Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Tucepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
CK-Kondi
Croentuzjasta
Posty: 123
Dołączył(a): 28.12.2011
Tucepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) CK-Kondi » 29.12.2012 23:48

Witam!
Chyba na dworze jest dość zimno, ciemno i paskudnie aby dodać nieco letniego, ciepłego, południowego powiewu :)
NIe będzie to pierwsza opowieść o urlopie spędzonym w Tuczepi,nie będzie też opowieścią zapierająca dech w piersiach lecz opowieść na miarę skromnych możliwości oddająca emocje, uczucia i myśli, które nam towarzyszyły, będzie opowieścią na miarę naszej czteroosobowej rodziny w składzie Agnieszka-żona, Natalka- bliźniak A, Kamil-bliźniak B oraz Konrad czyli szofer i autor opowieści.
Zapraszam do lektury i z góry przepraszam jeśli w treści pojawią drobne nieścisłości wynikające z upływu czasu i zawodności ludzkiej pamięci. Mam nadzieję, ze zdjęcia nie powodują "rozjechania" forum, jeśli wystąpią kłopoty techniczne postaram się im w jakiś sposób zaradzić.
Zaczynamy:
Aby rozpocząć tegoroczną opowieść musimy przenieść się w czasie na początek bieżącego -2012 roku. Pewnego zimowego wieczoru gdy za oknem wiał wiatr i padał śnieg po krótkiej lecz gorącej dyskusji zapadła decyzja o kierunku wyprawy wakacyjnej. Wybór padł na mały skrawek półwyspu Bałkańskiego, w miejscu w którym szczyty gór Dynarskich łączą się z lazurem morza Adriatyckiego. Chorwacja. Region o bogatej lecz dramatycznej historii i to całkiem współczesnej. Pierwsza decyzja zapadła całkiem szybko, natomiast wybór miejsca docelowego nie był już taki prosty. To nie Bułgaria, gdzie wybrzeże ma nieco ponad 350 km i wybór jest jedynie słuszny (prawie jedynie). Tu mamy do wyboru kontynent, niezliczoną liczbę wysp, różnorodność krajobrazu, a długość wybrzeża wynosząca niemalże 6 tys. kilometrów (łącznie z wyspami naturalnie) była powodem wielu zarwanych wieczorów spędzonych przed komputerem lub przewodnikiem. Aby nieco poznać tan kraj nawiązałem kontakt z Narodowym Ośrodkiem Informacji Turystycznej Republiki Chorwacji, po wymianie kilku e-maili i przedstawieniu swoich oczekiwań otrzymałem .... pakiet ok. 6 kg różnych przewodników, folderów, map etc. Co jak się okazało wcale nie ułatwiło wyboru bo jeśli kontynent to gdzie? Strome wzniesienia masywu Biokovo, czy może nizinna Istria czy piaskowe plaże laguny Nin? A Może wyspa ale jaka? Któż to wie? Księżycowy Pag a czy może bajecznie zielona Korczula. Im więcej wiedzieliśmy tym trudniej było podjąć decyzję. Ostatecznie wskazujące palce czterech dłoni naszej Rodziny spotkały się w jednym punkcie na mapie: Makarska Riwiera. Mentalnie byliśmy w Chorwacji, a fizycznie za oknem trwa zima i sypie śnieg. Dalej z pomocą przyszło internetowe forum https://www.cro.pl, które jest skarbnicą wiedzy na temat Chorwacji. Obszar poszukiwań zawęźliliśmy do okolic Makarskiej, kolejne nocki zarwane i wysłanych pond 120 e-maili do właścicieli jak to Chorwaci mawiają apartmani J Na odpowiedz nie czekaliśmy długo. Już następnego dnia otrzymałem odpowiedzi, spośród których ograniczyliśmy wybór do kilku. Najsympatyczniej korespondowało nam się z Panią Alena Simicz z Tucepi i właśnie w jej domu zarezerwowaliśmy na przełomie sierpnia i września lokum. Czas się dłużył niemiłosiernie, w sumie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - zostały dokładnie opracowane różne warianty trasy dojazdowej. Albo przez Słowację i Węgry albo Czechy, Austrię, Słowenię. Odległość jest zbliżona czas przejazdu także , z minimalną korzyścią dla II wariantu. W końcu nadchodzi upragniony termin wyjazdu. Potwierdzenie wysłane do Pani Aleny, wszystko gra i buczy. Wyruszamy jak co roku z małym poślizgiem, którego w żaden sposób nie da się nadrobić na krajowych drogach. Tym bardziej, że śląski węzeł drogowy zawsze pozostanie dla mnie zagadką. W Pszczynie napotkaliśmy, jak co roku remont drogi
Obrazek

Czy kiedykolwiek uda się tamtędy przejechać bez odstania swojego w sznureczku? Tego nie wiem ale wiem, że Kamil zakomunikował : tato siku i trzeba było ewakuować się na pobocze, a w czasie postoju minęło nas kilkadziesiąt samochodów. W końcu udało się i jesteśmy na granicy. Droga od Bielska jest nazwijmy to ... zadowalająca ;)
Obrazek

Cieszyn zostawiamy za plecami, na przedniej szybie ląduje winietka na przejazd drogami Czech i zbliżamy się wydając spod kół samochodu miarowe tuk- tuk- tuk- tuk słynną już betonową autostradą do Brna.
Obrazek
Ruch umiarkowany, więc jedzie się dość sprawnie. Przed Brnem na parkingu wykorzystaliśmy harcerski sposób na posiłek. Mianowicie w duuży termos (pamiętający czasy tow. Gierka)
Żona zabrała pomidorówkę i czując zazdrosne spojrzenia innych kierowców konsumowaliśmy dobrą i ciepłą i bezpieczną pod względem pokarmowym strawę ;) Z Brna kierujemy się na Mikulow mijając po drodze jezioro Nove Mlyny oraz zamek w Mikulowie (oczywiście obowiązkowo jak co roku zdjęcie zamku) aby po chwili przejechać
przez smutne, bo opuszczone budki graniczne.

Obrazek
Obrazek

Jesteśmy w Austrii, kolejna, kupiona razem z Kamilem na stacji benzynowej winietka wędruje w róg szyby i pośród pól elektrowni wiatrowych jedziemy do Wiednia.
Obrazek
Po drodze mijamy kilka małych choć zadbanych i malowniczych miejscowości. Od natłoku informacji można dostać oczopląsu - cale szczęście, ze zmiana świateł trwała dość długo i rozeznałem się co i gdzie :)
Obrazek
Obrazek
Przed Wiedniem zaczyna się nowowybudowana betonami obłożona autostrada, której nawigacja nie zna więc z uporem maniaka nawołuje do zawracania... I tu po raz kolejny nawigacja sama z siebie się wyłącza (pierwszy raz przed Pszczyną). Po kilkunastu próbach włączenia udaje się utrzymać „przy życiu” ale ewidentnie widać , ze jest problem z zasilaniem – prawdopodobnie przewód się ukruszył. Atlas mamy – damy radę, ale GPS w małych miejscowościach przydaje się – mam na myśli poszukiwania noclegu, na który bądź co bądź były namiary w atlasie ale wiadomo jak jest....
Obrazek
Obrazek
Trudno się mówi "uchacha", demontujemy GPS, żeby swoją obecnością nie drażnił i nie przypominał o awarii i w szczycie komunikacyjnym w ok. 45 minut mijamy stolicę Austrii. Tyle potrafi zająć wyjazd z parkingu pod moją pracą!!Dlatego z samochodu korzystam w ostateczności, zazwyczaj przemieszczam się po mieście na 2 kołach napędzanych siłą własnych mięśni. W dość dużym ruchu jedziemy w kierunku Graz dzieci grzecznie śpią i pojawia się przed nami kolejny wymysł technologicznej myśli austriackich inżynierów, mianowicie wygrodzony betonowymi blokami pas szerokości 2m pośrodku dwóch nitek autostrady. Skoro samochody jadące przed nami weń wjechały to i czemu nie? Tylko, ze przed nami jechał: Punto, Lupo, Felicia. Powiem, że momentami miałem spocone ręce, bo prędkość autostradowa, a samochodem mającym szerokości 186 cm jechać między betonowymi bloczkami pasem o szerokości 200cm? Ciężka sprawa. Ale lusterka są całe , baaa nawet fotkę ustrzeliłem.
Obrazek
Mocno owi Austriacy lubują się w betonach. W sumie dobrze zrobiliśmy jadąc tą ścieżką bo na głównej prawej nitce był pożar - ale co się zapaliło pozostanie tajemnicą - zasłoniły skutecznie betony. Na horyzoncie pojawiają się nieśmiało wzniesienia, a my robimy kolejny postój. Dzieci pobiegały, Natalka dostała focha i sobie gdzieś poszła, więc rozpoczęte gwałtownie poszukiwania bo na parkingu ruch bardzo duży, ciągle ktoś przyjeżdżał i odjeżdżał. Na szczęście dziecko dokonało jedynie samowolki na plac zabaw i z naganą wpisaną do akt wróciła do samochodu.
Obrazek
Po opanowaniu sytuacji, krótkim wykładzie monograficznym ruszyliśmy w dalszą podróż. Wkrótce oczom naszym ukazała się granica Austriacko -Słoweńska. Ooo jaka ładna.
Obrazek
Prawda, ze ciekawe przejście graniczne? Oooo minęliśmy stację benzynową oddaloną od głównego traktu. Trudno, zawrócić się nie da wiec na następnej kupimy winietkę. Nie ujechaliśmy kilku kilometrów jak dostrzegłem znak: „Stacja benzynowa 1 km”. Ale co to, kolejna granica? Poustawiane budki, kamery, mundurowych jak mrówek, przejechaliśmy bramki po czym jeden z mundurowych wybiegł przed maskę i z wielkim trudem ominałem go waląc w szpaler pachołków na poboczu. Co jest grane? "Samobójca" podszedł i mówi "dokumenten" i pokazuje na szybę że nie mam winietki, na co odpowiadamy, ze wiemy i na stacji chcemy kupić. Kręci głową że trzeba było kupić na poprzedniej. Odparłem, że nie zauważyłem jej, na co pan mundurowy zadowcipkował , że można było kupić w Polsce, a teraz to mandat się należy i nie ma co przedłużać bo ma już następnego bezwinietkowca – po czym wprawionym rzutem zatarasował drogę nadjeżdżającemu samochodowi. Trudno zapłaciliśmy po czym na stacji kupiłem nieszczęsną winietkę.
Słowenię przejechaliśmy w milczeniu w niecałą godzinę i za granicą w miejscowości Radoboj szukamy gospodarstwa Pani Bożeny Juriniak. Zapewne części z Was Państwo są znani
Całe szczęście, że Chorwaci są sympatycznie nastawieni do obcokrajowców i z uśmiecham każdy nam tłumaczył jak dojechać do Pani Bożeny. Mniejsza z tym , że jedni pokazywali w lewo inni w prawo, a trzeci na wprost. Nie wiem może wszystkie drogi prowadzą do pani Bożeny. Najweselej było przy ichniejszymi sklepie spożywczo-monopolowym, gdzie ze 30 ludzi obległo samochód przekrzykując się wzajemnie i machając kończynami we wszystkie strony świata. Oczywiście swoją koncepcję trasy przedstawiał nam GPS, który na chwilę udało się wskrzesić. W końcu dotarliśmy do Radoboj 245 Trochę się obawialiśmy czy będą wolne pokoje, bo rezerwacji nie dokonaliśmy żadnej ale na nasze szczęście dostaliśmy sympatyczną drewnianą chatkę w stylu góralskim – nic dziwnego przecież w górach byliśmy. My dostaliśmy klucze od chatki, a dzieci po wielkiej kiści winogron z ogrodu Pani Bożeny. Bardzo sympatyczni Państwo, od razu zarezerwowaliśmy pokój w drodze powrotnej. Dzieci biegały za psem – Anabela, kotem- Kiki, natomiast hodowane w ogródku żółwie nie były nadto zainteresowane zabawami:)
Obrazek
Obrazek
Na tym pierwszy odcinek opowieści kończymy. Zapraszam na kolejne wkrótce.
loverosa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 750
Dołączył(a): 22.07.2012
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) loverosa » 30.12.2012 00:15

Super się zapowiada :D
Rafał78
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1514
Dołączył(a): 10.05.2011
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) Rafał78 » 30.12.2012 12:56

Czekam na ciąg dalszy jeszcze w tym roku :wink:
greg1595
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 293
Dołączył(a): 02.10.2009
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) greg1595 » 30.12.2012 13:49

Zasiadam i ja:)

też jechałem tym austryjackim autostradowym torem bobslejowym tylko, że w nocy i deszczu.... 8O

a można zapytać ile mandacik wyniósł?

pozdrav
Aneta.K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2420
Dołączył(a): 11.05.2008
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aneta.K » 30.12.2012 15:20

Ehhhh te moje Tucepi :D , pisz , pissssszzzzzz
dids76
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7945
Dołączył(a): 20.08.2008
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) dids76 » 30.12.2012 16:19

No to i ja zapisuję sie do "czytelni". Jechałem do Cro przez Austrię też pod koniec sierpnia 2012. Też załapałem się na ten betonowy pas. Ja byłem w tym miejscu ok 2 w nocy, do dziś mam skojarzenia że jechałem w torze bobslejowym ;) :) . Ale ochotę na sen odebrał mi bardziej niż kawa czy jakiś inny energetyk :)
Klara32
Odkrywca
Posty: 101
Dołączył(a): 17.12.2011
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) Klara32 » 30.12.2012 16:34

Witam...
długo mnie tu nie było , ale już nadrabiam zaległości i zasiadam i ja poczytać co twoje pióro tu napisze ....;)
Też jestem w tym roku po raz pierwszy po wyjeżdzie do Chorwacji więc z ciekawością czytam inne relacje .
Jak znajdę czas to i swoje emocje i wrażenia przeleję tu z HVARU .
Pozdrawiam i czekam na cd
CK-Kondi
Croentuzjasta
Posty: 123
Dołączył(a): 28.12.2011
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) CK-Kondi » 30.12.2012 18:10

Rafles278 napisał(a):Czekam na ciąg dalszy jeszcze w tym roku :wink:

Dziękuję za zainteresowanie i miłe słowa. Postaram się część dugą dopisać jeszcze dzisiaj wieczorem.
CK-Kondi
Croentuzjasta
Posty: 123
Dołączył(a): 28.12.2011
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) CK-Kondi » 30.12.2012 18:12

greg1595 napisał(a):Zasiadam i ja:)

też jechałem tym austryjackim autostradowym torem bobslejowym tylko, że w nocy i deszczu.... 8O

a można zapytać ile mandacik wyniósł?

pozdrav


Mandacik jest słony i to mocno. 300 Euro jeśli płacisz przelewem w ciągu 7 dni lub 150 płatne do łapki na miejscu.
yvonn
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 133
Dołączył(a): 20.09.2006
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) yvonn » 30.12.2012 19:04

witam, zasiadam do czytania relacji, bo zapowiada się bardzo ciekawie :-) czekam cierpliwie na dalszą relację
Fresz
Croentuzjasta
Posty: 197
Dołączył(a): 04.11.2012
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fresz » 30.12.2012 19:49

Bardzo się cieszę, że Chorwacja :D :D i przykro mi z powodu mandatu :(
greg1595
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 293
Dołączył(a): 02.10.2009
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) greg1595 » 30.12.2012 21:05


Mandacik jest słony i to mocno. 300 Euro jeśli płacisz przelewem w ciągu 7 dni lub 150 płatne do łapki na miejscu.


ulala, dlatego zakupiłem winetki na DK1 w Jasienicy przed Cieszynem tam gdzie McDonalds. Za pierwszym razem kupowałem po drodze, ale ze względu na małego śpiocha nie chciałem stawać specjalnie. A słoweńską kupowałem tuż przed granicą w Austrii

pozdrav
emi13214
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 409
Dołączył(a): 16.12.2008
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) emi13214 » 30.12.2012 22:22

Oj, zapowiada się ciekawa relacja. Bardzo lubię czytać o tym etapie przygotowań i późniejszej podróży. Mam wtedy wiele skojarzeń i przyjemnie obejrzeć te mijane przez nas miejsca. Pisz, pisz, jak najszybciej......
Quecal
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 175
Dołączył(a): 28.01.2012
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) Quecal » 31.12.2012 00:20

A i ja chętnie oblukam jakiś nowy temacik :)
CK-Kondi
Croentuzjasta
Posty: 123
Dołączył(a): 28.12.2011
Re: Tuczepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy

Nieprzeczytany postnapisał(a) CK-Kondi » 31.12.2012 00:53

Dobry wieczór! Zgodnie z obietnicą jestem na stanowisku zwarty i gotowy do dalszego opowiadania. Dziękuję za miłe słowa, naprawdę jest to bardzo budujące i wyjątkowe.
Ale na czym stanęliśmy? Acha Nocleg...
Lżejsi o 150 Euro położyliśmy się spać u Państwa Jurinjak. Naprawdę niesamowici ludzie, mimo, że pierwszy raz się widzieliśmy odniosłem wrażenie, że wróciliśmy do starych znajomych.

Rano obudziła nas Natalka – bo trzeba Anabele nakarmić- dodam ,ze zazwyczaj docucić właśnie Natalkę jest zazwyczaj najtrudniej. Anabela spożyła puszkę pasztetu i okazała ogólne zadowolenie z faktu, że tak mili letnicy się zjawili. Oto własnie Anabela – uroczy piesek, wart niejednej puszki „paśtetu”
Obrazek
Ale czas nas goni a przed nami jakieś 500-550 km. W Polsce zajęłoby to pewnie z 10 godzin a szczególnie na Śląsku jadąc przez Pszczynę to ze 2 godziny trzeba by dorzucić. Całe szczęście byliśmy w Chorwacji gdzie autostrada wije się między zboczami gór albo, jeśli te są zbyt strome znika w tunelach.
Obrazek
Obrazek
Każdy tunel ma swoja nazwę, niektóre osiągają długość ponad 5 km. Po opuszczeniu jednego z nich taki piękny widok się ukazał.Poczuliśmy zapach morza i tym bardziej nas to zachęciło do zintensyfikowania podróży.
Obrazek
Lecz gdy mijaliśmy okolice parku narodowego Krka – nie było mowy, żeby nie zatrzymać się chociaż na chwilkę. Ale o Krk więcej będzie później. Za jakieś dwa tygodnie – w drodze powrotnej na pożegnanie zaglądniemy tu.
Obrazek
Obrazek
Wskakujemy do samochodu i znów jesteśmy na autostradzie a kilometry topnieją niczym lód w Chorwackim słońcu. Dalsza droga przebiegła sprawnie i w okolicach południa zaczęliśmy przeprawę przez masyw Biokovo. Tu już nie liczyliśmy na autostradę tylko ostre zakręty, serpentyny i przecudne widoki. Bramki autostradowe -to nieco burzyło porządek świata i pojmowanie słowa granica w pojęciu naszych pociech. Każde napotkane bramki były identyfikowane jednoznacznie - granica państwa. W końcu zniecierpliwiony Kamil zapytał: to ile jeszcze krajów mamy do Chorwacji? :) Profilaktycznie przystanęliśmy na poboczu celem ... zaklejenia dzieciakom plastrem pępuszków. Tak, dobrze czytacie, pępuszków, wiem, że brzmi niedorzecznie ale zaklejone pępki mająwpływ na skutki choroby lokomocyjnej. Już w poprzednich wyprawach, żadne specyfiki nie sprawdziły się tak jak plaster na brzuchu :) Szarlataneria ale działa, na jakiej zasadzie nie umiem odpowiedzieć.
Obrazek
Oto ostatnie bramki autostradowe.
Właśnie tu, w sercu Dalmacji z jednej strony skały i wysokie góry z drugiej przecudne morze łączą się ze sobą tworząc jeden z najpiękniejszych fragmentów wybrzeża adriatyckiego.
Obrazek
Obrazek
Riwiera ciągnie się ponad 60 km pomiędzy miastami Brela i Gradach. Jest to ostatni etap podróży, wiec pomimo cudnego krajobrazu skupiam się na drodze. Mijamy poszczególne miejscowości: Brela, Baszka Woda, Promajna, w końcu Makarska i nasze Tuczepi. Przed każdą z wiosek właściciele domów zachęcają do skorzystania z noclegu właśnie u nich. Ale „nie dla psa kiełbasa” - nic z tego- my już nocleg mamy zapewniony. Więc w sumie można jechać w „ciemno” –lokum się znajdzie. W zasadzie bez większych problemów znaleźliśmy ul. Kamena , a dojazd do domu z racji bliskiego położenia względem morza musiał się odbywać promenadą tuż przy samej plaży, co trochę nas zdziwiło. Ale co kraj to obyczaj.

Kamena 48

Jak na wstępie mówiłem lokum zarezerwowaliśmy za pomocą Internetu. Całkiem fajny był nasz apartament: dwa spore pokoje- jeden królestwo dzieci, drugi nasz, dwa tarasy, kuchnia i łazienka. Gospodarze swobodnie porozumiewający się w języku angielskim już nas oczekiwali. Pełne wyposażenie od ściereczki do naczyń po kieliszki. Odległość do morza znikoma (mierzyłem: 60 kroków od progu domu do linii wody) – na tarasie, na którym jedliśmy śniadania słyszeliśmy szum morza. Co więcej na tyle było blisko, ze dzieci same biegały między domem a plażą po wiaderko albo inne niezbędne urządzenie, albo do położonej na promenadzie budki z lodami, a te były wyborne - do dziś wszystko co lodami się zwie jest porównywane do tych z promenady w Tuczepi.
Obrazek
Przed domem, w drodze na plażę.
Obrazek
Widok z tarasu podczas śniadania.
Generalnie bardzo spokojna okolica, Jadranska Magistrala (droga wzdłuż wybrzeża) na tyle daleko, ze nie słychać ruchu, a promenada nie przebiegała tuż pod oknami, więc gwar nie był odczuwalny. Generalnie zabudowa czy to w Chorwacji czy Bułgarii , generalnie Bałkańska jest bardzo gęsta, nie znajdzie się tam dużych podwórek czy ogrodów. Przynajmniej nad morzem. Dom, kawałek ziemi, droga lub chodnik i znów dom. Widać ziemia jest w cenie. Natomiast co trzeba przyznać – dbają o każdy kawałek ziemi, pielęgnują i sadzą ile się tylko da roślinności, a ta jest fantastycznie bujna. Sam dom pani Eleny mieścił w sobie 5 kwater, z czego nasza byłą chyba największa.
Mieliśmy niemałą przygodę pierwszej nocy. Posłuchajcie. Godzina druga może później – obudził mnie hałas – chrobotanie tuż koło głowy, gdzieś pod łóżkiem. Zerwałem się z łóżka na równe nogi i nasłuchuję... Znów chrup chrup chrup... dość głośne pod łóżkiem... Termity? Nie.... za głośno. Obudziłem Małżonkę i rozpoczynamy śledztwo. Co to może być? Może potwór wielki i włochaty z czerwonymi oczami i wielkimi zębami? Ratować dzieci trzeba... Decyzja, zapalamy światło. Zaglądamy za łóżko a tam leży kawałek suchej skórki chleba i mały gryzoń (koszatniczka?) obrabia go zajadle. Niezbyt się przejął nasza obecnością – kontynuował posiłek. Dopiero stanowcze machnięcie ręcznikiem wypłoszyło gościa, który co wieczór próbował dostać się do domu. Widać ktoś wrzucił za łóżko kromkę chleba, a gryzoń wyczuł okazję i to wykorzystał. Ostatecznie go nawet polubiliśmy i gdy pewnego wieczora nie przyszedł niepokoiliśmy się czy oby coś mu się nie przytrafiło. Koniec końców w klatce niepodal stanowiska komputerowego, z którego piszę wspomnienia spogląda na mnie kosztniczka kupiona jako upominek urodzinowy dzieciakom :) Sympatyczny zwierzak ...
Po sąsiedzku mieszkali mili państwo ze Szwajcarii. Zacieśnialiśmy związki między obiema narodowościami tym bardziej, że: mieli córeczkę nieco młodszą od Natalki i Kamila ale była w 100% z nimi kompatybilna i często przechodziła przez balkon i razem się bawiły, a Sebastian jak sie okazało jest perkusistą kapeli punkowej – „The Festers”, więc rozmawiać o czym mieliśmy. O tu można posłuchać: () .
Obrazek
Dzieci przy pracy
Plaża kamienisto-żwirkowa z przewagą kamienisto, jak na warunki Chorwackie to bardzo szeroka. Jako, że kwaterę mieliśmy prawie na końcu miejscowości to na plaży było sporo miejsca, choć co bardziej przezorni (lub leniwi) zostawiali manatki na noc. Miało to swoje niezaprzeczalne zalety ale ... w przypadku przypływu, który był dość znaczący i fal, które pojawiały się systematycznie cały plażowy dobytek mógł na zawsze odpłynąć… A co do fal ... nie było na nas mocnej. Kamil jako bardziej odważny atakował z całych sił , Natalka kołysała sie na pontonie. Ponoć takie fale to w Tuczepi rzadkość.
Obrazek
Po tej fali byłem pewien ,że Kamil powie słynne : "ide do domu". Ale wręcz przeciwnie ... z okrzykiem "atakujemy" wbiegł w następną grzywę.
Obrazek
Nie zawsze Jadran był taki srogi.Zazwyczaj fal nie było i wówczas odbywały beztroskie zabawy w wodzieoraz nauki pływania.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Widok z plaży mam wciąż przed oczami, na wprost niebieskie i nadzwyczaj czyste morze, na horyzoncie z wody wyłaniają się szczyty gór wyspy Hvar, lekko na prawo widać masyw wyspy Bracz. Obracam się w prawo i widzę schodzące do morza skały Biokovo obracam w lewo ... w kolejnej zatoczce jest plaża FKK (nudystów) .
Obrazek
Widok na zatoczkę nudystów.
Obrazek
Widok na Riwierę Makarską od strony Podgory.
Krajobraz niczym z bajki. Na plaży, tuż przy promenadzie rosną drzewa dające swymi koronami ukojenie przed słońcem. I to jest wielkim atutem plaż Riwiery Makarskiej, szczególnie mając dzieci ze sobą – w czasie największego skwaru oddelegowuje się młódź do cienia celem drzemki lub zabawy kamykami.
Obrazek
Tak kamieni przywieźliśmy sporo. A opowiem Wam ciekawostkę: Chorwaci to bardzo przedsiębiorczy naród. Pomyślcie, że zbierają kamienie na plaży, zdobią je rysunkami: a to rybka lub palemka, czy jeszcze inny wzór i sprzedają na pobliskich straganach jako pamiątki?! Razem z dziećmi takich pamiątek dziennie robiliśmy klilkanascie… dopóki flamastry się nie wypisały, a kredkami to nie to samo :)
Obrazek
Obrazek
Jak myślicie na ile mógłbym wycenić powyższe dzieło?
Rytm każdego dnia był stały. Możliwie jak najwcześniej iść na plażę, potem obiad i powrót na plażę a wieczorem spacer na ile sił wystarczy. Oprócz dni eskapadowych naturalnie. Niestety nie zawsze udawało się w przeciągu dnia położyć spać dzieci i raz jedno, a raz drugie wieczorem przechodziło kryzys następowało tzw. wypięcie kółek. Ale atrakcji było sporo – plac zabaw – oblegany do godziny 22 jeśli nie dłużej, trampoliny, bujaki, całkiem ciekawy port. I tu chciałbym stanowczo sprostować, jakoby od września Tuczepi wymierało, a restauracje były zamykane. Nic podobnego, życie tętni, ludzie spacerują, śmieją się, goszczą.
Obrazek
Obrazek
Powyższe zdjęcie przedstawiają ciekawe urządzenie - obrotowe krzesełko - u nas rzecz nieznana - które z pasażerem działa na zasadzie koła zamachowego. Kamil wyciągał jakieś 200 obr/min, Natalka... ze dwa razy więcej - miałem poważne obawy czy siła odśrodkowa nie wyrzuci ją z krzesełka :) Po sesyjce na krzesełku Natalka zsiadała i zataczając się wołała: "rany gdzie jest ziemia?" Narodowym trunkiem Bałkańskiego półwyspu jest Rakija, której domowe odmiany można było kupić bezpośrednio od "producenta" czyliż rolnika.
Oczywiście przed kupnem w dobrym tonie jest przeprowadzić degustację i wybrać to, co najbardziej odpowiada.
Obrazek
Natomiast zapatrzeć się w poważniejsze zakupy można w dwóch marketach: Studnac i Konzum położone oczywiście gdzie? Przy promenadzie. Wielkościowo to odpowiedniki naszych nieco większych „Żabek” . Mankamentem Tuczepi- naszym zdaniem - jako miejscowości jest brak targu owocowo-warzywnego, przez co: pierwsze - ceny owoców nie należały do atrakcyjnych, drugie: jeździliśmy do Makarskiej na zakupy. No chyba, że zakupy przypływały do nas na plażę. Polączenie zapachu morza, plaży oraz świeżych owoców kupowanych od rolnika prosto z łódki – smaki nie do opisania.,.
Obrazek
Obrazek
Można też kupić figi czy granaty ale te smakują najlepiej zrywane prosto z drzewa. NIesamowita frajda zerwać i zjeść smakołyki prosto z drzewa.
Obrazek
Generalnie Tuczepi jest młodą miejscowością, nie znajdzie się tutaj starych kamienic, czy wąskich brukowanych uliczek. Jest za to długa- ciągnąca się kilka kilometrów promenada, którą można przejść z jednego końca miasta do drugiego, a idąc dalej po 3 kilometrach trasy przełajowej docieramy do Makarskiej lub w kierunku południowym do Podgory.
Obrazek
Promenada przy porcie. Mimo późnej pory - ruch panuje dość duży.
Obrazek
Widok na Tuczepi wieczorową porą.
Warto się wybrać na spacer albo wycieczke rowerową do Makarskiej. Problem nie jest rower - za niewielką opłatą można wypożyczyć "górala" - jeśli takowego nie zabierze się ze sobą . Trasa biegnie urwiskiem skalnym tuż przy morzu i mija się jedną z ładniejszych plaż FKK w Chorwacji (wpierwszej piątce się plasuje) o nazwie Nugal. Dostęp do niej jest tylko od strony Makarskiej, czyliż okrążamy plażę w stronę Makarskiej i następnie zawracamy brzegiem w kierunku Tuczepi.
Obrazek
Zdjęcie nie jest niestety mojego autorstwa.
W centrum Tuczepi jest port, w którym cumują łodzie, różnej wielkości od łupinek, przez kutry rybackie do całkiem pokaźnych jachtów. I do tegoż portu tego przybijają łodzie i statki wycieczkowe, którymi można popłynąć na wyspy. Do portu codzienne chodziliśmy na spacery, szczególnie z Kamilem. To był nasz szyfr. Podchodził do mnie na plaży z propozycją : idziemy do portu? Oczysiście godziłem sie na to a w drodze zawsze kupowalismy lody. Doszło do sytuacji, ze z budki wykupiliśmy wszystkie :) Bo Kamil upodobał sobie o smaku coli. Natalka cięższa była do spacerów , ale parę razy udało mi się ja namówić :)
Obrazek
A czasem szliśmy całą bandą...
Obrazek
Po drodze do portu mijaliśmy jednostkę straży pożarnej, a w związku z licznymi pożarami panowie strażacy mieli pełne ręce pracy.
Obrazek
Tato czy tam stoi TAM? Stary ale wciąż na chodzie. U nas takie pojazdy można zobaczyć jedynie w muzeum.
Obrazek
Panorama portu.
Łódz w porcie, a takich było wiele. Prawie jak w bolidzie F1.
Obrazek
Zegar po prawej - obrotomierz, zegar po prawej - obrotomierz, a żółty po środku?
Obrazek

Podsumowując: Tuczepi jest sympatyczną, młodą miejscowością, bajecznie wręcz położoną, stanowić może dobry wybór na spędzenie urlopu wraz z pociechami.
Na dzisiejszy wieczór to wszystko, kolejny odcinek wkrótce, zapewne już w Nowym Roku.
A wszystkim Cromaniakom życzę wszystkiego najlepszego, udanej zabawy Sylwestrowe i pomyślności na Nowym Roku.
Następna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Tucepi 2012 czyli Chorwacja po raz pierwszy
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone