Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Kraina lawendą pachnąca

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Krabul
Globtroter
Posty: 47
Dołączył(a): 18.07.2012
Kraina lawendą pachnąca

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krabul » 30.06.2015 22:14

Początek czerwca przyniósł ze sobą długo wyczekiwany czas urlopu. Jeszcze tylko weselna balanga w północnej części Polski, odstawienie juniora w opiekuńcze ręce dziadków i jesteśmy wolni. Przed nami jakieś 1700km podróży do Dalmacji. Ruszamy po poprawinowym obiedzie i na nocleg dojeżdżamy do mojej rodziny, pod Częstochowę. Stamtąd , poniedziałkowego ranka, uzbrajając się po drodze w winiety i redbulle, podążamy do krainy palm, turkusowej wody i gór wyrastających prosto z morza. Niestety, już w Czechach 8-kilometrowy korek skutecznie wk.wia – zwłaszcza, że kawał drogi jeszcze do przejechania. Na późny obiad stajemy w słoweńskim Ptuju, bardzo ładnym miasteczku. Wjeżdżamy do Chorwacji chyba już po 18ej, za obwodnicą Zagrzebia zielone tablice powoli odliczają kilometry do Splitu. 400... 300... 200... Po przewinięciu się przez Welebit na horyzoncie pojawia się ciemne niebo i pioruny raz po raz zaczynają rozświetlać niebo. Coraz bliżej nas. Jakoś za zjazdem na Szybenik zaczyna lać, a za Sestanovacem wjeżdżamy w sam środek nawałnicy. Momentami musiałem zwalniać do 20km/h, wycieraczki nie radziły sobie zupełnie ze strugami wody. Chorwacja tym razem przywitała nas z przytupem. Właściwie już w nocy docieramy do nadmorskiej osady Zivogosce – Blato, która miała się stać naszą bazą na najbliższe dni. Nie przeszkadzał w ogóle brak światła wskutek awarii, gospodyni wyposażyła nas w świeczki, zrobił się fajny nastrój, a ja wreszcie nie musiałem już prowadzić auta.

1. Zigovosce Blato i górujący nad nimi masyw Sutvid (1155m n.p.m.)
IMG_1800.JPG


2. Zigovosce Blato
IMG_1802.JPG


Poranek przywitał nas słońcem, ładnym widokiem na Jadran i góry Biokowo wznoszące się właściwie tuż nad naszym apartamentem. Bajka. Zaczynamy od rozeznania się po okolicy oraz krótkiego nadmorskiego spaceru na sąsiednią plażę – w stronę Małej Duby. W południe jedziemy do Makarskiej na większe zakupy. Po powrocie ściągam rower z dachu i wybieram się na samotną przejażdżkę. Jadę w stronę Igrane, potem skręcając w prawo do góry do Strnja. Widoki na Biokowo i turkusowy Adriatyk wyśmienite, żałuję że nie zabrałem aparatu. Zjeżdżam do magistrali, jadę jeszcze kawałek na południe do Drvenika i po zrobieniu niemal 30km wracam na kwaterę. Alicja się budzi i idziemy na plażę. Następnego dnia mieliśmy w planach wycieczkę w góry, ale okazało się, że małżonka ma treki zostawiła we Wrocławiu, a adidasy przez pomyłkę u teściów. Pozostałe 10 par butów, które wzięła na wakacje nijak nie pasowały by do ostrego wapienia, niestety. Okoliczności zmuszają nas do zmiany planów i decydujemy się na wycieczkę do Splitu i Trogiru. Patrząc na mapę stwierdzam, że jeśli jakieś łódki kursują przez Kasztelański Zalew – a wydawało mi się to logiczne – to będzie można zrobić fajne wodno – rowerowe kółeczko.

Rano pakujemy rowery na dach i ruszamy do Splitu. Parkujemy przy ulicy Sukostanskiej, zrzucamy jednoślady i ruszamy do centrum. Riva jest piękna. Odnajdujemy przystań łódek kursujących do Slatine. Okazuje się, że jedna odpływa za chwilę, więc od razu wsiadamy. Niech Trogir będzie pierwszy. Lądujemy we wspomnianym miasteczku, robimy może ze 3 km i wrzucamy się dla ochłody do morza. Ale pięknie. Po chwili dalszej jazdy w oddali ukazują się już wieże Trogiru. Szybko się do nich zbliżamy, Alicja jedzie zapozować na mostku, ja strzelam fotki, po chwili dołączam do niej, i zostawiamy w oddali wyspę Ciovo. Zapinamy rowery i rozpoczynamy spacer Rivą ku twierdzy Kamerlengo. Miasto jest zadbane i ma cudowną architekturę. Po kilkunastu minutach podziwiamy jego panoramę z wież warowni. Widoki wyśmienite. Schodzimy do centrum i przez następną godzinę błąkamy się po wąziutkich uliczkach wśród straganików, kawiarni i doniczkowych kwiatów wspaniale kontrastujących z murami domów. W ten sposób dochodzimy do Placu Jana Pawła II – głównego w mieście. Tutaj ruch jest już naprawdę spory. Podziwiamy wieżę zegarową, loggię i oczywiście katedrę pw. św. Wawrzyńca. Wchodzimy do tej ostatniej, a po chwili wspinaczki krętymi, wąskimi schodami możemy podziwiać panoramę miasta z kolejnego wysoko położonego punktu – wieży katedry. W sumie na zwiedzanie miasta zeszło nam kilka godzin, krótko po południu wracamy po rowery i ruszamy wokół Kasztelanskiego Zalewu w stronę Splitu. Przejeżdżamy obok lotniska, by potem odbić z ruchliwej trasy w stronę nadmorskich deptaków Kaszteli.

3. Trogir - widok z Twierdzy Kamerlengo
IMG_1828.JPG


4. Trogir - widok z Katedry św. Wawrzyńca na pl. Jana Pawła II i wieżę zegarową
IMG_1850.JPG


5. Trogir - klimatyczne podwórko
IMG_1861.JPG


Tutaj mała dygresja nt. jazdy rowerem po Chorwacji. Nie wiemy jak jest np. w Zagrzebiu czy Slawonii, ale Dalmacja to rowerowy 3-ci świat. Infrastruktura, pomijając oznakowane rowerowe szlaki turystyczne, jest bardzo uboga, kierowcy zdają się być zaskoczeni widokiem roweru na jezdni, wyprzedzanie na żyletki i wymuszanie pierwszeństwa jest normą, podobnie jak wariackie manewry ludzi na skuterach. Przynajmniej tak wyglądało to w Splicie. Nie wspominając o trąbieniu, choć mam wiadomość, że w tamtych rejonach oznacza ono (uważaj, jadę!) co innego niż nad Wisłą (jak jeździsz, idioto!). W każdym razie trzeba się naprawdę pilnować, jest na pewno gorzej niż było w Polsce 10 lat temu.

Tymczasem miłe okolice Kaszteli się skończyły i dojeżdżamy do przemysłowych przedmieść Salony i Splitu. Następne kilka kilometrów nie jest zbyt ciekawe, ale w końcu docieramy w okolice centrum. Wchodzimy do pierwszego większego sklepu (chyba ‘Joker’) i kupujemy Alicji adidasy, w których będzie w stanie chodzić po górach. Wracamy do auta, przedłużamy parking i jedziemy na Rivę. Tutaj zostawiamy jednoślady i wkraczamy do tajemniczego i pięknego świata Pałacu Dioklecjana. Zaczęło się naprawdę miło, ale w momencie kiedy dochodzimy do Perystylu, opadają nam kopary. Przepiękne miejsce, naprawdę nie spodziewaliśmy się po Splicie większych rewelacji, ale to miejsce powala. I znów, w naszym stylu, dajemy się ponieść wędrówce przez wąskie uliczki, bramy pałacu, mury i zaułki, wracając jeszcze ze dwa razy do Perystylu. Tutaj, w przeciwieństwie do Trogiru, odpuszczamy zwiedzanie wnętrza katedry (swoją drogą niezła perfidia – wybudować ją w miejscu mauzoleum wielkiego przeciwnika chrześcijaństwa), ale nie mogliśmy darować sobie wieży. A z niej widoki zarówno na najbliższe okolice starego Splitu, jak i blokowiska czy tereny przemysłowe. Dobrze widać port i półwysep Marjan. Usatysfakcjonowani, już wieczorem schodzimy do Perystylu i po drodze zwiedzając Plac Republiki docieramy do rowerów i wkrótce do samochodu. 85km później jesteśmy z powrotem w Blato.

6. Split - Perystyl
IMG_1872.JPG


7. Split - panorama z Katedry św. Dujama, widok m.in. na wzgórze Marjan
IMG_1877.JPG


8. Hajduk Split - wielbiony w całej Dalmacji
IMG_1889.JPG


W Splicie spotkała mnie miła sytuacja. Przez swoje gapiostwo (i równolegle – wielki głód), w jednej z piekarni porwałem ciepły kawałek pizzy, ale zapomniałem już o stukilkudziesięciokunowej reszcie. Kiedy wróciłem na miejsce bez wielkiej nadziei na odzyskanie pieniędzy, okazało się, że pieniądze spokojnie na mnie czekają, a uczciwa ekspedientka nie chce nawet słyszeć o znaleźnym czy napiwku. Kilka razy zdarzyło mi się w podobny sposób oddać ludziom ich własność – jak widać, dobra karma lubi wracać.

Następnego dnia jesteśmy gotowi do wycieczki na górujący tuż nad naszymi głowami masyw Sutvid. O tej trasie dowiedziałem się z forum cro.pl. Spodziewałem się sporych trudności orientacyjnych oraz żadnych technicznych, rzeczywistość okazała się zgoła inna. Podczas wycieczki rowerowej do Strnja dwa dni wcześniej odnajduję tablicę z bardzo czytelną mapką, która stanowiła dla nas sporą pomoc. Zakupiona w Makarskiej mapa Biokowa nie obejmuje tego zakątka gór, bo jest on już poza granicami parku przyrodniczego. Plan był bardzo prosty – pętelka obejmująca grzbiet Małej i Wielkiej Kapeli. Podjeżdżamy autem do Strnja, żeby zaoszczędzić sobie kilkunastu minut marszu, choć w zasadzie moglibyśmy ruszać spod własnego apartmanu. Szlak od razu dość stromo wprowadza na porośnięte ostrymi krzewami stoki Biokowa. Podrapane nogi cierpiały. Po kilkunastu minutach marszu natykamy się na całkiem solidnie wyglądającą furtkę (na szczęście otwartą). Jak się okaże, podobne spotkamy jeszcze na szlaku dwa razy. Ścieżka mija opuszczane i niszczejące domostwa (bardzo charakterystyczne miejsce) i prowadzi na przemian przez las i otwartą przestrzeń ku wyraźnej przełęczy w południowej grani Sutvidu. Osiągamy ją po około 2 godzinach (jest na nią ponad 800m podejścia z miejsca, z którego startowaliśmy). ‘No to teraz szybko widokową granią i już jesteśmy na szczycie’ – pomyślałem sobie, gdyż tak wyglądało by to pewnie w górach w naszej części Europy. Ale nie w Dalmacji.

9. Widok z podejścia na Sutvid - Hvar i na drugim planie płw. Peljesac
IMG_1908.JPG


10. Na grani, widok na południe
IMG_1915.JPG


11. Dzikie kozy (???)
IMG_1921.JPG


Tymczasem otworzyły nam się widoki na północ i wschód. Wszędzie góry, te na horyzoncie to już chyba Bośnia i Hercegowina. Na południu niemal widać styk półwyspu Peljesac z resztą kraju. Na północy najwyższe pasma Biokowa z doskonale widocznym Sv. Jurem. Zaczynamy, trochę po skałkach, trochę po krzakach, piąć się w kierunku Małej Kapeli. Szlak co chwila gubiliśmy w zaroślach, czasem trzeba było się naprawdę nagimnastykować aby go odnaleźć, czasem po prostu szliśmy na pałę. Po pół godzinie Alicja zauważyła kilkadziesiąt metrów przed nami stado kóz górskich (???). Słońce zaczęło coraz mocniej przygrzewać, a do głównego wierzchołka ciągle pozostawało daleko. I właśnie wtedy pojawiły się one. Najpierw bardzo niewinnie kilka razy musieliśmy opędzić się rękami od sporych zielonych chrząszczy latających wokół naszych głów. A potem zaczęło się na całego. Małe, wk...wiające owady najwyraźniej ciągnęły do jasnego, bo co chwila siadały na koszulce Alicji, wlatywały pod nią lub wczepiały się we włosy. Jedna z wielu wymian zdań podczas wycieczki: ‘Sławek, czy możesz wypiąć mi tego gównianego żuczka z włosów’ – ‘Masz na myśli te dwa żuczki we włosach i jednego pod koszulką?’ Brzmi to śmiesznie, ale owady zepsuły nam sporo frajdy z tej wycieczki. Ja starałem się po prostu je ignorować, ale Ala... kobiety są bardziej wrażliwe na takie rzeczy. W końcu moja żona zdejmuje koszulkę i po paru minutach na rzuconym na kamienie ubraniu zaczyna się prawdziwa orgia z kilkudziesięcioma kopulującymi żukami.

12. Południowo - wschodnia grań Sutvidu
IMG_1925.JPG


13. Widok na najwyższą część pasma Biokovo
IMG_1928.JPG


14. Widok na zachód, po lewej wyspa Hvar, po prawej Brac
IMG_1937.JPG


W takim okolicznościach, po jakichś dwóch godzinach wędrowania granią dochodzimy do kulminacji dnia – Wielkiej Kapeli. Widoki piękne, ale muszę przyznać że droga była bardziej wymagająca niż sądziliśmy i raczej myśleliśmy o jak najszybszej ucieczce od skwaru, słońca i tych pieprzonych żuków niż podziwianiu otoczenia. Szybko zaczynamy schodzić na drugą stronę i kilkanaście minut później problem owadów znika. Widocznie działają tylko powyżej określonej wysokości. Na pierwszej przełęczy schodzimy w lewo, w stronę morza i rozpoczynamy mozolny cykl zakosów. Dwie godziny później, porządnie już zmęczeni docieramy do ścieżki rowerowej prowadzącej do Strnja i pół godziny później jesteśmy w aucie. Łyk zimnego piwa, drzemka i na plażę. Decydujemy, że na następny dzień musimy wymyśleć coś bardziej lajtowego – czyli dziecięciogodzinne zwiedzanie Mostaru i okolic.

15. Zejście w stronę Strnja
IMG_1945.JPG


Kolejny dzień rozpoczynamy od 100km pokonanych samochodem i pierwszych odwiedzin w nowym dla nas kraju – Bośni i Hercegowinie. W Mostarze jesteśmy już o 9 rano. Termometr bardzo kulturalnie pokazuje 24 stopnie, jest słonecznie, znajdujemy darmowy parking tuż koło kościoła Franciszkanów – idealnie. Po chwili spaceru jesteśmy na starym mieście – klimat rewelacyjny, ludzi z uwagi na wczesną porę – mało, handlarze dopiero rozstawiają swoje towary. Sam Stary Most i wieżyczki po obu jego stronach robią świetne wrażenie, Neretwa w dole ma bajeczny kolor. I znów dajemy się po prostu ponieść instynktowi i zgubić w wąskich uliczkach. W końcu docieramy na Kujundżiluk, ulicę złotników – na razie sennie, spokojnie. Idziemy na północ wzdłuż rzeki i dochodzimy do meczetu Koski Mehmed Paszy. Nigdy nie byliśmy wcześniej w takiej świątyni. Za niewielkie pieniądze kupujemy bilety, zostajemy oprowadzeni po wnętrzu, przewodnik wyjaśnia gdzie jest miejsce mężczyzn, kobiet, w końcu wdrapujemy się na minaret, skąd roztaczają się świetne widoki na Most i resztę miasta. Tą samą procedurę powtarzamy w kolejnej świątyni – Meczecie Karadoz Bega. Nawet wystarczyły poprzednio kupione bilety. Następnie wracamy bliżej mostu, jemy smaczny posiłek, pijemy kawę (ceny bardzo przystępne, miła odmiana po Chorwacji), kupujemy bośniackie wino... Tymczasem ludzi zrobiło się naprawdę sporo a temperatura wzrosła o jakieś 10 stopni. Spacerowanie wymagało coraz większej determinacji. Po przejściu okolic Krzywego Mostu, wracamy do auta i tuż przed południem ruszamy w stronę Blagaja.

16. Mostar - Stari Most, żona jeszcze nie taka stara
IMG_1955.JPG


17. Widok z ulicy Kujundżiluk na Stari Most
IMG_1962.JPG


18. Meczet Koski Mehmed Paszy
IMG_1963.JPG


19. Widok z minaretu na Neretwę
IMG_1969.JPG


20. Mostar, Krzywy Most
IMG_1992.JPG


Kilkanaście minut później jesteśmy na miejscu. Stawiamy samochód kilkaset metrów od tekiji. Upał zrobił się niesamowity, coraz częściej szukamy zacienionych miejsc. Wnętrza są na szczęście przyjemnie chłodne. Zwiedzanie obiektu trwa kilkadziesiąt minut, Alicja w międzyczasie zostaje gustownie odziana, aby móc zwiedzać religijne obiekty. Wnętrza godne uwagi, piękne stropy, ale prawdziwy klimat tworzy oczywiście położenie obiektu. Blagaj jest fajny, ale wrażenie psuje trochę bliskość restauracyjek i nie za ciekawe zapachy unoszące się z ich okolic. Na turecką kawkę jednak przysiadamy i snujemy plany na dalszą część dnia. Już prawie chcieliśmy sobie dać spokój z dalszym zwiedzaniem, pokonani przez upał, ale w końcu zdecydowaliśmy się walczyć dalej.

21. Blagaj, Tekija
IMG_2001.JPG


Wczesnym popołudniem docieramy do miasteczka Pocitelj, ostatniego akcentu naszej bośniackiej (a raczej hercegowińskiej) wycieczki. Tutaj znów zwiedzamy meczet (najładniejszy ze wszystkich trzech), zdobywamy kolejny minaret, podziwiamy z góry ogromnego cyprysa, który rośnie tuż obok świątyni. Po zejściu szwendamy się trochę po mieście wąskimi schodkami obchodząc fortyfikacje (najlepiej wyglądająca wieża zamknięta) i po godzinie jesteśmy znów przy samochodzie. Teraz z czystym sumieniem, po odczekaniu swojego na granicy, wracamy nad Jadran i zatrzymujemy się się pierwszej plaży na północ od Drvenika. Podczas wycieczki rowerowej zlustrowałem ją z drogi, ale muszę przyznać że stamtąd wyglądała lepiej niż z bliska. Nic specjalnego.

22. Pocitelj
IMG_2007.JPG


23. Meczet w Pocitelju
IMG_2013.JPG


24. Meczet w Pocitelju
IMG_2024.JPG


Jesteśmy już trochę zmęczeni i pada decyzja, że dzień następny ma być dniem prawdziwego nicnierobienia. I faktycznie – plażujemy, spacerujemy, jednym słowem odpoczywamy, po południu pojechaliśmy tylko do Makarskiej po jakieś małe zakupy spożywcze.

25. Na promie płynącym na Hvar, widok na Drvenik
IMG_2027.JPG


26. Sucuraj, latarnia morska
IMG_2041.JPG


Kolejnym dniem była niedziela. A gdzież można najprzyjemniej spędzić niedzielę? Oczywiście w Świętej Niedzieli i okolicach. Wstajemy bladym świtem i jedziemy do Drvenika, aby złapać pierwszy tego dnia prom na Hvar. Sporo spodziewaliśmy się po Lawendowej Wyspie, sporo słyszeliśmy o grozie prowadzenia auta tuż nad urwiskami, ale także o pięknie tego zakątka Chorwacji. Tymczasem z promu roztaczają się coraz lepsze widoki na zdobyty przez nas dwa dni wcześniej Sutvid. W końcu cumujemy w malutkiej osadzie Sucuraj położonej na wschodnim koniuszku tej długiej wyspy. Mając na uwadze, że praktycznie wszystkie większe atrakcje znajdują się po drugiej stronie, bez zbędnej zwłoki wsiadamy do auta i ruszamy. Drogi wymagają uwagi, ale naprawdę nie są jakieś bardzo wymagające. Jest sporo ostrych zakrętów, ale miejscami można na całkiem długich odcinkach rozpędzić się do 80-90 km/h. W okolicach Jelsy odbijamy w góry, w lewo i po kilku minutach meldujemy się u wylotu tunelu Pitve. Ruch jest tutaj zorganizowany wahadłowo, a tunel nie jest właściwie ‘obrobiony’ od środka, toteż jedzie się przez niego jak przez jaskinię. Tym sposobem docieramy na południową część wyspy i po chwili parkujemy pod kościołem w Świętej Niedzieli. Akurat jest msza, na której zależało Alicji, czyli trafiliśmy idealnie. Muszę przyznać, że klimat jest niesamowity. Stoimy na zewnątrz otwartego kościoła, po lewej mamy zbocza Świętego Mikołaja, po prawej, w dole, Adriatyk, na horyzoncie wyspę Scedro, w takich okolicznościach się chyba jeszcze nie modliłem. Miejscowi przy przekazaniu znaku pokoju podchodzą, podają ręce, nie jest to dzisiaj tak powszechne w Polsce. Po mszy ksiądz rozdaje dzieciom ciastka, my natomiast pakujemy się w góry.

27. Ktoś wie, jakie to drzewo, zapach bardzo zagadkowy (mix kakao z czymś ostrym)
IMG_2047.JPG


28. Hvar, masyw Świętego Mikołaja
IMG_2051.JPG


29. Winnice i Święta Niedziela
IMG_2054.JPG


30. Kaplica koło jaskini
IMG_2061.JPG


Początkowo mamy trudność z odnalezieniem szlaku i trochę błądzimy po krzakach i winnicach, któryś z miejscowych pokazuje nam jednak kierunek i, na razie bez szlaku, rozpoczynamy wędrówkę ku widocznej z dołu jaskini. Jakoś po dwudziestu minutach dochodzi do naszej ścieżki oznaczony szlak i kilka chwil potem jesteśmy przy jaskini. Moją szczególną uwagę zwrócił piękny dzwon, ale znajduje się tutaj również kaplica. Kontynuujemy wycieczkę, a szlakowskaz mówi, że do szczytu pozostało nam ok. 50 minut drogi. Coraz bardziej stromym terenem docieramy do grani. Pogoda tego dnia rozpieszczała nas co prawda temperaturowo – nie było za gorąco i wiał dość silny wiatr, natomiast nie obdarzyła nas przejrzystym powietrzem i dalsze obiekty nie były widoczne zbyt wyraźnie. Ale nic to, i tak było bardzo fajnie. Przy wyjściu na grań znajduje się kolejna kaplica ze studnią – pewnie nie raz poratowała spragnionych włóczęgów. Z tego punktu otwiera się widok na północ, półwysep Kabal, wyspę Brac ze Zlatnim Ratem i masyw Biokowo. Po paru chwilach końcowego podejścia meldujemy się przy krzyżu doskonale widocznym ze Świętej Niedzieli. Na wierzchołku spotykamy sympatycznego Niemca dysponującego dobrym przewodnikiem. Decydujemy się wracać do Św. Niedzieli inną drogą, aby zrobić pętlę. Czas powinien wyjść podobny.

31. Na grzbiecie, Święty Mikołaj w tle
IMG_2067.JPG


32. Widok ze szczytu na płw. Kabal i wyspę Brac
IMG_2073.JPG


33. Święta Niedziela ze szczytu
IMG_2076.JPG


Na samej górze posilamy się i podziwiamy fajne widoki. Na wschodzie płaskowyże porośnięte łanami żółto kwitnącej rośliny (ktoś wie jak się to nazywa? Kupiliśmy z tego nawet jakiś olejek). I na tę stronę właśnie schodzimy, po pół godzinie przewijamy się na drugą część grani i znów widzimy bliższe już miasteczko. Dalsza część trasy to piękne, amfiteatralnie położone winnice. Pod kościołem meldujemy się jakieś 3 godziny po opuszczeniu samochodu. Szybkie przebranie się i w dalszą drogę – wciąż na zachód.

34. Widok na wschód
IMG_2080.JPG


35. Lawenda i winorośl
IMG_2090.JPG


O drodze łączącej Święta Niedzielę z Hvarem dowiedziałem się na forum cro.pl. Naprawdę nie na rękę byłoby dla nas cofanie się teraz aż do tunelu Pitve, także wąska szutrówka stanowi idealny skrót. Tymczasem spotyka nas niespodzianka. Przy tabliczce informującej Hvar 17km ustawiono zakaz ruchu. Chwila zastanowienia i decyzja zapada – jedziemy. Droga ma gruntowo – kamienistą nawierzchnię i jest bardzo śmiało poprowadzona wysoko ponad brzegiem morza. Szkoda, że musiałem skoncentrować się na jeździe, bo roztaczały się z niej przepiękne widoki. W niektórych miejscach minięcie się z innym samochodem mogłoby faktycznie stanowić problem, ale nic takiego nie nastąpiło. Natomiast mając na uwadze naszą połamaną płytę podsilnikową, momentami zrzucałem nawet na pierwszy bieg. W dole widzieliśmy obłędnie położone plaże, ale zabrakło nam czasu na zejście do nich. Po 6km pokonywanych ze średnią prędkością 20km/h dojeżdżamy do głównej drogi Stari Grad – Hvar. Z tej strony też był ustawiony zakaz ruchu.

36. Miasto Hvar
IMG_2111.JPG


Po kilkunastu minutach już jesteśmy w Hvarze, parkujemy auto 300m od ‘Rynku’ i ruszamy. Pogoda tymczasem trochę się psuje i zaczyna lekko padać. Rozczarowuje nas fakt, że nie można wejść do Katedry św. Stefana, nie ma nawet żadnej informacji nt. godzin mszy. Podziwiamy pobliski Arsenał i Loggię – miasto jest bardzo zadbane, pięknie położone w zatoce otoczonej Wyspami Piekielnymi. Robimy sobie długi spacer po nabrzeżach, docieramy do klasztoru Franciszkanów, potem znów gubimy się w stromych wąskich uliczkach, wychodzimy na główny plac miasta i stamtąd rozpoczynamy wspinaczkę na twierdzę Spanjola. Ścieżka wiedzie wśród pięknych agaw i kwitnących opuncji, z twierdzy roztacza się przyjemny widok, a i pogoda jakby się zdążyła poprawić. Mieliśmy ochotę na chłodne piwo, ale ceny są sakramencko wysokie. Pozostają więc przyjemne widoki i powrót do auta tą samą drogą. Miasto Hvar nauczyło nas jeszcze jednej rzeczy – bardziej się tam opłaca iść na kawę (cappucino 12 kun) i przy okazji do toalety niż do samej toalety (7 kun).

37. Opuncje w drodze na Twierdzę Spanjola
IMG_2118.JPG


38. Widok z Twierdzy Spanjola na pl. św. Stefana z Katedrą
IMG_2124.JPG


39. Hvar ze Spanjoli, na horyzoncie Wyspy Piekielne
IMG_2129.JPG


Z Hvaru udajemy się do Starego Gradu, nieco mniej zatłoczonego, a równie atrakcyjnego miasteczka. Tutaj trafiamy do fantastycznej restauracji, gdzie jem najlepsze risotto z owocami morza w życiu. Właścicielka knajpy ma po drugiej stronie uliczki swój sklep z olejkami z lawendy, miodem i pamiątkami. Opowiada nam o zbiorach, wojnie... To był jeden z najfajniejszych momentów wyjazdu. Po pysznym posiłku przechadzamy się po miasteczku i odwiedzamy Tvrdalj, niestety, o tej porze dnia zamkniętą.

40. Stari Grad
IMG_2135.JPG


41. Najlepsze risotto w całej Dalmacji
IMG_2136.JPG


42. Stari Grad
IMG_2144.JPG


Późnym popołudniem odwiedzamy jeszcze leżącą po drodze Vrboskę z urokliwymi mostkami przerzuconymi nad wąską zatoczką wciskającą się w centrum, a także pobliską Jelsę, z ładnym kościołem św. Marii. Tam też pijemy ostatnią kawę i powoli zbieramy się do odjazdu. Z Jelsy do Sucuraju wracamy równo godzinkę, co jak na dystans 55km, nie jest wcale złym wynikiem. W miasteczku czekamy chwilę na ostatni tego dnia prom umożliwiający powrót do naszego apartamentu. U jego progu meldujemy się po 17 godzinach od wyjścia. Trzeba szybko iść spać, bo nazajutrz... znów wstajemy na pierwszy prom.

43. Vrboska
IMG_2154.JPG


44. Jelsa
IMG_2157.JPG


Poniedziałek przywitał nas pięknym słońcem i już po 6 rano jesteśmy gotowi do wyjazdu do Ploće. Tym razem płyniemy większym ‘potworem’, mieszczącym podobno 140 aut. Celem, co prawda jedynie chwilowym, jest miasteczko Trpanj położone na półwyspie Peljesac. Mieliśmy początkowo pomysł, żeby na Peljesac popłynąć jedynie z rowerami i takoż dostać się do Orebicia, ale z uwagi na gumę złapaną jeszcze w Splicie i fakt, że pomyłkowo zabrałem dętkę z niepasującym wentylem, a także lęk przed sporymi przewyższeniami – odpuszczamy. Do miasteczka położonego w zachodniej części półwyspu docieramy samochodem. Po krótkim spacerze w stronę nabrzeża znajdujemy taxi wodne i po chwili prujemy wodę w kierunku jednej z największych atrakcji wyjazdu (przynajmniej taką mieliśmy nadzieję) – Korczuli.

45. Półwysep Peljesac z promu płynącego do Trpanja
IMG_2164.JPG


46. Korczula
IMG_2171.JPG


Miasto od strony wody wygląda naprawdę ładnie. Widać tutaj doskonale, że niewielki półwysep ograniczał rozmiary osady – sprawia ona wrażenie niemal wylewania się poza mury. Po Korczuli naprawdę sporo się spodziewaliśmy (‘Mały Dubrownik’) i chyba nie do końca nasze oczekiwania zostały spełnione. Przede wszystkim małe rozmiary sprawiają, że ciągłe jest wrażenie tłoku. W każdym razie, wysiadamy na nabrzeżu i przez jedną z bram miejskich kierujemy się w stronę Katedry św. Marka. Zwiedzamy zarówno piękne wnętrze, jak i wchodzimy na wieżę. Ta ostatnia, niestety, jest zbyt niska żeby umożliwić cieszenie się z fajnej panoramy. Dzwonnica znajduje się raptem kilka metrów ponad dachami sąsiednich domów. Pogoda tego dnia również nie sprzyjała podziwianiu pięknych widoków, przez cały dzień nad Świętym Eliaszem utrzymywały się ciemne, gęste chmury. Dopiero po zejściu i zrobieniu któregoś z rzędu okrążenia głównego placyku wąskimi uliczkami, zwracamy uwagę na detale znajdujące się na fasadzie świątyni. Przepiękne rzeźby Adama i Ewy, słoni, potworów morskich robią świetne wrażenie. Prawdziwy majstersztyk mistrzów kamieniarstwa. Dobre kilka minut stoimy oparci o sąsiednie mury z głowami uniesionymi do góry i podziwiamy. Po chwili wchodzimy do wnętrza świątyni, gdzie uwagę przykuwa jej kształt – wydaje się.... czteronawowa. Okazuje się, że jest trzynawowa, a wybudowania w późniejszym czasie kaplica św. Rocha jest tak słusznych rozmiarów, że wydaje się czwartą nawą. Uwagę zwracają również ołtarz oraz piękne malowidło ze św. Antonim. Jeszcze jedną ciekawostką potwierdzającą fakt niedostatku przestrzeni w rozbudowującym się mieście jest to, że dzwonnica nie została wybudowana ‘obok’ świątyni, jak to robiono w tamtym okresie i rejonie świata, ale jako jej integralną część.

47. Korczula - mury
IMG_2191.JPG


Po paru chwilach, już w centrum informacji turystycznej jesteśmy świadkami zabawnej wymiany zdań. Miasteczko bardzo mocno podkreśla fakt, że mieszkał w nim (niektórzy twierdzą nawet, że również urodził się tam) Marco Polo. W związku z tym, był i dom Marco Polo, długopisy z Marco Polo, drinki Marco Polo w knajpach itp. Momentami czuło się, że jest to trochę taki marketing na siłę, ale jak widać – musi się sprzedawać. No i we wspomnianym centrum obsługująca pani reklamuje turystom z Dalekiego Wschodu muzeum Marco Polo, podkreślając, że jeśli są z Chin, to mają do niego wejście za darmo, gdyż w ten sposób honorują obywateli kraju, do którego odkrywca podróżował. ‘- Eeeeee, nieeeee... My jesteśmy z Singapuru’ – usłyszeliśmy w odpowiedzi. Po kilku chwilach, jak ujrzeliśmy jak wyglądają eksponaty w tym ‘muzeum’ to stwierdziliśmy, że sami byśmy chyba powiedzieli, że jesteśmy z Singapuru. Niestety, Chorwaci mają wiele do pokazania, ale nawet jak nie mają czego pokazać, to reklamują to jako nieziemską atrakcję i koszą ciężki hajs – tak było chociażby w nieco żenującym akwarium w Puli zwiedzanym przez nas kilka lat temu, tak było również, jak się miało później okazać, w niektórych muzeach Dubrownika – należy po prostu pamiętać o tym i przyzwyczaić się.

48. Fasada kościoła św. Marka
IMG_2201.JPG
Krabul
Globtroter
Posty: 47
Dołączył(a): 18.07.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krabul » 30.06.2015 22:40

Tymczasem robimy już chyba piąte kółko wokół murów i ponownie wchodzimy do miasta od strony bramy Revelin. Zwiedzamy po kolei dwa lub trzy kościoły i odbijamy w prawo ku kolejnemu – pw. św. Michała. Nie jest on otwarty od zewnątrz, ale można się do niego dostać wprost z położonego obok Muzeum Ikon. Bardzo, bardzo interesujące miejsce, polecamy, przepiękne malowidła we wnętrzu kościoła, zwłaszcza na sklepieniu. Często te mniej popularne miejsca mogą zaoferować o wiele więcej niż polecane w przewodnikach ‘hity’.

49. Panorama miasta od strony nabrzeża
IMG_2212.JPG


Ostatnim akcentem z Korczuli była wycieczka na wzgórze, z którego wartownicy wypatrują pożarów. Nie mieliśmy pojęcia, że taka funkcja jeszcze jest w użyciu, ale właśnie taki posterunek mieści się w lesie, tuż nad miastem. W drodze powrotnej, ładne widoki na gęsto zabudowany półwysep.

Jest już po południu kiedy wsiadamy na łódkę płynącą z powrotem do Orebicia. W miasteczku przeszliśmy się jeszcze nadmorskim deptakiem, zobaczyliśmy kościół z gigantycznymi pięknie pomalowanymi pisankami i byliśmy gotowi w drogę powrotną do Blato – ale tym razem lądem, przez cały Peljesac. Na forum chorwackim gdzieś czytałem (tak mi się przynajmniej zdawało), że po drodze, w Żuljanie są piękne plaże i z takim założeniem odbijamy z głównej drogi do tego miasteczka. Widzieliśmy kilka razy w dole piękne miejsca do kąpieli, ale albo były zbyt trudno dostępne z góry (w jednym miejscu dotarcie miała ułatwić wisząca lina, aż żałowałem że nie zabrałem uprzęży i ósemki), albo nie mogliśmy trafić na właściwą ścieżkę. Alicja trochę się w pewnym momencie zagotowała (mieliśmy naprawdę dużą potrzebę ochłodzenia się w morzu) i powiedziała, że jedziemy na plażę w Żuljanie i żebym nie kombinował. Tak też zrobiliśmy, ale plaża niestety nie była zbyt urokliwa i po godzinnym odpoczynku zmyliśmy się stamtąd.

Następnym przystankiem miał być Ston – miasteczko znane głównie z ogromnych fotyfikacji. Nie spodziewaliśmy się po tym miejscu jakiejś wielkiej rewelacji, a okazało się, że bardzo pozytywnie się zaskoczyliśmy. Parkujemy samochód tuż pod ‘punktem B’ według schematycznej mapki pokazującej przebieg murów, ale zależało nam na przejściu całości, w związku z tym przeszliśmy przez miasto do ‘punktu A’. Mury wznoszą się wysoko na wzgórze i potem zaczynają trawersować je i opadać do sąsiedniego miasteczka – Mali Ston. Razem z fortyfikacjami w miastach i okolicznymi zatokami tworzyły barierę kontrolującą całkowicie ruch z i na półwysep. Wycieczka murami to godzina naprawdę przedniej zabawy. Z najwyższych punktów rozpościerają się świetne widoki na obydwa miasta, saliny znajdujące się koło Stonu, obie zatoki i okoliczne góry.

50. Ston - mury
IMG_2218.JPG


51. Ston - miasto i saliny
IMG_2223.JPG


Schodzimy z murów w Małym Stonie, a samochód został. W sumie niezłym pomysłem jest chyba zamiana na kluczyki gdzieś w połowie murów i potem przyjechanie nawzajem swoimi samochodami. Ale z obcymi może lepiej nie próbować. W każdym razie Alicja poszła na rekonesans kulinarny, wszak miasteczko słynie z najlepszych owoców morza na dalmatyńskim wybrzeżu, a ja zrobiłem sobie przebieżkę po auto. Kilkanaście minut później siedzimy już w restauracji specjalizującej się we wspomnianych smakołykach i po raz pierwszy w życiu kosztujemy małży – od razu czterech rodzajów. Coś wspaniałego. Z uwagi na małą ilość turystów, brak jakiejkolwiek infrastruktury turystycznej i reklam,Mali Ston robi naprawdę sielskie wrażenie. Po kolacji kąpiemy się jeszcze tuż przy nabrzeżu, a towarzyszyły nam piękne widoki na ozdobione murami wzgórza. W Blato jesteśmy późnym wieczorem.

Wieczorem, Alicja pada na łóżko i zapowiada nicnierobienie kolejnego dnia. Ja zaczynam kombinować. Marzył mi się podjazd rowerem w stronę Świętego Jerzego. Drugą opcją było samotne, ekspresowe wejście na Vosac. Jeśli chodzi o pierwszy cel, to ciągle pozostawał problem kapcia w kole roweru. W Makarskiej byliśmy ostatnio w sobotę po południu, kiedy to sklep był zamknięty, a na wyspach kupić dętkę 28’’ – zapomnijcie. Mobilizuję się i przekładam dętkę z roweru Alicji. Ale później tknęło mnie, że ruszanie na taką trasę bez żadnej dętki zapasowej może nie być mądre... To może jednak ten Vosac. Sam biję się ze swoimi myślami, nastawiam budzik i rano... nie wstaję. Pokonało mnie moje własne lenistwo, przytulam się do żony i zasypiam jeszcze na kilka godzin. Tak naprawdę – pluję sobie w brodę do dziś, bo tamtego wietrznego dnia niebo było przejrzyste a widoki musiały być rewelacyjne. A wyspać się przecież można po urlopie...

Kończy się więc na plaży i pakowaniu – to był nasz ostatni dzień w Zivogoscach. Sprzątamy lokum, trochę leniuchujemy, trochę plażujemy. Wieczorem idę podziękować właścicielce i mówię o naszych następnych planach. Okazuje się, że kobieta ma córkę w Dubrowniku, która chętnie wynajmie nam pokój na jedną noc. Idealnie.

Następnego ranka pogoda wyraźnie się zmienia. Mżawka i poniżej 20 stopni? Czy to już Polska? Dwie godziny później Dubrownik wita nas rzęsistym deszczem i jeszcze o kilka stopni niższą temperaturą. Ale nadzieja jest, od strony morza niebo zaczyna się delikatnie przecierać. Nocleg mieliśmy przy ulicy Topolskiej, bocznej Hebranga. Pierwotnym planem było zostawienie auta gdzieś w okolicy (mieliśmy nadzieję, że wynajmujący pokój będzie miał jakieś dostępne miejsce) i ewakuacja na całodzienne zwiedzanie. Tymczasem uliczki nie mogliśmy zlokalizować (jak się później okazało, nie było to takie proste), a telefoniczny kontakt nie wypalił. Zaczęła się więc odyseja pt. ‘Jak zaparkować w Dubrowniku i nie dać się orżnąć’. Miejsca na ulicy 10kun/h. Spoko, tylko że... parkomaty przyjmują wyłącznie monety, nikt w okolicy nie chce rozmienić, rozmieniarki nie ma... OK, jedziemy na pobliski parking pod dachem. 25 kun za godzinę, 300 za dobę. K...wa! Pop... kogoś? Stajemy w końcu na tym miejscu na zewnątrz, ściągam rowery, idę się zorientować czy na pewno nie da się rozmienić kasy, tak żeby było chociaż na parę godzin. Bez szans. W jakimś sklepie powiedzieli nam, że telefonem można płacić. Próbujemy, później okazuje się, że można, ale jak ma się chorwacką komórkę. W końcu jedziemy pod mury rowerami i myślimy co zrobić. Mniej więcej ogarniamy się w przestrzeni, gdzie centrum, gdzie kwatera. W końcu decydujemy, że Alicja zostanie i pomyśli jak zorganizować dalsze zwiedzanie (i rozezna się, czy miejska karta się nam opłaca), a ja jadę przestawić samochód, nawet dalej od centrum ale tak, żeby się dało po normalnych pieniądzach. Ruszam i po chwili na kluczowym skrzyżowaniu nie jadę w prawo, tylko prosto i zamiast w górę, na Gebranga, wjeżdżam na półwysep Lapad... Zorientowałem się po dłuższej chwili, że coś jest nie tak, w prawo już nie wykręcę, bo wzgórze takie, że nie ma normalnych ulic, tylko schodkowe... Ech... Zamiast 10 minut, dotarcie do samochodu zajęło mi chyba z pół godziny. Pakuję rower na dach i zaczynam się kręcić po okolicy. W końcu parkuję na nabrzeżu na parkingu dużego Konzuma niedaleko dworca autobusowego, szlabany są podniesione, zagaduję jakąś piękną Chorwatkę, mówi żeby parkować i się nie czaić. No i ok. Wsiadam na rower, 15 minut później jestem pod Bramą Pile i spotykamy się z Alicją. Wchodzimy do miasta. Ufffff.

Decydujemy się kupić dubrownicką kartę miejską na 1 dzień. ‘150 kun, gdzie jest wstęp do 8 punktów i zniżki w knajpach, będzie ok, same mury, na które na pewno chcemy kosztują osobno 50 kun’ – mówię do Alicji. Po chwili okazuje się, że wstęp na mury to nie 50 kun, jak przeczytałem kiedyś na forum cro.pl, ale 100. Tak po prawdzie, uprzedzając fakty, po tym co zobaczyliśmy następnego dnia dałbym i 300. Tymczasem uzbrojeni we wspomniane karty wchodzimy do miasta. Pierwsze kroki kierujemy ku Wielkiej Fontannie oraz Klasztorze Franciszkanów (piękna bryła), które znajdują się dosłownie dwa kroki od Pile. Następnie lustrujemy na jakie 8 atrakcji możemy sobie pozwolić i co nas najbardziej interesuje. Odbijamy ze Stradunu w prawo, w stronę Domu Marina Drzicia. No cóż... Może gdybyśmy znali lepiej twórczość pisarza i historię regionu, ekspozycja zainteresowała by nas bardziej. Ale niestety, najciekawsze były chyba widoki z okien. Na drugi ogień poszło Muzeum Etnograficzne. Tutaj było już sporo lepiej, ale hmmm... Może po zwiedzeniu kilku tego rodzaju muzeów w wielkich miastach mieliśmy trochę zbyt wygórowane oczekiwania. Trochę ładnych zdjęć, kostiumów, masek karnawałowych, narzędzi używanych w rzemiośle i rolnictwie. I chyba tyle zapamiętaliśmy... Trochę słabo, przede wszystkim forma prezentacji nie powaliła. Stwierdziliśmy, że póki co mamy dość i że idziemy chłonąć atmosferę tego pięknego miasta i podziwiać jego architekturę od zewnątrz. Pod południowymi murami dochodzimy pod Kościół św. Ignacego – przepiękne miejsce i bardzo ciekawa bryła budowli. Potem schodami w dół pod Katedrę. Wystrój jest dość surowy, kopuła po prostu niesamowita. Nigdzie nie mogliśmy znaleźć wejścia do Skarbca, który chcieliśmy zobaczyć. Udało się to dopiero następnego dnia.

52. Katedra Dubrownicka
IMG_2266.JPG


53. Pałac Sponza i Wieża Zegarowa
IMG_2274.JPG


Po kilku chwilach dochodzimy na Plac Luża. Zrobiło wrażenie, oj zrobiło... Miejsce jest po prostu niesamowite, trzeba to zobaczyć. Ilość pięknej architektury dookoła wręcz przytłacza. Pałac Sponza, Wieża Zegarowa, Pałac Rektorów, Kościół św. Błażeja. Ten ostatni, niestety, zamknięty z powodu remontu, a tak chciałem zobaczyć figurę patrona miasta z makietą. Tutaj wchodzimy do kolejnego muzeum w Pałacu Rektorów i to jest to. Wystawa malarstwa, mebli oraz piękne wnętrza pałacu tworzą świetny klimat. To miejsce możemy z czystym sumieniem polecić. Najbardziej utkwili mi w pamięci stamtąd Maro i Baro – oryginały brązowych figur wybijających godziny na Wieży Zegarowej. Z powrotem na placu jesteśmy ok. 4 po południu i wtedy właśnie wykrystalizował nam się plan na resztę dnia oraz dzień następny. O 21 umówiliśmy się przy ul. Gebranga z naszą gospodynią. Decydujemy się wieczór spędzić na spacerze na wzgórze Srd, a mury odłożyć na następny poranek. Wstępujemy sobie jeszcze na kawę gdzieś w okolicach Prijeko i robiąc kolejne kółko przez Stradun wychodzimy ze starego miasta przez bramę Ploće. Stromo schodkami do góry dochodzimy do Jadranki, skręcamy w lewo i po kilkuset metrach widzimy znaki kierujące na wzgórze zakosami przez las, a potem gołe zbocza. W miarę robienia wysokości pojawiają się coraz rozleglejsze (piękne!!!) widoki na Stari Grad, wyspę Lokrum, a także na Wyspy Elafickie i góry ciągnące się w obu kierunkach wzdłuż wybrzeża. Muszę też przyznać, że idealnie trafiliśmy z pogodą, gdyż po porannym chłodzie i opadach pięknie się wypogodziło, ale nie było za gorąco. Spacer na górę zajął nam niecałą godzinę. A tam czekała na nas niespodzianka – nie spodziewałem się aż tak atrakcyjnych widoków również na północ i wschód. Wszędzie góry, te na horyzoncie być może położone już nad Boką Kotorską. Czarnogóra... Mieliśmy jechać, ale jednak nie tym razem. Tymczasem słońce stoi już dość nisko nad horyzontem, a my możemy nacieszyć nasze oczy naprawdę imponującym spektaklem obejmującym piękno przyrody i architektury.

54. Widok ze wzgórza Srd na południe
IMG_2279.JPG


55. Widok ze wzgórza Srd na wschód
IMG_2281.JPG


56. Dubrownik i Wyspa Lokrum z Srd (Srdzia:))
IMG_2282.JPG


57. Półwysep Lapad i Wyspy Elafickie, zwykłą małpką i bez filtra trudno zrobić pod słońce dobre zdjęcie, na żywo wyglądało to imponująco
IMG_2283.JPG


Schodzimy z Srd mniej więcej tą samą drogą i szukamy czegoś do zjedzenia w centrum. Decydujemy się na knajpę na ul. Od Puca i kosztujemy czarnego risotto oraz risotto z owocami morza. Bez porównania ze starigradzkim. Po kolacji wychodzimy przez Pile, odpinamy rowery i jedziemy w okolice dworca. Bierzemy samochód, rowery na dach i tym razem bez pudła podjeżdżamy pod Topolską. Okazuje się, że właścicielka na miejsce parkingowe nieopodal, z którego mogliśmy korzystać cały dzień, gdybyśmy tylko dali radę się z nią skontaktować. A ile mniej zachodu by było... Nie ma jednak co płakać, bierzemy długi prysznic i po godzinie jesteśmy gotowi do wyjścia, tym razem chcemy przeżyć przygodę pt. ‘Dubrownik nocą’.

Rowery zostawiamy w znajomym miejscu pod Mincetą i schodzimy wzdłuż murów aż do Pile. Miasto jest przyjemnie oświetlone, z wielu zaułków pobrzmiewa muzyka na żywo. Po godzinnym spacerze Alicja ma już ewidentnie dość i chce wracać. Ja bym jeszcze się poszwędał, ale w domu jesteśmy i tak grubo po północy. Do późna popijam wino i wypisuję kartki pocztowe.

Wstajemy z założeniem bycia jednymi z pierwszych turystów na murach, które dostępne są od godziny 8. Nie do końca nam się to udaje, ale kilkanaście minut później wdrapujemy się na nie od strony Pile. Zainteresował nas fakt, że panuje na nich ruch jednokierunkowy, ale przy prawdziwym natłoku turystów na pewno ma to uzasadnienie. I bardzo fajnie wyszło, że weszliśmy od tej strony, ponieważ względnie mniej ciekawy odcinek południowy przechodziliśmy jako pierwszy, by północną stronę murów oferującą najwspanialsze widoki przejść na końcu. Trudno naprawdę opisać jak pięknie wygląda miasto znad Klasztora Dominikanów lub z Mincety. Alicja, dość sceptycznie podchodząca do bardzo popularnych miejsc i lekko zrażona wydarzeniami dnia poprzedniego wydaje się wreszcie w pełni usatysfakcjonowana. Jeden z budynków, którego nie kojarzyliśmy z miasta szczególnie zwrócił naszą uwagę. Okazała się nim cerkiew serbska, przeoczyliśmy ją poprzedniego dnia, a warto zajrzeć, gdyż wnętrze charakteryzuje się bardzo bogatym zdobieniem. Po kilku minutach jesteśmy ponownie przy Katedrze i tym razem udaje się nam zobaczyć również Skarbiec. Tylu relikwii naraz nie widziałem chyba nigdy w życiu i szybko nie zobaczę ponownie.

58. Widok z murów na Klasztor Dominikanów
IMG_2334.JPG


59. Dubrownik z murów
IMG_2342.JPG


60. Wieża zegarowa i wybijające godziny figury z brązu
IMG_2341.JPG


61. Dubrownik z murów
IMG_2340.JPG


62. Dubrownik z murów - wyróżniające się punkty to po lewej Wieża Zegarowa, Katedra, poniżej niej Kościół św. Błażeja, u góry potężny Kościół św. Ignacego, po prawej w środku wieże Serbskiej Cerkwi Prawosławnej
IMG_2346.JPG


Tym sposobem z Pred Dvorom robimy ostatni spacer po Stradunie do bramy Pile. Nie bardzo chce mi się stąd wyjeżdżać. Wpadam jeszcze na pomysł, żeby zobaczyć miasto z twierdzy Lovrijenac. Ala przystaje na propozycję. Na miejscu okazuje się, że obowiązuje bilet z murów, jak miło. Miasto z tej perspektywy prezentuje się bardzo interesująco. Jego kształt kojarzy mi się z... mydelniczką ze Stradunem jako najniżej położonym miejscem i zarazem osią. To już ostatni akcent naszego pobytu w Dubrowniku, miasta które bez wątpienia zachwyca.

64. Dubrownik z Twierdzy Lovrijenac
IMG_2363.JPG


Tego popołudnia chcieliśmy dostać się w okolice Plitwickich Jezior, od których dzieliło nas jakieś 500km, na nocleg. Po drodze zjeżdżamy z autostrady do Szybenika, żeby zobaczyć bardzo znaną katedrę autorstwa Juraja Dalmatinaca. Niestety, na miejscu okazuje się, że budowla przechodzi remont i prawie cała otoczona jest rusztowaniami, a w dodatku z jednej strony ustawili olbrzymią scenę, a raczej trybunę na kilkaset osób. Pewnie dla jakiegoś widowiska teatralnego. Cóż, przynajmniej wnętrze, również przechodzące renowację, było w większości udostępnione do zwiedzania. Największe wrażenie robi bez wątpienia bogato zdobiona krypta ze chrzcielnicą, którą genialny architekt umieścił w naturalnym zagłębieniu terenu. Za wyjątkiem katedry, Szybenik robi nie najlepsze wrażenie. Pomijając urokliwe wąskie uliczki w centrum, ponad katedrą, sporo zabudowy powstało chyba w czasach Broz Tito. I to w najbliższym sąsiedztwie nabrzeża i zabytkowej części miasta. ‘Prawie jak w domu’ pomyśleliśmy sobie.

65. Szybenik - katedra
IMG_2368.JPG


Po kilku godzinach dalszej jazdy znajdujemy nocleg kilka kilometrów od parkingu przy Plitwickich Jeziorach. Układamy plan na dzień następny, przepakowujemy się i... trochę marzniemy bo odwykliśmy od temperatur rzędu 12-13 stopni.

Kolejnego ranka, ostatniego który mieliśmy spędzić w Chorwacji, parkujemy auto przy wejściu do parku narodowegoi spokojnie czekamy na ciągnik mający zawieźć nas w górę Jezior Górnych. Po Jeziorach Plitwickich nie spodziewaliśmy się jakichś wielkich rewelacji i w sumie zaczęło się spokojnie. Urokliwe jeziorka ‘jak na Kaszubach’ i niewiele więcej. Jednak w miarę upływu czasu zaczęły pojawiać się wodospady – małe, duże, średnie, w ilości zupełnie nieprawdopodobnej. Spacerowanie po tym parku narodowym to naprawdę balsam dla duszy. Spokojnym tempem w ponad godzinkę docieramy do Jeziora Kozjak i za pomocą łódki przenosimy się na drugą część parku – do Jezior Dolnych. Tutaj nie idziemy dołem, tylko zaczynamy wspinać się asfaltową drogą ku punktom widokowym. Absolutnie fantastyczne widoki. W ten sposób docieramy nad największy wodospad – Veliki Slap. Najpierw podziwiamy go z góry, potem stromo schodzimy do jego stóp. Tutaj pojawia się już sporo osób. Do parkingu docieramy przechodząc najpierw przez bardzo urokliwe drewniane kładki ułożone wśród kaskad wodnych, a następnie stromo w górę przez jaskinię. Tutaj też podziwiamy ostatnie widoki na wodospady. Nasza trasa to dość dowolna kombinacja parkowych ścieżek H i K.

66. Plitwickie Jeziora
IMG_2380.JPG


67. Plitwickie Jeziora
IMG_2397.JPG


68. Plitwickie Jeziora
IMG_2401.JPG


69. Plitwickie Jeziora z wodospadem Veliki Slap
IMG_2415.JPG


Za moją namową po zjedzeniu czegoś ruszamy jeszcze na szlak turystyczny zboczami i wierzchołkami Medvedaka, ale nie był to niestety zbyt dobry pomysł. Widoki nie są zbyt rozległe (przypadkowo omijamy wierzchołek Medvedaka Tupiego, z którego widok jest podobno najlepszy, a potem nie chce nam się już wracać), a pogoda zaczyna się psuć.

Z Plitwickich Jezior wyjeżdżamy ok. godz. 15 i w Polsce jesteśmy przez północą. Po kilkugodzinnej drzemce na stacji benzynowej, w południe dojeżdżamy na Kaszuby. Tak kończy się operacja ‘Dalmacja 2015’. I tylko zapach lawendowej kulki w samochodzie przypomina o cesarzu Dioklecjanie, sutvidzkich żukach, hercegowińskich meczetach, hvarskich drogach, starigradzkim risotto, stonskich murach i małżach, kwitnących dalmatyńskich agawach, o Maro i Baro cierpliwie wybijających godziny na dubrownickiej Wieży Zegarowej i o plitwickich wodospadach. Do zobaczenia.

Gratuluję wszystkim, którzy przeczytali całość, dzięki za uwagę
Załączniki:
IMG_2348.JPG
Damian78
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 152
Dołączył(a): 26.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) Damian78 » 30.06.2015 23:00

Przeczytałem :D
I powiem, że imponujący trip zrobiliście, też należę do tych co lubią pochodzić po miasteczkach i pochaszczować okolicę, ale tu normalnie miazga, ile te wakacje trwały ? Plażowania to chyba mało było. Ta żółto kwitnąca roślina to żarnowiec, przynajmniej tak się to u nas nazywa, ale nie jest tak okazałe jak w Chorwacji.
a to ja
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4755
Dołączył(a): 18.07.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) a to ja » 01.07.2015 01:07

Też mi się ciśnie na usta: imponujące!
Dwa bardzo konkretne posty.

Tyloma miejscami można by obdzielić kilka wyjazdów.
Adek99
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 608
Dołączył(a): 05.08.2014

Nieprzeczytany postnapisał(a) Adek99 » 01.07.2015 08:07

a to ja napisał(a):Tyloma miejscami można by obdzielić kilka wyjazdów.

Dokładnie, też na wakacjach nie lubię siedzieć "na tyłku" tylko zwiedzać co się da, ale Wasza wycieczka naprawdę imponująca. Ile czasu trzeba na taki objazd?
Krabul
Globtroter
Posty: 47
Dołączył(a): 18.07.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krabul » 01.07.2015 08:31

Dzięki

Damian78 napisał(a):ile te wakacje trwały ? Plażowania to chyba mało było.
9 noclegów w Blato, 1 w Dubrowniku, 1 w Plitwicach. Pierwotny plan i tak był jeszcze bogatszy, miały być jeszcze ze 3-4 dni w Czarnogórze...
Plażowanie... Pochodzimy oboje z Kołobrzegu i, choć wiem że Adriatyk to zupełni co innego, to plażowanie nie jest dla nas jakąś super atrakcją. Raczej odpoczynkiem między tego typu aktywnymi dniami jak opisane, trochę tego leżenia i tak było.
Damian78 napisał(a):żarnowiec
Dzięki!
Adek99 napisał(a):Ile czasu trzeba na taki objazd?
Jak napisałem wcześniej, w Chorwacji spędziliśmy 11 noclegów.
gusia-s
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5861
Dołączył(a): 15.01.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) gusia-s » 01.07.2015 09:15

Zigovosce Blato ... nasz pierwszy raz :) i Felun ... nasz pierwszy Fish picnik i wiele innych opisanych tu miejsc już jako kolejne razy :hearts:
Lisior
Globtroter
Avatar użytkownika
Posty: 47
Dołączył(a): 21.01.2014

Nieprzeczytany postnapisał(a) Lisior » 01.07.2015 10:01

Gratuluję tak intensywnego, obfitującego w tyle doznań wyjazdu. Zgadzam się z a to ja ponieważ część z tych przez Was zwiedzonych miejsc mam już za sobą, a kolejna jest w planach na tegoroczny wyjazd.
Bardzo przyjemnie czytało się Twoją relację. Pozdrawiam :papa:
Krabul
Globtroter
Posty: 47
Dołączył(a): 18.07.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krabul » 01.07.2015 10:21

Dzięki
Jesteśmy dość aktywni fizycznie na codzień i tak też spędzamy wakacje.
A forum zainspirowało do wielu fajnych pomysłów i ułatwiło planowanie.
kaczurek76@gmail.com
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 91
Dołączył(a): 27.09.2014

Nieprzeczytany postnapisał(a) kaczurek76@gmail.com » 01.07.2015 11:20

Chociaż prawie wszędzie byliśmy z rodzinką to oglądanie zdjęć zrobionych przez inną parę oczu bardzo zachwyca. Wielkie dzięki (i podziwiam wytrwałość) :D
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 01.07.2015 12:49

Ufff, piękna fotorelacja.

Pzdr
Rafał78
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1514
Dołączył(a): 10.05.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) Rafał78 » 01.07.2015 21:13

Niezły maraton :D

Pozdrav.
agata26061
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3616
Dołączył(a): 04.07.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) agata26061 » 06.07.2015 16:00

Ja również podziwiam za taką dużą ilośc atrakcji podczas jednego urlopu. Ja bym chyba ten wyjazd na 3 różne podzieliła, żeby troszkę dokładniej zbadac dany teren, ale skoro Wy tak lubicie i dla Was to był udany urlop to pozostaje jedynie gratulowac wytrwania i kolejnych równie udanych wyjazdów :D
kroj
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 314
Dołączył(a): 11.06.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) kroj » 06.07.2015 16:52

Hej,
no to trzeba mieć siłę i moc, żeby taki maraton zaliczyć - aż zazdroszczę :D , my to zwykle docieramy na urlop z rozjechanymi łapami, jak psy Pluto i przez pierwsze dni zwłoki nasze nie nadają się do żadnego przemieszczania :oczko_usmiech:
A ta roślinka to nie żarnowiec, chociaż z tej samej rodziny (bobowatych) a albicja, nazywana też mimozą lub drzewkiem jedwabistym.

Pozdrav :papa:
Ela
Krabul
Globtroter
Posty: 47
Dołączył(a): 18.07.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krabul » 08.07.2015 08:52

Należę do osób, które jeśli fizycznie się nie zmęczą, to nie odpoczną. Moja żona w sumie podobnie. Dla mnie co prawda było za mało gór, ale trzeba iść na kompromisy.
Co do roślin - rozumiem, że żarnowiec to ten żółty 'rzepak', a albicja to roślina ze zdj. 27, tak?
Następna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Kraina lawendą pachnąca
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone