądając na morze.
W południe postanawiamy przejechać się rowerami (w cenie pokoju) i zobaczyć, co kryje się na prawo i na lewo. Jedziemy dopóki nie kończy się asfalt. Rowery są typowo miejskie, więc na żwirową drogę się nie nadają. Jedziemy w drugą stronę, mijamy piękne posiadłości z basenami. Echh może kiedyś... kto wie, najważniejsze mieć cel.
Na koniec rowerowej wyprawy spotykamy AdamaZ (bez białego kapelusza )

Jak miło

Pozdrawiamy!
Wracamy do domu, szybkie odświeżenie i idziemy już z Samarą na kolacje. Tym razem padło na konobę Bokuncin. Zamawiamy wino i grillowanego kurczaka z warzywami i sosami. Jedzonko bardzo dobre.
Nagle zerwał się bardzo mocny wiatr. Zabrał lekkie przedmioty ze stołu, na morzu pojawiły się bałwany, łodzie w zatoce bujają się na falach. Pora uciekać i pospacerować wśród budynków. Kupujmey lody o smaku delicji i napolitanki ( chyba... w każdym razie o smaku wafelka) i spacerujemy, mijamy klimatyczne stare domy, wiele jest opuszczonych, zaglądam nieśmiało do środka zawsze mnie ciekawi jak żyją tu ludzie

Czas wracać do domu. Wiatr chce urwać głowę, morze wygląda groźnie, ale również intrygująco. Psu pasuje taka pogoda, wesoło podskakuje i z ciekawością spogląda na fale.
Docieramy do apartamentu i popijając kupioną wczoraj domową wiśnióweczkę czytamy, piszemy... Odruchowo spoglądam w lustro i własnym oczom nie wierze... Jaka jestem czerwona, kiedy to się stało? To przyjaciel wiatr zostawił swoje znamię na mojej niczego nie świadomej skórze... no ładnie, od jutra kremik nawet jak nie czuć, że słońce grzeje

A tym czasem laku noć
