Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

bałkańska pętla

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004
bałkańska pętla

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 05.05.2006 12:59

To będzie spóźniona opowieść o wyjeździe z 2005 roku. O długim urlopie i podróży przez kilka krajów, wielkiej pętli od Bośni do Chorwacji, Czarnogóry, znów powrót przez Bośnię a właściwie Republikę Serbską do Chorwacji i powrót przez Bośnię do domu. Będzie to opowieść oparta na zdjęciach oraz o zdjęciach których nie zrobiłem. Opowieść w odcinkach, może zawarte informacje przydadzą się komuś do zaplanowania urlopu, zwłaszcza w Czarnogórze.

Na początek trochę o sytuacji politycznej. Wiem że dane z 2005 roku nie są zbyt świeże ale pewne zjawiska świadczą czasem w którą stronę toczy się historia.
Po pierwsze, o czym już pisałem, Serbowie sprzedają masowo domy na północy Chorwacji. Nikt chyba już nie wierzy że wróci do swojego domu, że da się po tym wszystkim żyć obok siebie. Za to na wybrzeżu wypalone domy trudno znaleźć. Jeszcze w 2002 spotykało się tu i ówdzie wypalone domy na wybrzeżu, dziś znikły. Zostały sprzedane?
Po drugie na południu Bośni, w okolicach Mostaru widać chorwackie flagi. Żyją tu Chorwaci którzy najwyraźniej chcieli by przyłączenia tych terenów do Hr. Chorwackość jest ich dumą. W weekendy widać młodych ludzi którzy jeżdżą samochodami z czerwono-biało-niebieskimi flagami i krzyczą coś tam po swojemu. Podobnie wesela i orszaki młodej pary zmierzające z kościoła na przyjęcie też są okazją do zaminifestowania swojej chorwackości. Brakuje tylko seri w niebo z kałasznikowa.
W wielu miejscach odległych od wybrzeża widać billboardy i plakaty popierające Gotowinę. Zastanawiam się jak to znoszą w Bośni, bo tam też można spotkać plakaty z generałem.
W Neum bez zmian. Na wjeździe do miasta od strony Dubrownika tablica informacyjna przestrzelona kilka razy z broni o wojskowym kalibrze. Na tablicy napis sprajem "poznajte HDZ" czy jakoś tak.
Z drugiej strony Neum czyli od Metkovacza tablica również ostrzelana jakaś setka śladów po wiatrówkowej amunicji. Ktoś jak widać miał większą nienawiść niż kaliber. W sumie bez zmian, kiedykolwiek jadę od kilku lat przez Neum, tablice się zmieniają ale zawsze ktoś w nich robi dziury. Z broni.

O tym jak dojechaliśmy do Divnej już pisałem w wątku http://cro.pl/forum/viewtopic.php?t=8933&start=15
O samym kempie też skrobnąłem tu: http://cro.pl/forum/viewtopic.php?t=6488&postdays=0&postorder=asc&start=75 i tu: http://cro.pl/forum/viewtopic.php?t=6488&postdays=0&postorder=asc&start=105

Divna to niezłe miejsce wypoczynek oraz odwiedzenie Korczuli czy innych miejsc na Peljeszacu. Orebicza nigdy nie lubiłem. Dla mnie za dużo ludzi, nieciekawe plaże. Mnie deptaki i kluby jakoś mało są potrzebne do udanego urlopu. Dla mnie to miejsce robienia zakupów. Od naszej ostatniej bytności w tym miasteczku w 2002 mogę tylko napisać że coraz trudniej znaleźć tam mijsce do zaparkowania samochodu.

Korczula. Wróciłem po ok. 20 kilku latach. Wtedy miałem ok. 15lat. Na wyspę pływało się obdrapanymi łódkami które nocą lub po sezonie służyły za kutry rybackie. Teraz za 12 kun/osoby płynie się całkiem eleganckimi stateczkami osobowymi. Korczula jakoś zmalała w moim odbiorze. Jeszcze rok temu powiedziałbym mały Dubrownik - tak ją zapamiętałem. Teraz, w wieku dorosłym odbieram ją jakoś mniejszą. Sporo ludzi, katedra otwarta, przewodnicy oprowadzają wycieczki. Na szczęście można spokojnie sobie obejrzeć ciekawe rzeźby na elewacji, wyposażenie, zdobny baldachim nad ołtarzem. Mnie najbardziej wpadła w oko misternie rzeźbiona balustrada przy bocznym ołtarzu oraz atmosferyczne baptysterium z piękną figurą Jezusa na starej chrzcielnicy.
Obrazek katedra św Marka
Obrazek nawa główna i ołtarz z baldachimem w katedrze św Marka
Obrazek baptysterium
Obrazek w katedrze
Obrazek kąpielisko przy murach
Obrazek Korczula - widok z portu na starówkę
Obok katedry zapomniany i zamieniony na galerie kościółek św Piotra, w stronę bramy drugi kościół zamieniony na galerię. Wszystko dla turystów. Na szczęście wokół murów jest plaża. Można w każdej chwili zejść z murów i nurknąć do wody. Poza obrębem murów ciężko znaleźć coś ciekawego do zwiedzania. Zwracamy uwagę na antyczny rzygacz opleciony jak najbardziej nowoczesnymi kablami. Jak na zdjęciach z Indi. Wracamy na stare miasto. Wąskie uliczki, kucza Maco Polo, można odpocząć w wilgotnym cieniu zapomnianych zaułków. Jednak jakoś nie mogę złapać tego uczucia zachwytu jakie często mam w dalmatyńskich, starych miastach.
Obrazek widok z portu w Orebiczu na wyspę z klasztorem
Będąc na Divnej trudno nie zajechać do Trpanija. To niezłe miejsce na zakupy i na odwiedzenie knajp których w Divnej czy Dubie brakuje. Warto zajrzeć do kościoła w centrum miasteczka, znajdują się tam bogate jak na dalmację freski oraz ciekawe, ludowe rzeźby sakralne, umieszczone między innymi na chrzcielnicy i ambonie.
Obrazek kościół w Trpaniju
Obrazek ambona pokryta płaskorzeźbami i polichromią
Obrazek rzeźba na chrzcielnicy
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 05.05.2006 14:11

Z Divnej wyruszamy na południe by mieć bliżej do miejsc które chcemy zwiedzić oraz by odwiedzić stare śmieci. Zajeżdzamy do Żuljany a tam pełno ludzi. Plaża pełna, kempy przy głównej plaży pełne, przeciskamy się na Vucine, ale nie ma szans wszystkie półki pełne, nawet niewielkiego namiotu nie ma gdzie wcisnąć. Właściciel kempu niby coś tam radzi żeby się rozbić na pewno coś się zwolni w najbliższych dniach, ale mimo że żal nam opuszczać ulubiony kemp jedziemy dalej szukać miejsca bliżej Ston

W końcu lądujemy na Praprotnie. Niestety na kempie najlepsze miejsca zajęte, także przez samochody. Zaskakująco dużo Bośniaków, z namiotami rozbitymi na stałe, gdzie co tydzień zmieniają się lokatorzy. Plaża okazuje się porażką. Pełno ludzi, co rano kilka autobusów przywozi dodatkowych plażowiczów. Woda mętna nurkować nie ma po co. Żeby znaleźć przejrzystą wodę trzeba chodzić na skałki. Jednak i tam plażowanie ma minusy widać jak na dłoni budowę szerokiej drogi do kolejnego miejsca na wybrzeżu. W ogóle widać, zwłaszcza na południu jak Chorwaci aktywizują swoje wybrzeże. We wiele miejsc do tej pory pustych, buduje się drogi. Jeszcze trochę i o dzikich zatoczkach będzie można tylko pomarzyć.

Praprotno okazało się niezłym miejscem do zwiedzenia fragmentu Bośni. Niby z Praprotna do Metkovacza jest jakieś 70km, więc dość daleko a do tego po drodze Neum. Jednak daje się przejechać ten dystans w około godzinę. Pierwsze miejsce do którego zmierzamy to Poczitelij. Turecka twierdza z XVII, położona malowniczo na pionowym brzegu Neretwy. O Poczitelij dowiedziałem się z czeskiego portalu o Chorwacji. W Polskich źródłach prawie nie występuje, tymczasem to ciekawe miejsce i gdyby pomiąć to co zostało zrobione pod turystów oraz zniszczenia wojenne, w miasteczku czas jakby się zatrzymał te 200-250 lat temu. Z resztą to nie tyle miasteczko co osada przy twierdzy. Brak tu asfaltu, pod górę wiodą kamienne drogi. Z kamienia jest tu prawie wszystko: nawet pokrycia dachów są zrobione z grubych kamiennych płyt. Niestety źródła wiedzy o Poczitelij są rozbieżne. Na samym dole osady znajduje się najważniejszy zabytek: resztki starej medresy (niektóre źródła mówią że to łaźnia), pokryte ołowianymi kopułami które ktoś starał się pomalować na brązowo, dziś przerobione na knajpę, jednak próżno tu szukać karty, raczej dla amatorów zimnych drinków. Nieco wyżej jest meczet, odbudowany po zniszczeniach ostatniej wojny i obok niego nowa medresa a naprzeciwko lepsza knajpa. Przy wejściu do meczetu ekspozycja pokazująca zniszczenia i odbudowę. Siadamy przy meczecie oglądając zdobienia. Przed meczetem siedzi znudzony staruszek pobierający opłatę za wstęp, może przewodnik. Nie ma nigdzie informacji ile kosztuje wstęp, zwlekamy oglądając resztki starych ozdób kamiennych oraz źródełka wody w których wierni myją nogi przed wejściem do meczetu. Staruszek zniecierpliwiony czekaniem na naszą decyzję, poszedł sobie a my (jesteśmy chyba jedynymi turystami w osadzie) zaglądamy przez zakratowane okna meczetu. W środku, jak w większości meczetów, jest niewiele. Dywany, pulpit i wejście na minaret. W tym momencie do meczetu przychodzi młody chłopak, muzułmanin i zaczyna modły, patrząc na nas przez ramię. Czujemy się troszkę nieproszonymi gośćmi, wychodzimy z podwórza meczetu i idziemy do resztek twierdzy.
Obrazek kamienne ulice Poczitelij
Obrazek stara medresa
Obrazek meczet i wieża zegarowa
Obrazek przy meczecie - resztki starych ornamentów i krany z wodą
Obrazek widok na twierdzę z podwórza meczetu
Droga pod górę jest niezwykle ciężka, zaraz za domami kończy się wyłożona kamieniami ścieżka, upał daje się we znaki. Nie chce nam się przedzierać przez zarośla. Odpuszczamy ruiny, wracamy by zajrzeć do nowej ufundowanej przez Arabów medresy, starej wieży zegarowej i obejść dolne partie miejscowości. Na koniec łapią nas sprzedawcy pamiątek widać że Polacy są tu częstymi gośćmi, nawet broszurkę po polsku mają na sprzedaż.
Obrazek panorama
Obrazek stara kołatka
Wyrywamy się z Poczitelij by ruszyć w kierunku wodospadów Kravica. Znalezienie wodospadów wcale nie jest proste. Jadąc od Caplijana trzeba przejechać długa wioskę Studenci i za ostatnim domem w którym jest sklep spożywczy skręcić w lewo by po przejechaniu ok. 3km wjechać do innej wioski za którą znajduje się zjazd do wodospadów. Nie ma żadnego znaku oprócz mizernego, powyginanego, małego drogowskazu.

Jak dla mnie wodospady Kravica sa znacznie ciekawsze niż Krka. W 2005 roku nie było jeszcze żadnej opłaty za wstęp, a do wodospadów można było dojechać nieomal na sam dół o ile znalazło się miejsce do zaparkowania. Jednak wszystko zmierza do komercjalizacji wodospadów jest już odnowiony parking i szlaban, pewnie niedługo będą opłaty. Udaje nam się znaleźć miejsce na samochód, schodzimy koło młyna (dziś jednej z 3 knajp) do wodospadów. Ludzi jest trochę, niektórzy szaleją po skałkach koło wodospadów, robimy zdjęcia i nie możemy się oprzeć pokusie wskoczenia do chłodnej, zielonej wody pod samym wodospadem. Odpoczywając po kąpieli postanawiamy jeszcze tu wrócić i spędzić cały dzień nad wodospadami, a ja postanawiam wziąść ze sobą aparat do zdjęć pod wodą żeby wejść w spadające strugi wody. Tego dnia czekał nas jeszcze nocny Mostar...
Obrazek widok na wodospady z góry
Obrazek można wejść pod sam wodospad
Obrazek lokalne zuchy
Obrazek widok z poziomu wodospadów
Ostatnio edytowano 04.08.2006 12:22 przez Kir, łącznie edytowano 1 raz
mama_Kapiszonka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2042
Dołączył(a): 30.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) mama_Kapiszonka » 05.05.2006 15:24

Ojjj, jak cudnie zapachniało wakacjami!

Skopiowałam wskazówki jak dojechać do wodospadów - na pewno się przyda.

Dzięki za relację i czekam na Nocny Mostar...i wszystko po nim!
wiolak3
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 808
Dołączył(a): 28.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wiolak3 » 05.05.2006 17:30

KIR - jestem pod wrażeniem!!!!super, ah.... :D :D
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 05.05.2006 18:01

mama_Kapiszonka napisał(a):Skopiowałam wskazówki jak dojechać do wodospadów - na pewno się przyda.


Na razie masz zdjęcie satelitarne (duży rozmiar pliku) z opisem
Obrazek
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 06.05.2006 18:20

Do Mostaru dotarliśmy późnym popołudniem. Układ komunikacyjny miasta jest dość skomplikowany. Do miasta czy z północy, czy z południa wjeżdża się lewym brzegiem Neretwy by w centrum miasta przejechać na prawy, ominąć najstarszą część i znów wrócić na lewy brzeg rzeki. Dość długo szukamy miejsca do zaparkowania. Wszędzie w pobliżu centrum stoją samochody. Jadąc wolno sunącą kolumną samochodów pakujemy się w jednokierunkową (tam mało kto patrzy na znaki). Z trudem cofamy i po kolejnej pętli parkujemy na hotelowym parkingu gdzie parking jest płatny jak wszędzie w centrum. Parkingowy niezwykle uprzejmy, potem jak się okaże naciągnął nas na 1Euro. Płacic za parking można w kuchach, euro lub markach. Z resztą na całym mieście nie ma problemu z płaceniem którąkolwiek z tych walut. Kręcimy się po części chrześcijańskiej, ale widać że wszyscy ciągną na wieczór w stronę słynnego mostu. Dosłownie ma się wrażenie że wszyscy w mieście a zwłaszcza młodzież idzie w jeden punkt wszelkimi możliwymi drogami. Udajemy się za tłumem, przechodzimy przez most (strasznie niewygodne schody) i już jesteśmy na Kujundziloku czyli słynnej dzielnicy-bazarze której najważniejszą częścią jest nadrzeczny bulwar.

Tu muszę zrobić małą dygresję o największym niebezpieczeństwie Mostaru. Są nim Bośniaczki. Normalnie idąc ulicami można sobie szyję ukręcić od oglądania się za pięknymi dziewczynami. Widać że te w Mostarze są bardziej zadbane, włosy zrobione z fantazją, dość skromnie, ale apetycznie odziane. Ciekawa, niezwykła uroda. Tak jakby mieszanka Turecko-Bułgarsko-Europejska. Do tego te dziewczyny są naprawdę zadbane.
Obrazek Bulwar w dzielnicy Kujundzilok
Wałęsamy się pomiędzy sklepami. Można poczuć atmosferę arabskiego bazaru ale niestety to co się tam oferuje to nie wyroby rzemieśnicze tylko turystyczna masówka. Próbujemy kupić tygielek do kawy. Oczywiście są, wszystkie wyglądają jakby je zrobiła jedna maszyna. Długo szukamy czegoś robionego ręcznie bo nie chcemy zapłacić 50Euro za tygielek turystyczny który może być trujący albo się rozpaść w trakcie warzenia kawy (tak, tak tam się kawę warzy czyli gotuje na małym ogniu z dodatkiem cukru a na koniec kardamonu lub anyżu). Można mniejsze tygielki kupić za ok. 20 Euro ale jeszcze większa tandeta.
W sumie na całym bazarze ciekawe okazały się jedynie dywany na końcu jest jeden duży sklep, oraz papucie perskie czy arabskie ale produkcji wietnamskiej. Jak jakaś pani jest zainteresowana to można kupić stroje do tańca brzucha.

Wychodzimy z bazaru na główną ulicę, chyba Tity i zaglądamy do największego meczetu Karadjoz-Bey. Pod meczetem dużo młodych mężczyzn, siedzą na ławkach, głośno gadają. Ich spojrzenia nie zachęcają do odwiedzenia środka, z resztą nie ma żadnej informacji co do zwiedzania. Meczet jest odbudowany po zniszczeniach wojennych i dość spory. Na ścianach znajdują się ornamenty i cytaty z Koranu. Robimy tylko zdjęcia starając się nie wzbudzić zainteresowania i zmykamy do kolejnego meczetu, który znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej, po drodze oglądamy cmentarz muzułmański.
Obrazek Obrazek meczet Karadjoz-Bey i jego ornamenty.

Blisko meczetów są banki w tym jeden dokumentnie rozwalony w czasie wojny, bankomaty. Szukamy czegoś do zjedzenia. Knajpek na deptaku są setki. Niektóre wyraźnie nastawione na turystów, inne mniej. Szukamy czegoś z baraniny nie ma problemu ale dość drogo a my mamy tylko 100marek a jeszcze chcemy dotankować paliwo, w końcu lądujemy w jakiejś małej knajpce z tarasem nad samą rzeką, którą odwiedzają głównie miejscowi. Kelner widząc nasze niezdecydowanie nad kartą namawia nas do opcji "specjały regionalne" i prowadzi do lady gdzie można sobie wybrać co się chce za 5euro od osoby. Dostajemy mieszankę smaków: oprócz baraniny duszonej tym razem, coś co przypomina nasze gołąbki, odrobinę czegoś ostrego na bazie fasoli i jakieś miejscowe sałatki. Porcje są tak duże że żona nie daje rady zjeść. Do tego kawa po 1Euro i woda. W sumie rachunek na 13 Euro za smaczną kolację dla 2 osób. Choć na głównym deptaku trzeba się liczyć z cenami wyższymi

Wracamy znów przez bazar, robimy ostatnie zdjęcia. Jest około 23 i bazar zamiera. Sprzedawcy powoli zwijają kramy, w ogóle widać że życie po tej stronie powoli gaśnie. Tymczasem przy moście jest dyskoteka. Na prawym brzegu rzeki tłumy młodzieży. Przepełnione są kluby i kawiarnie, na ulicach trudno się przecisnąć. Jest bardzo głośno od wszędobylskiej muzyki, choć niekoniecznie regionalnej. Teraz dopiero zauważamy że w starych budynkach są dyskoteki. Przedzieramy się do samochodu i wracamy przez Metkovac i Neum do Praprotna.
Obrazek a takie zdjęcie robi tam każdy więc i ja takie mam
Cieć na kempie nie wpuszcza nas samochodem do namiotu. Może i słusznie, jest gdzie zostawić auto ale następnego dnia zauważam że ktoś (może cieć za to że go zbudziliśmy) przestawił nam tablicę rejestracyjną do góry nogami
Ostatnio edytowano 04.08.2006 12:25 przez Kir, łącznie edytowano 1 raz
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 09.05.2006 15:31

Największa zaletą Praprotna jak dla mnie jest bliskość magicznego miasta jakim jest Ston. Właściwie znając miejscowe ścieżki można by z Praprotna dojść do Ston pieszo, bo to jakieś 3-4km.
Obrazek Praprotno to zatoka, kilka domów i duży kemp. I słynna, dla mnie niezbyt ciekawa plaża
Obrazek plażowanie na skałkach w Praprotnie

Ston poza murami, ciekawym pomysłem urbanistycznym słynie z hodowli małż i knajp z małżami w tym z ostrygami. Chociaż małże można zjeść także w Ston, to stolicą małży jest Mały Ston. Tam też udaliśmy się na kolację. W Małym Ston jest 4 lub 5 dużych znanych knajpek z małżami. Najsłynniejsza znajduje się przy wjeździe do miasta, pozostałe w porcie, pod ruinami twierdzy. Gnani pragnieniem skosztowania ostryg udaliśmy się wieczorem do portu, i tu lekka konsternacja: gdy byliśmy tu w 2002 roku przeciętne danie z małży kosztowało 22-35 kun. Teraz ceny wzrosły 3-krotnie lub bardziej. Np. dawniej za zakąskę z małych ostryg (chyba 6 sztuk) trzeba było zapłacić 7 kun, teraz w ogóle nie było tego w menu a jedna duża żywa ostryga kosztuje 9-10kun, upieczona 10-11.
Z lekka zaskoczeni zamawiamy za radą kelnera talerz różnych małż, kosztuje to 120 kun, i składa się z gotowanych ostryg, omółków, innych małż w tym moich ulubionych kunjaków i kilku ośmiorniczek oraz kalmarów z kleksami sosów. Jest to danie na 2 osoby. Na koniec kolacji domawiam ostrygę: wielką, ok. 15cm średnicy muszli. Jednak jakoś nie mogę się zdecydować na żywą, biorę więc pieczoną na grilu i molestuję kelnera o więcej informacji na temat kunajków które pierwszy raz jadłem. Piękne są wieczory w Hr....
Obrazek fermy małż w okolicach Mali Ston
Ostatnio edytowano 04.08.2006 12:37 przez Kir, łącznie edytowano 4 razy
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 09.05.2006 16:43

Następny dzień to była niedziela. Czy można spędzić niedziele piękniej niż rano msza w kościółku, w mieście odwiedzonym przez św Franciszka, środek dnia na plaży a wieczór w Dubrowniku? Tak właśnie było.

Ston jest dla mnie perełką dalmatyńską, którą akurat ja cenię bardziej niż np. Trogir. Lubię ten spokój, ciszę, przewidywalność, szacunek dla przeszłości jaką w Ston odnajduję. Kocham te wąskie regularne uliczki, te podwórka domów z których składają się ulice i które prawie niezauważalnie przechodzą na górze w ogródki uprawne. Gdy byliśmy poprzednio w Ston w 2002 roku, miasto wciąż podnosiło się ze zniszczeń spowodowanych trzęsieniem ziemi w 1997 roku. Dziś, poza kilkoma domami w runie, życie wróciło do miasteczka. Jest kilka knajpek, na ulicach widać ludzi a że jest ich niewielu, to dla mnie tylko zaleta. Można zaglądnąć w każdy kąt, szukamy więc na ścianach domów resztek ornamentów. Ciężko jest coś wypatrzeć ale tu i ówdzie widać znaczki IHS na znak że tu mieszkali katolicy.
Obrazek Widok na główną ulicę miasta oraz saliny i stoński kanał
Obrazek największy i najpiękniejszy kościół w Ston, zniszczony przez trzęsienia ziemi
Obrazek to było katolickie miasto
Obrazek płaskorzeźba na jedynym czynnym kościele
Obrazek trudno się nie zakochać w tych uliczkach-podwórkach

W Ston można zajrzeć na saliny. Kiedyś zamknięte, dziś pracują, może na pół gwizdka ale wciąż widać świeżą sól na stertach. W niedzielę żywej duszy, wszystko pootwierane. Przy salinach jedna pani handluje owocami. Nikt nie reaguje gdy kręcimy się po całym obszarze i robimy zdjęcia mimo że na terenie salin ludzie mają domy i są one zamieszkałe.
Obrazek strażnik soli
Obrazek mury nad miastem - podobno najdłuższe w Europie
Obrazek saliny

Zaglądamy do poszczególnych basenów do pozyskiwania soli. Staramy się zrozumieć proces czyszczenia soli z żyjątek morskich i zanieczyszczeń. Momo całej prostoty środków technicznych jednak jest w tym jakaś magia. Próbujemy soli - nie jest gorzka. Szkoda że nie sprzedają jej na miejscu a tak samemu brać - głupio
Ostatnio edytowano 24.08.2006 12:59 przez Kir, łącznie edytowano 2 razy
lucy63
Podróżnik
Posty: 27
Dołączył(a): 10.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) lucy63 » 10.05.2006 21:21

Kir - Cały dzień czekam na następny odcinek. Nie daj się prosić! :(
wiolak3
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 808
Dołączył(a): 28.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wiolak3 » 11.05.2006 10:59

Lucy! witam na Cro!
wiola
Kir napisze, napisze!
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 11.05.2006 11:21

Dobrze, będzie następna notka, choć wypada teraz napisać o wypadzie do Dubrownika, a o tym mieście jest mi pisać trudno gdyż to miłość moja w Dalmacji największa, perła wzbudzająca we mnie zachwyt od nowa, ilekroć udaje mi się odwiedzić to stare miasto. Fakt jest trochę ludzi na których Dubrownik nie robi większego wrażenia ale jest ich niewielu. Mimo upływu lat (wszak większość budynków powstała w XVI-XVII wieku) architektura wciąż olśniewa. A dla mnie Dubrownik to najlepszy przykład na to że ludzie dochodząc pracą i zaradnością do bogactwa, dbają o swoją małą ojczyznę bez ministerstwa kultury, fundacji czy agencji. Jakoś, odwiedzając Dubrownik, przez skórę czuję pewną duchową bliskość z ludźmi żyjącymi tu setki lat temu. I sentencja Wolności nie sprzedaje się za całe złoto świata wykuta na twierdzy Lovrijenac, której grube na 12 metrów mury od strony morza praktycznie czyniły ją do XIX nie do zdobycia od strony morza, jakoś bliskie są moim przekonaniom.
Był więc spacer po głównej ulicy czyli Stradunie, chwilka na odsapnięcie przy wielkiej studni Onufrego, łapanie ostatnich promieni słońca na kąpielisku przy porcie, kolacja w knajpce portowej którą już opisałem w wątku https://www.cro.pl/forum/viewtopic.php?t=2394&start=15, włóczenie się z aparatami i statwem o nocnej starówce, koncert jazzowy w hot spocie, ostatni pożegnalny łyk wody z małej studni Onufrego i nocny powrót przez śpiące wybrzeże.
I zapamiętane na zawsze: Non bene pro toto libertas venditur auro
Obrazek odpoczynek pod małą studnią Onufrego
Obrazek słynna dubrownicka pieta z kościoła Franciszkanów.
Obrazek Obrazek ozdoby na pałacu rektorów.
Obrazek drzwi do pałacu rektorów
Obrazek pałac rektorów i katedra Velika Gospa
Obrazek św Błażej (Vlah) czczony przez mieszkańców w kościele na stradunie.
Obrazek pałac Sponza, wieża zegarowa i mała studnia Onufrego
Obrazek Stradun nocą
Obrazek koncert w pobliżu katedry
Obrazek kołatka na drzwiach katedry
Obrazek mała studnia Onufrego
Ostatnio edytowano 11.05.2006 11:25 przez Kir, łącznie edytowano 1 raz
toudee
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 748
Dołączył(a): 03.06.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) toudee » 11.05.2006 11:22

Kir - super relacja - gratulacje.
Ja już całość przekopiowałem i na przyszłe wyjazdy będzie jak znalazł.
Peljesač i okolicę miałem odwiedzić w tym roku ale nie uda się - na otarcie łez pozostał Vrsar.
Teraz czekam na dalszy ciąg - będzie prawda!?
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 11.05.2006 12:19

W zasadzie wg planu to od soboty czyli 2 dni powinniśmy być w Czarnogórze. Ale magia i posmak nieodkrytej ziemi w Bośni zatrzymały nas dłużej. Wszystko to przez Bogomiłów i wodospady Kravica. Aby zaspokoić wciąż pożądliwością nieodkrytych tajemnic żądze w poniedziałek jedziemy przez Opuzen i Metkovac do Bośni. I tu w Metkovacu "dzonk" na przejściu granicznym gdzie w zasadzie nie ma żadnych kolejek, jest ogonek na ponad godzinę czekania. Po prostu po weekendzie ruszyły tiry i teraz parking na przejściu pęka w szwach, wszędzie ludzie wracający z weekendu nad morzem do pracy, no i musimy czekać. Oczywiście granica żadnych problemów, jak zwykle sumienne sprawdzenie zielonej karty i przelotne sprawdzenie paszportów i jesteśmy w Bośni. Pierwszy cel kamienie Bogomiłów. O Bogomiłach pisałem już w wątku: https://www.cro.pl/forum/viewtopic.php?t=9879&postdays=0&postorder=asc&highlight=bogomi&start=15. Skręcamy więc z drogi do Mostaru w Tasovczici ale nie tak jak na wodospady Kravica ale w przeciwną stronę czyli w prawo. Jedzie się ok. 20km wioskami, po nowej równej drodzie, po zboczu kanionu jakiejś rzeczki, potem płaskowyżem i dojeżdża się do kamieni które są poukładane przed miejscowością Radomlija, którą ciężko znaleźć na mapie. Z resztą gdyby się nie rozgladać na boki to i kamienie można by minąć. Najwięcej jest po prawej stronie drogi. Na pierwszy rzut oka, z drogi wyglądają na wielkie głazy polne. Przy kamieniach nie ma żadnej informacji, parkingu, biletów. Jedynie co to jakaś biedna chyba romska rodzina żebrze przy kamieniach, widać czasem ktoś się zatrzymuje, choć my nie mieliśmy towarzystwa. Chodzimy więc od kamienia do kamienia i staramy się odgadnąć co przedstawiają wykute postacie i symbole. To naprawdę fascynujące zajęcie, dotknięcie czegoś tajemniczego. Czasem trzeba wsadzić głowę pomiędzy kamienie, czasem spojrzeć od ziemi, bo płaskorzeźby są w róznym miejscu i stanie.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Kamienie Bogomiłów występują dość często na tych terenach. Sam znam przynajmniej 4 miejsca ale Radomlija jest najbardziej znana i zdjęcia kamieni z tego miejsca najczęściej są w przewodnikach.
Robimy zdjęcia, trochę kamieni jest też po drugiej stronie. Dość dziwnie przy tych kamieniach wygląda wielki, nowoczesny billboard z wielkim Jezusem w grymasie cierpienia jaki postawiła w pobliżu jakaś organizacja religijna. Trochę wygania nas natarczywość jednej z żebrzących dziewczynek, ruszamy dalej w stronę Stolaca

Stolac to niewielkie miasteczko, trochę na rozstaju dróg. Jest rozłożone u podnóża ruin wielkiej tureckiej twierdzy z XVIIw. Składa się ze starego miasta i nowszej, dość przemysłowej części. Trochę niepewnie się czujemy w tej części przemysłowej budynki wielkich zakładów przemysłowych posiekane kulami ostatniej wojny, spory dworzec autobusowy przy którym parkujemy musiał kiedyś przepuszczać setki lub tysiące pracowników tutejszych zakładów. Dziś wszystko stoi opuszczone, nawet złomu nikt nie kradnie. Wjeżdzamy przez most na stare miasto, nie ma gdzie zaparkować, ruch praktycznie jednokierunkowy, próbujemy się wbić w jakieś małe podwórko ale nie potrafimy znaleźć wejścia do twierdzy. Ponieważ straciliśmy sporo czasu na granicy rezygnujemy w wspinania się na ruiny, robimy tylko zdjęcia i uciekamy ze starówki płoszeni klaksonami samochodów które zablokowaliśmy.
Obrazek twierda w Stolac
W celach zwiadowczych udajemy się dalej w górę rzeki Bregava która przepływa pod miastem. Widoki są rzeczywiście ładne jak obiecuje opis. Jakby się w tatrach jechało jakąś wielką doliną. Po kilku kilometrach zawracamy by ponownie zanurzyć się w wodzie z wodospadów. Mijamy Stolac i jadąc tym razem wolniej zauważamy na pewnym odcinku przy zburzonych domach płyty nagrobne. Jedzie się jak przez cmentarz. Milczymy, bo trudno w takiej chwili coś powiedzieć. Przystajemy przy płytach i staramy się zrozumieć co jat na nich zapisane. To nie nagrobki, ale tablice opisujące kto tu mieszkał i zginął, z datą śmierci, zawodem, zdjęciem, i opisem zdarzenia. Nieraz na odcinku kilometrów nie ma ani jednego domu całego. Nie do końca rozumiemy napisy, jednak czujemy dreszcze na plecach czytając że w tym domu, dość nowym i nie wykończonym i wysadzonym zginęli 2 bracia a w innym małżeństwo z dzieckiem. Gdzieś tam wychwytujemy że to chyba byli miejscowi Chorwaci - napisy HRK czy HKR chyba oznaczają jakieś bojówki czy partię. Wobec takiego braku elementarnego człowieczeństwa pryska gdzieś nasza radość zwiedzania.
lucy63
Podróżnik
Posty: 27
Dołączył(a): 10.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) lucy63 » 11.05.2006 16:05

Kir! Ja przez Ciebie (albo dzięki Tobie) chyba zmienię plany urlopowe. Wybieram się do Czarnogóry. Zamierzałam jechać przez Serbię ale teraz jestem w rozterce i już przeglądam trasę przez Bośnię. Dzięki za inspirację i pozdrawiam
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 11.05.2006 17:43

Gdy zjeżdżamy w dół do wodospadów Kravica już na pierwszy rzut oka widać że tego dnia jest więcej ludzi nad wodą. Zanim schodzimy do wody próbujemy zobaczyć jak wygląda rzeka powyżej wodospadów. Wygląda ciekawie ale nie ma tam dobrych ścieżek które umożliwiły by zwiedzanie. Sam próg wodny jest gęsto porośnięty drzewami i krzewami więc woda zanim spadnie z około 30 metrów wysokości najpierw przepływa pomiędzy gałęziami i korzeniami roślin. Zaraz za progiem znajduje się stacja pompowa pobierająca wodę dla pobliskich miejscowości. Woda powyżej jest bardzo przejrzysta, widać różne rośliny wodne i gdyby nie słońce pewnie można by zobaczyć co się dzieje na kilkumetrowych głębokościach.
Obrazek rzut oka z drogi nad wodospady
Rozkładamy się na plaży, biorę maskę do nurkowania i aparat cyfrowy w obudowie podwodnej i udaję się podobnie jak większość ludzi na obchód wodospadów. I tu się okazuje że robienie zdjęć nie jest takie proste. Gdy w Adriatyku woda ma znacząco powyżej 20 stopni problem zaparowywania od środka obudowy aparatu (osadza się woda która jest w powietrzu o temperaturze znacznie wyższej niż temperatura wody) jest praktycznie pomijalny, tu na rzece gdzie woda ma ok. 20 stopni wystarczy zanurzyć aparat by momentalnie przednia szybka zaszła mgłą. Wsadzony do wnętrza środek wyłapujący wilgoć jest bezradny: albo się już nasycił, albo za wolno działa, więc co kilka zdjęć walczę z parą wodną ogrzewając szybkę palcami lub liżąc ją językiem. Trudna walka, ale zwykłego aparatu nie zabrał bym pod wodospady, wilgoć jest wszędzie, woda spada z takiej wysokości że mikrokropelki krążą w powietrzu miliardami, a jeżeli nie kropelki to para wodna bliska nasyceniu zawilgoci wszystko w mgnieniu oka.
Obrazek Obrazek tak się wchodzi z lewego brzegu: strumień.
Obrazek woda jest wszędzie
Obrazek obudowa pokrywa się parą
Oczywiście zwiedzanie wodospadów nie jest w jakikolwiek sposób zorganizowane. Każdy chodzi gdzie chce czy też właściwie gdzie kompromis rozumu i odwagi pozwala mu dotrzeć. Chodzenie nie jest łatwe. Na dnie są kamienie, niezbyt ostre ale to jednak nie plażowy żwirek, skały pokryte są gliną która, jak to mokra glina. Jest dość śliska. Mimo że uważam jak mogę dwa razy zjeżdżam na 4 literach co kończy się lekkim rozdarciem kąpielówek, ale co tam, ahoj przygodo.
Wchodząc z lewego brzegu rzeki przy wodospadach najpierw wchodzi się na wzniesienie powstałe w zakolu wodospadu. Wchodzi się jakby po strumieniu górskim pomiędzy wodospadami a pozostałą po erozji skałką. Strumień kieruje się w stronę najwyższej parti wodospadów a nieco nad nim, w wąskiej kieszonce utworzonej przez spadającą wodę jest mały stawik do którego wprost wpada jeden z języków wody. Skałki nad kieszonką są dość strome młodzież skacze z nich do wody, nie patrząc jaka jest jej głębokość. Do tego stawku woda spływa także po łodygach zwisających z góry roślin, jak po długim żabocie. Za żabotami roślin widać w skale małą jaskinię, do której młodziaki wchodzą. I ja próbuję, wskakuję do wody przepływam pod strugą i jestem w jaskini. Nie jest głęboka, żadnych zjawisk krasowych, po prostu coś jak tatrzański deszczochron, cały z gliny. Rozglądam się i nachodzą mnie myśli co by się stało gdyby kawał gliny i skały nad nami się osunął. Czym prędzej opuszczam jamkę i tu zaskoczony prądem wody pozwalam sobie wyrwać z ręki aparat, który z balastem na słoną wodę tonie. Szybki, desperacki odruch w kipieli spadającej wody maska na oczy i nur za aparatem.
Na szczęście woda jest przejrzysta, nie jest głęboko, na jakichś 2 metrach łapię czerwoną obudowę i wyciągam zgubę. I z ciekawości znów nurkuję pod spodem jest najwyżej 4 metry, ciemny świat jam- kieszonki, bez roślin i ryb, widać tylko wypłukane z gliny korzenie.
Po zejściu z powrotem do strumienia ścieżka wspina się na równolegle do lini wodospadów na niewielki grzbiet który kończy się przy wodospadach skałką o malarskim uroku. Pstrykam na tej skałce jakąś młodzieżową parkę gdy zaglądają na najbardziej obtłukiwane głazy. Za grzbietem jest główny basen wodospadów. Nie jest to jednolity obszar ale niecka na brzegach której znjadują się zakamarki pod wodospadami, lokalne zbiorniki położone nieco nad niecką. Niecka kończy się skałką a właściwie stosem wielkich porośniętych głazów za którymi znajduje się drugi brzeg rzeki. Jednak i na tym brzegu wodospady zrzucają wodę daleko od nurtu rzeki a drobne strumyczki płyną po zboczach kotliny.
Obrazek prawie jak w raju
Obrazek najwyższa część progu
Obrazek piekne zwisające żaboty łodyg
Obrazek schronienie
Obrazek Obrazek jacuzzi za darmo
Wracam do żony i dostaję opierdziel okazało się że moja wycieczka i robienie zdjęć trwało 2 godziny, podczas gdy ona sama była na miejscu rwana przez miejscowych, mimo że nie blondynka, na maksa.
Oba brzegi rzeki poniżej wodospadów łączy dość wąska drewniana kładka. Po jednej i drugiej stronie są niewielkie bary. Nad wodospady przyjeżdżają tubylcy całymi rodzinami i coraz więcej turystów autobusami. W tym tłumie można bez problemu wyróżnić muzułmanki. Co prawda nie są zaknefowane ale noszą z reguły jednoczęściowe ciemne (czarne lub granatowe) kostiumy. Większość z nich ma też specyficzną budowę ciała. Wszystkie ciemnowłose, niektóre ciekawej, nieeuropejskiej urody.
Obrazek poezja wody, skał i roślin
Obrazek Obrazek po prawej stronie kotliny
Obrazek widok z prawego brzegu na lewy
Za wodospadami rzeka płynie dość leniwie. Jest szersza, spokojna. Widzieliśmy kajakarzy.
Pod wodą obrazki zupełnie inne niż w morzu: woda mniej przejrzysta, co oczywiste. Ogromne ilości ryb, czasami ocierające się o pływaków, Czasem w spokojniejszym miejscu można się natknąć na węza wodnego, mimo że wyglądają groźnie nikomu nie czynią szkody.
Pobyt nad wodospadami przedłużył się na tyle że musieliśmy zrezygnować z ostatniego punku planu: rezerwatu ornitologicznego nad jeziorem Derańsko. Jest to po drodze, pomiędzy Poczitelij a Metkowaczem, trzeb tylko odbić ok. 5 km na wschód. Jest więc gdzie wrócić. Na razie pożegnaliśmy żyzną deltę Neretwy, w Praprotnie czekała nas jeszcze jedna atrakcja: nocne nurkowanie.
Obrazek delta Neretwy
Ostatnio edytowano 04.08.2006 12:38 przez Kir, łącznie edytowano 1 raz
Następna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone