No teges...witam wszystkich na pokładzie
Powspominajmy zatem...
Odcinek 1 - Quo vadis?piątek, 12 VIIIAnia wzięła ten dzień wolny, że spokojnie spakować nas na wyjazd. Dziesiątą rocznicę ślubu uczciliśmy skromnie – pizza+vino w naszej ulubionej pizzerii tuż za rogiem (oszukaliśmy zresztą z tą celebracją rocznicy, bo zawsze idziemy tam na obiad w przeddzień chorwackich wakacji). Wieczorem zapakowaliśmy większość rzeczy do auta.
sobota, 13 VIIIWyjazd między 4:30 a 5:00, szybki i bezproblemowy. Wyjątkowo w tym roku nie jedziemy przez Gliwice, tylko via Katowice, gdzie mamy zostawić na czas wakacji naszego psa.
Po 9:00 obieramy kurs drogą 81 na Mikołów. W Pawłowicach niestety roboty i
korek – próbuję objazdu przez miasteczko, wracam jednak większość drogi jak niepyszny – ślepy zaułek – budują nową drogę. Droga na Hażlach też zamknięta (znowu!), jedziemy więc na Skoczów. Tam tradycyjny koreczek przed światłami, 10-15 minut w plecy. Za parę minut przekraczamy pierwszą w tej podróży granicę – na Olzie. Raport ws. temperatury powietrza: rano było 10C, potem zrobiło się cieplej, ale niewiele. W górach temperatura znów spada do nieprzyjemnego (dla niektórych)
chłodu (jednocyfrówka w skali Celsjusza). W Ćadcy okazuje się, że kierowcy przydałby się odpoczynek – tracę czujność i przejeżdżam przez POZOR VLAK! na migającym czerwonym świetle. Jak w filmie akcji, zaraz za nami opadają szlabany.
Przestroga, ale i dobra wróżba
Pierwszy tunel – ten w Ćadcy – za nami. Przy wjeździe na autostradę D1 w Żilinie ustawił się
patrol policji z kamerą skierowaną na rejestracje przejeżdżających samochodów – kontrolują obowiązujące w tym roku po raz pierwszy na Słowacji e-winiety. Lepsze to niż odklejanie tego g*&$# z szyby. (Pamiętacie? Słowackie winiety były najgorsze!)
niedziela, 14 VIIINiedzielę spędzamy na tradycyjnym popasie w Wiedniu. Rano wybieramy się na obowiązkowy dla dzieci
Prater. Spieszymy się z wyjściem, bo dzień jest wyjątkowo
upalny – słupek rtęci szybuje powyżej 30 stopni. Na Praterze zaliczamy nasze ulubione (wodne) atrakcje i parę pomniejszych, z myślą o dzieciach. Potem popołudniowy (również tradycyjny) obiad z rodziną: jagnięce kotleciki i warzywa z grilla. Kładziemy się wcześnie, jutro witamy się z Chorwacją!
poniedziałek, 15 VIIIPlan był taki, żeby wstać koło piątej i jechać. Ale w środku nocy budzi mnie jakiś dźwięk (syrena? autoalarm – i czy to nasz? świerszcze? cykady?) i konkretny odgłos (załączający się co jakiś czas generator). Jest 2:30, wytrzymuję 50 minut i daję sygnał do wyjazdu. O 4:10 mkniemy już ku S1.
Jeszcze poprzedniego wieczora
postanowiłem zmienić przebieg trasy przez Austrię – po raz pierwszy zamiast jechać A2 przez góry i dołki na pograniczu Styrii i Burgenlandu w okolicach Zoebern, zbaczam za Wiener Neustadt na S6 w kierunku Bruck am Mur. I to jest strzał w dziesiątkę! Droga tak samo szybka, a ciekawsza; na trasie w samej Austrii trafiło się nam
aż 13 tuneli (zamiast okrągłego 0 na A2), z czego ostatni – pod Grazem – przebił o kilka długości tunele na chorwackiej A1 – Tunel Plabutsch liczy sobie okrągłe 10 km, z czego lwia część pruje pod górą, na której rozsiadła się stolica Styrii prostą nitką. Wcześniej obserwowaliśmy jak słońce dociera do położonych w górskich dolinach alpejskich miasteczek i wiosek, jechaliśmy
wzdłuż rzeki Mur, mijaliśmy się z pociągami sunącymi po torach przyklejonych do zboczy gór niczym na makiecie pociągowych miniatur.
Ponieważ wyjechaliśmy wcześniej niż zwykle, wszystko działo się też szybciej: szybciej przekroczyliśmy granicę słoweńską na Murze, szybciej dojechaliśmy też do Ptuja, na „nasze” miejsce na stacji Petrol. Stół był wolny i nawet miejsce parkingowe obok też, ale zdecydowaliśmy, że już
więcej tam nie stajemy. Syfiaste kibelki, pełna lampa i przykra woń nawozu nie nastrajały do pierwszego prawdziwego posiłku dnia.
Trate. Witamy w Słowenii!Na objeździe pusto.Na przejściu granicznym też.Bez dalszego postoju dotarliśmy do Dobovca. W Rogatcu minęliśmy (na szczęście, nieznacznie tylko przekraczając 50 km/h) patrol policji. Na granicy – w końcu to sezon – otwarte
aż dwie budki graniczne, przy każdej jeden wóz. Podjeżdżamy, paszporty dwukrotnie zmieniły ręce i jedziemy dalej. O dziwo, po przejechaniu strefy niczyjej, okazuje się, że w drugich (chorwackich) budkach nikogo już nie ma. Dobrodošli u Hrvatskoj!
zaraz po wjeździe na chorwacką A2bramki przed Zagrzebiembramki po ZagrzebiuPoza (tradycyjnym) liczeniem tuneli (23? 24?), których długość już jednak (po dziesięciokilometrowym długasie w Styrii) nie robiła na nas wrażenia, podsumowywaliśmy co chwilę czasy przejazdu pomiędzy kolejnymi odcinkami trasy, co psychicznie
skracało nam drogę. 10 minut z Dobovca do Durmanca, kolejne 20 do stacji poboru opłat przed Zagrzebiem, 15 minut na obwodnicy Zagrzebia do Lućka, itd. Krótki postój między Lućkiem a Bośiljevem, a potem w pół drogi do Zadaru na kanapki, napoje i rozprostowanie kości. Wyjątkowo (sporo tych wyjątków w tym roku) zrezygnowaliśmy z obiadu w Odmoriśte Jasenice (wszystko przez to, że za wcześnie wyjechaliśmy) i minęliśmy Zadar, a pasmo Velebitu zaczęło się oddalać od autostrady.
Zjeżdżamy do Zadaru i sprawdzamy, czy Jadran se radi ;>postój nad rz. Krkabramki przed PločePloče - nic tu nie ma?Na obiad ostatecznie zatrzymaliśmy się nad Krką (przy Skradinie), gdzie po przejściu pod A1 wylądowaliśmy w ładnie wyglądającej restauracji. Cóż, wygląd to nie wszystko.
Nigdy więcej żarcia tam (choć mnie kuciak nawet smakował). Notatka na przyszłość: ostatnie sensowne odmoriśte do zjedzenia obiadu na A1 jest następne za „naszym” Jasenice, tuż za zjazdami na Zadar.
Jechać lądem czy poczekać na prom? – te rozterki towarzyszły nam, kiedy około wpół do czwartej dojeżdżaliśmy do końca A1 w okolicach Ploće. Ostatecznie
wygrała opcja promu, forsowana przez dzieci – rozumiejąc je, zgodziliśmy się na postój w mieście straszących wyglądem przyportowych wieżowców. Zmęczenie też dało się we znaki – po zakupieniu biletów na prom, przysiedliśmy na piwie (w końcu ożujsko!), a potem ja z dziećmi przeszedłem się wzdłuż wodu w poszukiwaniu lodów (z sukcesem na samym końcu, przy zamkniętym na cztery spusty w Święto Wniebowzięcia konzumie, ulokowanym w koszmarnym gmaszysku pamiętającym czasy Tity). Ale o tym już w następnym odcinku
piękno Ploče w całej krasie ;Dpierwsze na chorwackiej ziemi piwo - w oczekiwaniu na prom