Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Starigrad Paklenica sierpień 2010

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
woyciech
Podróżnik
Avatar użytkownika
Posty: 29
Dołączył(a): 28.08.2009
Starigrad Paklenica sierpień 2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) woyciech » 03.09.2010 10:35

Pozwólcie, że opowiem słów kilka o mojej tegorocznej przygodzie z Chorwacją. Tym razem, mimo zapowiedzi, że będzie to Hvar, postanowiłem odwiedzić Starigrad. Decyzja była podyktowana tym, że w tym samym czasie, w to samo miejsce jechali moi wspinaczkowi przyjaciele i była okazja połączyć to co przyjemne dla rodziny z tym co przyjemne dla mnie. W Starigradzie, informacja dla niezorientowanych, znajduje się najlepszy rejon wspinaczkowy w Chorwacji i jednocześnie góry spotykają się z morzem.

Naszą podróż rozpoczęliśmy z Warszawy. Wyjazd 14 sierpnia (sobota) o 4:30. Miałem zamiar wykorzystać doświadczenie z roku poprzedniego (wyjazd do Murter) i dojechać na miejsce wieczorem, rozbić namiot na jedną noc i od rana zacząć szukać kwatery. Trasa, tradycyjnie już, wiodła przez Cieszyn, Bratysławę, Wiedeń, Zagrzeb. W tym roku postanowiłem ominąć słoweńskie autostrady. Rok wcześniej musiałem kupić półroczną winietę, za którą przejechałem ok. 20 km w jedną stronę. Uznałem to za ździerstwo i tym razem wpisałem w nawigację, że ma nas przeprowadzić do granicy omijając drogi płatne. Nie polecam na przyszłość. Nadłożyliśmy ok. 20 km i trwało to przynajmniej godzinę dłużej. Omijanie autostrady ma sens jeżeli dokładnie się ten wariant zaplanuje jeszcze w domu, a nie improwizuje podczas jazdy. W naszym przypadku winny mógł być program nawigacyjny, który niekoniecznie miał dokładne mapy Słowenii. W drodze powrotnej kupiłem tygodniową winiętę i przejechaliśmy od granicy do granicy w 30 minut w komfortowych warunkach (dla słoweńskich budowniczych autostrad rok, to bardzo dużo)

Na miejsce dojechaliśmy o 21 z groszami. Zaparkowaliśmy przy jakimś barze. Mojego ojca z wnukami zostawiłem na lodach, a sam w towarzystwie mamy ruszyłem szukać noclegu. Zazwyczaj zajmowała się tym moja żona i muszę przyznać, że robiła to dobrze, w tym jednak roku nie mogła z nami jechać. Dlatego musiałem to zrobić ja. Pierwsze zdziwienie nastąpiło kiedy okazało się, że na pobliskim campingu nie ma miejsca nawet na jeden mały namiot. Szukając dalej usłyszałem, że pokoje będą ale dopiero od rana. W końcu za trzecim razem udało się znaleźć apartament i osobny pokój dla moich rodziców na jednym piętrze. Bez klimatyzacji ale za to z dużym tarasem ocienionym przez wielki dąb. Chciałem szukać jeszcze mimo późnej pory, ale moja mama stwierdziła, że trzeba położyć dzieci spać, a i ona jest już zmęczona.

W nocy spadł deszcz i dopiero wtedy ucieszyłem się, że jednak nie spaliśmy pod namiotem. W związku z taką pogodą zarządziłem wyjazd do Zadaru. Ponieważ był to pierwszy wyjazd moich rodziców do Chorwacji, zależało mi na tym aby pokazać im kilka najpopularniejszych atrakcji. W Zadarze, oprócz zwiedzenia samego miasta, miałem zamiar kupić jakąś wycieczkę na Kornati. Udało się bardzo szybko. Zaraz po wyjściu z samochodu, właściwie jeszcze na parkingu wypatrzyłem naganiacza z folderami. Potargowaliśmy się chwilę i zarezerwowałem miejsca na następny dzień na statku Elizabeta. Pamiętałem, że na forum pojawiła się już ta nazwa, nie pamiętałem tylko czy ten statek chwalono czy raczej odradzano. Postanowiłem, że zaryzykujemy.

Sam Zadar opisano już pewnie w innych wątkach więc nie będę się rozwodził. Wspomnę tylko, że ceny parkingu przy marinie bardzo się od siebie różnią. Przy murach obronnych, w pobliżu wjazdu na prom wynoszą 12kn/h, a po drugiej stronie kanału 10 kn/h i im dalej od mostu tym taniej, jakieś 300 m od mostu w kierunku miasta parking kosztował 3 kn/h.
Obrazek

Następnego dnia pobudka wcześnie rano, ponieważ wycieczka zaczynała się o dziewiątej rano, a jeszcze trzeba było dojechać ze Starigradu. Pogodę mieliśmy piękną więc i rejs był bardzo przyjemny. Scenariusz standardowy: rakija, śniadanie, opalanie, wyspa, kąpiel w słonym jeziorze, obiad (ryby, mięso, surówki, wino), klify i powrót. Dla mnie była to już trzecia taka wycieczka ale tylko za pierwszym razem zdarzyło mi się, że przez cały rejs podawano na dach statku (gdzie odbywało się opalanie i tańczenie) dzbanki z winem. Tym razem napoje były tylko posiłków choć trzeba przyznać, że bez skąpstwa. Pozostałe napoje można było kupić w barze. Piszę o tym, ponieważ na drugi mój rejs nie wziąłem portfela, pewny, że tylko mi będzie przeszkadzał, i bardzo tego żałowałem. Dlatego uprzedzam, nawet jeżeli naganiacz tłumaczy wam, że wszystko jest "included" to liczcie się z tym, że on to może inaczej rozumieć.
Obrazek

Kolejnego dnia dojechała para moich przyjaciół. Oni byli w Starigradzie już po raz trzeci i pokazali nam ustronną plażę z łagodnym wejściem do wody. Plaża znajduje się kilka kilometrów z Starigradem w kierunku na Rijekę, w pobliżu chodowli małż - to takie skupiska dużych, białych beczek dryfujących na morzu na prostokątnym obszarze. Trzeba było dojechać samochodem, ale za to z samochodu do morza było już blisko, więc nie trzeba było daleko nosić sprzętu.

Na początku, dla przypomnienia dzieciaki snurkowały z materaca, ale dość szybko porzuciliśmy go na rzecz większej swobody jaką daje pas wypornościowy i płetwy. Przy naszej plaży dno było raczej nudnej, przynajmniej porównując do Murter czy Baśki. Mimo to udało nam się zobaczyć wielkiego kraba kroczącego po dnie, jakąś ośmiornicę pod kamieniem i takie dziwne coś co głowę miało jak konik morski, a resztę jak wąż i długie było na ok. 60 cm. Chłopaki były zachwycone.
Obrazek
Emil (5,5 lat) podczas snurkowania

Obrazek
Konrad (7,5 lat)

Kiedy już się zmęczyli wraz z kolegą podpłynąłem obejrzeć sobie chodowlę małż. Nigdy nie widziałem czegoś takiego z bliska. Beczki, o których wspominałem, są pod wodą połączone grubymi linami. Powstaje z tego coś na kształt kratownicy z kilkumetrowymi odstępami. Do lin łączących przyczepione są mniejsze liny opadające pionowo, a na ich końcach znajdują się kubełki, prawdopodobnie z jakąś pożywką dla małż. I na tych właśnie pionowych linach osiadają małże.

Wracając z oględzin, kilkadziesiąt metrów o chodowli, kolega wypatrzył na dnie pęk małż, kiedy je wyciągnęliśmy okazało się, że znajdują się one w takiej jakby siatce z żyłki. Stwierdziliśmy, że prawdopodobnie urwały się z łodzi podczas transportu. Nie było nikogo, komu można by je było oddać, dlatego stwierdziliśmy, że można to uznać za znalezisko a nie za kradzież i zabraliśmy na kwaterę. Wieczorem znaleźliśmy w necie przepis na małże w białym winie i przygotowaliśmy na kolację. Podobno były pyszne. Ja nie wiem bo tego nie jadam.

Skoro już była mowa o internecie to wspomnę o darmowych access pointach. Pierwszy znajduje się w pobliżu marketu Toni, bliżej wejścia na camping przy banku Splitska Banka. Wydaje mi się, że to był jakiś prywatny, być może z którejś kwatery, ponieważ zasięg był słaby często rwał połączenie. Starczył na maile i www ale Skype'a nie udało się zestawić. Drugi znajduje się w pizzerii tomato. Łatwo znaleźć bo sama pizzeria reklamuje się, że ma "free internet". Nie korzystałem ale widziałem, że ludzie w środku rozmawiali przez Skype. Trzeci udało nam się znaleźć przy wejściu do parku narodowego paklenica, przy budynku, w którym kupuje się bilety. Połączenie stabilne. Nie próbowaliśmy Skype'a.

Kolejne dni wyglądały już podobnie. Wstawałem wcześnie i do południa chodziłem się wspinać. Po obiedzie zabierałem rodziców i moje dzieci na plażę. Kilka razy zabrałem dzieci na wspinaczkę. Wąwóz Paklenica jest wspaniale przystosowany do wspinania rekreacyjnego. Istnieje tam całe mnóstwo jednowyciągowych dróg, w pełni ubezpieczonych o trudnościach od 3 do 6a. Oczywiście są też trudniejsze ale jest ich znacznie mniej i są zdecydowanie mniej oblegane. Najwięcej amatorów jest na drogach w kolicach 5. Wspinają się całe rodziny i właściwie można tam spędzić cały dzień. O każdej porze dnia, któraś ze ścian wąwozu znajduje się w cieniu.

Dwa razy wybraliśmy się na drogi wielowyciągowe. Wartą wspomnienia jest wyprawa na Anica Kuk - najwyższy szczyt w tej części Velebitu (ponad 700m.n.p.). My wspinaliśmy się po 350-cio metrowej ścianie ale na szczyt prowadzi też szlak turystyczny. Schodziliśmy tym szlakiem i trzeba powiedzieć, że nie jest to droga dla każdego. Z wąwozu prowadzi ścieżka wśród drzew, kawałek trzeba przejść via ferratą (asekuracja za pomocą stalowej linki przytwierdzonej do skały), potem szlak wychodzi na otwartą przestrzeń i robi się znacznie trudniej. W części szczytowej skała jest poprzecinana głębokimi rozpadlinami tak, że marsz zamienia się w przeskakiwanie z głazu na głaz. Nam samo zejście zajęło ok. 2 godzin. Szacuję, że cała wycieczka szlakiem zajmie ok. 5 godzin i nie jest to szlak dla każdego. Polecam wziąć ze sobą dużo wody, co najmniej 1,5 litra na osobę. My, ponieważ planowaliśmy się wspinać na lekko i przez większość czasu w cieniu, wzięliśmy jej za mało. W drodze powrotnej spotkaliśmy polską turystkę, która poczęstowała nas wodą. Kochana, jeśli kiedykolwiek przeczytasz te słowa, to wiedz, że uratowałaś nam wtedy życie!!! Wielkie dzięki.

Nie zniechęcajcie się jednak trudami. Widok ze szczytu rekompensuje wszystko.
Obrazek

W połowie wyjazdu wybraliśmy się do parku narodowego Plitvicka Jezera. Jak jest wszyscy wiemy. Przepona boli od zachwycania się. Park jest otwarty od 8 rano. My dojechaliśmy ok. 20 min. wcześniej. Dzięki temu bez problemu zaparkowaliśmy w cieniu i rozpoczęliśmy zwiedzanie bez żadnych kolejek. Udało się nawet zrobić kilka zdjęć bez innych turystów. Zwiedzanie zaczęliśmy od wejścia nr 2, wybraliśmy trasę H - czyli pełne zwiedzanie z wykorzystaniem transportu. Około 11:30 byliśmy przy promie. Wędrując od wejścia 2 wsiedliśmy na prom praktycznie z marszu, tymczasem po drugiej stronie jeziora kolejka liczyła już ze 100 m i zawijała pod budki z grillem. Minusem wejścia 2 jest to, że pod najpiękniejsze miejsca dochodzi się już na sporym zmęczeniu. Wydaje mi się, że następuje pewne otępienie, uczestnicy wycieczki myślą już tylko o tym by ona jak najszybciej się skończyła. W ten sposób np. wielki wodospad nie robi już takiego wrażenia jakie zrobiłby na początku zwiedzania. Tak mi się przynajmniej wydaje na podstawie obserwacji własnej rodziny.
Obrazek

Powrót zrobiliśmy sobie w środę. Wyjazd o 4:30, na miejscu w Warszawie o 20:45.

Gdybym miał oceniać Starigrad jako miejsce do spędzenia wakacji, to powiedziałbym, że na wyjazd wspinaczkowy miejsce rewelacyjne, natomiast dla kogoś kto nie jest zainteresowany wspinaczką raczej mało ciekawe. Infrastruktura plażowa raczej słaba. Idąc wzdłuż plaży trafia się na jakieś dziwne płoty wchodzące wgłąb morza. Od strony nurkowej dno nieciekawe. Generalnie są w Chorwacji ciekawsze miejsca do pływania i plażowania.
marshallx
Podróżnik
Posty: 21
Dołączył(a): 06.07.2010
Witam.

Nieprzeczytany postnapisał(a) marshallx » 19.09.2010 11:53

Witam. Też byłem w tym roku w Paklenicy. Stacjonowałem w miejscowości Starigrad. Miejsce cudowne i zjawiskowe. Za rok pojedziemy dalej na południe. Pozdrawiam!

Powrót do Nasze relacje z podróży

cron
Starigrad Paklenica sierpień 2010
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2025 Wszystkie prawa zastrzeżone