Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiogród

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 14.10.2017 11:01

Okolice Ochrydy (Охрид, alb. Ohër) to jedyne miejsce w Macedonii, gdzie można zetknąć się z masową turystyką. Co prawda w innych miejscach kraju pojawia się coraz więcej obcokrajowców, ale tylko tutaj ich ilość jest tak zauważalna.

Jezioro o nazwie takiej samej jak słynne miasto uznają za najstarsze w Europie i jedno z najstarszych na świecie. Woda jest krystalicznie czysta i nigdy nie zamarza. Nie potrzeba dostępu do morza przy takim akwenie.
Obrazek

Ośrodek należący do macedońskich skautów (Извиднички Центар Охрид) wypatrzyłem przed pierwszym przyjazdem do Macedonii. Wybór ten okazał się znakomity: miejsce oddalone jest od starówki Ochrydu o jakieś dwa kilometry. Posiadają własną plażę, moim zdaniem jedną z lepszych w okolicy. Działa bar (ten akurat się zmienił na minus razem z nowym dzierżawcą z wieczną miną wściekłego człowieka). Ale co najważniejsze - niemal wszyscy goście to Macedończycy lub Serbowie, innych cudzoziemców praktycznie nie widać. Jest swojsko i w umiarkowanych cenach.
Obrazek
Obrazek

Za pierwszym razem nocleg był w starej przyczepie kempingowej w której nie domykały się okna ;). Za drugim - blaszany barak w jakim często kwateruje się osoby po stracie dobytku. Tym razem luksus - własny pokój z łazienką! Aby jednak nie było tak światowo, to na początek okazało się, iż klucz nie pasuje do zamka w drzwiach. Pokój więc wymieniono (bo właściwego klucza nie szło odnaleźć :D). W łazience nie leciała ciepła woda, okien nie szło otworzyć, przy kontaktach sterczały podejrzane kable, a daszek przy drzwiach miał spore dziury, ale i tak byliśmy zadowoleni.
Obrazek

Macedońskie śniadanie z albańskim serem kaszkawał (kupionym w sklepie hallal). Ser był pyszny, ale już nie trafiliśmy na drugi tak smaczny.
Obrazek

Przez większość dnia mamy dzień lenia, podobnie jak nad Jeziorem Szkoderskim. Niespodzianką są znajomi Teresy z pracy, którzy zajeżdżają do nas na krótkie odwiedziny w czasie podróży do Albanii. Tak im się spodobało, że nie chcieli jechać dalej :D.
Obrazek

Woda jest zimniejsza niż w Szkoderskim, co jest wynikiem chłodnego frontu, który przetoczył się nad całymi Bałkanami w przedostatnią noc. Nawet temperatura powietrza spadła lekko poniżej 30 stopni i wreszcie człowiek nie czuje się jak w piekarniku.

Ale swetra ściągać nie zamierzałem ;).
Obrazek

Zamiast kotów tym razem odwiedzał nas młody psiak.
Obrazek
Obrazek

Popołudniem postanowiliśmy przejść się do miasta. Najkrótsza droga jest niezbyt oficjalna...

Początkowo idzie się wysuszonymi nieużytkami.
Obrazek

Następnie wzdłuż jeziora mijając miejsca, gdzie zazwyczaj odpoczywają osoby z najbliższego osiedla.
Obrazek

Prawie kilometr zajmuje miejska plaża: kiedyś była podzielona płotami na mniejsze kawałki należące do osobnych ośrodków, teraz można przejść ją w całości. Czystość miesza się tu z wysypiskiem, a prywatny basen ze smrodem padłego psa.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Za płotem meczet z minaretem przypominającym latarnię morską. Muzułmanie stanowią tylko 1/5 ludności, a zamieszkują głównie peryferyjnego ubogie dzielnice.
Obrazek

Przed nami wzgórze Plaošnik na którym znajduje się twierdza oraz kilka świątyń, w tym ruiny najstarszej, wczesnochrześcijańskiej bazyliki. Zbocza od tej strony porasta iglasty las, a nad jeziorem lśnią malownicze klify.
Obrazek

Trochę wspinania po wyremontowanych chodnikach i możemy spojrzeć za siebie, na północ: miejska plaża, a na końcu zielonego cypla jest obóz pionierów.
Obrazek

Latarnie w stylu tradycyjnych ochrydzkich domów.
Obrazek
Obrazek
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 16.10.2017 12:30

O historii Ochrydy napisano już bardzo wiele. Ludzie mieszkają tu podobno już 7 tysięcy lat. Ilirowie, Grecy, Rzymianie, Słowianie, Bizancjum, Turcy i wreszcie Jugosłowianie. Miasto miało szczęście, bo omijały je większe kataklizmy naturalne oraz niszczycielskie wojny, dlatego zachowało się w nim tak dużo zabytków i nie bez przyczyny zostało wpisane (wraz z jeziorem) na listę dziedzictwa UNESCO.

Zwiedzaliśmy je dokładnie kilka lat temu, dlatego teraz będzie tylko spacer w promieniach zmieniającego swe barwy słońca.

Cerkiew św. Jana Teologa z Kaneo jest najbardziej fotogenicznie położona i ujęcia tej świątyni można zobaczyć na większości folderów reklamujących Macedonię.
Obrazek

Późna pora ma ten duży plus, że nie ma już tłumów. Wcześniej kłębią się tutaj wycieczki, a śmiałkowie skaczą ze skał do wody.
Obrazek

Cerkiew postawiono w XIV-XV wieku, jednak przez kilka stuleci nie dbano o nią i freski są w dość kiepskim stanie. Zresztą, z tego co pamiętam, i tak niewiele było widać w ciemnym wnętrzu.
Obrazek

Idąc wysoko nad taflą wody widzimy w dole "plażę" jakiegoś hotelu.
Obrazek

W wąskich uliczkach stoją przedstawiciele socjalistycznej myśli technicznej.
Obrazek

Panorama starówki...
Obrazek

...i okolic portu.
Obrazek

Jednym z ciekawszych zabytków jest antyczny teatr. Wybudowali go Grecy około 200 lat p.n.e., potem wyremontowali Rzymianie. W Macedonii są jeszcze trzy inne starożytne teatry, ale tylko ten powstał w okresie hellenistycznym.
Obrazek

Niektórzy widzowie mieli stałe miejsca, które "rezerwowali" wyryciem swoich podpisów. Część tych autografów zachowała się do dzisiaj. Ciekawe co zostanie po naszych teatrach?
Obrazek
Obrazek

Górna Brama murów obronnych ciągnących się aż do twierdzy na górze. Wybudowana w X wieku, zapewne częściowo rekonstruowana.
Obrazek

Na wzgórzu, będącym przeciwwagą do cytadeli, stoją aż trzy cerkwie:

1) zwieńczona białą wieżą pod wezwaniem św. Dymitra z XIV wieku,
Obrazek

2) niewielka św. Konstantyna i Heleny z 1477 roku,
Obrazek

3) św. Bogurodzicy Perivleptos i Klimenta z 1295 roku. To jedna z cenniejszych w Ochrydzie, wzniesiona w bizantyjskim stylu. Jej freski są w ścisłej czołówce Bałkanów. Pamiętam, jak podczas wizyty wnętrza kasjerka szczerze przyznała, iż nie pozwalają robić w środku zdjęć, bo wtedy turyści nie chcą kupować pocztówek. Żadne tam wielkie sacrum.
Obrazek

Domy w charakterystycznym stylu ochrydzkim, niestety dość zaniedbane.
Obrazek

Między zabudowaniami widać odkrywkę archeologiczną, gdzie umieszczono kilka znalezionych w mieście antycznych mozaik.
Obrazek

Schodzimy w dół obok najważniejszego kościoła Ochrydy - cerkwi św. Zofii, dawnego soboru arcybiskupiego. Powstała w XI wieku, w okresie rządów tureckich do 1912 służyła jako meczet. Zakryte przez muzułmanów freski zaczęto odkrywać po II wojnie światowej i w swojej wielkości stanowią największy zespół malowideł cerkiewnych na całym globie.
Obrazek

Podobno w przeszłości Ochryda miała tyle kościołów, ile dni w roku. Nie wiem jaka liczba dotrwała do dzisiaj, lecz na pewno sporo.

Idziemy jeszcze niżej i wychodzimy na plaży miejskiej - ta też robi wrażenie swoją przestrzenią :P.
Obrazek
bluesman
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6630
Dołączył(a): 25.06.2007
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) bluesman » 16.10.2017 13:16

Pudelek napisał(a): to od razu zjawiają się Cyganie. I nawet jacyś frajerzy coś im dają...

Frajerzy ? a dlaczemu ? chcę to daję i to moja sprawa ! Do tego momentu miło się czytało :papa:
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 16.10.2017 13:31

Przez takich właśnie "frajerów" występują takie sytuacje. Gdyby nikt ich nie sponsorował, to nie byłoby zaczepiania kierowców i dobijania się do samochodów. Zatem ci frajerzy działają na ogólną szkodę społeczeństwa, a to już nie do końca tylko ich sprawa.
bluesman
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6630
Dołączył(a): 25.06.2007
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) bluesman » 16.10.2017 13:44

Pudelek napisał(a):Przez takich właśnie "frajerów" występują takie sytuacje. Gdyby nikt ich nie sponsorował, to nie byłoby zaczepiania kierowców i dobijania się do samochodów. Zatem ci frajerzy działają na ogólną szkodę społeczeństwa, a to już nie do końca tylko ich sprawa.


jasne :) pozdrowienia od czasami bywającego "frajerem" nie sądzisz, że może zdarzyć się osoba naprawdę potrzebująca ?

za wikipedią cyt. : osoba dająca się łatwo nabrać, naiwna; osoba nadmiernie wierna normom moralnym, które przez innych nie są przestrzegane
:papa:



p.s jak rozumiem Ty nie jesteś "frajerem " :mrgreen:
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 16.10.2017 13:48

Sugerujesz, że użyłem słowa nie znając jego znaczenia? :D Otóż nie, słowo "frajer" było tutaj użyte z pełną świadomością.

Gdyby nie było sponsorów, to nie byłoby Cyganów w tych miejscach, a przynajmniej nie w takiej ilości. Nie miałoby sensu tam się kręcić, jeśli nic nie zarobiliby.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 17.10.2017 21:35

Centralny plac miasta z ogromną flagą i niemałym pomnikiem Klemensa Ochrydzkiego; arcybiskupa, apostoła, świętego oraz bohatera zarówno Macedonii jak i Bułgarii.
Obrazek
Obrazek

Imię Klemensa (Klimenta) nosi główny deptak. Składa się on jakby z dwóch części: pierwsza, na osi północ-południe, to sklepy z markowymi ciuchami, złotem i drogimi lokalami dla kasiastych turystów. Zawsze przemykaliśmy tędy bardzo szybko.
Obrazek

Na placu Republiki Kruszewskiej, na którym rośnie liczący ponad tysiąc lat platan, zmienia się charakter i kierunek na wschodnio-zachodni: to dawna turecka część miasta o orientalnym klimacie, gdzie ceny spadają, a robi się od razu bardziej swojsko.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Zamiast cerkwi występują meczety, m.in. Ali Paszy z 1573 roku, który przechodzi kompleksowy remont (i straszy zakazem fotografowania na... płocie!)...
Obrazek

Ukryty w podwórzu meczet Hadżi Torgut.
Obrazek

Stara zasada przy wybieraniu lokalu na posiłek brzmi, aby iść tam, gdzie jest najwięcej ludzi, a najlepiej miejscowych. Tym razem ją zignorowaliśmy i zasiedliśmy w knajpie, gdzie osób było niewiele.
Obrazek

Zamówiłem musakę, Teresa zupę rybną i sałatkę. Pychota! A butelka macedońskiego wina za niecałe 20 złotych... Czegoż chcieć więcej?
Obrazek
Obrazek

