napisał(a) Franz » 10.10.2011 09:56
Wygląda na to, że to rzeczywiście koniec ferraty. Mam przed sobą ścieżkę, która przez chwilę prowadzi wprost grzbietem, a kiedy ten stromieje, zawija się zakosami w górę. Wkrótce jej ślad zaczyna się zatracać pośród listowia i coraz trudniej określić przebieg szlaku. Pilnie wypatruję czerwonych kółeczek, pomny nauczki z wczorajszego dnia. W żadnym przypadku nie chciałbym ponownie zapędzić się w potworny las, rodem z horroru. Powraca również niczym bumerang obawa o pozostałości po niedawnej wojnie. Wiem, że tereny wokół mnie należą do tych niepewnych - na mapach zaminowania występują jako do tej pory nierozpoznane. Można się tu niespodziewanie rozerwać, na czym mi absolutnie nie zależy. Od każdego znaku próbuję więc wypatrzyć następny, co jednak nie zawsze jest możliwe. Raz po raz spoglądam w tył, by wychwycić wzrokiem ewentualne znakowanie dla schodzących - kontrolując stronę, z której taki znak najlepiej widać, można antycypować kierunek, w którym powinno się podążać.
Idąc w ten sposób, udaje mi się od czasu do czasu zauważyć kolejny znak i skorygować odpowiednio moją trasę. Las jest na razie rzadki i nie stanowi żadnej przeszkody; jedynie obawy co do niechcianego towarzystwa przedmiotów martwych (brrr... ależ to zabrzmiało) powodują moją nadzwyczajną ostrożność. Parę razy natrafiam na strzałkę wskazującą dalszy kierunek. Ba! Zdarza się nawet, choć nie zawsze, że wskazanie jest dokładne. Trasa odchyla się dłuższym zakosem w lewo do niewielkiej wklęsłości, którą podchodzę na coś w rodzaju małej przełączki. Teraz po prawie płaskim terenie, wciąż porośniętym rzadkim lasem i wciąż bez wyraźnej ścieżki - początkowo na wprost, potem zawracając szerokim łukiem w prawo - osiągam koniec lasu.
Przed mną upstrzone kamieniami trawiaste płaśnie, a ponad nimi piarżyste zbocza ukoronowane skalistymi ściankami, ale również z zielonymi przerywnikami. A gdzie szlak? Hmm.... Tu jest pewien problem - początkowo jeszcze dwa czerwone kółeczka znajduję, potem szlaku nie widać w ogóle. Zaczynam kluczyć w lewo, w prawo, starając się wyszukać wzrokiem zbawcze kółeczka. Puka do mnie znowu nieodparcie refren: Lisek! Ty to dopiero luzak jesteś!..
W końcu dostrzegam czerwony szlak na większym głazie i kieruję się wprost do niego. Na bocznej ścianie wymalowane kolejne kółeczko - dla schodzących. Znaczy, że muszę skręcić w prawo i podchodzić piarżystym zboczem. OK, ale w którą dokładnie stronę? Gdzie jest kolejny znak?.. Stoję w miejscu, przeczesując piarżysko wzrokiem. Bez skutku. Nie ma innego wyjścia, jak tylko rozpoznanie bojem. W drogę! Ruszam w górę, bez przerwy omiatając okolicę dokładnie naokoło siebie. Nic. Kolejne klika kroków - nadal nic. Zatem znowu ostrożnie w górę i znów obracam się na wszystkie strony.
Gdzież ten - nie przytoczę użytych w myślach epitetów - szlak?!