Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

czarnogóra - po powrocie (kolejna powieść w odcinkach)

Całkowita liczba ludności w Czarnogórze to 623 000 osób, przy czym gęstość zaludnienia w tym kraju wynosi 45 osób na jeden kilometr kwadratowy. Kraj ten jest aż 23 razy mniejszy od Polski. Aż 231 osób w przeliczeniu na 1000 osób w Czarnogórze posiada broń palną.
live_to_ride
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 74
Dołączył(a): 30.09.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) live_to_ride » 04.11.2005 07:55

dzięki w imieniu Agi.
niestety, w naszym "wspaniałym" kraju ze "wspaniałą" służbą zdrowia nie jest lepiej, ale o tym później...
romek
Croentuzjasta
Posty: 209
Dołączył(a): 29.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) romek » 04.11.2005 15:23

Nie jest aż tak źle.Wczoraj zrobiłem w czasie dyżuru 4 zabiegi operacyjne chorych z różnymi urazami narządu ruchu (złamana ręka,złamana kość udowa u dwóch, osób ,złamana miednica,,właśnie zaraz uciekam z pracy (nielegalnie) - bo pracujemy do 15.35 a po nocy nie ma wolnego,jeszcze tylko pisać operacje ,które wykonałem i jazda w teren do normalnej pracy(prywatne gabinety) gdzie zarobi się parę złotych na wakacje w HR.W razie problemów zdrowotnych służę konsultacją.
Zyczę zdrowia Pani Agnieszce
Nikt wam tyle szczęścia nie da co radosny ortopeda :wink:
Tomek O.
Croentuzjasta
Posty: 286
Dołączył(a): 12.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tomek O. » 21.11.2005 16:13

hmmmmm czy opowieść już skończona 8O 8O 8O 8O
live_to_ride
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 74
Dołączył(a): 30.09.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) live_to_ride » 24.11.2005 21:51

... starsza pani jest w nienajlepszym stanie - miała mieć jakąś operację, ale chyba nic z tego. co chwilę wchodzą inni członkowie jej rodziny - zresztą, bardzo mili ludzie. widać, że liczną ma rodzinę - kilka córek, a wszystkie podobne do siebie jak 2 krople wody. proponuję pomoc w razie potrzeby, z czego wszyscy niezmiernie się cieszą (mimo , że mają miny takie jak by za chwilę miał nastąpić koniec). dwie córki dają mi numer telefonu ("gdybym potrzebował pomocy"). jedna z nich jest właścicielką zakładu fryzjerskiego w centrum baru...
zapada noc. rozkładam karimatę pod łóżkiem agnieszki, obok okna balkonowego (szpital-niezły szok, nie?). z kolesiem z kosowa chyba nienajlepiej. woła mnie co chwile i każe szarpać za zagipsowaną, połamaną rękę - dziwny jakiś :D . starsza pani też mnie woła - chce sie jej pić, czasami prosi "sestra" i "we-ce". biegam po siostrzyczkę, która sobie gwiazdy na tarasie ogląda i przychodzi po kilku minutach, kur.... jeszcze pretensje do mnie ma, że ją wołam.
kolesiowi z kosowa chyba sie pogarsza - mdleje i wymiotuje na przemian. przy tym ciągle chce pić, na co mu "sestry" nie pozwalają. w końcu zjawia się lekarz i przełożona - coś mu wpychają, chyba do nosa. strasznie jęczy, a siostrzyczki uchichane. niezły hardkor. w pewnym momencie lekarz zauważa, że leżę na podłodze. mało sie nie przewrócił ze śmiechu. pyta, dlaczego nie leżę z agnieszką. odpowiadam, że ją bolą żebra. każe położyć się z drugiej strony :D fajny szpital... 8)
atmosfera sie uspokaja, za to pogoda zaczyna szaleć. zrywa sie silny wiatr, powodując trzaskanie drzwi i okien na całym piętrze. wychodzę na korytarz , a tam pusto - nikt sobie z tego nic nie robi. latam jak głupi i zamykam co sie da. przy okazji idę na dół zobaczyć, czy nie zwiało pokrowca z motocykla. na szczęście wszystko jest w porządku.
trochę się uspokaja. kłade się obok agnieszki i zasypiam, ale nagle czuję coś na ramieniu, jakby mnie ktoś kijem napier... budzę sie, patrzę - a tu starsza pani trzyma drewnianą laskę w ręce. biegnę po sestrę, która mówi że przyjdzie za pięć minut. paranoja.

rano pobudka, sprzątanie, kawa zalana wodą z kranu, ale co tam - WYCHODZIMY! przynajmniej mamy taką nadzieję, co jednak nie okaże sie wcale takie łatwe...

cdn

ps. sory za tak żadkie, krótkie i pisane w pośpiechu teksty. brak czasu, niestety
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 26.11.2005 00:41

...czyta się to jednym tchem....pisz live pisz.... :lol:
Pozdravki
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 29.11.2005 19:09

Super tekst, też czekam niecierpliwie na ciąg dalszy!
wicia
Globtroter
Posty: 40
Dołączył(a): 06.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wicia » 30.11.2005 00:16

Twoja opowieść bardzo wciąga szkoda że masz tak mało czasu i tak długo trzeba czekać na ciąg dalszy :cry:
live_to_ride
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 74
Dołączył(a): 30.09.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) live_to_ride » 07.12.2005 23:11

... obchód poranny po którym mamy wyjść odbył sie o tej godzinie co dzień wcześniej. i tym razem nasz lekarz prowadzący został na korytarzu ! boi sie nas, czy co? ordynator, zwany przez wszystkich "direktore" poblukał coś i wyszedł. nawet nie kazali mi dziś wynosić "bagaży" (worki na śmieci z ubraniami) na balkon.

no, wreszcie :) czuje sie tak jakbym wychodził z więzienia. w sumie to mają paszport agnieszki i wypis ze szpitala. jest on jednocześnie receptą na antybiotyk, który aga brała przez trzy dni, oraz na środki przeciwbólowe których nie otrzymywała , cholera wie dlaczego (brak kasy?)
po raz kolejny próbuje dogadać się z doktorem stanisicem. widze ze ma wypis, ale nie da mi go, gdyż nie przyszedł jeszcze faks z gwarancją zapłaty kosztów leczenia. nasze towarzystwo ubezpieczeniowe coś sie nie spieszy. ktoś podaje mi telefon - dzwonią z warszawy z innego towarzystwa, w którym zgłaszałem potrzebę transportu. kobieta pyta sie mnie gdzie ja jestem. nie moze sie dogadać prawie z nikim i prawie nikt nie mówi po angielsku. podobno dzwoniła kilka razy, ale nie chcieli mi podać słuchawki.
gdy to słysze, zaczyna sie we mnie powoli gotować. niestety to dopiero początek. postanawiam zadzwonić do towarzystwa ubezpieczeniowego, które ma pokryć koszty leczenia. niestety mój telefon znowu szwankuje (roaming to jedna wielka ściema - raz zadziała a raz nie) z pomocą przychodzi wnuczek starszej kobiety. z jego telefonu dzwonie do warszawy . mam wrażenie że ktoś robi mnie w konia - wykupiłem ubezpieczenie w kraju i zapewniano mnie że nie będzie żadnych probemów. niestety faks z polski nie może przyjść. zdenerwowany ide do sekretariatu. czekam na możliwość zatelefonowania do belgradu do polskiego konsulatu - direktore zgodził sie na telefon do belgradu, ale o telefonie do warszawy podobno nie chciał nawet słyszeć. w końcu dzwonie i mówie co i jak - brak wypisu, paszportu i roaming szwankuje, a faks nie chce przyjść. proszę o pomoc.

no i co?

mistrzostwo świata:

"NIE BĘDĘ PANA NIAŃCZYĆ"

to usłyszałem od frajera, który siedzi w belgradzie i za naszą kasę bąki zbija.

powoli zaczynałem wychodzić z siebie. stanowcze, tym razem moje bardzo stanowcze słowa ("nie proszę , ale żądam")sprowadziły konsula na ziemię. w końcu zrobił to czego chciałem: telefon do warszawy z podaniem mojego nazwiska i numeru telefonu (sekretariat szpitala) przy którym czekam.

czekam
czekam
czekam

sekretarka mówi, że musi iść do domu, a faks jest u direktore. jeśli on, czy ona teraz pójdzie , zostaniemy bez wypisu (recepty na dalszą kurację antybiotykiem) i bez paszportu. wychodzę na chwile i czuje że dopada mnie uczucie bezradności. widzę, jak direktore wychodzi z toalety - gość warzy chyba z 200 kg - taki wielki, brodaty serb :) dobiegam do niego i pytam, czy mówi po angielsku - odpowiedź to nieprzyjemne "NO" i tr\zask drzwi jego gabinetu przed moim nosem.
cholera - jeśli ten pier... faks nie przyjdzie to jesteśmy ugotowani. w końcu sygnał od direktore - ucieszona sekretarka przynosi faks. widze, zę to nie ten. nie jest to gwarancja, lecz prośba innego towarzystwa o raport medyczny. tekst jest po angielsku i sekretarka go nie rozumie. udaje, że sie ciesze i biegne z faksem na oddział. mam nadzieje, że to przejdzie i zostaniemy wreszcie wypuszczeni z wypisem i paszportem. niestety - siostra przełożona dzwoni do kogoś i czyta mu tekst. niestety nie udało sie... korzystając z okazji pytam, czy nikt do mnie nie dzwonił - każdy odpowiada, że nie. postanawiam zapytać portiera : ŁĄCZYŁ KILKA ROZMÓ Z POLSKI NA ODDZIAŁ! nikt, absolutnie NIKT mnie nie poprosił do słuchawki. mówie to sekretarce, ale rozkłada ręce. dzwoni gdzieś, chyba na oddział. teraz kolejne czekanie. ni moge sie nigdzie dodzwonić. wychodze i błagam ,żeby poczekała. próbuje mojej komórki. udało się - ale mam dosłownie parę złotych na karcie, więc muszę sie sprężać. grzecznie, ale już bardziej stanowczo mówię co i jak. kobieta z którą rozmawiam jakoś niebardzo kumata. oszczędzam czas, więc mówię szybko : lepiej będzie, jeśli zadzoni pani za chwilę na numer szpitala. dzwoni i wyjaśnia skąd te "opóźnienia" : "bo jedno słowo w raporcie medycznym "po łacinie" jest niewyraźne na faksie, który otrzymali" jestem już nieźle zdesperowany, bo wraz z serbską sekretarką czytamy do słuchawki tekst po łącinie :"neux, deux", a baba w warszawie na to : "nie ma takiego słowa". kur... co za cyrk to jest?
obiecuje zadzonić ZA 5 MINUT
czekam i modle sie do direktore, żey nie wychodził - jeśli wyjdzie, to sekretarka nie ma prawa odebrać faksu. zresztą - ona też jest już dawno po pracy. z pięciu minut robi się 10, 15, 20

prawie na kolanach proszę sekretarkę, żeby została. przecież bez dokumentów jesteśmy ugotowani: bez wypisu nie wykupimy antybiotyku, a ze szpitala też go nie dostaniemy, bo przecież już jest wypis.
świadomie wychodzę na zewnątrz, żeby nie hałasować w szpitalu. w towarzystwie ubezpieczeniowym odbiera jakiś facet. tym razem z mojej strony ani jednego "proszę". tylko"kur..." "ty chu...", "masz przej..." i sąd, knuife itp.

cdn
Tomek O.
Croentuzjasta
Posty: 286
Dołączył(a): 12.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tomek O. » 23.12.2005 23:15

Echhh no i żeśmy się nie doczekali końca opowieści przed świętami..... :cry: :cry:
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 04.01.2006 16:46

Może w nowym roku będą nowe odcinki?
live_to_ride
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 74
Dołączył(a): 30.09.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) live_to_ride » 24.01.2006 15:22

... wracam szybko do sekretariatu. po drodze dzwonią do mnie jeszcze 2 razy z towarzystwa ubezpieczeniowego (chyba im sie numer wyświetlił :-)) i zadają jakieś durnowate pytania. po mojej ostrej reakcji usłyszałem tylko :"już wysyłam". chwila zdenerwowania i już się świeci lampka na telefonie sekretarki. to znak - direktore wzywa. no i cud nastąpił - przyszedł prawdziwy faks z gwarancją zapłaty za "leczenie" agnieszki.
biegnę z faksem na oddział, ale tam już prawie nikogo nie ma - "siostra przełożna poszła już do domu więc nie dostaniemy paszportu i wypisu, gdyż tylko ona może nam to wydać". pierwsza myśl - ambasada. nie- oni mają gdzieś ambasade, a ambasador ma mnie gdzieś :-) no ale jest direktore. przed nim wszyscy czują tu respekt.
mówię więc że rozmawiałem z direktore i że mają mi wydać natychmiast dokumenty. "direktore? direktore??!" - super, coś sie ruszyło. wszystkie siostrzyczki nieźle wystrachane. to znaczy, że postęp się udał. dzwonią do siostry przełożonej, która zjawia się "w cywilnym ubraniu" w ciągu 15 minut. dostajemy wypis i paszport. ale naszego lekarza prowadzącego (dra stanisica) nie ma już w szpitalu. na szczęście. dyżur ma lekarz, który jedyny mówi po angielsku. niechętnie, ale odpowiada na moje pytania. w końcu czegoś sie dowiaduje. chwile jeszcze rozmawiamy - jest też pacjentka, która mówi po angielsku i zna parę słów po polsku (pracowała kiedyś z jednym polakiem).
wreszcie możemy jechać do kwatery. aga niepewnie siada na motocykl, ale po chwili sie uspokaja. dojeżdżamy do kwatery, po drodze kupując lekarstwa. kobieta w aptece pyta o stan zdrowia agnieszki : "dobro, dobro??".
pokój jest całkiem fajny, jak za 4 euro za osobę. w domu mieszkają 2 bośniaczki (matka i córka) z dziećmi. na początku podchodzą nieufnie. wyglądają, jakby się czegoś obawiały. na szczęście po zobaczeniu agnieszki nabierają zaufania.
po przespaniu prawie całego dnia agnieszka powoli zaczyna odzyskiwać siły, ale ciągle ją boli.
w sumie bar jokazuje się być bardzo fajnym i niedrogim miastem - jemy całkiem dużą pizzę and wodą za 3 euro (napoje gratis ).
powoli szykujemy się do powrotu. naprawiam też pare drobiazgów skrzywionych podczas upadku. i w drogę... cel- dubrownik

jedziemy wzdłuż wybrzeża podziwiając m.in. zatokę kotorską - widoki niezapomniane (obiecujemy sobie, że napewno tu wrócimy - jestem winny sekretarce bukiet kwiatów :-)).
no i chorwacja - drogi jakby lepsze, zaczynam nabierać pewności siebie, co agnieszcze niebardzo sie podoba. noclegu szukamy w mlini - miejscowości na południe od dubrovnika. no i tu zaczynamy dostrzegać wyższość czarnogóry nad chorwacją - ceny za nocleg w mlini nawet 50 euro za pokój w jakiejś ruderze. a pieniążków pomału zaczyna brakować :-( dogadujemy się, że nie damy więcej niż 20 euro za pokój (z własną pościelą). jakiś dupek coś pier.... o tym, żebym mu dał 30 euro i "pamiątki z polski". po prostu przegiął - wychodzimy. i znowu chamski ton pomógł - zgadza sie na 20 euro w pokoju bez okna i pościeli. może być :-). przynajmniej jego żona jest w porządku. opowiada o wojnie, o nienaiści do czarnogórców. mieszka pare kilometrów od granicy z czarnogórą, a mnie pyta o to , jak tam jest... mówi, że nigdy tam nie pojedzie, pokazuje zdjęcia spalonego domu, zdjęcia z istrii, gdzie uciekła przed czarnogórcami, żyjąc rok bez bieżącej wody. "amerykanie powinni ich wszystkich powybijać" na ścianie wisi zdjęcie jana pawła II. robi się jakoś dziwnie...
wieczorem zrywa się wichura i zjeżdżają się wszyscy turyści do domu w którym mieszkamy. para włochów na motocyklu wpada na nasz motocykl, w którym włącza się alarm. włoch przeprasza prawie na kolanach - dziwnie tu jest, jutro jedziemy dalej.

rano pobudka i jedziemy zwiedzać dubrovnik, który wcale nas nie zachwyca: tłum ludzi, wielkie budynki, co drugi turysta mówi po polsku - normalnie kraków... gdzie te małe, cudowne chorwackie miasteczka, które znaliśmy do tej pory? kręcimy sie po mieście, próbując znaleźć miejsce do zaparkowania - ale wszędzie pełno. w końcu wjeżdżamy na wysoką góę - obok mur obronny, w dole prrzepaść, dachy domów i morze. parkuję motocykl tyłem i... nagle coś spadło. patrzymy na murek, gdzie leżą nasze rzeczy - czego nie ma? o k.... kask agnieszki poleciał w dół. jasna cholera - nie widać go.
upał chyba ze 40 stopni, ja w skórzanych spodniach, z bólem całej prawej strony skaczę z dachu na dach. w końcu jest-ale niewiele brakowało, żeby wpadł do morza. ale jak tu teraz wdrapać się spowrotem? kasku nie włożę na głowę, bo za mały (może to dobrze - jeszcze by mnie wzięli za kosmitę , albo zaliczyłbym pobyt w kolejnym szpitalu :-)). widzę jakiś otwarty balkon, docieram do niego i wchodzę do środka - może mnie wypuszczą. cholera jasna - niezłe te wakacje są :lol: nikogo niestety nie ma w domu (a może na szczęście). wychodzę więc na balkon i dalej walczę :-)

po dotarciu na szczyt, wypiciu butelki najdroższej minaeralnej w moim życiu (na szczęście zimna) zbieramy sie powoli do drogi. słońce chyli się ku zachodowi, a przed nami jeszcze trochę chorwacji, bośnia i chercegowina, sławonia i niezły kawałek węgier. stojąc przy motorze co chwilę podchodzą jacyś polacy - normalnie jak w domu :-)

nocny przejazd przez bośnie i hercegovinę okazał się trudniejszy niż myślałem - możliwe, że przez te przeboje z kaskiem. ale widok świateł mostaru nocą z góry pozwala na chwilę zapomnieć o zmęczeniu. temperatura miejscami spada sporo poniżej zera. stajemy na jednej z wielu pustych stacji i wkłądamy na siebie wszystko co mamy. widząc to - obsługa stacji zaprasza nas na herbatkę. przynoszą ją z zamkniętej restauracji, do której mają klucze. rozmawiamy dość długo o ich kraju, o polsce. widzę, że są wyraźnie zafascynowani naszym krajem. uważają się za chorwatów, strasznie narzekając na bośniaków, muzułmanów. dziękujemy za herbatkę, zostawiamy nr. tel - na wypadek, gdyby byli w polsce i potrzebowali pomocy. i w drogę.
zmęczenie powoduje, że wjeżdżam w złą drogę. niestety, uświadamiam to sobie po wielu kilometrach i po przejechaniu remontowanego tunelu (na całej długości woda zmieszana z jakimś białym, śliskim świństwem). efekt - koło 120 km w plecy.

gdzieś koło miejscowości bugojno zaczynamy przegrywać z zimnem i zmęczeniem - jest jakiś pensjonat. dogadujemy sie na 15 euro za pokój, a motor do garażu. niestety - z powodu zmęczenia zjeżdżam do garażu (w dół) przodem, co wróży kłopoty z wyjechaniem (jakieś 300 kg bez wstecznego :-))
kładziemy sie w ubraniach, kilka razy słyszę alarm w motocyklu, ale mam to gdzieś. zasypiam...

rano 3 kawki , wyjazd z garażu (biedni bośniacy - nieźle sie naszarpali z moją maszyną) i w drogę. obsługa pensjonatu żegna się z nami jak z rodziną - zapraszają za rok :-)

dalej to upał, sznur samochodów, sławonia (chorwacja), węgry i balaton.
w sklepie na kempingu za ostatnie forinty kupiłem wino i orzeszki ziemne - do dzisiaj czuję ich smak :-)
rano kąpiel w balatonie, paskudna węgierska pizza itp.

powrót do kraju minął bez więksdzych przygód, no może poza głodem w środku nocy gdzieś na słowacji. jedyną knajpą okazała się speluna, gdzie jedząc hranulky ze smażonym syrem i tatarką omaćką, musiałem opędzać się od żuli, którzy "chcieli sie z nami zabrać" -i tłumacz takiemu żę motor ma tylko 2 miejsca - to znak, że powoli zbliżamy się do kraju.
no i jeszcze mgła w okolicach cadcy i jablunkova - celnicy nie chcieli od nas paszportów, tym bardziej że i tu temperatura była bliska zeru stopni celcjusza.
szybki przejazd z czeskiego cieszyna na śląsk i już jesteśmy w domu.

koniec drogi...
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 24.01.2006 16:20

No i dojechaliście w jednym kawałku. Tylko szkoda że już nie będzie czego czytać :) Jak tam Wasze obtłuczenia? Mam nadzieję że już dobrze...
pzdr dla Ciebie i Agnieszki
live_to_ride
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 74
Dołączył(a): 30.09.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) live_to_ride » 24.01.2006 16:43

dzięki

koniec podróży nie oznaczał niestety końca problemów - nasza "służba zdrowia" to kolejne bagno - każdy lekaż mówił co innega, a na drogie, specjalistyczne badania nie ma kasy ("przykro nam, ale limity się skończyły")
prawo w polsce niestety nie nakazuje lekarzowi dać "na piśmie" odmowe zrobienia badania z powodu braku limitów (pozwoliłoby to dochodzić swoich praw na drodze sądowej).

patrząc na zdjęcia rtg każdy z lekarzy widział co innego, czyli ogólne "gdybanie", pier... i sranie w banie (przepraszam za słownik, ale nie mogę się powstrzymać)

a anieszcze - jak twierdzi - pomaga bioenergoterapeuta...

cyrk na kółkach :lol:

morał, jaki można wynieść z tej relacji jest niestety dość brutalny:

CHCĄC ZAŁATWIĆ COKOLWIEK (AMBASADA, TOWARZYSTWO UBEZPIECZENIOWE ITP.) NIE MA SENSU GRZECZNIE PROSIĆ. W RELACJACH Z POLSKIMI URZĘDNIKAMI GRZECZNOŚĆ TO STRATA CZAU.

niestety - o ile na urzędników to działa, to polska "służba zdrowia" i na takie argumenty jest oporna.
petris
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2590
Dołączył(a): 06.12.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) petris » 24.01.2006 17:13

Wagony pociagu , ktorym wracali turysci, duzo dzieci z ferii w Czarnogorze spadły w przepasc.
live_to_ride
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 74
Dołączył(a): 30.09.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) live_to_ride » 24.01.2006 17:32

słyszałem -straszna tragedia (http://wiadomosci.onet.pl/3955,8,0,pokaz.html)
pociąg jechał do baru - miejscowości w której mieliśmy wypadek i leżeliśmy w szpitalu

biedni ludzie...
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Czarnogóra - Црна Гора



cron
czarnogóra - po powrocie (kolejna powieść w odcinkach) - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone