Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Bałkańska opowieść 2006

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
petris
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2590
Dołączył(a): 06.12.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) petris » 12.12.2006 00:43

typ napisał(a):
petris napisał(a):Smiejesz sie ze mnie :? :cry: ale pochodze po okolicy. :) Po prostu strasznie wam zazdroszcze :wink:


Nidgy w życiu! To ostatnia rzecz jaką potrafiłbym robić. Źle to odebrałaś, a przecież pisałem poważnie, że moim zdaniem choć wysokość tego Ben Nevis-a nie jest jakaś duża to sądząc po zdjęciach wcale nie jest łatwo. Poważnie!

Ale nawet gdyby to były niezbyt trudne pagórki to uważam że NIKT nie ma prawa się z nikogo śmiać.... Każdy ma swoją MAJA JEZERCE.
Gdzieś ostatnio nadziałem się na relacje ze "zdobycia" Kasprowego Wierchu. I jakie emocje towarzyszyły tej relacji! Uważam że każdy ma prawo do tego żeby pisać to co czuje....





Ja też może kiedyś się wybiorę do tego kraju, który kojarzy mi się zawsze z Braveheartem :-)



Żartowałam !!.Ten kraj jest sliczny,bajkowy,mozna sie w nim zakochac mimo deszczu,dla mnie jest za bardo widokówkowy ,nie ma gdzie zrobic zdjecia,zeby nie było widokówka. :)
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 12.12.2006 01:14

Skodzinka nie podrasowana, widać mi się jakiś wyjątkowo twardy egzemplarz trafił. O wysłaniu paru fotek do Mlada Boleslav może naprawdę warto pomyśleć? :D

Byłem na Wyspie 3 lata ale po szkockich górach nie było mi dane pochodzić ani się wspinać. Szczególnie byłem napalony na Cuilin Ridge na wyspie Skye. Miałem sobie zostawić na koniec ale wyszło parę spraw co przeszkodziły. Teraz mam dalej ale to nie znaczy że się kiedyś nie uda :) Za to zaliczyłem parę miejscówek w Anglii, Walii i Irlandii (Północnej i Republice).

Trochę zmieniłem rozstaw fotek w ostatnim odcinku bo wcześniej mi się rozlazły nie tak jak chciałem :)
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 12.12.2006 01:30

I teraz jest fajnie, i gdy były rozlezione nie było aż tak źle. :)

Ciekawie wyglądają fotki Azry nawiązującej przyjacielskie kontakty z albańskim osiołkiem. Z jednej strony Ty, z drugiej Gord, Azra z osłem pośrodku. Pierwsza fotka Twoja, druga Gordowa. Fajnie to wygląda. Stereo i w kolorze. :wink: :D

Bo że droga, góry i Wy tam, na tym końcu świata, robi wrażenie, to wiadomo. Ehhh. :D

Pozdrav
Jola
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 12.12.2006 14:57

petris napisał(a)::o :) :) :) :) :) :) :) Dzięki :!:

Mam zamiar zdobyć najwyzszy szczyt w Szkocjii. :lol: Nie smiejcie sie ze mnie, :lol: zginęło tam bardzo duzo turystów :oops: Moze nie w czasie tego wyjazdu ,może wiosna.


Petris!!! Już dziś Ci kibicuję i z niecierpliwością czekam na opowieść!!!!!!!!!

A co do relacji Zawodowca... No cóż tu pisać... Złożę obywatelski donos do Mlada Boleslav z załącznikeim w postaci crożyciorysu kierowcy testowego (a tam testowego... Toż to już Hołowczyc nawet chętnie będzie Ci szybki w autku przecierał!!! A i Kubica pomoże - choć to nie te tory) :lol: :lol: :lol:
krakusowa
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6442
Dołączył(a): 08.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakusowa » 12.12.2006 16:16

Przeczytałam jestem pod wielkim wrażeniem 8O czekam na ciąg dalszy!!!!!!!
Piękne widoki, ale się rozmarzyłam :)
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 19.12.2006 08:55

8. Ośla karawana
15 sierpnia

Rano wychodzimy na łąkę z bunkrami nad drogą żeby porobić trochę panoramek. Potem kupujemy w Bufe trochę prowiantu na śniadanie. Akurat jest prąd, co się tu nie zawsze zdarza. Możemy więc doładować te akumulatory do aparatów, których nie zdążyliśmy naładować w czasie jazdy. Gdy jemy śniadanie, syn Pietra szaleje na rowerku po całym terenie gospodarstwa. Rower zdaje się trzymać kupy na kilku kawałkach drutu. Dokręcam mu kluczem luźno latające siodełko.

Obrazek Obrazek Obrazek

Wczoraj wieczorem mi padły mi baterie do czołówki. Bufe niestety nie ma paluszków na stanie. Idę więc do hotelu obok którego przejeżdżaliśmy. Właścicielka ma tylko dwa, pozostałe dwa daje mi jeden z ludzi siedzących przed hotelem. Wzbraniają się przed wzięciem kasy. Daję pieniążka kręcącemu się obok dzieciakowi, chyba synkowi właścicieli hotelu.

Przestawiam skodzinkę pod samą ścianę szopy obok Bufe, zakładamy wory na garby i żegnamy się na parę dni z naszymi gospodarzami. Pietro wcześniej mówił coś o jakimś skrócie, jednak idziemy najpierw drogą. Po chwili dogania nas furgonetka jadąca w dół wsi. Pietro też w niej jest. Zatrzymują się i pokazują żebyśmy kawałek wrócili i odbili w dół. Tak też robimy, skręcamy w ścieżkę w las.

Obrazek

Prawie od razu zaczynamy złazić stromym stokiem, czasem przytrzymując się drzew. Przekraczamy potok, teren robi się płaski, już chyba jesteśmy na dnie doliny. Straciliśmy bardzo dużo wysokości. W przyrodzie nic nie ginie, o tyle samo więcej trzeba będzie podejść. Dalej idziemy w kierunku głównej części wsi. Właściwie to już nie jest Thethi, wg mapy się nazywa Okolj. Główna część Thethi jest bardziej w prawo, w dole potoku, tam gdzie druga droga dojazdowa - ta podobno jeszcze trudniejsza dla samochodów. Z tego co słyszeliśmy, we wsiach wzdłuż tamtej drogi ciągle jeszcze miewa zastosowanie prawo rodowej vendetty.

Obrazek

Łąkami dochodzimy do szerokiego, wartkiego potoku. Ścieżka czasem zanika, bywa że idąc wzdłuż niego przedzieramy się przez krzaki. Długo nie widać przejścia, Azra zaczyna rozważać przejście w bród. Wychodzimy jednak parę metrów w górę stromym zakrzaczonym brzegiem i natrafiamy na ścieżkę. I ona jednak zdąży kilka razy zniknąć zanim dojdziemy do najbliższych chałup.

Obrazek Obrazek

Ścieżka prowadzi prosto do uchylonej furtki w ogrodzeniu, skleconej z desek. Innej drogi nie ma, więc wchodzimy w podwórko. Wychodzi do nas gospodyni. Próbujemy zamienić parę słów, pytamy o dom Johna Dedy. Z tego co rozumiemy, ona jest z jego rodziny. Pokazuje nam stojący niedaleko biały dom z czerwonym dachem, największy w okolicy, wyglądający trochę jak opuszczona i obdrapana miniaturowa rezydencja Carringtona. Co Jankes to Jankes. Dobrze że go wczoraj spotkaliśmy. Dzięki niemu na swój sposób niemożliwe okazało się możliwe.

Obrazek Obrazek

Koryto rzeki jest suche, przechodzimy je na drugą stronę obok rozwalającego się drewnianego mostu. Obok ostatnich domostw wychodzimy na wielkie puste kamieniste pole porośnięte górskimi sosnami, stanowiące dno górnej części doliny. Zrzucamy wory w cieniu dziko rosnącej śliwy i częstujemy się niedojrzałymi jeszcze owocami. Obok jest kilka bunkrów. Przez Qafa e Pejes przecież też mogli nadejść bandyci Tity. Góruje nad nami wielka ściana Maja Harapit (2218 m).

Obrazek Obrazek

Dochodzimy do znanego nam z opisów ostatniego, najwyższego źródła w dolinie. Napełniamy wodą na zapas żołądki i butelki. Spotykamy rodzinę miejscowych. Mówią po włosku, więc Gord chwilę z nimi gada. Niedaleko źródła na górskiej sośnie widzimy stare, zielone tabliczki drogowskazów: B. Namuna, Jezerca, Q. Pejes.

Obrazek Obrazek Obrazek

Powoli idziemy oślą ścieżką, objuczeni jak prawdziwe osły, przez wyprażoną słońcem kamienistą patelnię. Czasem drzewa dają trochę cienia. Przed nami wyrasta ściana spadająca z przełęczy Qafa e Pejes, na którą się mamy dostać. Widać fragmenty ścieżki, zakosami pokonującej próg. Płaskie dno doliny się kończy. Najpierw jest lekko pod górę, wreszcie dochodzimy pod próg. Tempo spada, mozolnie dymamy stromą ścieżką. Jednak jak na pierwszy dzień kondychę mam znakomitą. Azra i Gord, w przeciwieństwie do mnie, mają trochę świeżej zaprawy, jednak wcale od nich nie odstaję.

Obrazek

Dochodzimy pod olbrzymi pasiasty okap, który widzieliśmy już z daleka wcześniej. Z bliska robi jeszcze większe wrażenie. Dłuższy czas odpoczywamy w jego cieniu i wlewamy w siebie litry wody, wypocone na podejściu.

Obrazek

Zaraz po ruszeniu w górę spotykamy schodzącą czeską ekipę, dwóch facetów i dziewczynę. Byli parę dni w górach, mieszkali w katunie pod Maja Jezerce. Opowiadają, że mieszkają tam teraz pasterze. Próbowali wejść na szczyt ale pogoda im nie pozwoliła. No tak, pamiętamy że przedwczoraj przechodziła nawałnica, a wczoraj też jeszcze mogło być nieciekawie. Planują jeszcze zobaczyć kawałek Albanii. Szkoda że nie mają czasu zostać chociaż jeden dzień dłużej w górach, bo dziś przecież taka lampa. Bardzo im się podoba moja mapa od Ivoša i Davida. Opowiadam że dostałem ją w zeszłym roku od ich rodaków, z którymi tu byłem. Zostawiają mi adres emailowy, obiecuję że ją zeskanuję i im wyślę. Jeszcze chwilę siedzimy w cieniu i gadamy mieszanką wszystkich słowiańskich języków. W końcu Czesi zbiegają w dół, a nasza ośla karawana zaczyna dalej człapać pod górę. Pod nami jak na dłoni widać dolinę z której przyszliśmy.

Obrazek Obrazek

Po obejściu progu już nie jest tak stromo. Niedługo dochodzimy do drewnianego krzyża. Dobrze stąd widać charakterystyczny ostry profil jednego szczytu. Myślimy że to Maja Popluks (2569 m). Później się okaże, że ten widoczny czubek to jej boczny wierzchołek.

Obrazek

Qafa e Pejes otwiera się przed nami nagle, jak brama do północnej części Prokletija. Znane mi z zeszłego roku góry pokazują się na wyciągnięcie ręki. Główna część doliny Ropojana jest zasłonięta swoim najwyższym piętrem - kotłem z jeziorkiem. Jesteśmy na szlaku, który rok temu z Ivošem i Davidem rozważaliśmy jako drogę wejściową na Maja Jezerce, chociaż nic o tej trasie wtedy nie wiedzieliśmy. Wtedy oglądaliśmy ją z biwaku na Orlim Gnieździe, z grani między Ropojaną i Doliną Śmierci (która naprawdę się nazywa Stani Koprishit). Teraz jak na dłoni widzimy tą grań przed nami.

Obrazek Obrazek

Na skalnej ścianie widzimy napis czerwoną farbą. Z tego co się domyślamy, jest to wizytówka klubu górskiego z Tirany. Zrzucamy ciężkie wory i stajemy na długi, zasłużony odpoczynek. Robimy zdjęcia, próbujemy rozpoznawać szczyty. Robimy plany na najbliższe dni. Jezerce i co dalej? Mamy 3-4 dni. Może Popluks, może coś jeszcze. Mnie ciągnie w rejon Doliny Śmierci, Gorda w kierunku Valbony i grupy Hekurave - trochę daleko. Czas pokaże co przyniosą najbliższe dni. Słodkiego, miłego życia, jest tyle gór do zdobycia...

Obrazek Obrazek

Zbiegamy nad jezioro. Nie spieszy nam się, naszym celem jest dziś tylko rozbicie obozu gdzieś koło katunu Buni i Gropaet pod Maja Jezerce.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Wysoko nad przełęczą, na tle nieba widzimy pasterza z owcami. Ruszamy na skuśkę stromo w górę na wschód, bez ścieżki. Nie mamy trudności z orientacją. Trzeba wyjść dużo wyżej, tylko po to żeby później stracić wysokość schodząc do kotła. Odsłania się więcej gór, może nawet widać Maja Jezerce, trudno stąd to stwierdzić. Za to Maja Harapit, potężny "albański Matterhorn", od drugiej strony wydaje się coraz bardziej niepozorny. W końcu jesteśmy już niewiele poniżej wysokości jego wierzchołka. W Podgoricy w kafejce przeczytaliśmy, że niedawno weszli na niego Racibor i Aurel Duka.

Obrazek Obrazek Obrazek

Wychodzimy na próg, z góry widzimy pasterskie szałasy, dobiega szczekanie psów. Gdy schodzimy ścieżką, obszczekują nas lecz trzymają się na dystans.

Obrazek

Wychodzi nas przywitać młody pasterz. Przedstawia się jako Afrim. Zna kilka słów po angielsku. Po chwili poznajemy całą kilkuosobową rodzinę mieszkającą w katunie. Żona Afrima trochę zna włoski. Jest też dwóch chłopaczków - dzieci ich kuzynów, a także starsze pokolenie. Przez najbliższe dni skład osobowy załogi katunu będzie się zmieniać - niektórzy zejdą w dół, inni przyjdą na ich miejsce. Przywiezione przez Gorda ksera rozmówek albańsko-angielskich i albańsko-chorwackich będą nam się często przydawać.

Afrim pokazuje nam gdzie jest źródlana woda i gdzie możemy się rozbić. Camping no problem - powtarza kilka razy.

Obrazek

Jest jeszcze wcześnie, mamy cały długi wieczór na rozbicie obozu i zrobienie dobrej kolacji. Później, już po ciemku, jeden z psów przychodzi na sępa się poczęstować.

Obrazek

Jutro Maja Jezerce. Jak rok temu, tylko z drugiej strony.


(fot. Azra, Gord i Kamil)
Ostatnio edytowano 12.06.2007 00:10 przez zawodowiec, łącznie edytowano 2 razy
krakuscity
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7912
Dołączył(a): 11.08.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakuscity » 19.12.2006 09:09

Miałem już iśc do roboty ale jak zobaczyłem ciąg dalszy opisu to zostałem. Super opowieść i te zdjęcia :) .
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 19.12.2006 09:43

Dzięki! Zmieniłem jeszcze jedną fotkę bo mi się wcześniej 2 razy ta sama wstawiła.
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 17.01.2007 03:30

9. Spotkanie pod szczytem
16 sierpnia

Budzimy się, zanim słońce dociera do naszej kotliny. Najwyższe szczyty są już jednak oświetlone jego promieniami. Maja Popluks, przez Czarnogórców zwany Pop Lukin Vrh, pokazuje się nam w zupełnie nowej szacie.

Obrazek

Nad progiem kotliny widzimy dym. Najpierw nie wiemy czy to dym czy zwykła mgiełka.

Obrazek Obrazek

Załoga katunu od wczesnego ranka zajmuje się owcami. Przychodzi do nas Afrim. Pokazujemy mu dym. Mówi że tam jest drugi katun. Jego nazwa znaczy Trawiasty. Natomiast nasz to Wodny Katun. Nazwa nie kłamie, w końcu ma własne źródełko.

Próbujemy się coś od Afrima dowiedzieć o drodze na Jezerce. Podobno rzeczywiście zdarzają się czerwone znaki, wspomniane na Summitpost. Z drugiej strony wiemy od Typa, że opis na Summitpost nie jest za dokładny. Typowi i Maćkowi dopiero za drugim razem udało się znaleźć drogę. W pierwszym podejściu, zmyleni opisem, próbowali za wcześnie wejść na grań. Ale na razie możemy sobie tylko gdybać jak będzie, najpierw trzeba podejść i zobaczyć na własne oczy.

Afrim życzy nam powodzenia, zbieramy się i podchodzimy na próg za którym jest Trawiasty Katun. Wkrótce go widzimy. W jego przypadku nazwa też nie wprowadza w błąd.

Obrazek Obrazek Obrazek

Dalej idziemy na czuja trzymając się bardziej naszej lewej strony. Dzięki Typowi wiemy że nie możemy za wcześnie odbić w lewo w górę na grzbiet. Po wejściu na następny próg jesteśmy w wyższym piętrze doliny, ale to chyba jeszcze nie to ostatnie o którym pisał. Tamta dolinka ma być zamknięta ze wszystkich stron. Mamy coraz lepszy widok na grupę Maja Radohines. No i wreszcie zaczyna się odsłaniać główny szczyt Popluksa. Na razie wydaje się niepozorną kopułką w cieniu pozostałych dwóch wierzchołków, które naprawdę są niższe. Patrzymy w kierunku naszego dzisiejszego celu, ale wydaje się że jest dobrze schowany. To też się zgadza z relacją Typa, że długo nie będzie go widać.

Obrazek Obrazek Obrazek

Dochodzimy pod charakterystyczną ostro wciętą przełęcz z dwoma zębami wampira sterczącymi w górę. Nie jesteśmy jeszcze obeznani z topografią, potem się dowiemy że oddziela ona Maja Kolacit (2490 m) od wierzchołka 2509 m w grani odchodzącej bezpośrednio od Maja Jezerce.

Obrazek

Zastanawiam się gdzie może być tajemnicza Typia Góra, na którą chłopaki się wdrapali podczas pierwszego podejścia, w desperackiej próbie znalezienia widoku na Majkę, tak dobrze kryjącą się przed idącymi z dołu.

Spod zębatej przełęczy odbijamy w prawo, mniej więcej małym grzbietem między kotlinkami. Tworzą one niezły labirynt. Staramy się iść tak żeby jak najmniej tracić wysokość, unikać niepotrzebnych zejść i podejść.

Obrazek

Przechodzimy przez wyższe, lewe wcięcie przełęczy Qafa Jezerce. Na prawo jest jeszcze jedno, sporo niższe. A przed nami, a raczej pod nami, już ostatnie, największe zamknięte piętro doliny. To już musi być tutaj. Niedługo trzeba zacząć szukać odbicia w lewo.

Obrazek Obrazek

Widok na grań otaczającą najwyższą kotlinę nie ułatwia nam zadania. Kierujemy się w lewo, szukając wejścia na widoczne półki. Idziemy zupełnie na czuja, Azra sypkim piargiem w górę, Gord i ja na prawo od niej po kruchych skałach i trawkach, jednak każdy swoją drogą. W pewnym momencie z hukiem frunie kamień. Azra, o mało co nie trafiona, głośno opieprza Gorda, sprawcę bombardowania. Muszę ich trochę uspokoić. Mocno postanawiamy już się nie rozdzielać w nieznanym terenie.

Trawersujemy półki, szukając najwygodniejszej drogi. Orientacja jest daleka od ewidentnej. Rzęchy i chęchy się chwilowo skończyły, po tym pierwszym parchatym podejściu teraz idziemy prawie po poziomicy, tylko trochę się wznosząc. Na prawo mamy wspaniały widok na północne zbocza Popa Lukina i jego wszystkie trzy wierzchołki.

Obrazek

Już zaczynamy myśleć nad drogą wejścia na nią. Mnie kusi wielki śnieżny żleb prowadzący na głęboką przełęcz na lewo od najwyższego wierzchołka. Gord przebąkuje coś o drodze wprost stromymi zboczami albo nawet systemem półek od prawej.

Obrazek

Półki którymi idziemy skręcają w lewo. To co widzimy przed nami to już ponad wszelką wątpliwość grań szczytowa Maja Jezerce. Tylko gdzie jest wierzchołek i którędy na niego iść?

Obrazek

Najpierw rozważamy trawiasty zachód w prawo. Przy obejrzeniu z trochę bliższej odległości okazuje się on jednak kruchy i parszywy. Jakby w odpowiedzi na nasze pytanie widzimy dwójkę ludzi schodzących lewą stroną. Czyli tam jest szczyt. Znikają po drugiej stronie grani, widać schodzą na północną stronę, jak ja w zeszłym roku. Już wszystko jasne, teraz orientacja powinna być prosta.

Rampa którą szliśmy się kończy. Na wprost mamy dwa charakterystyczne trapezowate bloki skalne w najniższym odcinku grani między Maja Jezerce a wierzchołkiem 2509 m po naszej lewej. Od trapezów dzieli nas kilka minut trawersu po rzęchowatym piargu.

Obrazek Obrazek Obrazek

Dochodzimy do szczerb między trapezami. Otwierają się z nich widoki na znaną mi północną stronę masywu.

Obrazek

Jeszcze kilkanaście metrów trawersem i znajdujemy znane z opisu, dogodne miejsce wejścia na grań. Widzimy coś jakby wyblakłą plamę czerwonej farby na kamieniu, a może to tylko ślad porostu. Parę metrów prosto w górę po skałach, trzeba się przytrzymać rękami ale jest łatwo.

Obrazek Obrazek

Widok od razu sie poszerza. Grań Maja Malisores dochodząca do Maja Kolacit, Maja Shnikut, Maja Shkurts, Karanfili, w dole głęboka Ropojana... Widać moją zeszłoroczną drogę, którą szedłem z Davidem i Ivošem - orle gniazdo na grani za Ropojaną, ostatnią przełęcz, górną część Doliny Siedmiu Jezior, płaty śnieżne od północnej strony. Pod nogami też jest coś więcej niż tylko goły rzęch.

Obrazek Obrazek Obrazek

Myślimy czy w któryś z następnych dni nie spróbować przejść granią znad naszego katunu aż do Maja Kolacit. Stąd wygląda że grzbiet, chociaż opada stromymi skałami na obie strony, na górze jest porośnięty trawą.

Z grani idziemy w lewo i przechodzimy efektowną półką wciśniętą pod przewieszkę. Z jej końca zauważamy czerwone znaki. Dołączamy do północnego szlaku.

Obrazek

Droga, do tej pory bardzo krucha, teraz jeszcze zyskuje na parszywości. Mimo że się łączy z północnym szlakiem już ponad jego najtrudniejszym miejscem. Dokładnie jak pamiętam sprzed roku... jebudu!!! Z góry leci bajbor, za nim następne. Lotnik, kryj się! Jesteśmy w kilkunastometrowych odstępach, chowamy się przed ostrzałem gdzie kto może, mały ale szybki pocisk trafia mnie w rękę. Schowany przed naszym wzrokiem winowajca musiał ostro pojechać bo kamienie dalej piorą.

W dół wali deszcz bajborów. W górę lecą nasze wiązanki. Jak bombardowanie ustaje, wychylamy głowy i ruszamy do góry. Bombardier pojawia się w polu widzenia. Podchodzimy bliżej. O ja pierniczę... znamy się! No ale skąd byśmy mogli go razem znać, jak Azrę i Gorda znam dopiero od paru dni? Oni spotkali Milovana z Belgradu jakiś czas temu w Durmitorze. A my się rozpoznajemy z zeszłorocznego spotkania nad jeziorem Liqeni Madhe od północnej strony Maja Jezerce!

Obrazek

Milovan przeprasza za ostrzał. No ale góra jaka jest, każdy widzi. Każdemu może się zdarzyć nawet przy zachowaniu ostrożności. Wspominamy nasze wymijające opowieści, wchodziliśmy przecież na nielegalu. Może aż taka ostrożność nie była potrzebna, ale kto wtedy mógł wiedzieć. Teraz się z tego śmiejemy. Oni też szli z partyzanta, wtedy zawrócili spod najtrudniejszego miejsca przy żlebie, dziś Milovan sam wrócił i zdobył Maja Jezerce tą samą drogą.

Serdecznie się żegnamy, życzymy mu powodzenia na paskudnym zejściu. Rzęch się kończy, wychodzimy na ostatni, prawie płaski odcinek grzbietu. Już z daleka widać ekipę siedzącą na wierzchołku.

Szczyt. Godzina 15.30. Spory kamienny kopczyk postawiony rok temu przeze mnie, Ivoša i Davida ma się dobrze. Gratulujemy sobie nawzajem, witamy się z Czechami w sile sześciu luda, wymieniamy informacje, robimy sobie grupowe zdjęcia. Ci których widzieliśmy schodzących wcześniej to też ich rodacy. Na nich też już czas więc się żegnają i ruszają w dół.

Obrazek Obrazek

Siedzimy na szczycie ponad godzinę. Pstrykamy panoramki na wszystkie strony świata. Maja Popluks, najbliższy sąsiad i jednocześnie jeden z najwyższych szczytów Prokletija, jest sporo pod nami. W końcu jesteśmy dobrze ponad 100 metrów nad nim. Na wschodzie dolina Valbona, za nią daleko widać kosowską Đeravicę. Może gdzieś tam na horyzoncie, za mgłą majaczy masyw Koraba. Na zachodzie wielki masyw Maja Radohines, Maja Hekurave jako malutki kopczyk ginący wśród innych gór, potężna kopuła Maja Shnikut i postrzępiona grań nad Ropojaną z grupą Maja Shkurts i Karanfilami, na najdalszym planie Komovi i Kučka Krajina. Za to na północy jak na dłoni widzimy dobrze mi znane czarnogórskie miasteczko Gusinje.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Czas wysłać semsy wszystkim krewnym i znajomym królika. Dopiero tu jest zasięg, ale sygnał słaby, zwiedzam spory obszar wokół szczytu zanim się uda. Gord pstryka mi fotę, od razu nadaje jej tytuł "Kamil traži mrežu".

Obrazek

Po dokładnym przypatrzeniu się zauważamy w dolinie malutkie kropeczki naszych namiotów. A więc jednak z katunu szczyt też musi być widoczny!

Obrazek

Niestety nie udaje mi się znaleźć tajemniczego przedmiotu, jakoby pozostawionego na szczycie przez Typa.

Nie wiadomo skąd nagle niebo zasnuwa się cirrusami. Od razu robi się chłodniej. Czyżby miało dupnąć? Jest już późno, czas spadać.

Najbardziej rzęchowaty kawałek między szczytem a półkami, jak to w dół, wydaje się jeszcze obrzydliwszy. Parę razy się długo namyślamy jak zleźć żeby nie zjechać razem z tonami kamieni.

Obrazek

Najgorsze chyba za nami. Widok szczytowej ściany Majki rozświetlonej pomarańczowym słońcem wynagradza nam wszystkie trudy.

Obrazek

Na półkach, niby już nam znanych, musimy szukać drogi od nowa. Wynosi nas jakoś inaczej, od nowa musimy iść na czuja. Dobrym nosem wykazuje się Gord, wyprowadza nas do znanego miejsca. Wyraźnie dziś ma swój dzień. Słońce, zachodzące po drugiej stronie Ropojany, rzuca ostatnie promienie na Popluksa. Być może nasz następny cel.

Obrazek Obrazek

Dalsza droga w dół przebiega już gładko. W dolinie spotykamy schowaną między kamieniami żmijkę. Jeszcze niżej, tuż ponad Trawiastym Katunem, niepokoimy siedzące w trawie jakieś wielkie brzęczące bździągwy. Bubice, jak mówi Azra. Są wyjątkowo upierdliwe, nie możemy się od nich opędzić.

Jest już ciemno, zapalamy czołówki, schodzimy na znajomą łąkę. I tu niespodzianka, wita nas Afrim, wyszedł nam naprzeciw.

Gotujemy kolację, wspominając bogaty w wydarzenia dzień. Nasi gościnni gospodarze zapraszają nas do katunu na mleko i ser. Kserówki rozmówek wędrują z rąk do rąk, wspomagane paroma słowami po angielsku i włosku, jak również kilkoma albańskimi których już zdążyliśmy się nauczyć.

Gdzie by tu jutro iść? Dolina w której jesteśmy oferuje wiele możliwości. Może tu zostać do końca? Może ta ładna grań prowadząca wprost znad katunu aż do Maja Kolacit? Ze szczytu Maja Jezerce wyglądało że by się szło cały czas łagodną trawiastą łączką, trzeba się tylko na nią jakoś dostać z dołu. Zobaczymy.

Leżymy w namiotach, już prawie zasypiamy. Gdzieś niedaleko wyje wilk.


(fot. Azra, Gord i Kamil)
Ostatnio edytowano 12.06.2007 00:33 przez zawodowiec, łącznie edytowano 2 razy
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107661
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 17.01.2007 11:12

Kamilu - podziwiam odwagi, samozaparcia - a relacja i zdjęcia kolejny raz potwierdzają , że góry są piękne i dlatego przyciągają do siebie wiele ludzi.
Mnie wypada żałować że urodziłem się "trochę" za wcześnie i nie miałem szansy w młodszych latach odbywać tak pięknych podróży.

Pozwól, że Twoją piękną relację jeszcze "udźwiękowię" o chór wilków

http://www.wolfpark.org/sounds/Chorus_howling.wav

I może jeden z nich był taki jak ten:

Obrazek
typ
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 933
Dołączył(a): 27.03.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) typ » 18.01.2007 00:57

Nareszcie ruszyłeś tyłek i po miesiącu przerwy coś namaziałeś.... :-)

zawodowiec napisał(a):Afrim życzy nam powodzenia, zbieramy się i podchodzimy na próg za którym jest Trawiasty Katun. Wkrótce go widzimy. W jego przypadku nazwa też nie wprowadza w błąd.


Ten był bardziej płaski i odpowiedni do rozbicia namiotu, tylko za dużo tych zwierzaków na tej płaskiej, soczysto-zielonej powierzchni....

Obrazek

zawodowiec napisał(a):Zastanawiam się gdzie może być tajemnicza Typia Góra, na którą chłopaki się wdrapali podczas pierwszego podejścia, w desperackiej próbie znalezienia widoku na Majkę, tak dobrze kryjącą się przed idącymi z dołu.


Sami sie tez zastanawiamy. W pazdzierniku idąc na Popluks próbowałem ze szczytu coś wyczaić, ale to musi być jakiś mało widoczny i mało wyróżniający się wierzchołek. Jak pisałem kilka zdań wcześniej - na wakacjach się przekonam (a moze wczesniej?)

zawodowiec napisał(a):Jeszcze kilkanaście metrów trawersem i znajdujemy znane z opisu, dogodne miejsce wejścia na grań. Widzimy coś jakby wyblakłą plamę czerwonej farby na kamieniu, a może to tylko ślad porostu. Parę metrów prosto w górę po skałach, trzeba się przytrzymać rękami ale jest łatwo.


Była plamka, była....

zawodowiec napisał(a):Po dokładnym przypatrzeniu się zauważamy w dolinie malutkie kropeczki naszych namiotów. A więc jednak z katunu szczyt też musi być widoczny!


Tak jak pisałem w lipcowej relacji: "Dopiero z tego miejsca szczyt jest widoczny, wcześniej był cały czas zasłonięty innymi niższymi od niego wierzchołkami. Gdy później zejdziemy w dół, wiedząc który to Maja Jezerce, okaże się że widać go zarówno z dolinki, jak i z przełęczy, tylko jest mało wyrazisty, a więc nie jest tak jak w opisie."

zawodowiec napisał(a):Niestety nie udaje mi się znaleźć tajemniczego przedmiotu, jakoby pozostawionego na szczycie przez Typa.


Hmm, był to mały kawałek papieru zawinięty w folie, z wydrukowanym nickiem "typ" i awtarem z cro-forum. Leżał sobie pod kamieniem z napisem Karnafil czy coś w tym stylu.... Może na tych wakacjach go znajdę :-)

No, Kamil przyspiesz trochę relacjonowanie :-), bo jak czytam to już mi się wydaje że lada moment lipiec.....
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 24.01.2007 02:35

10. Łąka, której nie ma
17 sierpnia

Obrazek

Rano w katunie panuje poruszenie. Wczoraj wieczorem, po powrocie z wypasu, przy liczeniu owiec wyszło że jednej brakuje. Wyjaśnienie nasuwa się samo.

Obrazek Obrazek

Zwraca naszą uwagę jedna owca, która zawsze pasie się sama i chyba nie wychodzi z innymi na wypas wyżej w góry. Zyskuje u nas przydomek luda ovca - szalona owca.

Obrazek

Decyzja gdzie dziś iść właściwie zapadła już wczoraj, teraz ją tylko potwierdzamy. Popluks zostawiamy na jutro. Dziś, po trudach zdobywania najwyższego szczytu Gór Przeklętych, należy nam się lekki, łatwy i przyjemny spacerek szczytowymi łączkami grani prowadzącej do Maja Kolacit.

Część rodziny pasterzy zbiera się do zejścia do Thethi, w tym jeden z dwóch dzieciaków, przez okulary i ogólne podobieństwo zwany przez nas Harry Potter. Mamy jeszcze czas się z nimi pożegnać zanim sami wyruszymy w górę.

Planujemy iść prosto na widoczną przełęcz a potem mniej więcej wzdłuż grzbietu w prawo.

Obrazek

Podchodzimy bardzo stromymi trawami, czasem przeplatanymi piargiem. Ale i tak to lepsze niż wczorajszy syfiasty rzęch. Lekko zmachani gramolimy się pod skały na górze trawiastego stoku. Odpoczywamy podziwiając widoki. Bardzo szybko zyskaliśmy wysokość, naszą dolinkę zostawiliśmy daleko pod nami.

Obrazek Obrazek Obrazek

Wyjście na grzbiet nie stanowiłoby problemu, jednak idziemy w prawo trochę poniżej niego. Po co niepotrzebnie za szybko włazić jak może zaraz by trzeba było znowu zejść. Możliwości przejścia jest dużo.

Obrazek Obrazek

Zbliżamy się do szerokiego trawiasto-piarżystego siodła przed początkiem właściwej grani. Już z daleka widać przeszkodę - skalny uskok zagradzający ze wszystkich stron drogę do pierwszego szczytu. Będzie ciekawie. No ale przecież tylko tu - dalej ma być łączka aż do samej Maja Kolacit, no nie?

Obrazek

Stoimy na siodle i długo się przyglądamy ścianie. Nie mamy szpeju. Gord, chociaż świetnie sobie radzi w "turystycznym" terenie skalnym, nie ma doświadczenia wspinaczkowego. Azra ma skończony kurs dla początkujących. Tak wypadło że ja jestem łojant więc decyzja jak iść, czy w ogóle iść i wybór drogi spada na mnie. Muszę myśleć nie tylko o sobie. W razie czego ta sama droga przecież musi się nadawać też do zejścia. Mimo że dalej ma być łączka aż do Maja Kolacit, ale wracać będziemy chyba tak samo.

Obrazek

Wpada mi w oko żleb przecinający ściankę w skos od lewej strony. Zaczyna się tam gdzie piarg siodła najwyżej podchodzi pod ścianę i gdzie jest ona najniższa. Pewnie będzie jebutnie krucho, w środku będą trawki i rzęchy, ale wydaje się najmniej stromy. Trzeba podejść i obwąchać go z bliska.

Obrazek

Ale najpierw delektujemy się widokami na pozostałe strony. Na tym wypadzie jeszcze z tak bliska nie widzieliśmy Ropojany. W dole widać nawet katun Rasima - pasterza, u którego rok temu byliśmy w odwiedzinach z Ivošem i Davidem. Opowiadałem o nim Afrimowi i jego rodzinie, okazało się że go znają.

Obrazek Obrazek

Wrzucamy trochę na ruszt, pijemy wodę i idziemy obmacać żleb. Tak jak myśleliśmy, jest w nim trawa i luźne kamienie. Początek jest łatwiejszy niż się wydawało, ale i tak wszystko się sypie spod nóg.

Obrazek Obrazek

Jednak im wyżej tym jest stromiej. Robi się nieprzyjemnie, ale i tak zdobywamy teren dosyć szybko. Wyżej natomiast się robi totalna padaka. To już nie jest żleb, wychodzimy z niego na otwarte zbocze, a właściwie stromą ściankę złożoną z obluzowanych bajborów przetykanych chęchem. Nieliczne kawałki litej skały są pokryte sypkim żwirem, który z powodu stromizny leci przy najlżejszym dokyku. Do kurwy nędzy, na czym to się trzyma?

Obrazek Obrazek

Idę pierwszy, za mną Gord. Słyszę jak coś mu wypada z plecaka. Z bocznej kieszeni poleciały łyżka i nóż. Widzę je kilka metrów niżej, trochę w bok. Bardzo dalekie kilka metrów, takie dalekie jak tylko może być na tym syfie. Nie ma sensu teraz specjalnie się cofać, może Azra zaraz pozbiera jak dojdzie, a może zgarniemy w zejściu. W tym momencie do mnie dociera. Kurwa, przecież musimy tędy jeszcze zejść. Ale przecież nie od razu, dopiero południe, a dalej ma być łączka aż do Maja Kolacit.

Już tylko kilkanaście metrów do grani. Czekam na Gorda i Azrę aż przejdą najparszywszy kawałek. Wyłażę na grań, szczyt będzie parę metrów w lewo. Zaraz, jeszcze nie, to dopiero przedwierzchołek.

Obrazek

Zanim zdąże się ucieszyć że chwilowo najgorsze za nami, oczy mi się robią jak pięć złotych. Już se dziś dalej nie pójdziemy. Od piku dzieli nas kilkadziesiąt metrów grani jak brzytwa, na obie strony lufa na kilkaset metrów. Trochę psychicznie ale chyba do zrobienia...

Obrazek

...za to dalej wszystko się urywa. Od następnego szczytu dzieli nas głęboka szczerba. Nie mamy liny, nie zjedziemy. No i dalej też byśmy nie przeszli bez szpeju. A na tym następnym szczycie bezczelnie się na nas gapi nasza piękna łączka, ciągnąca się prawdopodobnie wierzchołkami aż do Maja Kolacit.

Obrazek

Czekam na przedwierzchołku, za chwilę dochodzą Gord i Azra. Chwilowe wkurzenie mi trochę mija, przecież i tak zrobiliśmy kawał niezłej roboty. Czas sobie nawzajem pogratulować. Czy ktoś tu był przed nami?

Trzeba się sprężać póki mam psychę. Zostawiam im aparat, nie biorę nic co by mi mogło przeszkadzać. Jedyne co mam ze szpeju to parometrowa taśma. Przewiązuję się nią w pasie. Na wiele się nie przyda, może w razie czego da się ją założyć na jakiś ząb skalny i kawałek się opuścić. Biorę ją bardziej dla psychy niż z rzeczywistej potrzeby. Azra i Gord chyba wierzą że wiem co robię. Nie wspominają żeby chcieli iść ze mną, zresztą wcale ich nie namawiam. Tylko ja mam większe doświadczenie ze skałą i czuję że w jakiś sposób odpowiadam za tą dzisiejszą imprezę. Obiecuję im i sobie że w razie najmniejszego niebezpieczeństwa zawrócę. Niebezpieczeństwo jest zawsze, tylko jak poznać kiedy sie robi "najmniejsze"?

Startuję z lekkim cykorem. Czego się boisz idioto - mówi wewnętrzny kozak - przecież robiłeś kiedyś na żywca V+. Ale to było dawno, sto lat nie łoiłeś - odpowiada cykor. Jednak nie jest trudno, czasem idę okrakiem po grani, czasem rękami za ostrze i nogami po płycie, bywa że na tarcie. W jednym miejscu jest zupełnie bez trudności, można parę metrów iść na samych nogach. Miejscami krucho, są spore bloki które mogą wylecieć pod obciążeniem. Już mam odruch żeby dokładnie macać wszystko czego się łapię i na czym staję. No i lufa na obie strony trochę wyżera psychę. Poza tym najtrudniejsze miejsca chyba nie mają więcej jak II UIAA, może na siłę by można dać II+. Żadna tam wspinaczka, taki deczko ambitniejszy teren turystyczny. Hard scrambling, jakby powiedział Szekspir, tylko ta lufa i kruszyzna dodają adrenalinki. Pamięć przywołuje dawne obrazki z momentów kiedy naprawdę było krucho w każdym znaczeniu...

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Pod samym szczytem duża jasna prostokątna płyta. Z bliska widzę że lepiej się w nią nie pchać, wszystko się tam sypie a prosto pod nogami lufa. Przechodzę na lewą stronę grani. Odsłania się rynienka prowadząca ostatnie parę metrów w górę. Też syfiasta ale nie tak eksponowana. W bliższym kontakcie wyjątkowo wszawa. Do końca uważając czego się łapię, wychodzę na pik. Ufff... Jest 12.30.

Macham do Azry i Gordana. Nie mam aparatu, pozostaje mi liczyć na ich relację zdjęciową. Przyjmuję pozę zdobywcy.

Obrazek

Czy ktoś tu wcześniej był? Nie jest to może wybitny szczyt ale na pewno samodzielny. Patrzę na dalszą część grani. Kilkanaście metrów kamienistej pochyłości, za nią urywa się ściana spadająca na głęboką przełęcz. Za tą szczerbą ściana w górę na następny szczyt, na którym zaczyna się trawka.

Adrenalina opada, na moment zapominam że jeszcze mam wrócić. Jeszcze chwilę "zaliczam smakowanie zwycięstwa", jak by powiedział Szaranowicz.

Obrazek

Z powrotem wiem gdzie i na co najbardziej uważać, więc idzie łatwiej.

Obrazek

Dochodzę na przedwierzchołek, Azra i Gord mi gratulują, ja im też, przecież weszliśmy razem i bez nich by mnie tu nie było.

Obrazek

Wśród kamieni znajdujemy gówienko. Owca? Wraca pytanie, czy jacyś pasterze tu byli przed nami. Po chwili zastanowienia stwierdzamy że łajno na pewno należy do górskiej kozy. Niedaleko prozaicznej kupy rosną dużo bardziej fotogeniczne fioletowe dzwonki.

Obrazek

Daleko w dole widać dolinę Thethi. Po uważnym przyjrzeniu się dostrzegamy czerwony dach domu Johna Dedy.

Obrazek

Dajemy sobie jeszcze czas na obcykanie widoków. Widać charakterystyczne dziury w grani Maja Malisores, jedna z nich przechodzi na drugą stronę jak okno. Najwyższe wierzchołki Malisores wydają się być dostępne tylko z użyciem szpeju.

Obrazek

Patrzymy na mapę. Nasza góra to musi być punkt oznaczony kotą 2333 m. Pierwszy ważny szczyt w grani prowadzącej znad Qafa e Pejes do Maja Kolacit. Pomiędzy nimi, z tego co widzimy, są jeszcze dwa wierzchołki, każdy kolejno trochę wyższy, lecz nie zaznaczone na mapie. Dopiero za nimi jest schowana Maja Kolacit. Jej szczyt jest zwornikiem od którego odchodzi w lewo grań Maja Malisores, a prosto podąża główna grań z widzianą wczoraj zębatą przełęczą, wierzchołkiem 2509 m i Maja Jezerce. One również kryją się za granią, może tylko kawałek Majki wystaje.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Na przedwierzchołku ustawiamy mały kamienny kopczyk na pamiątkę naszych odwiedzin. Tak długo jak się da odkładamy to skurwiałe zejście.

Obrazek

Na grani przynajmniej oprócz kruszyzny dawało się znaleźć pełno solidnych klam i stopni. Tu natomiast wyboru żadnego nie ma, do łapania się i stawania mamy rzęchy i chęchy, mniej lub bardziej luźne bajbory i kępy trawy. Sztuką jest tak ich używać żeby nie polecieć razem z nimi.

Znowu na mnie przypada wybór drogi. Pod samym przedwierzchołkiem złażę solidnie wyglądającą skałką, chyba jedyną na całym tym zejściu. Azra wybiera drogę parę metrów obok, mniej stromą ale kruchą. Mówi że tam się pewniej czuje. Gord stoi na górze mojej skałki i krzyczy na Azrę żeby szła tak jak ja. Azrice, di ideš, tu je dobra živa stjenaaa... srrrrruuuuu! Odwala orła i z hukiem ląduje na rzyci kilka metrów niżej, na w miarę równym miejscu. Zbiera się na nogi, podlicza straty: rozdarta nogawka, mocno podrapana dupa i noga. Mogło być gorzej, dużo gorzej. Już do końca wyjazdu i pewnie jeszcze przez długie lata będziemy z Azrą drzeć łacha z Gorda i tej jego "litej skały".

Zaraz poniżej znajduję sztućce, które wypadły Gordanowi z wora na podejściu. Zejście tym syfem ciągnie się w nieskończoność. Macamy drogę, myślimy dwa razy zanim obciążymy jakikolwiek punkt. W zejściu zawsze jest dużo trudniej. W końcu najgorsze za nami, dochodzimy do górnego końca żlebu, który też nie bez trudności sprowadza nas do podnóża naszej góry. Dopiero teraz, patrząc z dołu na naszą drogę, możemy sobie naprawdę pogratulować.

Obrazek Obrazek Obrazek

Zwiedzamy ogromne siodło w poszukiwaniu widoków. Wydaje się że jest jedna droga dająca szansę łatwiejszego wejścia na Maja Kolacit. Z doliny pod nami można by wejść piargami na przełęcz między nią a pierwszym szczytem w grani Maja Malisores i dalej w prawo granią na szczyt Kolacit. Pewnie też by był hard scrambling ale stąd wygląda że może by puściło na żywca. Moglibyśmy nawet teraz zbiec stromymi trawami na dno dolinki pod nami i spróbować. Jesteśmy jednak lekko zrąbani i nikomu z nas się już nie chce.

Obrazek

Co więcej, nie chce się nam nawet zejść nad jeziorko pod Qafa e Pejes żeby się przekąpać, chociaż planowaliśmy to już od wczoraj, a godzina jest bardzo młoda. Nasza góra dała nam w dupę. Postanawiamy iść prosto do obozu. Przedtem jednak przyglądam się mojej zeszłorocznej drodze, grani nad Ropojaną, orlemu gniazdu, Rasimowemu katunowi. Z tak bliska jak tylko można. Ciągle nie jestem pewny, który szczyt to Maja Shkurts, a który Maja Lagojvet. Trzeba będzie za rok przyjechać ze sprzętem i sprężyć się na parę wejść.

Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek

Wracamy prawie tą samą drogą. Z Gordem wchodzimy jeszcze na boczny trawiasto-kamienisty wierzchołek, który minęliśmy na podejściu. Strzelamy parę fot w dół na jeziorko.

Obrazek Obrazek

Schodzimy stromymi trawami i piargami do dolinki. Mamy trochę w nogach ale idzie szybko. Przyglądamy się naszej górze. Chociaż to mniej znaczący szczyt w grani, stąd robi imponujące wrażenie.

Obrazek Obrazek

Jak pierwszego dnia, z daleka obszczekują nas psy. Ścieżką od Qafa e Pejes jakaś starsza para, pewnie z rodziny naszych gospodarzy, podróżuje na sposób albański. Facet jedzie sobie dziarsko na osiołku, a obok kroczy kobieta.

Obrazek

Witamy się z Afrimem i jego rodziną. Strzępkami zdań w różnych językach i wskazując rękami widoczny szczyt, próbujemy opowiedzieć gdzie byliśmy. Próbujemy się dowiedzieć nazwy naszej góry.

Obrazek

Do rozmowy włącza się nowo przybyły dzielny kawalerzysta od osiołka. Mówią nazwy, proszę ich o zapisanie ich w moim kapowniku. Z tego co rozumiemy, cała grań idąca do Maja Kolacit nazywa się Maja e Stierra, a nasz szczyt to Qatat e Verlla. A może obie nazwy oznaczają całą grań? Nie jesteśmy do końca pewni. Gestami pytamy czy tam byli. Zarówno Afrim jak i starszy pasterz potwierdzają. Nie wiemy jednak, czy byli dokładnie na naszym szczycie, czy na którymś innym, czy ogólnie w rejonie grani. Afrim wspomina też że był w oknie w grani Maja Malisores.

Pod naszą nieobecność w ciągu dnia do katunu ktoś przyprowadził krowy. Za nimi przyleciały tysiące meszek. Przez resztę dnia nas namiętnie gryzą. Azra fachowo opatruje rany Gorda spod Qatat e Verlla.

Obrazek Obrazek

Pojutrze planujemy zejść do Thethi i zjechać do Koplika. Na góry zostało jeszcze jutro. Wybór jest oczywisty - Maja Popluks. Azra czuje się wyjątkowo wypruta po dzisiejszym dniu, mówi żebyśmy sami poszli z Gordanem. Namawiamy ją żeby jednak szła z nami. Zresztą poczekamy do jutra.

Obrazek

Gotujemy sobie zasłużoną wypasioną kolację. Zużywamy do niej co tylko się da z naszych zapasów. Szybko zasypiamy snem sprawiedliwych.

* * * * *

Nad ranem dosięga mnie Klątwa Gór Przeklętych.


(fot. Azra, Gord i Kamil)
Ostatnio edytowano 16.06.2007 11:12 przez zawodowiec, łącznie edytowano 3 razy
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 24.01.2007 02:47

P.S. Tych co znają pewne szczegóły dalszego ciągu, bardzo proszę o ich nieujawnianie :)
petris
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2590
Dołączył(a): 06.12.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) petris » 24.01.2007 15:25

Jesteś przemiły,ze dzielisz sie z nami tak wspaniałymi wyprawami,czytajac zdaje mie sie ,ze jestem z Wami.

Zycze wielu lat wspaniałych szlakow.I niech sprzyja Wam Duch Gór

petris

przepraszam że rozmywam wątek tymi achami ,nie mogłam sie jednak powstrzymac. :D :D :D
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 24.01.2007 16:46

Dzieki, Petris :D

Mysle ze warto wstawic slowniczek trudniejszych terminow do tego odcinka.

łojenie - wspinanie.
łojant - wspinacz.
rzęch - jak latwo sie domyslic, termin geologiczny: kruszyzna, skała kiepskiej jakosci.
chęch - termin botaniczny: to co zwykle rosnie na rzęchu - trawska i podobna flora.
na żywca - bez asekuracji.
szpej - sprzet wspinaczkowy.
klama - duzy dobry chwyt.
lufa - ekspozycja, przepascistosc, dawniej sie mowilo "luft".
żleb - wklesla rynna pionowo albo ukosnie przecinajaca zbocze lub sciane
piarg - nasypowy stozek kamieni na dole żlebu, powstaje z tego co sie żlebem sypie.
scrambling (ang.) - trudno znalezc polski termin, cos na pograniczu trudniejszej turystyki gorskiej i latwiejszej skalnej wspinaczki.
skala trudnosci UIAA - wlasciwie za teren turystyczny sie przyjmuje do stopnia I (Orla Perc ma najwyzej 0+). Najtrudniejsze miejsce drogi na Maja Jezerce od poludnia ma wg mnie najwyzej I (tylko kilka metrow), od polnocy byc moze II albo tylko kruszyzna poteguje wrazenie. II to na pograniczu scramblingu i latwej wspinaczki, z reguly zalecana asekuracja.
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Bałkańska opowieść 2006 - strona 6
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone