Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Poznać i pokochać. Pierwsze spotkanie z Chorwacją. (Orebic)

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Twiga
Croentuzjasta
Posty: 218
Dołączył(a): 01.04.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Twiga » 07.11.2007 21:17

Środa 5 września 2007r.

Z samego rana stawiamy się pod biurem turystycznym czekając na busa którym mamy jechać. Jest piekielnie zimno. Mijają nas dzieci objuczone plecakami - no tak, przecież to wrzesień ;) My teraz mamy upragnione wakacje, ale przecież obok normalnie toczy się życie ;)
Jedziemy busikiem tą samą drogą którą przyjechaliśmy na Peljasac. Po jakiejś pół godzinie dojeżdżamy do dość stromych i ostrych zakrętów, no i się zaczyna... :/ Najpierw myślę sobie, że jak się położę i zamknę oczy to mi szybko przejdzie, przecież nie mogłam dostać choroby lokomocyjnej kiedy sama jestem od lat intensywnie jeżdżącym kierowcą!
No cóż myśleć jedno a czuć drugie, no i niestety to drugie nasila się z każdą chwilą... Jestem blada jak ściana, łzy mi się sypią jak grochy a końca zakrętów nie widać :/ Mój mężczyzna próbuje załagodzić jakoś sytuację (bo nie zgadzam się na zatrzymanie busa) i ściemnia mi ile wlezie, że to już ostatni zakręt i że kierowca jedzie tak 50-60 km/h. (Szelma jedna, dopiero w domu się przyznał, że na ogół było 110! ) ;).
Dojeżdżamy do Stonu i kierowca zarządza 10 min postój. Uff... wychodzę z busa na miękkich nogach i pytam, chyba żonę kierowcy o nazwę tabletek na lokomocyjną przypadłość. Nie mówią po angielsku, więc ciężko się dogadać. Na początku chcą mi wcisnąć tabletkę na ból głowy ale tknięta przeczuciem pytam jeszcze raz i w końcu udaje się nam porozumieć. Biegniemy w kierunku apteki powtarzając po drodze określenie leku (brzmi jakoś tak powrotni, powracanie) ale okazuje się, że chyba nie zbyt dobrze potrafimy to wymówić bo Pani w aptece ni w buta nie rozumie! Desperacko łapię się angielskiego (bo dziewczyna z apteki młoda) i już prawie krzyczę I fell sick! Na to Pani się uśmiecha i podaje mi lek o wdzięcznej nazwie Dramina. No teraz to już nawet po opakowaniu widzę, że jestem uratowana! ;).
Twiga
Croentuzjasta
Posty: 218
Dołączył(a): 01.04.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Twiga » 07.11.2007 21:33

Wracamy do busa, nasz kierowca też już wraca (trzymając w ręku reklamówkę dla mnie ;D ) i ruszamy w dalszą drogę ;). Czuję się już całkiem dobrze a właściwie to po chwili już nic nie czuję bo zasypiam snem sprawiedliwego ;). Moje kochanie budzi mnie dopiero przed bośniacką granicą ale jak się okazuje strażnicy są tak zajęci opowiadaniem sobie Kawalów, że nie chcą nawet popatrzeć w kierunku naszego busa a co dopiero wbić nam pieczątki do paszportów ;).
Po niedługim czasie od przekroczenia granicy dojeżdżamy do Medugorje. Kierowca wysadza nas pod samym kościołem i z grubsza pokazuje w jakich kierunkach co się znajduje oraz o której mamy być powrotem.
Jestem dość zdziwiona widokiem kościoła w samym centrum miasta bo wyobrażałam go sobie raczej gdzieś na uboczu.
Wszyscy pozostali pasażerowie się rozchodzą a my najpierw idziemy coś zjeść. Siadamy sobie po prawej stronie kościoła pod zadaszeniem ze stolikami i wcinamy kanapki z usmażonym wczorajszego wieczoru kurczakiem. Mniam...!
Po tych przygodach z podróży jestem głodna jak wilk ;) Jest dosyć zimno, pomimo pięknego słońca, więc raczej rezygnujemy z wyjścia na górę krzyży - za wysoko jak na ten wiatr. Kierujemy się w stronę figury Chrystusa z której sączy się woda.

Obrazek

Spędzamy tam chwilę na ławce obserwując jak do figury podchodzą ludzie i nasączają tą wodą specjalne chusteczki. Wokół panuje atmosfera skupienia i modlitwy i jest jakoś tak radośnie.
Tu i ówdzie widać spowiadających księży i rozmodlonych ludzi.
Postanawiamy pójść na górę objawień. Odchodzimy od kościoła i kierujemy się zgodnie ze wskazówkami z tablicy orientacyjnej co jakiś czas pytając tubylców o drogę. Nie wiemy ile czasu zajmie nam dojście i wejście na samą górę, więc idziemy dosyć szybko. O 16-stej mamy być powrotem pod kościołem, więc wyciągamy nogi.
Idziemy przez raczej mało komercyjne tereny wyraźnie odchodząc od centrum. Znaków nie ma prawie żadnych ale mijają nas co chwilę autobusy z pielgrzymami więc raczej idziemy dobrze. ;) Po drodze mijamy uprawy winorośli, budujące się osiedla i ludzi pracujących przy produkcji wina. Wsypują oni całe wiadra winogron do maszyny, która obiera owoce
i "wypluwa" puste już gałązki ;).
Nasza droga zakręca i kieruje nas na wzgórza. Dochodzimy tylko do końca takiej zwyczajnej ulicy, którą szliśmy i mamy już pewność, że jesteśmy prawie na miejscu bo zaczynają się stragany z pamiątkami ;). W bocznej uliczce pnącej się ostro pod górę znajduje się multum sklepików przytulonych jeden do drugiego i oferujących wszystko, czego turysta może zapragnąć.

Obrazek

Wychodzimy do samej góry i niespodziewanie uliczka kończy się początkiem drogi na górę objawień. Droga na górę robi wrażenie. Jest po prostu piękna! Teraz to już chcę na nią wejść jak nigdy przedtem, po tych żółtych, poszarpanych i świecących w słońcu kamieniach.

Obrazek

Niestety głowa mi pęka z wysiłku i pewnie jeszcze po przeżyciach z busa i czarno widzę tą moją wspinaczkę. Siadamy więc u stóp góry by odpocząć i napić się wody. Szybko jednak przeganiają nas dwie dziewczyny ze sklepików, które przyszły sobie tu zapalić. Jako były palacz mam straszny wstręt do papierosów i już wolę zacząć wychodzić bez odpoczynku, niż wąchać czyjegoś papierosa.
Wychodzi się całkiem nieźle, ale trzeba uważać gdzie stawia się nogi bo kamienie są bardzo śliskie. Góra jest nie wysoka i nie bardzo stroma. Miejsce objawień znajduje się mniej więcej w połowie drogi, na prawo od niej, ale można też do niego dojść idąc do samej góry główną drogą, która na szczycie zakręca i schodzi prosto pod figurę Matki Boskiej.
W miejscu objawień spędzamy dłuższą chwilę Siedząc na poszarpanych kamieniach z powciskanymi w szczeliny karteczkami od wiernych.
Po zejściu z góry i dojściu powrotem do centrum okazuje się, że mamy jeszcze trochę czasu, więc siadamy w knajpce naprzeciwko kościoła i zamawiamy pizzę. Ja profilaktycznie zażywam pół tabletki ;) i idziemy do busa.
W drodze powrotnej filmujemy i focimy trasę. Wszystkie zdjęcia są robione z jadącego busa, więc niewiele naprawdę ładnych ujęć udało nam się zrobić.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Za późno wyciągam aparat i nie uwieczniam ostrzelanych domów w Bośni ale może to
i lepiej. Było ich naprawdę sporo i robiły przygnębiające wrażenie. Nasz kierowca pędzi jak zwykle ale tym razem znoszę to dzielnie i nawet sobie z nim gawędzimy po drodze.

A to zdjęcie upolowała moja druga połowa jeszcze po bośniackiej stronie: ;)

Obrazek
Ostatnio edytowano 08.12.2007 16:42 przez Twiga, łącznie edytowano 1 raz
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107608
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 07.11.2007 21:51

No super - ale rozpęd z relacją :lol: jak ten pędzący bus.

Trzeba łyknąć Draminę :wink: :lol: :papa:
Twiga
Croentuzjasta
Posty: 218
Dołączył(a): 01.04.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Twiga » 10.11.2007 08:44

zawodowiec napisał(a):Super napisane i napstrykane, będę czytał i oglądał dalej! :)

Twiga napisał(a):Otóż, Pani w kasie mówi do mnie, że cena dwóch biletów wynosi: one hundred and forty- five, ja sobie mylę hundred z thousand i przekazuję (już po polsku) mojej drugiej połowie, która właśnie liczy kasę, że bilety autobusowe do Orebica będą nas kosztowały 1045Kn. Już po chwili widzę jak moje Kochanie zaczyna zmieniać kolory na twarzy.
Na szczęście szybko budzi się z zamroczenia, że hundred to sto a nie tysiąc, więc szczęśliwie wyruszamy na nasz półwysep. ;)

A było po słowiańsku zamiast po barbarzyńsku :lol: 145 po polsku i chorwacku brzmi prawie tak samo :lol: :lol: :lol:

pzdr :D


Gdzieś w połowie urlopu poszliśmy po rozum do głowy i przestaliśmy nadużywać angielskiego, zwłaszcza w kontaktach ze starszymi ludźmi. :) Jakież było nasze zdziwienie, gdy po kilku kolejnych próbach dogadania się (po polsko-chorwacku) z ojcem naszej właścicielki, okazało się, że Pan ten biegle mówił po angielsku :lol:
Twiga
Croentuzjasta
Posty: 218
Dołączył(a): 01.04.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Twiga » 11.11.2007 13:45

Czwartek 6 września 2007r.
Pogoda nadal nie dopisuje i jedynym wyjściem by jakoś ciekawie spędzić czas są spacery.
Robimy jeszcze parę ujęć w Orebiczu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Chłopiec ciągnący łódkę :)


Po obiedzie stwierdzamy, że okolicę znamy już na wylot, więc kupujemy bilety za 14 Kn i płyniemy na Korculę.

Stare miasto urzeka nas ciasnymi uliczkami i piękną architekturą. Tu naprawdę jest co pofotografować ;). Sklepowe wystawy zachęcają do kupienia różnorakich pamiątek, niestety ceny zrzucają na kolana...
Po pierwszym zachwycie wyspą, stwierdzamy, że chyba jednak dobrze, że zakwaterowaliśmy się w Orebiczu. Mniej turystów, no i w knajpach taniej o jakieś 15-20%.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ponieważ zbliża się wieczór i głodniejemy coraz bardziej , postanawiamy wrócić na nasz półwysep. To była dobra decyzja jak się okazało, bo rozkład kursowania naszego stateczku różnił się co nieco na Korculi i w Orebiczu. Jakbyśmy przyszli później, to mielibyśmy chyba do rana nocleg w porcie ;) .
Twiga
Croentuzjasta
Posty: 218
Dołączył(a): 01.04.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Twiga » 11.11.2007 13:59

Gdy dopływamy do Orebicza jest już całkiem ciemno. Głodni jak wilki biegniemy szukać jakiejś miłej i ciepłej restauracji (ciepłej, bo pogoda nadal kiepska). Dziś jest ten dzień, kiedy pierwszy raz postanawiamy spróbować tutejszych specjałów. :lol:
Mój mężczyzna zamawia na początek "kamenice". Bardzo szarmancki i szalenie sympatyczny kelner przynosi mu, na pięknie przybranej tacy, trzy (choć zamawialiśmy dwie) wielkie muszle z małżami i mrugając okiem dorzuca, że to lepsze niż viagra. :lol: Moje Kochanie co nieco zbladło patrząc na te żyjątka, które mu przyniesiono ale dzielnie zjada wszystkie (ja odmawiam sobie tej "przyjemności" :D ). Z niecierpliwością czekam na swoje oponki z kalmarów o których się wcześniej tyle naczytałam na forum. :D Ślinka mi już na nie cieknie i prawie jestem pewna, że wiem jak smakują i że są pyszne!
Wjeżdżają dania główne. Maleńkie rybki smażone w całości w głębokim tłuszczu z zestawem frytek i surówek oraz moje lingje prażene... Patrzę na uśmiechniętego, szarmanckiego kelnera, który podaje mi moje danie, uśmiecham się uprzejmie i cedzę przez zęby: "uduszę tego kogoś na forum" :evil: :evil: :evil: Mój mężczyzna prawie dusi się ze śmiechu a ja minę mam nieszczególną... :D

Moje "oponki" wyglądają tak:

Obrazek

Obrazek

Myślę, że gdyby nie ten sympatyczny kelner, który tak dbał o to by nam smakowało, nawet bym nie tknęła tych stworów na talerzu :D .
Po tych przeżyciach kulinarnych, zostawiamy kelnerowi napiwek i udajemy się do naszego apartamentu, a tam niespodzianka!
Nasza Pani właścicielka zostawiła nam na talerzyku miły poczęstunek :D

Obrazek
MartaP
Autostopowicz
Posty: 2
Dołączył(a): 12.11.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) MartaP » 13.11.2007 10:52

Twiga, fajna relacja (przede mna jeszcze ten pierwszy raz, dopiero wchodze w temat Chorwacji), ale jedno mnie juz na pewno zacheci - zdjecia "stworow", ktorych bys nie tknela bez milego kelnera
MNIAAAAM, swieze owoce morza...
Twiga
Croentuzjasta
Posty: 218
Dołączył(a): 01.04.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Twiga » 13.11.2007 17:34

Muszę przyznać, że buty mi spadły, jak zobaczyłam co mam na talerzu. Wyglądało to jednak tak smakowicie, że odważyłam się spróbować i nie żałuję :D Poza tym, gdy zobaczyłam, jak mój mężczyzna zjadał swoje małże, to pomyślałam, że nie mogę być gorsza :lol:
W końcu moje kałamarnice wyglądały o niebo lepiej, niż te jego "galaretowate przysmaki" :lol:
krakusowa
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6442
Dołączył(a): 08.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakusowa » 13.11.2007 18:36

odważna jesteś z tymi......... "pysznymi owocami morza" :oczko_usmiech:
powiem szczerze ja bym tego nie tknęła.
Jak byłam chrzczona na zlocie w Żubrowie, to swoją krewetkę połknęłam w całości. A to ja sie potem śmiała, że minę miałam przednią.
Twiga
Croentuzjasta
Posty: 218
Dołączył(a): 01.04.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Twiga » 13.11.2007 19:29

chacha! Żebyś Ty widziała moją minę jak zobaczyłam co mi niesie kelner... Ale byłam dzielna, tak jak Ty :D
majeczka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3842
Dołączył(a): 04.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) majeczka » 13.11.2007 19:45

Aby być oryginalnym, wystarczy naśladować tych, co są już nie modni
Ach, jednak znać prywatny adres Pana Boga... :papa:
plavac
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4893
Dołączył(a): 11.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) plavac » 13.11.2007 20:50

Twiga napisał(a):Gałka lodów z nadbrzeżnej lodziarni kosztuje 5Kn i smak ma wyborny.

Wymiękają nawet te krakowskie ze Starowiślnej (dla wtajemniczonych
:D ).


No tu bym się z Tobą nie zgodził :) Jako wtajemniczony, który jadł w obu przywołanych przez Ciebie lodziarniach, stawiam jednak na "naszą" .
Orebicka ma niesamowity atut - scenerię . Krakowska - ma "tylko" smak lodów ...
A relację czytam z uśmiechem na twarzy. Ładnie piszesz, wraca magia miejsca 8)
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 12706
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 13.11.2007 21:28

Twiga napisał(a): Poza tym, gdy zobaczyłam, jak mój mężczyzna zjadał swoje małże, to pomyślałam, że nie mogę być gorsza :lol:
W końcu moje kałamarnice wyglądały o niebo lepiej, niż te jego "galaretowate przysmaki" :lol:


Twiga, może to wszystko z czasem naprawdę polubisz?

Ja na szczęście od początku nie miałam oporów do stworów 8) :D i zawsze z niecierpliwością czekam na takie dania ! Krewetki, kalmary i wszelakie małże to raj dla mojego podniebienia. Nawet ostrygi na żywca bezproblemowo, chociaż ich smak akurat nie powalił mnie na kolana.
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 15.11.2007 09:35

Twiga napisał(a):Obrazek

Obrazek
:lol: Mam podobne :D
Twiga
Croentuzjasta
Posty: 218
Dołączył(a): 01.04.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Twiga » 15.11.2007 13:10

No tu bym się z Tobą nie zgodził :) Jako wtajemniczony, który jadł w obu przywołanych przez Ciebie lodziarniach, stawiam jednak na "naszą" .
Orebicka ma niesamowity atut - scenerię . Krakowska - ma "tylko" smak lodów ...
A relację czytam z uśmiechem na twarzy. Ładnie piszesz, wraca magia miejsca 8)


Krakowska też ma niepowtarzalną scenerię: sznur samochodów stojących na światłach awaryjnych. :D :D :D
Ostatnio edytowano 08.12.2007 16:27 przez Twiga, łącznie edytowano 1 raz
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Poznać i pokochać. Pierwsze spotkanie z Chorwacją. (Orebic) - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone