Tak więc w ubiegły wtorek na wschodniej obwodnicy Wiednia S1 (tej nowej, oddanej w kwietniu br) zostałem skrojony na maxa.
Dla przypomnienia, ta bardzo pożyteczna obwodnica autostradowa łączy autostradę Wiedeń-Bratysława/Budapeszt z autostradą Wiedeń-Graz i pozwala całkowicie ominąć Wiedeń w drodze np. do HR/Italii i to piorunem (od węzła Schwechat do węzła Vosendorf).
Niestety szkopuł w tym że o ile ma ona status autostrady z uwagi na liczne tunele panuje na niej często ograniczenie do 80 km/h. I do tego Austriacy dorzucili nieoznakowanego Passata VR6 Kombi w kolorze niebieskim, który w pewnym momencie objawił mi się w lusterku wstecznym z migającym niebieskim światełkiem z przodu. W pierwszej chwili myślałem że jedzie za mną jakiś cyrk ale mój błąd zrozumiałem dość szybko gdy ów Passat zrównał się ze mną i wychyliła się z niego rączka w moją stronę z gestem nie pozostawiających złudzeń, po czym w tylnej szybie owego pojazdu zobaczyłem złowieszczy napis: "Polizei, folgen Sie uns!". Od tej pory nieszczęścia potoczyły się lawinowo; musiałem opuścić wspaniałą obwodnicę i zjechać na jakieś zadupie - jak się miało okazać planowane miejsce egzekucji. Passata opuściło 3-ch bardzo nieciekawych typów w cywilu (za to identyfikatorami na szyi) a gęba, która się do mnie zblizyła nie pozostawiała złudzeń że krucho ze mną (spokojnie mógłby zagrać złego SS-Mana np. w "Pianiście").
Od tegoż oprawcy najpierw dowiedziałem się że złamałem wszelkie możliwe przepisy... A że się spieszyłem (wyjazd służbowy) równie szybko zapytałem "Ile się należy mistrzu?" (zakładając szybki wyrok - łagodniejszy z uwagi na tzw "skruchę") na co złowieszczo usłyszałem się że to się dopiero okaże po obejżeniu filmu, na który notabene nie zostałem zaproszony. Druga morda zażądała wszystkich możliwych papierów, sprawdziła winietkę (przypadek że akurat ją kupiłem na granicy - zwykle kupuję ją na trasie). Film trwał dobry kwadrans (tyle za mną jechali) i zaowocował 2 stronami A4 ze złowieszczym tytułem "Strafverfugung" (czyli coś jak wyrok śmierci) z wyliczonymi 6-cioma przestępstwami i odpowiadającymi im normami prawa (prawniczy bełkot): dwukrotne przekroczenie prędkości o ponad 40 km/h, 3 x brak migacza, 1 x niezachowanie dytansu. Na końcu tegoż "wyroku" wytłuszczona suma do zapłaty: 580 EURO
W pierwszej chwili przytkało mnie nieźle, w drugiej chwili przypomniał mi się nasz bohater narodowy - Franek Dolas i naszedł mnie pomysł pójścia w jego ślady czyli rżnięcia głupa na maxa. Ale albo kiepski ze mnie Dolas albo też oni na takich Dolasach już się niestety poznali...
Więc mówię "nie mam kasy, sorry, macie pecha tym razem" na co oni pokazują mi na bumadze "zastępczą karę pozbawienia wolności" w wysokości 180 godzin... i proponują dalszą podróż swoim środkiem transportu ...do "hotelu z pełnym wiktem"...
Ponownie oniemiałem - wariant z Dolasem tym razem nie przeszedł, bo ucieczka też nie bardzo wchodziła w grę jako że drugi z "oprawców" dyskretnie (niby przypadkowo, jakby od niechcenia) pokazał że ma niezłą giwerę przypominającą izraelskie Uzi a cała ich brygada szturmowa liczyła 3 osoby. Ten trzeci był najbardziej nieprzewidywalny; długi płaszcz, ciemne okulary, kamienna twarz, zero emocji, wyglądało jakby miał jakieś cięższe uzbrojenie pod płaszczykiem (bazooka?).
Tak więc, jak to bywa w naszej historii zmuszony zostałem ulec przeważającym siłą wroga odwiecznego (jak zwykle liczniejszego i lepiej uzbrojonego) i przyjąłem zaproponowane mi "honorowe warunki kapitualcji" w postaci zapłaty całości kartą kredytową. I tu ponownie się zdziwiłem jak dobrze oni są wyposażeni. Po otwarciu przepastnego bagażnika ich Passata, obładowanego metalowymi skrzyniami wszelakimi na full (zapasy amunicji czy co?) znalazł się czytnik kart kredytowych - zwykły typu "żelasko", który się zaciął (ten z giwerą musiał się za to chwycić a ten trzeci ani drgnął...). I tu choć trochę postanowiłem sobie odbić emocje kwitując głośno "Że cieniutki sprzęt macie w Austrii bo w Polsce Policja od dawna ma już elektroniczne czytniki kart" co ubodło dumę wroga ku mojej uciesze
W rzeczywistości nasza policja jak wiemy rzadko ma długopis ale tego oni już wiedzieć nie muszą. W tym momencie zatęskniłem autentycznie za ojczyzną - niby Kaczogród ale jednak, "swój wróg" z którym zawsze można się "dogadać". Zanim odjechałem z miejsca kaźni poprzysiągłem zemstę...
Wieczorem, po załatwieniu spraw służbowych podjąłem jeszcze jedną, desperacką próbę ratowania dobytku - tym razem wybrałem wariant na "yntelygenta" i zadzwoniłem na telefon podany na "wyroku" żeby się "odwoływać". Trzeba przyznać że bardzo elegancko i wyczerpująco udzielono mi informacji a mój przypadek był już w ich bazie danych. Rozmowa trawła dobre 20 minut (tu pomyślałem sobie że w ojczyźnie trwałoby minutę w stylu "nie zawracaj pan dupy"). Nic nie wskórałem ale przynajmniej dokonałem dokładnego rozpoznania przeciwnika na przyszłość - coby się z wami tu podzielić. Tak więc moi mili dowiedziałem się że miałem "Gluck" (czyli farta po naszemu) bo 5-ciu oczek zabrakło mi do kontynuacji podróży na obuwiu; przekroczenie o 50 km/h dozwolonej prędkości (w miescie wystarczy 40) to obligatoryjny zabór prawa jazdy (BTW w Niemczech jest to o 10 km/h mniej). Ponadto wśród współczujących mi austriackich przyjaciół dowiedziałem się że na wszelkich ograniczeniach prędkości na autostradach trzeba bardzo uważać a obwodnica Wiednia S1 cieszy się szczególnie złą sławą bo jest non stop monitorowana przez wideoradary z uwagi na bazę w pobliskim Wiedniu właśnie i spory ruch obcokrajowców.
Wniosek: Uważajcie na S1 w drodze do HR...
P.S.
Czekam na konstruktywne pomysły na moją słodką zemstę. Nazwiska oprawców są na "wyroku"

.png)
.png)