Sierpniowy Pelješac 2016 (z posmakiem Korčuli i Mljetu)
Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Taverna Domanoeta Pierwsza kolacja w te wakacje to właśnie tam, też byliśmy zachwyceni, oprucz Grabowskiego poznaliśmy też jego żonę, psa, dwa koty ,żółwia i ,,kelnera,, zresztą dosyć nieźle zawianego Knajpa super, ale ceny mają z kapelusza Myśle że to skutek stanu właściciela, bo jak poprosiłem o rachunek to zeszło im ponad 15 min zanim się naradzili Ponieważ cała reszta była super to sie nie odezwałem, zapłaciłem i wyszliśmy Niemniej jednak więcej tam nie wróciliśmy.
fixmax napisał(a):Taverna Domanoeta Pierwsza kolacja w te wakacje to właśnie tam, też byliśmy zachwyceni, oprucz Grabowskiego poznaliśmy też jego żonę, psa, dwa koty ,żółwia i ,,kelnera,, zresztą dosyć nieźle zawianego Knajpa super, ale ceny mają z kapelusza Myśle że to skutek stanu właściciela, bo jak poprosiłem o rachunek to zeszło im ponad 15 min zanim się naradzili Ponieważ cała reszta była super to sie nie odezwałem, zapłaciłem i wyszliśmy Niemniej jednak więcej tam nie wróciliśmy.
Hihi no właśnie, miejsce osobliwe,prawda?kiciusia tez poznalismy, wkrotce do tego dojadę na mym wątku: tam-i-z-powrotem-czyli-chorwacja-i-czarnogora-2-1-t51404.html A Grabowski i kelner podczas tam naszych odwiedzin to byla jedna osoba innego goscia nie było:oczko_usmiech: faktem jest,że coś bełkotał, że ma pelnw ręce roboty z żoną bo są sami... co do rachunku...dreszczyk był,co Grabowski przyniesie
CroAna napisał(a):oj tam, oj tam...Marsallah dotknął takiego szczególnego miejsca, że posypały się wspomnienia. mam nadzieję, ze nam wybaczy
Piszcie, piszcie - cieszę się, że swoim pisaniem i zdjęciami otworzyłem szufladkę w czyjejś pamięci
String napisał(a):Cenne informacje, zwłaszcza że będę się w okolicy urlopował w przyszłym roku przez 2 tygodnie A Janjina będzie głównym miejscem zaopatrzenia w różnej maści dobroci
Gratuluję wyboru! Okolice, tzn. Sreser? Drače? Janjina dobra jest, zresztą - będę powtarzać to do znudzenia - najwięcej do zaoferowania mają miejscowości położone w interiorze (wyspy, półwyspu), nie nad wodą. Morskie kurorty - wiadomo: plaża się zgadza, to już reszta może być byle jaka: sama miejscowość nie taka ładna, knajpy - głównie fast food, ohydne sklepy dla turystów, itd. A Janjina jest bardzo ciepłym, swojskim miejscem. Nieszczególnie ładnym i bez jakiegoś funkcjonalnego placu-ryneczku (przynajmniej do takowego nie dotarliśmy ), ale klimat robią kawiarnia, tawerna, sklepy z winem (swojskie, nie "turystyczne", jak w Potomje), praktyczny jest też darmowy i łatwo dostępny z drogi parking z dwoma niewielkimi sklepami spożywczymi, no i ribarnica - założę się, że lepiej zaopatrzona od np. tej w Orebiciu, bo sam sklepik rybny jest częścią większego budynku - zakładu przetwórstwa rybnego. No i z Janjiny jest blisko do cichego i urokliwego Trstenika, trochę mniej cichego, ale swojskiego Sresera, no i do Drače, które ani ciche ani urokliwe nie jest, za to słynie z hodowli ostryg.
CroAna napisał(a):O!Janjina!Prosze proszę,tam wlasnie stacjonowalismy w tym roku. U owego pijanego Grabowskiego (choc u Ciebie wygląda na trzezwego-pewnie kwestia pory dnia można było calkiem niezle zjeść. I to jak w eksluzywnych restauracjach,gdzie brak stałego menu i jesz to,co szef kuchni przygotował.w tym przypadku akurat byla szefowa. Szerzej trmat pokażę wkrotce na moim wątku W rybki swieze faktycznie mozna sie bylo zaopatrzyc,ale przy drodze, z auta,w określone dni pan przywoził. Białe wino z Janjiny cudnie komponowało z małżami z pobliskiego Drače,ze o ostrygach nie wspomnę. Zaś przy drodze,którą jechaliscie miedzy Žuljaną a Trstenikiem mieści się cale mnóstwo urokliwych zatoczek Psiurka Grabowskiego też poznaliscie?
"Pijanego" Grabowskiego? Czy ja pisałem o nim "pijany"? Tak, zawsze był trzeźwy - widzieliśmy go 3 razy, no ale tylko raz wieczorem, a i wtedy wczesnym. Zresztą byliśmy tam raz na wieczerzy, o czym będę później pisał. Szefowa kuchni - jej poświęcę chyba odrębny akapit, co za baba! (nie w sensie negatywnym!) Psa chyba nie poznaliśmy, tylko kota.
Z napisał(a):Podjeżdżasz po górkę i na krzyżówce dajesz w lewo
Aaaa, w lewo... Ja pojechałem prosto, w dół. Nieważne, na głównej plaży nam się podobało na tyle...zresztą zobaczycie w dalszej części relacji
fixmax napisał(a):Taverna Domanoeta Pierwsza kolacja w te wakacje to właśnie tam, też byliśmy zachwyceni, oprucz Grabowskiego poznaliśmy też jego żonę, psa, dwa koty ,żółwia i ,,kelnera,, zresztą dosyć nieźle zawianego
Kelnera poznaliśmy, niezły zgrywus. Zbierał joby od herod-baby (szefowej)
Marsallah napisał(a): "Pijanego" Grabowskiego? Czy ja pisałem o nim "pijany"? Tak, zawsze był trzeźwy - widzieliśmy go 3 razy, no ale tylko raz wieczorem, a i wtedy wczesnym. Zresztą byliśmy tam raz na wieczerzy, o czym będę później pisał. Szefowa kuchni - jej poświęcę chyba odrębny akapit, co za baba! (nie w sensie negatywnym!) Psa chyba nie poznaliśmy, tylko kota.
nie, Ty nie ja Grabowskiego nazywam pijanym, bo gdy tam wpadaliśmy to był na niezłym cyku, śmialiśmy się iż w osobliwy sposób musi to wino dla klientów sciągać
Marsallah napisał(a):Kelnera poznaliśmy, niezły zgrywus. Zbierał joby od herod-baby (szefowej)
pewnie się działo, nie mieliśmy jednak okazji....bardzo mi się podoba Twoje podsumowanie Janjiny. Nic dodać...morze na rzut beretem a spokój , że łohoho. Placu-ryneczku faktycznie brak.
Odcinek 5: środkowy Pelješac z górskim finiszem, cz. III: górski finisz
powrotna powtórka z panoramy okolic Trstenika z przełęczy przy spalonym lesie
tu z kolei panorama morza (z otokami - Mljet, Badija) ze zjazdu w stronę Orebicia
W naszej kwaterze głównej pod zboczami masywu Sv. Ilji spędzamy zaledwie dwie godziny z okładem, bo na 20 mamy zamówioną pekę w Panoramie. Stajemy znów na parkingu za samostanem – na sesję fotograficzną, a ja podchodzę kilkadziesiąt metrów ponad klasztorem w kierunku Konoby Hrid, którą też – choćby na wypitek – obiecuję sobie odwiedzić.
Wieczór nadchodzi szybko - wszak to już koniec sierpnia!
Gdzieś za tymi drzewami w dole wije się droga Orebić - Lovište. Port w Domince czeka na prom z Orebicia. Korčula szykuje się do wieczornych szaleństw.
franciszkański samostan
Pod Panoramę tym razem podjeżdżamy samochodem i lądujemy na tarasie. Stolik opatrzony kamieniem z rezerwacją opisanym „Bartek” leży na stoliku od strony morza – a dziś prawie pełna konoba. Towarzystwo prawdziwie międzynarodowe – są Francuzi, Włosi, Niemcy, tutejsi, no i my. Ale poza nami nie ma Polaków, co - nie ukrywam – raczej nas cieszy niż smuci W przepełnionym Polakami Orebiciu to rzadkość (poza naszymi najwięcej jest tu Niemców, Czechów i Bośniaków, dużo widzi się też chorwackich aut na pozamiejscowych blachach – być może część z nich to posiadacze „działek” na półwyspie, tak jak np. nasi (nieobecni) gospodarze czy ich sąsiedzi spod Osijeku.
Prom już płynie na Korčulę, w tle majaczy Mljet.
na cmentarzu przy samostanie
wąski przejazd między murami samostanu a urwiskiem
W prawo do Konoby Hrid (położonej w wiosce Gurići). Można tędy też dojechać tylną drogą do Orebicia. My pojedziemy prosto, do Bilopolje, gdzie mieści się Konoba Panorama (i gdzie kończy się asfalt.
brama wjazdowa do samostanu
Zamawiamy wino, wodę i lemoniadę i rozkoszujemy się cud-widokiem na morze jakieś 200 m pod nami, Korćulę vis a vis i bardziej odległy Mljet. Po jakimś czasie wjeżdża na stół okrągły półmisek z hobą i jest to widok jak zawsze imponujący (choć, trzeba przyznać, trochę się doń już przyzwyczailiśmy). Cała nasza czwórka pałaszuje aż miło, a co poniektórzy (choć dania głównego nie skończyli) mają jeszcze miejsce na ciasto figowe z lodami! Dzieci hasają po podwórzu i na odrębnym, bardziej wysuniętym w morze tarasie z okrągłym stołem dla dziesięciorga. My – z trudem – trawimy.
Może nie wyglądamy na ucieszonych, ale żebyście widzieli, jak szybko ośmiornica znikała z półmiska!
Korčula by night
Po wczorajszej travaricy (lepszej od miętowego ulipka z orebickiej rivy, ale gorszej od tej z Janjiny) na zachętę kelnera „Do you want some brandy on the house?” dziś próbuję oraha, który jest nalewką wpół słodką, wpół gorzką o niewielkiej zawartości alkoholu. Wolę orahovicę zakupioną w Orebiciu (jedyny dobry alkohol jaki znalazłem na orebickiej rivie). Ale ogólnie jest świetnie – kiedy wychodzimy, jest już zupełnie ciemno, a oświetlony jak choinka prom czeka na późnowieczorny kurs na kei w Dominće. Teraz czeka nas długie trawienie późno spożytego, obfitego posiłku...laku noć!
Od razu uprzedzam, że nie jest to pełnoprawny odcinek, chociaż - niestety - był to pełnoprawny dzień naszych wakacji, niezbyt dobry i niezbyt ciekawy, ale z kronikarskiego obowiązku odnotowuję co należy.
sobota, 20 VIII
Kiepski dzień. Postanowiliśmy sprawdzić zachodni koniec Pelješca, czyli trzy miejscowości za Orebiciem. Najpierw połączone dolną droga wiodącą nad samym morzem Kučište i Viganj – czyli raj dla surferów i nic poza tym – droga przechodzi bezpośrednio nad plażą, zero przyjemności z plażingu. Wejście do wody też niezachęcające dla klasycznych plażowiczów jak my. Poza tym klasyczny wysyp nadmorskich barów i hipisowskich kempingów – klimaty raczej hiszpańsko-włoskie, nie chorwackie. Jazda stąd – do ostatniej miejscowości na nitce glavnej cesty półwyspu – Lovište.
w Žuljanie
Droga do Lovište – mimo, że to z Viganja zaledwie ok. 10 km – jest długa, bo kręta i obleczona niczym pajęcza nić wokół górskich masywów oglądających co wieczów jedne z najpiękniejszych zachodów słońca nad Jadranem. Mijamy tablice obwieszczające, że wjeżdżamy do czegoś o nazwie „Nakovana”. Ki ch...? Teraz już wiem ki ch... Tuż przed Lovište drogowskaz w prawo na Mirce (część Lovište położona na samym końcu cypla). Zaraz potem nakaz skrętu w lewo i...prawie rozjeżdżamy miejscowe dzieciaki kładące się na drodze „droga zamknięta, trzeba tu parkować" (pokazują na parking po lewej), już wyciągają ręce po kuny. Nic z tego, nie będziemy płacić za nie wiadomo co. Schodzę sam do zatoczki – ładna, okolona naturalnymi – skalnymi – ramionami, sporo knajpek, w oddali widzę plażę, ale jakoś mi się tu nie podoba. Martwe miasto – przychodzi mi na myśl. A może to uprzedzenie wynikające z niemiłego powitania? No nic, wracamy.
chorwacki kraft - ten tu akurat niczym mnie nie zachwycił
Teraz przed nami długa droga z powrotem – najpierw do Orebicia, a potem dalej, bo chcieliśmy plażować poza Orebiciem. Po krótkiej naradzie w drodze wybór pada na Žuljanę – wczorajsze odkrycie. Idziemy na pewniaka, żeby nie zmarnować całego dnia. Tym razem zjeżdżamy na Trstenik i jedziemy nadmorską, krótszą drogą do Žuljany. Tam wybieramy tym razem inny parking, skręcając w lewo przy znajdującej się przy samym wjeździe do wsi poczty. Zrazu wydaje się, że opłata nas ominie, ale nie - podjeżdża skuterem jegomość, a cena ta sama co po drugiej stronie, przy kempingu – 20 kun za dzień. Plażing tym razem chyba trochę krótszy, ale udany. Na tzw. „tani obiad” po wczorajszych ekstrawagancjach wybieramy się do baru o nazwie Tamaris, położonej na samym końcu rivy, tuż przed zamykającą uvalę keją. Prosty lokal, to i prosto dziś zjemy: ćevapčici (ja), pržene lignje i palačinke. Dodatkowy plus: podczas kolejnych (tak, tak!) pobytów w Žuljanie będziemy korzystali z zapamiętanego wifi Tamarisa. Tyle co się udało uratować z tego feralnego dnia – dzięki i tak, Žuljano!
Na ukojenie skołatanych nerwów, szum fal nagrany tego dnia w Žuljanie...
Ten gość co do Was skuterem podjechał to Dario syn Cakelic-a,pracuje na poczcie i zbiera opłaty za parking,mieszkaliśmy w tym roku u niego,my mieliśmy jeszcze tą przewagę z wifi że Cakelic we wszystkich swych domach ma takie samo hasło do wifi, więc mieliśmy zasięg nawet na plaży