brokers7 napisał(a):To czekamy na Plitwice

myszkin napisał(a):Przysiadam się również i czkam na cd.
Oto są
Dzień 2 - Plitwice, przejazd do Vodic
Następnego dnia z sercami przepełnionymi żądzą przygód zrywamy się o brzasku i już około godziny 10.30

wyjeżdżamy od naszych gospodarzy kierując się na Plitwice. Z przewodnika nie jest dla nas ostatecznie jasne którym wejściem lepiej rozpocząć zwiedzanie (jedno jest w dolnej części, drugie przy jeziorach górnych). Ostatecznie decydujemy się na pierwsze rozwiązanie wychodząc z założenia że lepiej wraca się z górki

Bilety drogie (110 kun od osoby) ale obecność tabunu Japończyków upewnia nas w przekonaniu że musi tu być coś godne oglądania

Już zaraz za wejściem efektowny widok na Veliki Slap, najwyższy wodospad w parku (na zdjęciu po prawej):
Zejście po schodkach zakosami na dół, i idziemy obejrzeć wodospad bliżej, jest niestety dość tłoczno:
Teraz ruszamy w górę, jezior jest 16, pooddzielanych progami utworzonymi przez osady z trawertynu, skały powstałej w wyniku wytrącania się z wody związków wapiennych wcześniej wypłukanych ze skał. Dolne jeziora są niewielkie:
ale bardzo malownicze i z żalem stwierdzam iż wykonane zdjęcia jedynie w niewielkim stopniu oddają piękno parku, który jest bardzo rozległy i obejmuje jeziora wraz z dużym obszarem otaczających je gór (chodzi o kompleksową ochronę wód rzeki przepływającej przez jeziora). Po jakichś 15-20 minutach dochodzimy do przystani na najrozleglejszym jeziorze Kozjak i wsiadamy na statek (przejazd w cenie biletu do parku) aby dostać się do górnych jezior:
Po jego opuszczeniu zaczyna się moim zdaniem najpiękniejsza część parku przywodząca na myśl raczej dżunglę południowoamerykańską niż kraj w Europie - ścieżka po drewnianym podeście prowadzi w bezpośredniej bliskości wodospadów przewalających się wyjątkowo fantazyjnie przez kilkumetrową skalną barierę:
Wszędzie czuć wilgocią a woda wydaje się wylewać z każdego możliwego miejsca w mało kontrolowany sposób tworząc poniżej piękne jeziorka:
Przechodzimy w górną część parku, tu widoki nieco mniej efektowne za to zupełnie luźno i cicho i można autentycznie poczuć bliskość dzikiej przyrody na co na szczęście park mimo niewątpliwego rozdeptania przez turystów z pewnością pozwala (choć nie wiem czy również w szczycie sezonu

):
Odkrywszy iż parkowa restauracja (niedaleko ostatniego z górnych jezior) oferuje głównie fast food po cenach dość rozbójniczych na obiad decydujemy się zjeść frytki zagryzane migdałami i powoli schodzimy w dół autentycznie relaksując się przy przepięknych widokach na park. Spacer trochę psuje nam pogoda bo zaczyna kropić ale na szczęście na tym się kończy. W drugą stronę wracamy również statkiem i po ponownym przejściu dolnych jezior i pożegnalnych zdjęciach na których z tej perspektywy widać jak dolina rzeki stopniowo przechodzi w wapienny kanion przy dolnym wejściu:
po około 6h wychodzimy z parku. Teraz jeszcze tylko opłata za parking (skromne 49 kun) i jako że robi się późno ruszamy na południe trasą w kierunku Korenicy/Knina. Chwilowo nieco się przejaśnia i po drodze mamy bardzo ładne widoki na pasma górskie w pobliżu granicy z Bośnią ale naszą uwagę bardziej przyciąga inny, trochę niecodzienny dla nas obraz - w pewnym momencie pod górami pojawia się (dwukrotnie, najpierw z lewej a potem prawej strony) spory obszar kompletnie płaskiego terenu który mocno kontrastuje z pofałdowaniami wokół. Zatrzymujemy się i robimy zdjęcie:
Teren aż po horyzont wygląda jak jedna wielka dzika łąka i co ciekawe mimo iż wydaje się być idealny pod uprawy jest ich zupełnie brak tak samo jak jakichkolwiek zabudowań. Żona wysnuwa teorię iż jest to dno wyschniętego zbiornika wodnego i jak sprawdzam później na mapie nie mija się dużo z prawdą. Ten teren to Krbavsko Polje, sporej wielkości obszar bezodpływowy, w znacznej części bagienny. Nieco zbliżony widok przyjdzie nam jeszcze zobaczyć w delcie Neretwy w pobliżu miejscowości Ploce.
Jedziemy dalej i w pewnym momencie malowniczą doliną przedostajemy się przez góry na autostradę w pobliżu miejscowości Gornja Ploca. Pogoda niestety zaczyna się znowu psuć i wyraźnie zanosi się na burzę. Przejeżdżamy tunel Sv Rok i wydostajemy się na wybrzeże. Widoki są raczej marne, jest szaro a i widok kamienistego w znacznej mierze wybrzeża nie jest zachęcający. Zdjęć nawet nie robimy. Teraz decyzja gdzie się w ogóle rozbić - z uwagi na porę dnia wahamy się czy nie zjechać na Razanac ale wizja dwukrotnego rozbijania namiotu (planowaliśmy zrobić sobie pod Szybenikiem bazę wypadową) nie przypada nam do gustu. Poza tym może dalej na południe już burzy nie będzie?

W jakimś katalogu udaje nam się wyszperać kilka kampingów w Vodicach, tam powinniśmy zdążyć dojechać o znośnej porze. Dojeżdżamy bardzo szybko, w miejscowości znaki kierują bezproblemowo na wybrany przez nas "Camp Imperial", meldujemy się na recepcji i wybieramy miejsce (cena - 20 EURO/150 kun za noc). Rozbijamy się dość szybko (najgorzej oczywiście idzie z wbiciem śledzi), rozwiązujemy wspomniany w pierwszym poście problem z przyłączem do prądu poprzez wypożyczenia adaptera (bezpłatnie, 100 kun w depozycie), "zaliczamy" łazienkę, idziemy do restauracji na jakiś porządny obiad (?- jest 23). Za około 160 kun da radę przyzwoicie zjeść (i zbliżone ceny są w innych punktach w miejscowości jak przekonujemy się później) jest tylko potwornie duszno i burza nas chyba nie ominie. Wieje coraz bardziej choć na razie bez deszczu, idziemy spać niezbyt szczęśliwi że tym razem jest to jednak namiot...
Na dziś to tyle, następnym razem ciąg dalszy opisu nocno-burzowego horroru

oraz wycieczka wybrzeżem północnej Dalmacji do Zadaru.
Pozdrawiam.
Ps1. Mam nadzieję że nie piszę zbyt rozwlekle
Ps2. Opis kolejnego dnia wyjazdu prawdopodobnie dopiero po weekendzie choć może uda się zasiąść na chwilę w sobotę/niedzielę.