Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Dla odmiany - Istanbul i Izmir 1985

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 19.06.2009 19:34

Przed dojściem do mostu Galata spaceruję w okolicach dworca Sirkeci.

Obrazek

Moją uwagę przykuwają pływające bary oferujące grillowaną rybę pakowaną do potężnej bułki.

Obrazek

Most Galata wygląda na stary, a ku memu zdziwieniu pochodzi z XIX wieku, w środkowym fragmencie może być podnoszony. Panoramę wieńczy wieża Galata, pozostałość obwarowań zbudowanych przez genueńczyków ( skąd u licha oni się tam wzięli? ).

Obrazek

Aby z nabrzeża szybko dostać się na Istiklal Caddesi, przez te kilka dni często używam urządzenia zwanego Tünel. Wejście znajduje się tuż przy moście, po zapłaceniu biletu wsiadam do wagonika przypominającego starą kolejkę na Gubałówkę, czyli pociąg wznoszący się skośnie w górę. Wagonik porusza się po zębatych torach, jak sama nazwa wskazuje, w tunelu wydrążonym w skałach, skrzyżowanie metra i kolejki z Zell am See. Sama Istiklal dla mnie jest zbyt ekskluzywna, same Hiltony i Continentale, ale trzeba tamtędy przejść aby dostać się na Taksim do autobusu. Pojazd w drodze do akademika przejeżdża obok pałacu Dolmabahce, rezydencji sułtanów od XIX wieku. Piękny niski długi pawilon, przecudnie położony nad brzegiem Bosforu, niestety nie znajduję czasu aby tam zajrzeć. Autobus dalej podąża wzdłuż Bosforu na północ, mijając wjazd na most przez cieśninę, i potężną twierdzę Rumelihisari, zbudowaną wraz z azjatycką siostrzaną Anadoluhisari przez Mehmeta Fatih aby zamknąć Konstantynopol od strony Morza Czarnego. Poruszanie się autobusem po Istanbule jest ciekawe, wystarczy aby ktoś na ulicy pomachał ręką a kierowca się zatrzymuje w dowolnym miejscu i zabiera pasażera. Bilet kupiony w trafice należy wrzucić do skarbonki umieszczonej obok kierowcy.

Miasto łączy w sobie południowoeuropejską nowoczesność z delikatnymi wpływami Orientu. Na ulicach ogromny ruch, nieustanne wycie klaksonów, którymi taksówkarze nieustannie usiłują zwrócić na siebie uwagę przechodniów. Młode kobiety totalnie europejskie, ubrane jak w jakimkolwiek mieście na zachodzie, ładne, uśmiechnięte brunetki kaukaskiej urody. Z rzadka widzę jakąś panią w stroju restrykcyjnie islamskim, z chustą na włosach i w burce. Rewelacyjnie wyglądają starsze ''moherowe'' panie noszące jako znak rozpoznawczy kwieciste spodnie szarawary z lejącego się materiału, zwężone w kostce, szerokie powyżej, z krokiem na wysokości kolan. Faceci powyżej 30tki z obowiązkowym wąsem, starsi w wyświechtanych garniturach, młodzi wyglądają jak w każdym innym kraju.
Ze straganów ulicznych dobiega turecka muzyka - jakby to nazwać: turkodisco, turbopop. Muzyki europejskiej, amerykańskiej, popu i rocka tam nie uświadczyłem. Ale można było kupić, do kraju wróciłem z zakupioną kasetą wtedy moich idoli Dire Straits Brothers In Arms. Z pewnością nie była to kaseta oficjalna, opis na okładce bardzo skąpy, jakość taka sobie, a szczytem była zmieniona kolejność utworów w porównaniu z oryginałem.
Ulice miasta nie stanowiły większego zagrożenia, pomimo dużego natężenia ruchu aut przejście przez pasy nie było skrajnie niebezpieczne. Na fasadach sklepów wyłącznie tureckie nazwy, nie występowały tam wtedy sklepy światowych sieci. Auta krążące po ulicach są specyficzne, albo minimum 10 letnie wozy produkcji niemieckiej, albo klony włoskich fiatów z lat 70-tych, nazywające się Murat albo Dogan, produkowane w Turcji na licencji. Można się było poczuć swojsko widząc Dacię 1300, niestety po bliższym zbadaniu okazywała się oryginalną Renault 12 też produkowaną na miejscu.

Obrazek

Któregoś dnia w środę nadchodzi gwóźdź mojego programu w Istanbule, od tego dnia zacząłem planowanie pobytu w tym mieście. Po południu w środę udaję się w pobliże Dolmabahce na potężny stadion, gdyż ------ w meczu o puchar UEFA -------- rywalem Galatasaray ------- będzie ------- WIDZEW!!!!!!!!!. Kibicuję tej drużynie od końca lat 70tych, podziwiając za zadziorność, wredny charakter i spore sukcesy w Europie. Lata temu często bywałem na stadionie ŁKS na pucharowych meczach Widzewa. Nigdy nie zapomnę : z Juve 3:1 i awans do następnej rundy, z Liverpoolem 2:0 i awans ( rok wcześniej Liverpool zdobył Puchar Europy, rok później zagrał tragiczny finał na Heysel ... ), moim zdaniem były to największe sukcesy polskich klubów w pucharach europejskich. Meczu mojej drużyny w Istambule opuścić nie mogłem.
Stadion fantastycznie położony, za jedną bramką trybun brak i otwarty widok na Bosfor i Azję. Pierwotne plany, oparte na doświadczeniach z wchodzenia na polskie stadiony, zakładały że oszczędzę na bilecie wejściowym przełażąc przez płot albo coś w tym rodzaju. Otrzeźwienie przychodzi natychmiast, na widok ekipy wpuszczającej wzmocnionej Armią Turecką szybciutko kieruję się do kasy. Po drodze na trybunę bilet sprawdzają mi 3 razy, teraz to może standard, ale 25 lat temu przy moim polskim doświadczeniu, dla mnie ewenement. Kilkudziesięciotysięczny tłum fanatycznych kibiców, na szczęście mnie nie pobili. Niestety moja drużyna nie prezentuje klasy z czasów Bońka, szybko traci gola, w meczu nie mają nic do powiedzenia, a dzięki indolencji Galatasaray wynik brzmi tylko 1:0. W ponurym nastroju opuszczam stadion, a nazajutrz AIESECowi Turcy się ze mnie nabijają.

Cdn ........
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 21.06.2009 19:12

Wszystko, co piękne, szybko się kończy. Opuszczam akademik, przeprawiam się stateczkiem na drugi brzeg Bosforu, i pierwszy / ostatni raz w życiu opuszczam Europę.
Na dworcu Haydarpasa zjawiam się na tyle wcześnie przed odjazdem pociągu do Ankary, że swobodnie wybieram wagon i przedział. Przedział ośmioosobowy zamykany, wygląda podobnie jak w polskich pociągach, z takim wyjątkiem, że nad drzwiami i pod sufitem w stronę korytarza znajduje się jakby pawlacz, dodatkowe miejsce na bagaże. A piszę o tym dlatego, że po paru minutach samotności w przedziale słyszę tupot i rumor, po czym do przedziału wpada tłum miejscowych. Nic nie mówiąc, co młodsi i sprawniejsi wskakują na półki bagażowe i do pawlacza układając się do leżenia. Po minucie liczę, że w przedziale siedzi 8 osób a leży dodatkowo pięciu. W lekkim szoku, siedzę cichutko i obserwuję.
Wkrótce pociąg rusza, przez pierwsze kilkadziesiąt kilometrów jedzie wybrzeżem Morza Marmara aby o zmroku skierować się w głąb lądu. W nocy przesiadam się w Eskisehir do pociągu Ankara - Izmir, aby już o świcie przykleić nos do szyby, i obserwować niespotykane krajobrazy. Pociąg jedzie przez strome góry i doliny, w rytmie tunel - most - przepaść - tunel. Góry są wyjątkowo malownicze, ze stromymi zboczami, zalesione aż po szczyty, prawie żadnych śladów cywilizacji.
Tym razem wagon jest bez przedziałów, z fotelami lotniczymi. Obserwuję konduktora, pełen podziwu. Facet po każdym postoju przechodzi przez wagon, i bezbłędnie wyłuskuje tylko tych podróżnych, którzy się dopiero dosiedli, prosząc ich o bilety. Fotograficzna pamięć.
Obok podróżuje rodzina Turków. Pan pod 50tkę, pani w szarawarach, kilka dzieci w różnym wieku. Przypuszczam, że albo właśnie migrują ze wsi do wielkiego miasta, albo byli w odwiedzinach w rodzinnych stronach. Co jakiś czas ekipa lokalizuje kierunek Mekka, i na środku wagonu odprawia modły. Trochę z panem porozumiewam się na migi, pokazuję mu skąd pochodzę, on częstuje mnie orzeszkami, które nieustannie pogryza.
Również postoje pociągu na stacjach wzbogacają moją wiedzę i oferują niezłe wrażenia. Na poboczach często widzę wybetonowane placyki o wymiarach kilkunastometrowych, wysypane jakimiś płodami rolnymi których zidentyfikowanie utrudnia prędkość pociągu. Dopiero kiedy pociąg zatrzymuje się na stacji, rozpoznaję rozsypane winogrona, i w ten sposób poznaję miejscową metodę wytwarzania rodzynków.
Dla odwiedzających kraje basenu śródziemnomorskiego taki widok to powszedniość, ale ja w 1985 widzę to po raz pierwszy, i zapada mi to w pamięć na wieczne czasy : wielkie rusztowanie obrośnięte winoroślą stanowi dach knajpki na otwartym powietrzu i rzuca cień na stoliki kawiarniane, wszystkie zajęte przez zapracowanych panów, zależnie od stopnia religijności popijających albo piwo albo kawę i zaciekle dyskutujących. Panie w tym czasie przerzucają rodzynki albo motykują w polu.
Na tych obserwacjach czas mi szybko mija, popołudniem docieram do Izmiru, oczywiście przed wjazdem na końcową stację pociąg kilkanaście kilometrów sunie wybrzeżem zatoki Morza Egejskiego prezentując oszałamiające widoki na morze i wpadające do niego góry.

Wysiadam na peron, dzwonię do AIESEC, spotykam się z moją opiekunką. Jedziemy do akademika, w którym mam spędzić następne dwa tygodnie. Ale i tu nie mogło się obyć bez niespodzianki. Zostaję w aucie, a Aysen idzie załatwiać formalności. Po 10 minutach wraca, i zafrasowana mówi mi, że nocleg w akademiku jest nieaktualny. Jedziemy z powrotem do biura. Tam odbywa się króciutka burza mózgów, której nawet mi nie tłumaczą. Kończy się interesująco : szef lokalnego komitetu proponuje mi na te dwa tygodnie nocleg u siebie w mieszkaniu.
Nie jest to z jego strony wielkie poświęcenie, ponieważ Hakan prowadzi otwarty studencki dom. W ciągu tych dwu tygodni przewija się przez nie kilka osób, chłopaki i dziewczyny, przyjeżdżają, śpią po parę dni i wybywają.

Obrazek

Hakan wcale nie wygląda na Turka, jest wysokim ciemnym blondynem z angielskim wąsem (na tym fatalnym zdjęciu w środku), raczej nie mającym problemów z kasą. Mieszkanie jest jego, chyba trzy sypialnie, w spokojnej dzielnicy Buça parę kilometrów od centrum Izmiru. Dzień się kończy imprezą na moją cześć!!!

Celem i przyczyną mojego przyjazdu do Izmiru było odbycie praktyki w zakresie informatyki w firmie komputerowej. Jest to o tyle fascynujące, że doboru człowieka do praktyki dokonywał komputer gdzieś w Belgii czy Szwajcarii, i chociaż poinformowałem go, że z informatyką na studiach nie miałem nic do czynienia (ach, te bogate programy nauczania nowoczesnych polskich uczelni w latach 80tych), komputer uznał że się nadam. Skoro tak, z ufnością rzuciłem się na głęboką wodę. Na szczęście Turcy z firmy, chociaż zorientowali się błyskawicznie w moich umiejętnościach programowania, przeszli nad tym do porządku dziennego. Na to, co wykonywałem w czasie praktyki, spuszczę zasłonę miłosierdzia.

Obrazek


W Izmirze znajdują się wielkie zakłady produkujące bawełnę, zwane IPM. Ich częścią, wydziałem, córką, była firma prowadząca ich obsługę informatyczną, siedziba na zdjęciu powyżej. Pracująca tam ekipę wspominam bardzo miło, młodzi ludzie, komputerowcy, otwarci, fajne dziewczyny.

Obrazek

W połowie dniówki wszyscy udają się na lunch do dużej stołówki. Po obiedzie przerwa na siestę, jednakże nie mam możliwości zdrzemnięcia się, gdyż zauważam, że faceci przebierają się w stroje sportowe i gdzieś idą. Ja za nimi, w ten sposób dołączam do ekipy codziennie rozgrywającej meczyk piłki nożnej.

Obrazek

Autor wątku = w dolnym rzędzie rozebrany :boss:
CDN
Ostatnio edytowano 16.06.2013 19:08 przez Doctor Wu, łącznie edytowano 1 raz
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 23.06.2009 11:29

W wolnym czasie łażę po Izmirze. Miasto ma według mnie charakter bardziej europejski niż Istanbul, mimo że leży w Azji. Dawna grecka Smyrna, 60 lat wcześniej przeżyło masakrę i tragiczną czystkę etniczną, traumatycznie wspominaną przez Greków ( pamiętam wzmiankę w powieści Zorba Kazantzakisa). Po pożarze znacznej części miasta, zostało przez Turków odbudowane w śródziemnomorskim stylu. Jednakże wielu atrakcji turystycznych w Izmirze nie ma. Imponuje promenada nadmorska zwana Kordon, pierwszy raz w życiu przechadzam się cudną palmową aleją nad brzegiem morza, chociaż w porównaniu z innymi krajami, nie ma stolików kafejek na wolnym powietrzu, miejscowi woleli puścić tamtędy stado samochodów.

Obrazek

Na głównym placu Konak koło dworca autobusowego, stoi symbol współczesnego miasta,

Obrazek


wieża zegarowa i malutki meczet.

Obrazek

Wchodzę na górujące nad miastem wzgórze Kadifekale. Na szczycie ruiny twierdzy mało interesujące,

Obrazek

za to widok na miasto w dole oszałamiający.

Obrazek

W tej okolicy mieści się IPM. Widać także duży stadion.

Obrazek

Widoczny na zdjęciu obszar zieleni to teren targów, miasto jest gospodarzem największych imprez targowych w Turcji. Poniżej parku widać dworzec kolejowy.

Obrazek

Po uważnym wejrzeniu, można zobaczyć pusty prostokąt z szpalerem kolumn : agorę, szczegóły poniżej.
Tu jeszcze jeden fragment miasta.

Obrazek


Ze zdumieniem odkrywam, że gdzieś połowa ulic miasta, tych mniejszych i bardziej na uboczu, nie ma nazw tylko numery.

Obrazek

Idąc tymi nowojorskimi okolicami, dochodzę do pozostałości antyczno greckiej historii miasta, agory. Miejscowy przewodnik po ruinach melduje się natychmiast, i oferuje swe bezinteresowne usługi.

Obrazek

Na agorze widać resztki kolumn zdobiących dawne budowle rynku Smyrny, gdzieniegdzie odsłonięte sklepienia piwnic. Pod płotem nagrobki muzułmańskie, zwieńczone wyrzeźbionymi w marmurze turbanami. Cały teren agory był mocno zaniedbany, otoczony prymitywnymi budynkami współczesnymi. Miasto na tyle nie interesowało się zabytkami starożytności, że nawet nie ogrodziło terenu, i nie pobierało opłat za wstęp.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Powoli zbliża się koniec pobytu w Izmirze. Ostatni dzień w firmie kończy się małym przyjęciem na moją cześć w fajnej knajpce na Kordonie. Bawili się wspólnie ludzie z AIESEC i z firmy.

Obrazek

Ku mojemu zaskoczeniu i radości, koledzy z firmy ofiarują mi na pamiątkę przepiękną paterę z miedzi, do dziś wiszącą na ścianie w moim domu.

Obrazek

Na ostatni dzień zostawiam sobie wypad za miasto. Razem z kolegą z firmy, o imieniu Necdet, wyprawiamy się do ruin Efezu. Rano spotykamy się na dworcu autobusowym. Tu następuje mój kolejny szok poznawczy. Przyzwyczajony do jednego PKS, ze zdumieniem patrzę na potężną halę na dworcu, gdzie funkcjonuje ze 30 kantorków, a w każdym inna firma przewozowa. Jeżeli autobus z jakiejś firmy akurat odjeżdża, przed kantorkiem występuje naganiacz, głośno wrzeszcząc reklamujący swoją firmę. W naszym kierunku w tym czasie odjeżdża kilka autobusów, chwalebną zaletą konkurencji jest wysoka jakość usługi i niska cena : jedziemy pojazdem, którego komfort i wyposażenie było dla mnie w Polsce wcześniej niespotykane.
Wysiadamy w małym miasteczku Selçuk. Stąd parę kilometrów podjeżdżamy busikiem, i wysiadamy koło jednego z 7 cudów świata antycznego : świątyni Artemidy Efeskiej. Piękna, prawda?

Obrazek

Obrazek

Obserwując obecny pęd niektórych osób które są w stanie wygadać o sobie przed kamerą wszystko co najohydniejsze byle to puścili w TV, jestem w stanie zrozumieć Herostratesa. W końcu w starożytności stał się tak samo sławny, jak teraz Frytka czy Jola. ( Jeśli nie wiesz, o co mi chodzi : Świątynia Artemizjon została podpalona przez szewca Herostratesa, któremu chodziło tylko o jedno. Chciał aby jego imię stało się sławne. Wprawdzie budynek został potem odbudowany, i ponownie skasowany przez Gotów już bez specjalnej motywacji, ot tak, ale do świadomości powszechnej trafiło to pierwsze zburzenie ).
W oddali widać wzgórze, na którym wznoszą się potężne mury i baszty. Fortecę zbudowali krzyżowcy w średniowieczu, aby wzmocnić ochronę bizantyjskiej bazyliki z VI wieku, zbudowanej nad miejscem pochówku Jana Ewangelisty. I to nie jest ostatnie odwołanie do Biblii w tej okolicy....

Obrazek

Od ruin Artemizjonu do Efezu nie było daleko, przeszliśmy tam spacerkiem. Po uiszczeniu słonej opłaty, wstęp do rozległego, nieźle zachowanego zespołu zabytkowych budowli stanął otworem.

Obrazek

Starożytny Efez był ulokowany przy ujściu rzeki Meander do morza, w co należy jedynie uwierzyć, bo przekonać się o tym naocznie się nie da. Rzeki w ogóle nie widać, a morze cofnęło się ze 10 kilometrów na zachód, przez co w październiku teren miasta przypomina wyschniętą sawannę.

Obrazek

Ulica Marmurowa, wspaniale zachowana, z kanalizacją, jest z obu stron zabudowana efektownymi ruinami.

Obrazek

Na skrzyżowaniu ulicy portowej i marmurowej, znajduje się wielki amfiteatr, mogący pomieścić ponad 20 tysięcy osób, miejsce nadal użytkowane podczas festiwali.

Obrazek

Aby przetestować ponoć nadal doskonałą akustykę teatru, Necdet idzie na scenę a ja zasiadam na samym szczycie widowni. Prawda - w miarę dobrze usłyszałem co mówi.

Obrazek

Idąc dalej ulicą marmurową, dochodzimy do Biblioteki Celsusa - zabytku wywierającego na mnie największe wrażenie.

Obrazek

Tu dygresja - chociaż Efez jest znany jako miasto greckie, jońskie, jednakże większość ocalałych i odrestaurowanych zabytków pochodzi z epoki Cesarstwa Rzymskiego. Fasada biblioteki wzbudza mój zachwyt, pstrykam kilka zdjęć, a kontrast bieli marmuru i błękitu nieba tworzy treść zdjęcia, z którego jestem do tej pory najbardziej dumny, chociaż fotogeniczność tego miejsca pozwoli zrobić dobrą fotkę nawet małpie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Obrazek
Fontanna Trajana

Obrazek
Świątynia Hadriana

Cdn ...
Ostatnio edytowano 16.06.2013 19:28 przez Doctor Wu, łącznie edytowano 1 raz
J4ROMIR
Podróżnik
Avatar użytkownika
Posty: 18
Dołączył(a): 19.06.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) J4ROMIR » 23.06.2009 12:38

Gratuluję wspaniałej pamięci.
Opowiadasz to tak, jakbyś dopiero co wrócił z podróży.
Czekam na CDN z niecierpliwością :D
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 23.06.2009 15:04

J4ROMIR napisał(a):Gratuluję wspaniałej pamięci.
Opowiadasz to tak, jakbyś dopiero co wrócił z podróży.
Czekam na CDN z niecierpliwością :D


Bo pierwszy raz pamięta się na zawsze, nie?? :lol:

Niestety CDN będzie także finito.
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 24.06.2009 17:23

Wychodzimy z terenu miasta drugim wyjściem, aby podjechać do miejsca uważanego za ostatni dom i miejsce śmierci Matki Boskiej. Wracając do nowotestamentowych dziejów Efezu, wspomnę, że miasto było miejscem gdzie ostatnie lata życia spędził Św. Jan Ewangelista. Tu też spisał swoją ewangelię, sprowadził także i opiekował się w ostatnich latach życia Marią matką Jezusa. Święty Paweł mieszkał tu i nauczał trzykrotnie, a dwa listy do Efezjan jego i Św. Jana znajdują się w Piśmie Świętym.
Przed wejściem stoi paru taksówkarzy, z którymi Necdet negocjuje cenę przejazdu. Niestety, cena okazuje się za wysoka jak na moje możliwości, a że miejsce to stanowiłoby dla mnie jedynie ( wątpliwą ) atrakcję turystyczną, a nie religijną, rezygnuję z tego punktu wycieczki.
Po złapaniu busika przejeżdżamy kilkanaście kilometrów i wysiadamy w Kuşadasi, kurorcie położonym na wybrzeżu Morza Egejskiego bardzo blisko greckiej wyspy Samos. Jest 5 października, piękna słoneczna pogoda, temperatura daleko od upału, morze cieplutkie. Na plaży kręcą się turyści, Necdet podniecony opowiada, że czytał w gazecie o nowej świeckiej tradycji na tureckich plażach : niektóre panie pojawiły się topless. Liczy, że dziś coś zobaczy. ( A kiedy my na polskich plażach? )

Obrazek

Sama miejscowość jest sympatyczna, składa się z kilkukilometrowej piaszczystej plaży, oraz skalistej wysepki połączonej z lądem groblą a'la Nesebar, Budva itp., mała forteca na wyspie jest użytkowana przez wszędobylską Armię.

Obrazek

W oddali widać wielką marinę z lasem masztów jachtowych. Przy plaży, oddzielone deptakiem, małe hoteliki i apartamenty.

Obrazek

Po rozłożeniu na plaży, wyciągam maskę do nurkowania, która tylko w tym celu przebyła z Polski kilka tysięcy kilometrów, i zaczynam podziwiać świat podwodny. Na piaszczystym dnie gdzieniegdzie znajdują się wielkie głazy, koło których koncentruje się życie kolorowych rybek. Woda po chorwacku przezroczysta i wściekle słona, przyzwyczajony do mdłego pod tym względem Bałtyku nabywam nowe doświadczenie.

Obrazek

Zbliża się wieczór, czas kończyć pobyt w podzwrotnikowych okolicach. Jeszcze podczas powrotu autokarem do Izmiru pogaduję sobie z podróżującym po Turcji studentem Izraelczykiem, który po usłyszeniu że jestem z Polski, lekko zmraża atmosferę, czego długo nie rozumiałem. Niepofałszowaną historię współżycia polsko - żydowskiego poznałem dopiero w wolnej Polsce.
Następnego dnia rano wsiadam do pociągu, ponownie podziwiając krajobrazy, i z przesiadkami w tych samych miastach co poprzednio wracam do kraju.
Podsumowując mój pierwszy wyjazd poza KDL, stwierdzam, że moje poglądy o Turcji i Turkach AD 1985 są nadal bardzo pozytywne. Kraj nie jest tak zorganizowany jak na zachodzie Europy, ale nadrabia sympatią i pozytywnymi wrażeniami. Turystycznie dobrze wykorzystuje dary natury oraz dziedzictwo historii. Ludzie okazali się bardzo sympatyczni, przyjaźnie nastawieni. Przez 3 tygodnie pobytu nie zaznałem żadnego objawu wrogości do innowierca. Państwo na każdym kroku czciło założyciela Atatürka. Jest obecny na każdym banknocie, na każdej ścianie, każdym placu. Twórczo interpretując powiedzenie Kisiela "trzeba ludzi wziąć za mordę i wprowadzić liberalizm", Atatürk siłą kompletnie przeobraził upadłe ex imperium ottomańskie. Starczy wspomnieć, że do lat 1920stych w Turcji wcale nie używano nazwisk, w obiegu były tylko imiona i ewentualnie jakieś określenia wskazujące na miejsce pochodzenia albo ród ojca. Wojskowe zamachy stanu do pewnego czasu skutecznie eliminowały ekspansję islamistów mającą na celu cofnięcie rozwoju społecznego i kulturowego do czasów Mahometa.
W latach późniejszych moje kroki kierowały się z daleka od kierunku południowo - wschodniego. Nie mam w planach ponownej wizyty w tym kraju, ani w żadnym innym islamskim. Chcę, żeby wyidealizowane wspomnienia sprzed 25 lat nadal kształtowały mój stosunek do Turcji i jej mieszkańców.

Obrazek

The end
Ostatnio edytowano 16.06.2013 19:34 przez Doctor Wu, łącznie edytowano 1 raz
jan_s1
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5432
Dołączył(a): 08.01.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jan_s1 » 24.06.2009 20:47

Dopiero dzisiaj trafiłem na tą niezwykle ciekawą relację i od razu udało mi się ją przeczytać od początku aż po napis The end. :lol:
Lubię czytać relacje napisane w dobrym stylu. W Turcji, co prawda nie byłem, ale sporo wspomnień obudził we mnie NRD-owski wstęp. Przez całe lata 70-te jeździłem do tego, jak by nie było ponurego kraju, w ramach współpracy kulturalnej, która oprócz niezbędnych elementów kulturalnych (film amatorski) polegała na efektywnym wypracowaniu bardzo atrakcyjnego schematu : najpierw my pijemy u was, a potem wy u nas. I tak w kółko. :lol:
Chcę Cię prosić o wyjaśnienie jednego zdanie, które wydaje mi się nie do końca jasne: "pogaduję sobie z podróżującym po Turcji studentem Izraelczykiem, który po usłyszeniu że jestem z Polski, lekko zmraża atmosferę, czego długo nie rozumiałem. Niepofałszowaną historię współżycia polsko - żydowskiego poznałem dopiero w wolnej Polsce. "
Nie zamierzam, broń Boże, wywoływać dyskusji na tematy rasowo-polityczne, interesuje mnie tylko, co miałeś na myśli, pisząc powyższe słowa.
Dziękuję za nietuzinkową relację i pozdrawiam.
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 24.06.2009 22:36

Przed '89 w Polsce nie mówiono nic o Jedwabnem, Krakowie, niewiele i cicho o Kielcach, szmalcownikach, gettach ławkowych i skali marca 68. Dlatego nie miałem pojęcia co temu gościowi zepsuło nastrój gdy się przedstawiłem skąd jestem.
Może nie mam racji, ale takie jest moje odczucie.
Ostatnio edytowano 03.07.2009 16:49 przez Doctor Wu, łącznie edytowano 1 raz
jan_s1
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5432
Dołączył(a): 08.01.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jan_s1 » 25.06.2009 12:28

felder*eagles napisał(a): Niepofałszowaną historię współżycia polsko - żydowskiego poznałem dopiero w wolnej Polsce.


To zależy, z jakiego korzystało się źródła, ponieważ wielu autorów polityki historycznej właśnie w wolnej(?) Polsce historię tę skutecznie fałszuje (patrz choćby znany bajkopisarz J.T. Gross).

Przepraszam za wtręt niezbyt związany z tematem relacji.
Kevlar
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2125
Dołączył(a): 30.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kevlar » 25.06.2009 15:24

Świetna relacja.
Normalnie marzy mi się przeczytanie Twojej relacji z takiej samej trasy ale przejechanej obecnie.
Miło się czytało i oglądało. :D
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 03.07.2009 02:02

Świetna relacja, żałuję że trafiłem na nią tak późno w nocy bo będzie mnie kosztować nie wyspaniem jutro ale nie mogłem się od niej odewrwać. Może i ja znajdę czas na opisanie mojej relacji do Gruzji i Turcji z tamtych lat. Pozdrawiam
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 03.07.2009 17:05

Dzięki Serce w pasy za ocenę, proszę znajdź czas na swoje wspomnienia, opisanie wrażeń sprzed wielu lat dodaje trochę urozmaicenia do tych monotonnych :lol: opisów typu : Makarska 2009. Żartuję :!: :!: :!: :!: :!:
Dzięki Kevlar, generalnie planuję na przyszły rok wypad do kraju zaciekłych wrogów Turcji, chociaż przejrzenie paru relacji z Istanbulu zasiało trochę wątpliwości co do celu wyjazdu. :roll:
Dzięki Janie_s1 za miłą ocenę moich wypocin. Dodam, że w sierpniu jadę do Świnoujścia, a mój GPS podał mi jako najlepszą trasę dojazd przez 8O obwodnicę Berlina. Posłucham go, i wpadnę do Greifswaldu chociaż na dwie godziny. Jak mi się uda trafić do sfotografowanych miejsc, zamieszczę aktualne zdjęcia.
Dzięki wszystkim autorom ponad 1200 odsłon mojej relacji, naprawdę jestem dumny że zainteresowaliście się tymi wspomnieniami, popartymi starymi poplamionymi zdjęciami. Pozdrawiam. :papa:
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 03.07.2009 17:34

A swoją drogą felder*eagles czy to Dometzko to jest to Domecko koło Opola bo mam tam przyjaciół?
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 04.07.2009 11:59

Zgadza się. A czy Twoje serce jest w pasy biało - czerwone Filipiaka?
Kevlar
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2125
Dołączył(a): 30.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kevlar » 04.07.2009 16:13

felder*eagles napisał(a):...Dodam, że w sierpniu jadę do Świnoujścia...

Mieszkałem w Świnoujściu 8 lat. :)
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży

cron
Dla odmiany - Istanbul i Izmir 1985 - strona 2
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone