napisał(a) Franz » 15.03.2017 00:59
Musimy jeszcze rozstrzygnąć jedną kwestię - możemy albo ledwo rzucić okiem na miasteczko i poszukać miejsca na nocleg tak, by mieć czas na przyrządzenie smakowitego obiadu, albo przyjrzeć się dokładniej, zdając się wieczorem na błyskawiczne danie.
La Roque-Gageac urzeka nas od razu przy przywitaniu. Jest piękne i rewelacyjnie położone. Niestety, słońce jest na tyle nisko, że już go nie oświetla, a wystawę ma taką, że jutro rano też jeszcze będzie w cieniu. Szkoda. W tej sytuacji decydujemy się na szybki rzut oka - parkujemy wóz nad rzeką i podczas krótkiego spaceru próbujemy posmakować lokalnego kolorytu - po czym postanawiamy zanocować w najbliższej okolicy. Z mapy wynika, ze z leżącego po drugiej stronie rzeki Saint-Julien być może dałoby się dojrzeć miasteczko, zatem wracamy do mostu, przejeżdżając na lewy brzeg.
Saint-Julien okazuje się bardzo miłą oku wioską, jednak mało przyjazną dla szukających dziczy, musimy więc odrobinę wrócić i wyszukać jakiejś bocznej drogi. Prowadząca w kierunku rzeki, ciekawa propozycja zanegowana jest wkrótce stojącym pośród orzechów zakazem ruchu, który jeszcze całkowicie nie zarósł zielenią. Cóż, cofamy się odrobinę, by zjechać na rozległą łąkę, której skoszona trawa spakowana jest już w wielkie okrągłe bele i tutaj rozkładamy obóz, a Bea przyrządza wieczorne smakowitości na zakończenie kolejnego, wypełnionego wrażeniami dnia.