W porcie zderzyliśmy się z mafią. O tym czym turysta pojedzie do miasta decyduje szef. Tuk tuk kosztuje 4$ od osoby. A my ominęliśmy stanowisko szefa i sami chcieliśmy dogadać się z kierowcą jednego z wielu busów, które przyjeżdżały tu z miasta. Ale mafioso nie spuszczał nas z oka i chodził za nami grożąc każdemu kierowcy, z którym rozmawialiśmy. W pewnym momencie udało nam się rozdzielić i wsiąść do auta. Nie zdążyliśmy jednak odjechać, chłopak się przestraszył. Zaczęliśmy się stawiać i grozić policją, powiedzieliśmy, że nie możemy jechać tuk tukiem w słońcu bo mamy chorego człowieka i potrzebujemy klimatyzowany samochód. Szef na to, że to on załatwi nam auto i może przyprowadzić policjanta, bo policja z nim współpracuje. Rzeczywiście, za chwilę mieliśmy transport w tej samej cenie co tuk tuk. Nie było sensu dalej ciągnąć sporu.
Najlepszym rozwiązaniem jest zamówienie transportu w hotelu, do którego jedziemy. Trochę pokpiliśmy sprawę i nie zrobiliśmy tego wcześniej. Nauczka na przyszłość.
Weszliśmy do hotelu i wycieczka odzyskała dobry nastrój. Po doświadczeniach z dwóch ostatnich dni stracili nadzieję na cywilizowane warunki.
Przywitano nas drinkiem bezalkoholowym i propozycją zorganizowania wycieczek lub transportu. Nie skorzystaliśmy.
Piechotą poszliśmy do centrum. Po drodze jest Rezydencja Królewska, w której Jego Wysokość zatrzymuje się w czasie pobytu w mieście, z zewnątrz raczej taka skromna.
A dalej coraz okazalsze obiekty, między innymi deptak Pub Street. W licznych knajpach trudno o miejsce, a ceny bardziej niż europejskie. Ale okazja była, mogę powiedzieć, że imprezkę urodzinową w Kambodży miałam.
Od razu poszłam też prezent sobie kupić.
I cacko do domu też.
Dzień się kończył, należało wrócić czymś do hotelu i pomyśleć o transporcie na jutro. Nie bardzo chciało mi się wierzyć w to co opowiadał recepcjonista, że do tuk tuka zmieści się tylko cztery osoby i musimy wynająć dwa, płacąc 20$/dzień za jednego. Rzeczywiście większość wózków była mała i niewygodna. Ale wypatrzyłam „mercedesa”. Pan był miły i jeszcze nie zmanierowany, jeździł od niedawna. Za naszą piątkę chciał 17$/dzień i zaproponował, że dzisiaj odwiezie nas gratis do hotelu, żeby zobaczyć gdzie mieszkamy. Oczywiście bardzo się ucieszyliśmy. Pod bramą hotelu bardzo uważał żeby nie stanąć za blisko, widocznie tacy z zewnątrz są tępieni przez tych, którzy współpracują z hotelem.
Jutro Angkor, moje marzenie, które ma kilkanaście lat.