Na kemping będziemy wracać przez jeszcze bardziej peryferyjne dzielnice, gdzie biedę czuć namacalnie. Turyści chyba rzadko się tam zapuszczają, choć widać szyldy informujące o noclegach.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po zmroku ulice nabierają dodatkowe kolorytu. Atrakcyjnego w czasie krótkiej wizyty, ale niekoniecznie przez całe życie.
Obrazek
Obrazek

Mniej kolorytu ma nocne przejście ciemną plażą bez żadnego światła :P. Choć to akurat moja wina, bo mogliśmy iść przez blokowiska, gdzie lampy działają.
Obrazek

Nocna Ochryda widziana z kempingu: największe światło to cerkiew Jana Kaneo nad urwiskiem.
Obrazek

Poranek znów słoneczny, choć trochę chłodny. Mimo to nad jeziorem zaczyna zbierać się mgiełka, świadcząca o rychłym wzroście temperatury. Albański brzeg ledwo widać.
Obrazek
Obrazek

A nam pora się zbierać w dalszą drogę...
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 20.10.2017 00:38

Znowu nadszedł dzień, w którym przyjdzie nam spędzić wiele godzin w aucie. Chcemy przejechać odcinek z Jeziora Ochrydzkiego aż nad granicę serbsko-rumuńską na Dunaju. Według mapy to grubo ponad 500 kilometrów. Żadnego wielkiego zwiedzania nie mamy dziś w planach.

Mimo to już po chwili zatrzymujemy się na poboczu drogi Ochryda-Struga. Znajduje się tutaj cerkiew św. Erazma. Z zewnątrz wygląda jednak jak zwykły dom, w dodatku wstęp jest płatny (to, niestety, norma w Macedonii), więc postanawiamy skorzystać z opcji darmowej i odwiedzić położoną kilkaset metrów dalej kaplicę św. Katarzyny. Kaplica jest niewielka (zupełnie niepotrzebne są klucze, które otrzymaliśmy na dole), przyklejona do skały nad urwiskiem i samotnie modli się przy niej kobieta w czerni.
Obrazek

Główną atrakcją są widoki na jezioro. W dole widać zaś prace przy budowie drugiego pasa drogowego.
Obrazek
Obrazek

Brzegi Jeziora Ochrydzkiego są tutaj zarośnięte, zupełne przeciwieństwo plaży na obozie pionierów pod Ochrydą.
Obrazek

W Macedonii w ogóle sporo teraz budują, a raczej poszerzają: czasem dopiero zaczęli, a czasem widać już asfalt na nowej nitce. Można się spodziewać, że w niedalekiej przyszłości będzie można sporo skrócić czas podróży przez ten kraj.
Obrazek
Obrazek

Trochę czasu im jeszcze zajmie przeprawa przez góry - tam powstają zupełnie nowe odcinki dróg (autostrad?). Nawet sobie nie wyobrażam, ile kasy pochłoną prace w tak trudnym terenie...
Obrazek

Około 80% terenu Macedonii to góry i wyżyny. Jest się na co wspinać.

W okolicach Kičeva (Кичево) znów zaczynają się regiony zdominowane przez Albańczyków i muzułmanów. W niebo strzelają białe wieże minaretów.
Obrazek

Również cmentarze nie są wolne od narodowych demonstracji (a na horyzoncie nagie szczyty gór Bistra).
Obrazek

Oczywiście wiele miejscowości ma nazwy w różnych językach i alfabetach. Taki Trapčin Dol (Трапчин Дол) zamieszkuje 896 Albańczyków i... 2 Macedończyków. Tymczasem nazwy po albańsku nie ma, a przynajmniej nie w brzmieniu, które widnieje w internecie: Trapçidoll. Oprócz cyrylicy zastosowano transkrypcję na łacinę, a potem prawdopodobnie wstawiono wersję albańską według Macedończyków...
Obrazek

Potwierdza to inna wioska - Kolari (Колари). Albańczycy po swojemu nazywają miejscowość Kollarё, tymczasem tu widnieje nazwa Kollari. Ktoś dopisał "oryginalne" albańskie końcówki sprayem. Wygląda na to, że macedoński rząd forsuje macedonizację albańskich nazw miejscowości. Biorąc pod uwagę jak napięte są stosunki między dwiema największymi grupami narodowościowymi Republiki, to takie działanie jest tylko durnym dolewaniem oliwy do ognia. A mówimy o osadzie, gdzie Albańczycy stanowią 99,9% mieszkańców.
Obrazek

Ale dość o polityce. Przejechaliśmy między górami, potem przecięliśmy dolinę w której leży Kičevo, i znów się wspinamy, na skraju Parku Narodowego Mavrovo. Może nie sięgnęliśmy chmur, ale najwyższa dziś przełęcz Straża położona jest na wysokości 1212 metrów n.p.m.. Kawałek za nią zatrzymuję się, aby zrobić kilka zdjęć.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Zaczyna się zjazd w dół przerywany mijankami, ruchem wahadłowym i przeładowanymi tirami. Zbliżamy się ponownie do cywilizacji, więc ciężki sprzęt kursuje do fabryk i po wydobycie.
Obrazek
Obrazek

Gostivar (Гостивар, alb. Gostivari) ma już bardziej mieszane proporcje, bo Albańczyków jest jeszcze mniej niż połowa, choć ich procent cały czas rośnie. Do tego Turcy, Serbowie, Bośniacy i Romowie. Miasto może być ciekawe dla miłośników Alp, gdyż leży tu Mont Blanc :D.
Obrazek

Od tego miejsca prędkość jazdy się zwiększa, gdyż zaczyna się tu autostrada Matki Teresy. Nie jest tak dziurawa jak szpitale w Indiach, ale do standardów z naszej części Europy trochę jej brakuje. W Polsce jeszcze nie ma szosy im. Jana Pawła II, ale tunel Emilia już się pojawił kilka lat temu.
Obrazek

Skopje (Скопје) mijamy obwodnicą. Za stolicą wpadamy na kolejny remont, który ciągnie się przez wiele kilometrów. Oczywiście za ten burdel pobierane są normalne opłaty, żadnej ulgi. Skąd my to znamy?
Obrazek

Trochę czasu tracimy na bramkach. Sznury samochodów wykorzystuje wiadoma nacja, przeciskająca się między nimi w stylu Pan'da. Niedaleko granicy zatrzymujemy się na znanej nam stacji z uświnionymi kiblami. Wydaję ostatnie denary i oglądam wypaloną słońcem okolicę.
Obrazek
Obrazek

Po chwili jesteśmy na głównym, autostradowym przejściu granicznym. Kolejka spora, ale szybko idzie.
Obrazek

Oczywiście Cyganie też nie próżnują - wokół hasają panienki ślepiące różem, dzieciaki w różnym wieku, przeciska się facet z pacjentem na wózku. Jakiś gnojek przyczepił się do auta na włoskich blachach i biegnie za nim, waląc po szybach. W tym momencie wypadałoby szybę otworzyć, a gówniarzowi przemodelować szczękę.
Grupa na drugim pasie odpoczywa w cieniu po ciężkiej pracy.
Obrazek

Romska zapora kończy się dopiero blisko obiektów granicznych, gdzie już kręcą się funkcjonariusze. Choć oczywiście nie mam wątpliwości, że gdyby komuś zależało, to również można byłoby oczyścić teren położony kawałek dalej.
Interseal.
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 508
Dołączył(a): 16.10.2014
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) Interseal. » 20.10.2017 10:59

Pudelek napisał(a):Stara zasada przy wybieraniu lokalu na posiłek brzmi, aby iść tam, gdzie jest najwięcej ludzi, a najlepiej miejscowych.


Zasada w Macedonii sprawdzona w 100%. Zjechaliśmy bez większego planu z autostrady (Aleksandra Macedońskiego?!?!?! :x :wink: ) do Veles. Na rondzie zapytaliśmy policjantów, gdzie można coś zjeść. Wskazanego lokalu nie było widać stojąc 10 metrów od niego, gdyż znajdował się pod płyta parkingu nad którą wystawał tylko stalowy komin. W środku trochę lokalnych gawędziarzy i trochę bałaganu. Pan właściciel przyniósł na metalowych paterach wybór surowego mięsa z tego, co miał w kuchni i każdy wybrał co chciał. Dzieci zamówiły frytki, więc Pani ochoczo wzięła się za obieranie ziemniaków... sałatka z pomidorów wyśmienita.
Takiego obiadu wcześniej ani później już nie jedliśmy.... pychota.
Z Macedonii mam chyba najlepsze kulinarne wspomnienia.

Pozdrawiam.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 20.10.2017 23:51

Tyle, że akurat w Ochrydzie w tych wypełnionych knajpach siedzieli głównie zagraniczni turyści, co niekoniecznie musiało świadczyć o dobrej kuchni ;)
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 21.10.2017 18:24

Odprawa macedońska poszła sprawnie. Teraz serbska. Niektórzy z poświęceniem oszczędzają paliwo.
Obrazek

Z Serbami jeszcze krócej: żadnego otwierania bagażnika i dziwnych pytań. Całość zajęła nam nieco ponad pół godziny, a więc bardzo przyzwoicie, jak na to przejście. Po niecałym tygodniu wracamy do Serbii.
Obrazek

Na zegarku minęła godzina 14-ta. Ale to dopiero 1/3 drogi.

Po serbskiej stronie odcinki autostrad (jeden świeżo wybudowany) przeplatają się ze zwykła drogą.
Obrazek
Obrazek

W Nišu (Ниш) odbijamy na wschód, następnie w boczny trakt z numerem 35. Od razu tracą się wszelkie inne auta na zagranicznych blachach. Przejeżdżamy przez mniej lub bardziej zapomniane miejscowości (w jednej nawet spadło kilka kropel deszczu) oraz wśród pasm górskich biegnących wzdłuż granicy z Bułgarią.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dłuższy postój robimy tylko w mieście Zaječar (Зајечар), jednym z większych w tej części kraju. Chcemy wymienić walutę oraz zrobić jakieś zakupy na kolację. Dojazd do centrum stanowi małe wyzwanie wobec braku oznaczeń, ale kończy się sukcesem.
Obrazek

Zaječar ponad totalną przeciętność wyróżniają jedynie dwie rzeczy: położone w pobliżu ruiny rzymskiego kompleksu pałacowego Felix Romuliana (część zbiorów z wykopalisk można podziwiać w widocznym powyżej muzeum) oraz browaru produkującego piwo Zaječarsko. Ruiny kiedyś zwiedzałem i byłem lekko zawiedziony, bo spodziewałem się czegoś bardziej imponującego po obiekcie wpisanym na listę UNESCO. Natomiast piwo to standardowy sikacz, ale czego można się spodziewać po grupie Heinekena?
Obrazek
Obrazek

Główny plac miasta tętni życiem: dzieciaki gonią się i jeżdżą na rowerach, dorośli przesiadują na ławkach i lokalach. My nie mamy tego komfortu: jest już 18-ta, a to jeszcze nie koniec naszej podróży.

Kolejne kilkadziesiąt kilometrów to łata na łacie, ale nie spuszczam nogi z gazu, zwłaszcza, że ruch jest minimalny. Widać, że okolica szykuje się już powoli do snu.
Obrazek

Na nasz dzisiejszy nocleg wybrałem mikroskopijny kemping nad samym Dunajem, niedaleko Negotina. Problem z nim jest taki, iż to świeży obiekt i... nie do końca wiadomo, czy i jak w ogóle funkcjonuje :D. W dodatku ponoć ciężko do niego trafić...

Dalszy rozwój wypadków zdaje się potwierdzać te opinie: na skrzyżowaniu brak jakiegokolwiek drogowskazu do przybytku. Przejeżdżamy przez niewielką wioskę nad graniczną rzeką, zabudowania się kończą, droga zwęża... Nic, nic i nic. Już chciałem zawracać i nagle widzę bramę i napis "camping". Brama jest zamknięta, obiekt wygląda na nieczynny. No, ładnie... Mam pewien plan rezerwowy (który wiąże się z dalszą jazdą, albo spaniem na dziko), jednak postanawiam i tak zajrzeć do środka.

Pod domem stoi samochód, za drzwiami pali się światło. Wołam. Szczeka pies. Ktoś odpowiada. Wychodzi starszy facet w podkoszulku. "Tak, kemping działa, choć nie jest do końca wykończony. Ale oczywiście możecie zostać". Prysznic jest na dworze, kibelek (turecki) też. Jednak jest możliwość skorzystania z dobrodziejstw cywilizacji w domu gospodarza.
- Nie ma problemu - przekonuje. - Wchodźcie kiedy chcecie, ja mam mocny sen.

Uznaliśmy, że zaryzykujemy. Rozstawiam namiot i idę do faceta zapłacić. Na stole stoi już swojska rakija, wypijamy po kieliszku. Gospodarz mówi, że czasem pojawiają się u niego turyści, ale rzadko. Nie dziwię się, bo naprawdę trafić tu może jedynie osoba dobrze poinformowana. W przyszłości ma to się zmienić, bo na ogródku (które służy jako pole namiotowe), stoją już kabiny prysznicowe i toalety, ale to wszystko nie podłączone.
Największym plusem jest szopa położona tuż przy rzece. Taka sympatyczna graciarnia z kącikiem kuchennym, fotelami i stołem, gdzie można posiedzieć, zjeść, poczytać lub poimprezować. W towarzystwie kilku kociaków i jednego psa (drugi siedzi w kojcu).
Obrazek
Obrazek

Nie jedliśmy dziś obiadu, więc wyciągam jednorazowego grilla. Gospodarz sugerował, aby rozpalić ognisko, ale nie mam już na to sił.
Obrazek

Jeden z małych kotów jest tak natrętny, że nieustannie trzeba go odganiać. Próbuje nawet włazić na grill, nie przejmując się rozgrzanym materiałem. Na koniec prawie wybija Teresie oko...
Obrazek

Zastanawialiśmy się, jak będzie wyglądać to korzystanie z łazienki. "Może facet śpi na pięterku?" - kombinuję. Wchodzimy po cichu do domku. W kącie bezgłośnie leci telewizor. Właściciel rzecz jasna śpi na parterze, w drugim kącie w łóżku. Na ścianach święte obrazy i rodzinne zdjęcia. Trochę dziwnie włóczyć się komuś po nocy po mieszkaniu, nawet jeśli sam to zaproponował. A jak człowiek dostanie nagłej sraczki i cały budynek wypełnią odgłosy wybuchów??
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 23.10.2017 22:28

Ogrodowy kemping o poranku.
Obrazek

Serb pyta się, czy dobrze spaliśmy i bierze się do pracy: kończy stawianie stacjonarnego grilla z kominkiem. My śniadanie konsumujemy tam, gdzie kolację. Cała menażeria również nie próżnuje.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dunaj płynie praktycznie zaraz za paleniskiem. Okryty zielonym futerkiem nie nadaje się do kąpieli, na pomost także bym nie wchodził ;).
Obrazek

Syf w wodzie nie przeszkadza rybakom. Przeciwległy brzeg to już Rumunia. Identyczną sytuację mieliśmy rok temu w okolicach Kladova.
Obrazek
Obrazek

Miejsce niewątpliwie ma potencjał: okolica jest cicha i spokojna, wydaje się idealna dla rowerzystów, kajakarzy czy morderców ryb, tfu, wędkarzy. Gospodarz sympatyczny. Najpierw jednak musi tutaj dokończyć montowanie wyposażenia, bo warunki dla większości zagranicznych turystów będą zbyt spartańskie (a cena za nocleg była wyższa, niż na bardziej wypasionych kempingach). No i zadbać o reklamę, bo jak na razie to jest to kemping-widmo ;). Może w 2018 roku coś się zmieni?
Obrazek

Żegnamy się serdecznie i opuszczamy odludzie. W najbliższej wiosce jest fajna plaża z małą ilością glonów...
Obrazek

...i widokiem na zaporę i elektrownię Żelazne Wrota II (Ђердап II, Đerdap II, Porțile de Fier II). Rok temu przejeżdżaliśmy przez tą z numerem I, która jest kilkadziesiąt kilometrów w górę rzeki. "Dwójka" wytwarza trzykrotnie mniej prądu.
Obrazek
Obrazek

Косово је Србија - dziś to zaklinanie rzeczywistości, ale popularne jak Serbia długa i szeroka.
Obrazek

Za wioską moją uwagę przykuwa ten drogowskaz: już niebieski kolor oznacza, że pochodzi z okresu Jugosławii, ale strzałka kieruje do "NR Rumunija".
Obrazek

Ów skrót to Narodna Republika Rumunija (Rumuńska Republika Ludowa) - taką nazwę nosiło państwo w latach... 1947-1965! Tymczasem zapora, po której można przekroczyć Dunaj, powstała dopiero na przełomie lat 70. i 80. XX wieku. Postawiono złą tablicę? A może wcześniej był tu jakiś most?? Zagadka chyba trudna do rozwiązania...

Zaaferowany nie zauważyłem, że obok stanął niepozorny biały samochód i wyszło dwóch chłopów w mundurach.
- Dzień dobry, straż graniczna. Co pan tutaj fotografuje?
- Okolicę - odpowiadam pewnie.
- Dlaczego?
To pytanie zbiło mnie z tropu. Co takiemu odpowiedzieć?
- Jestem turystą, dla mnie to wszystko ciekawe. O, te wzgórza i pola.
Obrazek

Funkcjonariusze spojrzeli jak na kretyna, więc postanowiłem kontynuować:
- I ta tabliczka. Jest stara, kieruje do Rumunii, jeszcze ze starą nazwą - pokazuję im na wyświetlaczu. Panowie nie wiedzieli co na to rzec, zatem słowotok leciał dalej: - Spaliśmy tu niedaleko w wiosce, na takim małym kempingu, nad rzeką.
Jeden z pograniczników rzucił jakąś nazwę obiektu noclegowego.
- Nie, to nie tam - (choć nie byłem pewien). - A teraz jedziemy do Negotina, zatankować i zrobić zakupy.
Coś tam jeszcze dorzuciłem, ale w końcu panowie skapitulowali i powiedzieli:
- Dziękujemy, miłego dnia.

Gdy odjechali, to poczułem lekkie drżenie nóg. W tym momencie nie robiłem niczego zakazanego, bo nie ma formalnych obostrzeń fotografowania w całej strefie przygranicznej. Ale na plaży uwieczniałem wspaniałą zaporę, która jest obiektem strategicznym. Co prawda tablice z zakazem robienia zdjęć wiszą dopiero w jej bezpośredniej bliskości, ale nie mam wątpliwości, że gdyby strażnicy to zobaczyli, to na pewno rozmowa byłaby dłuższa i niekoniecznie tak przyjemna.

W czasie gadulstwa nie kłamałem, rzeczywiście pojechaliśmy do Negotina (Неготин). Jak na złość na tankszteli akurat ładowali paliwo, więc nie mogłem uzupełnić baku i zostało nam sporo niepotrzebnych dinarów. Na zakupy przecież wszystkiego nie udamy, choć nabyliśmy kilka trunków procentowych.

Negotin nie ma w sobie niczego szczególnego, co mogłoby przyciągnąć turystów - po prostu zwykłe miasto serbskiego interioru. Co prawda nie dotarliśmy do ścisłego centrum, ale widziałem zdjęcia: chyba tylko klasycystyczna katedra prawosławna byłaby warta dokładniejszych oględzin.
Obrazek
Obrazek

Nas interesowały sklepy i piekarnie, a te znaleźliśmy bez problemu. Gdyby ktoś chciał wyrwać sobie zęba, przefarbować włosy albo zagrać na automatach, to też miał pole do popisu.
Obrazek

Tymczasem nastała pora, aby pożegnać się z Bałkanami podczas tego wyjazdu, co uczynimy na przejściu granicznym na zaporze.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 25.10.2017 10:44

Przejście graniczne za zaporze Żelazne Wrota II jest z gatunku tych bocznych; nie mogą z niego korzystać pojazdy ciężarowe, więc i ruch tutaj niewielki. Przed nami jeden samochód. Po serbskiej stronie dokumenty odbiera pani pogranicznik i gdzieś znika. Chwilę potem wraca i możemy jechać dalej. Pod nami Dunaj.

Na drugim brzegu czekają Rumunii. Wychodzi celnik, w końcu wjeżdżamy do Unii. Zagląda do samochodu, z przodu, tyłu. Bagażnik.
- Zigaretten? - pyta z uśmiechem.
Nie mamy. Zapomniałem kupić, choć w Serbii są sporo tańsze i mogę częstować znajomych kurzoków.
Celnik wkłada rękę do torby podróżnej i wyciąga flaszkę.
- Rakija - wzruszam ramionami. To go nie interesuje. - Zigaretten? - dopytuje jeszcze raz.
Widać, że nie chce uwierzyć w brak papierosów, kopie nawet w małym plecaczku na tylnym siedzeniu, nie odpuścił też schowkowi obok kierowcy.
- Zigaretten? - tym razem zwraca się do Teresy.
Nic nie znalazł, bo i nic nie było. Możliwe, że zapisaliśmy się w annałach tej zmiany :D.

Wczoraj gapiliśmy się na Dunaj od zachodu, dziś od wschodu, a drugi brzeg jest dla odmiany serbski.
Obrazek

Do Rumunii powróciliśmy niemal dokładnie po roku, bez jednego dnia. Na początek wypadałoby kupić rovinietę, potrzebną na wszystkich drogach krajowych. Niedaleko przejścia jest jakaś stacja benzynowa, ale szybko się okazuje, że to obiekt-widmo. Co prawda jakieś chłopy tam sobie siedzą i piją piwo, lecz ani benzyny ani winietek nie mają. Mówią, że najbliższy punkt sprzedaży jest w Şimian, a to kilkadziesiąt kilometrów stąd. I że mam się nie przejmować policją, bo ta nie sprawdza tutaj, czy ktoś opłacił winietkę, czy nie...

No cóż, wyboru i tak nie mieliśmy. Ruszyliśmy przed siebie podrzędnymi drogami, czasem tak rzadko używanymi, że roślinność zaczęła wdzierać się na asfalt :D.
Obrazek

Po jakimś czasie wróciliśmy nad Dunaj, gdzie na wałach wypuszczono naturalne kosiarki.
Obrazek
Obrazek

W pewnym momencie serce mi zadrżało, bo pojawił się za nami samochód straży granicznej. Jadą wolno, nie chcą nas wyprzedzać... czy straż graniczna sprawdza posiadanie winietek? Mimo wszystko mandat na sam początek dnia to mało fajne wydarzenie...

Na szczęście w jakiejś wsi skręcili w bok, więc mogłem się uspokoić. Mijamy kilka zapadłych dziur, jest nawet niewielka stacja benzynowa, lecz tam także każą jechać do Şimian.
Obrazek
Obrazek

W końcu widzimy wyczekiwaną tanksztelę: udaje nam się kupić rovinietę oraz zatankować wóz, bo przecież rano w serbskim Negotinie nie było takiej możliwości.

Planowałem zajrzeć do miasta Drobeta-Turnu Severin, położonego przy zaporze Żelazne Wrota I. Można w nim obejrzeć kilka rzymskich zabytków, ale cały plan popsuł gigantyczny korek przed skrzyżowaniem z główną drogą. Mijały kolejne minuty, posuwaliśmy się w żółwim tempie i ostatecznie postanowiłem zrezygnować z antycznych pozostałości i skręciłem od razu w głąb kraju.

Zamiast starożytnego Rzymu będzie coś bardziej duchowego, czyli monastyry. Co prawda Wołoszczyzna nie jest w nie tak bogata jak np. Bukowina, ale i tutaj coś się znajdzie ciekawego.

Zatrzymujemy się w Strehaii. Centrum standardowe - niezbyt urodziwe bloki, pomalowane krawężniki, sporo kwiatów.
Obrazek

Pomnik faceta w turbanie, który okazuje się być Michałem Walecznym, człowiekiem, który jako pierwszy zjednoczył kilka rumuńskich prowincji w jedno państwo.
Obrazek

Przejeżdżający pasażerowie samochodu trąbią i machają rękami, gdy robię zdjęcia, a my idziemy obejrzeć pobliski klasztor. Jest on mało znany, więc turystów tu raczej nie uświadczymy.
Obrazek

Monastyr wybudował hospodar Mateusz (Matei) Basarab w 1645 roku. Obok znajdują się starsze ruiny dworu (w większości zrekonstruowane), w którym według legendy miał urodzić się Michał Waleczny.
Obrazek

Całość otaczają solidne mury.
Obrazek

Cerkiew jest zamknięta, ale szybko pojawia się młoda uśmiechnięta mniszka, mówiąca trochę po angielsku. Wpuszcza nas do środka, pozwala robić zdjęcia. Do kupionych drobnostek dorzuca w prezencie obrazki klasztoru. Jakież przeciwieństwo do starych, zmierzłych zakonnic, które na widok aparatu albo odsłoniętych kolan rzucają się jak do ukrzyżowania!
Obrazek
Obrazek

Z głównej drogi znów odbijamy w boczne. Zmniejszone natężenie ruchu i rolniczy krajobraz Oltenii, zachodniej części Wołoszczyzny. Po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że w tej krainie jestem pierwszy raz, a więc z rumuńskich "dzielnic" została mi tylko nadmorska Dobrudża.
Obrazek

W pewnym momencie widzimy całe pole pełne szybów naftowych. Rumunia jest jednym z największych producentów ropy w regionie, co w przeszłości nie zawsze się dla niej dobrze kończyło (w czasie II wojny światowej jako główny dostarczyciel tego surowca dla państw Osi była regularnie bombardowana).
Obrazek
Obrazek

Na bardziej uczęszczaną szosę wracamy w okolicach Târgu Jiu, gdzie trwa "remont": z trzech pasów zostawiono jeden, na pozostałych wysypano grys, który lata po całej okolicy i karoserii.
Obrazek

Nagle na zakręcie zaskakuje nas... kolorowy las! Bynajmniej nie jest to wczesna jesień, lecz artystyczny projekt o nazwie "Rajski las". Wygląda niesamowicie, aż smartfony odwiedzających przegrzewają się od robienia kolejnych selfików.
Obrazek
Obrazek
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 26.10.2017 23:56

Oglądając mapę można zauważyć, że w tej części kraju zabytkowych monastyrów jest sporo. Z racji ograniczeń czasowych decydujemy się tylko na najważniejszy z nich - w Horezu.
Obrazek

Kompleks klasztorny skryty za podwójnymi murami jest rozległy: oprócz głównej cerkwi składa się jeszcze z drugiej mniejszej, pałacu książęcego, biblioteki, budynków gospodarczych i dzwonnicy. Dojście do zewnętrznej bramy zapewnia brukowana droga.
Obrazek

Teren między murami zewnętrznymi a wewnętrznymi.
Obrazek

Klasztor założono pod koniec XVII wieku, fundatorem był hospodar Konstantyn Brâncoveanu. Powstało wówczas w Oltenii wiele takich obiektów, łączących funkcje sakralne z obronnymi.

Kompleks jest modelowym przykładem tzw. stylu brynkowiańskiego, związanego z epoką założyciela. Biel, czystość, równowaga, bogactwo szczegółów i dekoracji. Bardzo różny od monastyrów z drugiej strony Karpat oraz mołdawskich, ale bardzo popularny na Wołoszczyźnie i nazywany "wołoskim renesansem". W 1993 klasztor roku znalazł się na liście dziedzictwa UNESCO.
Obrazek

Główna cerkiew nosi wezwanie św. Konstantyna i Heleny. Składa się z otwartego przedsionka, przednawy, nawy i trzech absyd.
Obrazek

Z zewnątrz malowany był tylko przedsionek. Ciekawie na ścianach wygląda imitacja sznura.
Obrazek
Obrazek

Freski w przedsionku.
Obrazek

Wewnątrz przyciąga oko imponujący, bogato zdobiony ikonostas, z kolei malowidła łączą sceny religijne ze świeckimi.
Obrazek
Obrazek

Na dziedzińcu do ścian przykleiło się obudowane źródło z pitną (cudowną?) wodą.
Obrazek

Za wewnętrznymi murami, pod lasem, widać kolejną cerkiew wraz z jakąś kaplicą.
Obrazek
Obrazek

Mimo swojego znaczenia nie spotkaliśmy tutaj tłumów. Kręciło się trochę osób (głównie rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi), ale nie w dużych ilościach. Zapewne dzień wcześniej - gdy Rumunii mieli swoje święto - nie panowałaby tu taka cisza.

I tylko ten wóz na czeskich blachach zaburza kompozycje zdjęcia!
Obrazek

Niedaleko parkingu stoi trzecia cerkiew, znacznie skromniejsza. Powstała mniej więcej w tym samym czasie co klasztor.
Obrazek

Po sąsiedzku inne zabudowania.
Obrazek

Przed bramą rozłożyło się kilka stoisk dla turystów. Dominuje wytwarzana w regionie ceramika, znana w całym kraju. Znakiem firmowym jest kogutek ;).
Obrazek

Dla odwiedzających przygotowano też darmowe toalety, sympatyczne towarzystwo gratis.
Obrazek

Niebo od jakiegoś czasu zaczyna się chmurzyć. W Râmnicu Vâlcea podczas zakupów rozpoczyna się ulewa. To pierwszy deszcz od opadów nad Jeziorem Szkoderskim, ale w ciągu dnia ostatni raz padało nam nad Balatonem półtora tygodnia wcześniej. Niezły wynik.
Obrazek

Został nam ostatni odcinek dzisiejszego dnia do Curtea de Argeş. Do celu dojechać na dwa sposoby: dłuższą i wygodniejszą drogą przez Piteşti lub o połowę krótszą przez góry. Wybór wydawałby się oczywisty, ale... mam taką mapę Rumunii, na której zaznaczono stan dróg. Fragment górski otrzymał nowo wymyśloną kategorię: "skrajnie tragiczna". Kiedyś miała status "złej", w tym roku go zmieniono na jeszcze gorszą :D.

Postanowiłem jednak zaryzykować i wybrać skrót. Pierwsze kilometry są niezłe, potem nieco gorzej, ale bez tragedii. Wkrótce okazało się, co było powodem tak niskiej oceny: w kilku miejscach osunęła się ziemia, zabierając ze sobą połowę drogi, cały lewy pas. Zaraz po takim zdarzeniu jazda rzeczywiście mogłaby być tu niebezpieczna, ale obecnie wszystkie niespodzianki są odpowiednio zabezpieczone, więc tak naprawdę ów odcinek to rumuńska norma z nieco niższej półki.

I nawet deszcz przestał padać :).
Obrazek

Na przełęczy biegnie granica między Oltenią a Muntenią, wschodnią częścią Wołoszczyzny. Zatrzymuję się na kilka zdjęć i zaraz zjawia się znikąd wielki, głodny pies. Czeka z tak błagalnym wyrazem pyska, że zaraz zmiękcza nasze serca; w Macedonii zakupiliśmy karmę dla zwierząt (polskiej produkcji, jak się okazało), którą wozimy teraz ze sobą na takie okazje. Pies jest wniebowzięty, a my cieszymy się, że choć trochę sobie podjadł ;).
Obrazek

W Curtea de Argeş podobno znajduje się kemping. Mijamy jeden przy zjeździe, ale ma tak krzywy plac, że nadawałby się bardziej do skoków niż rozstawienia namiotu. W mieście nie ma żadnych oznaczeń na ten, który nas interesuje. Uderzamy w kierunku Piteşti, licząc, że może będzie przy drodze albo znajdziemy jakiś inny obiekt do spania; w końcu ta okolica jest wśród turystów popularna.

Kilometry lecą... Jest jakiś pensjonat, idę się rozejrzeć. Wystarczyło zobaczyć kartkę z cenami - nie nasza kieszeń. Kolejny hotel wygląda jeszcze bardziej luksusowo. Wracamy do Curtea... W centrum same wypasione noclegownie z wieloma gwiazdkami. Zapada zmierzch, w powietrzu czuć nieprzyjemną wilgoć i chłód; w końcu widzę sfatygowany szyld: "Motel. Nocleg od 25 lei".

Sprawdzimy! Budynek wygląda jak czeska ubytovna, dookoła bloki. Zagraniczni klienci raczej są tu rzadkością. Niepewnie przekraczam drzwi. Babka na recepcji nie zna ani słowa w innym języku niż rumuński, ale od razu prowadzi do pokoju. Przypomina te ze schronisk, jest nawet łóżko piętrowe, a do tego łazienka i stary telewizor. Bierzemy! No tak, lecz jaka cena? Na pewno nie 25 lei od łebka, policzą więcej na jedną noc.

Kobieta kreśli na kartce: 120 lei! Nooo, to sobie "zaokrągliła", myślę, że połowa kwoty pójdzie do kieszeni (żadnego rachunku, rzecz, jasna nie dostaliśmy). Patrzę na Teresę... Mnie też nie chce się już dalej szukać, raz możemy przepłacić, trudno. Chyba był to ostatni wolny pokój, bo chwilę po nas wpadł do motelu facet z plecakiem i musiał wracać na miasto.
Obrazek

Sprawdzam stan kwatery: deska od kibla jest oderwana. Pościel ma dziwny zapach, ale wygląda na wypraną. I wtedy zaczyna kapać z sufitu. Kap, kap, kap, kap... Woda wypływa gdzieś spod lampy, ociera się o klosz i spada z hałasem na ziemię. Kap, kap, kap, kap... Fajnie.

Czekamy, może przestanie? Kap, kap, kap, kap... W końcu idę po babkę z recepcji, nie wiemy, czy zaraz nie wywali lampy albo ktoś u góry zalewa pokój... Kobita nie chce przyjść, patrzy podejrzanie, ale wreszcie się odważyła.
- Kapie z góry - pokazała po swojemu i poszła.

Aha. No dobra, może tutaj to normalne? Przenosimy swoje rzeczy wyżej na wypadek powodzi :D, a pod lampą podkładam papier.
Obrazek

Chcieliśmy zjeść jakąś kolację, w centrum otwarta była tylko restauracja grecka. W ogóle miasto wyglądało na wymarłe.

Po powrocie do motelu z sufitu nadal kapie. Wieczór zakończy się przy piwie i telewizorze. Wiecie, że Hubert Urbański prowadzi też rumuńskich "Milionerów"??
Obrazek

W nocy opady wewnątrz pokoju zmalały, rano zanikły w ogóle. Na suficie pojawiła się mokra plama, której dzień wcześniej nie było widać.

Na dworze powraca ładna słoneczna pogoda. Naprzeciwko motelu stoi blok ze studnią. Ciekawe, czy nadal jest używana?
Obrazek
21monika
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2918
Dołączył(a): 25.04.2014
Re: Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiog

Nieprzeczytany postnapisał(a) 21monika » 27.10.2017 00:33

Z Was to prawdziwi podróżnicy .... spanie w takich warunkach w dzisiejszych czasach ekskluzywnych wczasów. :wink:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Z Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk i Siedmiogród - strona 7
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone