Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Bella Alta Badia, czyli Dolomity wg Maslinki

We Włoszech znajduje się najstarszy na świecie uniwersytet, jest nim założony w 1088 roku Uniwersytet Boloński. Na terenie Włoch znajdują się 2 słynne wulkany: Etna i Wezuwiusz. We Włoszech trzykrotnie odbywały się igrzyska olimpijskie w latach 1956, 1960 i 2006. We Włoszech znajduje się 50 obiektów światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Modena we Włoszech to prawdziwa stolica samochodów sportowych, mieści się w niej 5 fabryk luksusowych samochodów sportowych: Ferrari, Maserati, Lamborghini, Pagani i De Tomasso.
FUX
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13020
Dołączył(a): 14.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) FUX » 24.02.2012 14:24

Już tydzień, prawie, od bombardino.

Kupuj/szukaj w sklepie zaraz po przyjeździe, jeżeli w pobliżu są Rodacy.
W ostatni dzień niedostępne.... :roll:
Joan65
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 585
Dołączył(a): 24.11.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Joan65 » 24.02.2012 14:40

FUX napisał(a):Już tydzień, prawie, od bombardino.

Kupuj/szukaj w sklepie zaraz po przyjeździe, jeżeli w pobliżu są Rodacy.
W ostatni dzień niedostępne.... :roll:


Dzięki za ostrzeżenie... :lol: a tak a'propos to ile za flaszeczkę?
W Austrii na stoku w wrsji full (śmietana, czekolada) 4 Eur/kileliszek

Pozdrawiam cieplutko
FUX
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13020
Dołączył(a): 14.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) FUX » 24.02.2012 14:41

U Makaronów w DESPAR około 8-10 juro/litr.
longtom
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 12172
Dołączył(a): 17.02.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) longtom » 24.02.2012 14:55

maslinka napisał(a):
longtom napisał(a):Jak będzie słońce to zabiorę się z Tobą.

Tomek, mówisz i masz :D Jest słońce - zapraszam :D


Bardzo chętnie sobie poszusuję :!: :D
pzdr :wink:
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14796
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 24.02.2012 21:40

No to już wiem, gdzie i za ile kupić bombardino, i nawet wiem, jakie :D Szkoda, że tej wiedzy nie miałam wcześniej, chociaż zważywszy na moją przymusową (mam nadzieję, że chwilową ;)) abstynencję, tak bardzo nie żałuję...


longtom napisał(a):Bardzo chętnie sobie poszusuję :!: :D
pzdr :wink:

To zapraszam ponownie :D

3 lutego (piątek) - Zielona Sella Ronda, ziiimno i przypadkowa Corvara

To niestety ostatni odcinek narciarski, bo też i piątek był naszym ostatnim dniem w Dolomitach. Wykorzystaliśmy go maksymalnie ;) Przejdę do szczegółów...

Ostatnio skończyłam na tym, że siedzimy sobie w gondolce, czyli "jajku" wiozącym nas w kierunku Val Gardeny. W połowie kolejki musimy się przesiąść. W drugiej części wyciągu nie wszystkie jajka są czerwone, niektóre są żółte ;):

Obrazek

Zgłodnieliśmy już porządnie i pierwsze szusy po wyjściu z gondolki kierujemy w stronę schroniska Jimmy's położonego na wysokości 2222 m:

Obrazek

Na zewnątrz siedzieć nie będziemy, bo mimo pięknego słoneczka, jest przeraźliwie zimno, na pewno poniżej -15, jak nie -20. W środku natomiast mnóstwo ludzi. Na szczęście udaje nam się znaleźć trochę miejsca przy dużym stole, w dodatku dostaje mi się miejscówka przy piecu :D:

Obrazek

Zamawiamy gulasz na sposób węgierski. Dostajemy pyszną zupę gulaszową, naprawdę dużą porcję :):

Obrazek

Teraz możemy ruszać dalej, za zielonymi znakami Sella Rondy:

Obrazek

Oboje stwierdzamy, że pomarańczowa Sella Ronda fajniejsza, choć trudniejsza. Na tej zielonej są płaskie odcinki dojazdowe (całkiem długie), na których trzeba się odpychać kijami. Przykład takiej trasy:

Obrazek

Ale widoki fantastyczne! :D Wspomniana przez Mariusza_W "lokomotywa" :D:

Obrazek

Przejeżdżamy Val Gardenę i wjeżdżamy do Val di Fassa, do części Belvedere (trasy tutaj wyglądają na bardzo fajne). Wyjeżdżamy na wysokość 2400 metrów. Tu zaczyna się długi zjazd do Arabby. Zanim jednak zaczniemy zjeżdżać, muszę włożyć kominiarkę. Jesteśmy teraz na zacienionej trasie, strasznie wieje wiatr i mam wrażenie, że twarz mi zaraz odpadnie. Chyba nigdy w życiu nie było mi tak zimno! Trzęsącymi rękami ubieram kominiarkę. Jest lepiej, ale minimalnie. Trzeba uciekać z tej wysokości...
Chociaż tak tu ładnie (a jednak, mimo zimna, zrobiłam fotkę :P):

Obrazek

I dobrze, że zrobiłam, bo to ostatnie narciarskie zdjęcie na tym wyjeździe. Zjeżdżamy do Arabby bez zatrzymywania się. Po pierwsze: dlatego, że zimno i chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się niżej, gdzie będzie choć trochę cieplej, po drugie: dlatego, że czas nas gonił, a musieliśmy zdążyć na ostatni wyciąg przed 16:45.

Na przedostatni wyciąg na naszej trasie "do domu" docieramy, gdy obsługa zakłada pokrowce na czytniki, czyli w ostatniej chwili :lol: Jest 16:30, wyścig z czasem trwa :lol:

Ostatnią trasę pokonujemy jak wariaci. Właściwie zupełnie niepotrzebnie, bo to jest obliczone dla narciarzy, którzy jadą powoli. Mamy 5 minut zapasu :lol: Jesteśmy z siebie bardzo dumni! Chociaż nie było to zbyt mądre...

W każdym razie siedzimy na ostatniej kanapie, która wiezie nas w stronę San Cassiano, czyli na szczyt Pralongii. Jazda ostatnim krzesłem strasznie się dłuży. Jest bardzo zimno i strasznie wieje, nie czuję już palców u nóg (mimo podgrzewaczy w butach narciarskich, ale te przestały działać jakieś 3 godziny temu) ani u rąk.

Trasa, którą wracamy do San Cassiano, niezmiennie zamknięta :evil: Widać nic nie zrobili z wystającymi trawami. Myślimy: "trudno", musimy nią jechać, inaczej już nie zdążymy. Ale coś nas kusi objechać początkowy najbardziej "zatrawiony" odcinek. Wieje teraz śniegiem pod górę i prosto w nasze oczy (tzn. gogle). Zaczynamy zjeżdżać niebieską "dziewiątką". Wiem, że gdzieś na początku trzeba odbić w prawo... Wiatr wieje coraz mocniej, sypie śniegiem, prawie nic nie widzę, ale jadę. Jest mi zimno, mam dość, byle w dół, byle w dół...

Im niżej jesteśmy, tym mniej wieje. Trasa też wydaje się kompletnie nieznana. Jak zauważam "drogowskaz": Corvara, jest już za późno :roll: Mój mąż, który jedzie za mną, od dawna wie, że jest za późno... Ponoć krzyczał do mnie, ale wiatr skutecznie go zagłuszał.

W momencie, gdy zjeżdżamy do Corvary, stają wszystkie wyciągi! No to klops! (żeby nie powiedzieć inaczej ;)) I to wszystko ostatniego dnia!

Jesteśmy w Corvarze, której nie znamy i z której raczej nie ma skibusów do San Cassiano. Może chociaż do La Villi...?
Idziemy się zorientować na przystanek skibusów. Do San Cassiano czy La Villi - aaa owszem, taksówka. Jakiś Włoch z małego, lokalnego skibusa radzi, żebyśmy się nie dali skusić na taxi, bo zapłacimy jakieś 40 euro. No no, tyle to my chyba już nie mamy ;)
Mówi nam, jak dojść do przystanku autobusów SAD. Na szczęście to tylko jakieś 500 metrów stąd, szkoda tylko, że pod górkę.

Co ja wtedy, podchodząc pod tę górkę, zmarznięta, zmęczona i zła, mruczałam pod nosem, to, domyślacie się, nie nadaje się do zacytowania ;) :twisted:

Jak już się tam dowlekliśmy, okazało się, że autobus do San Cassiano jest, ale za niecałą godzinę :evil: W sumie powinniśmy się cieszyć, bo to był ostatni tego dnia bus do naszej miejscowości. Można więc powiedzieć, że mieliśmy szczęście ;)

Co zrobić z tą godziną? Oczywiście pójść do knajpki ;) Tuż obok przystanku autobusowego jest mały bar, z miejscami głównie stojącymi, chociaż znajdują się dla nas stołki barowe.

Zamawiamy najdroższą w życiu herbatę - za 4 euro 8O Ale przynajmniej jest pięknie podana w dzbanku i fusiasta, bardzo smaczna, a do tego jeszcze dostajemy 3 małe ciasteczka.

Obrazek

Emocje opadają... Pijemy herbatkę w ciepłym miejscu i odpoczywamy po niedawnych emocjach:

Obrazek

Autobus przyjeżdża punktualnie, bilet kosztuje 1,5 euro od osoby (tzn. że jedna herbata jest droższa od dwóch biletów :lol:) i zostajemy dowiezieni pod sam dom :D
Nasza przygoda kończy się dobrze! Ale tej nerwówki długi nie zapomnimy ;)

Po zdjęciu butów narciarskich okazuje się, że moje palce, którymi nadal nie mogę ruszać, mają nieciekawy fioletowy kolor... :roll: Mimo że bardzo lubię fiolet, to raczej niekoniecznie na palcach ;)
I nie stało się tak, jak sugerował Kaszubski ;), że skarpetki zafarbowały ;)

Idę pod bardzo długi prysznic i kolor palców powoli wraca do normy :) Ale trochę przy tym "wracaniu do normy" wyję z bólu, bo takie odmarzanie to nic przyjemnego :?

Ostatni dzień w Dolomitach był bardzo udany i obfitował w wiele przygód i emocji :D

Aaa finał dnia, zapomniałabym: dosyć wysoka gorączka i duży katar :( Czyli albo się przeziębiłam, albo to infekcja wiązana: żołądek + górne drogi oddechowe. (Jak się potem okazało, raczej to drugie...) W każdym razie z jutrzejszego nartowania "po drodze", w Alta Pusteria, nic nie wyjdzie :(

Trudno! Ale i tak jestem bardzo szczęśliwa po dzisiejszym szusowaniu, bo było wspaniale :D

Został nam "tylko" powrót do domu... Ale o tym w następnym, ostatnim już, odcinku.

:papa:
CROberto
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4909
Dołączył(a): 03.02.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) CROberto » 24.02.2012 22:46

Witaj Maslinko :lol: Kapitalna kolejna relacja. Przeczytałem wszystkie :P ta już się kończy ,więc brak mi będzie tych "wieczorynek" :cry: Pozdrawiam Robert.
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 24.02.2012 23:01

Pogoda w końcu przypasowała, zupa smakowała, herbata również, droga do domu się odnalazła ;) ... tylko z tym zdrowiem to ciut nie najlepiej wyszło ! :?

Ale mimo siarczystego mrozu, to suma summarum widzę, że "tego na plus" jednak było więcej ! 8)

Pozdrawiam.
plavac
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4893
Dołączył(a): 11.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) plavac » 25.02.2012 00:57

Witaj ! Jak napisałem u Danusi w "tutresach", pięć dni zajęło mi dochodzenie do siebie po powrocie z San Cassiano :wink:
Ale słyszę, że i u Ciebie "powrót" jeszcze trwa ... :?
Powtórzyłbym morfologię, CRP , łykał jakiś probiotyk i ew. zrobił fotkę klp.

Mimo wszystko ja zaliczyłbym Twój wyjazd jako udany. U mnie drzewiej bywało gorzej. W końcu 5 dni na deskach to wielka frajda. Ale nie eksperymentuj drugi raz z palcami :!: Już są naznaczone ...

Co mogę dodać > Pogoda taka jak u Was. Wyż rosyjski nadal mieszał równo,były noce do -20 st C i dnie -12 , ale było i pięknie, włosko, słonecznie. Nasz gospodarz załamywał ręce i bardzo był zmartwiony - Das ist keine italianische Wetter ! Pocieszaliśmy go, że w śniegu też potrafimy jeździć, a sypało równo przez 2 dni.
Jeden dzień wiało tak potężnie, że zamknęli Rondę. Po narciarzy jeździły skibusy i odwoziły ich do miejsca startu. Schroniska biły w tym dniu rekordy zysku :)

Największe wrażenie wywarła na mnie wycieczka do Santa Croce. Urokliwe miejsce z własnym niepowtarzalnym nastrojem. Byłem tam dwukrotnie 8)
Zgadzam się, że schronisko Sponata przezwane przez nas Spontaną :wink: jest bardzo przytulne. Zwłaszcza uśmiechająca się znad piwa sowa.

Obrazek

Ale najsympatyczniej wspominam schronisko Crep de Mont przy niebieskiej 1 do Corvary. Na ścianie wisiała gitara i Frau pozwoliła mi na niej zagrać przy rozgrzanym kaflowym piecu
:)

Gratuluję wytrzymałości, tyle kilometrów i to z kłopotami zdrowotnymi. Ale w końcu młodość ma swoje prawa :wink: 8)

pozdrawiam :)

P.S. Wspomnienia z Marmolady mam identyczne. "Zaliczyłem" zjazd, chociaż pijany rodak o mało nie połamał mi nóg w najbardziej stromym i oblodzonym miejscu.
Lidia K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3519
Dołączył(a): 09.10.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Lidia K » 25.02.2012 10:56

maslinka napisał(a):Nasza przygoda kończy się dobrze! Ale tej nerwówki długi nie zapomnimy ;)

Po zdjęciu butów narciarskich okazuje się, że moje palce, którymi nadal nie mogę ruszać, mają nieciekawy fioletowy kolor... :roll: Mimo że bardzo lubię fiolet, to raczej niekoniecznie na palcach ;)




Mieliście mimo wszystko szczęście, że przygoda się dobrze skończyła. Był czas na herbatkę i na odtajenie. Na zdjęciu z baru wyglądasz już bardzo dobrze.

Z dzieciństwa pamiętam że rozgrzewkę palców u nóg robiło się w zimnej wodzie (i tak wydawała się bardzo gorącą). Gdy do palców powracało czucie powoli należało dolewać wrzątek i tak doprowadzić je aż do bardzo rozgrzanych.

Trzeba przyznać, że szusowanie musi narciarzom dostarczać wielkich przyjemności skoro narażanie się na poważne zmarznięcie nie odstrasza. Brrr, jeszcze pamiętam jak ciężko było przetrwać w tym roku minus 20 stopni i dojeżdżać w te mroźne dni rowerem do pracy. :( :(
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14796
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 25.02.2012 13:53

CROberto napisał(a):Witaj Maslinko :lol: Kapitalna kolejna relacja. Przeczytałem wszystkie :P ta już się kończy ,więc brak mi będzie tych "wieczorynek" :cry: Pozdrawiam Robert.

Cześć CROberto! :D Dzięki za miłe słowa.



mariusz-w napisał(a):Ale mimo siarczystego mrozu, to suma summarum widzę, że "tego na plus" jednak było więcej ! 8)

No jasne, bilans wyszedł zdecydowanie na plus :D



plavac napisał(a):Witaj ! Jak napisałem u Danusi w "tutresach", pięć dni zajęło mi dochodzenie do siebie po powrocie z San Cassiano :wink:

Witaj! Czekałam na Twój powrót i Twoje spostrzeżenia :)

plavac napisał(a):
Powtórzyłbym morfologię, CRP , łykał jakiś probiotyk i ew. zrobił fotkę klp.

Działam :D

plavac napisał(a):Mimo wszystko ja zaliczyłbym Twój wyjazd jako udany. U mnie drzewiej bywało gorzej. W końcu 5 dni na deskach to wielka frajda.

Ja też zdecydowanie zaliczam go do udanych :D Jeszcze zrobię małe podsumowanie na koniec ;), bo ja lubię podsumowywać, chociaż często liczy się ogólne wrażenie "po", a to było zdecydowanie na plus.

Żałuję tylko tego niezrealizowanego bombardino na stoku... Ale nie zawsze można mieć wszystko (bo uważam, że czasami można ;)).

To, co piszesz o pogodzie, to zadziwiające i chyba faktycznie "keine italianische Wetter". Ale obecnie są różne anomalie pogodowe, pora się przyzwyczaić ;) Ale że aż zamknęli Sella Rondę, no no...

plavac napisał(a):Największe wrażenie wywarła na mnie wycieczka do Santa Croce. Urokliwe miejsce z własnym niepowtarzalnym nastrojem. Byłem tam dwukrotnie 8)

Widzę, że masz podobne do nas odczucia :) Jakiś taki spokój, błogość, piękne miejsce...

plavac napisał(a):Gratuluję wytrzymałości, tyle kilometrów i to z kłopotami zdrowotnymi. Ale w końcu młodość ma swoje prawa :wink: 8)

Dzięki ;) Chociaż ta młodość to już nie taka jak 10 lat temu :lol: Zmęczenie dawało się we znaki, ale jak się jest w takim pięknym miejscu, zapomina się o zmęczeniu, a nawet o dolegliwościach.

plavac napisał(a):P.S. Wspomnienia z Marmolady mam identyczne. "Zaliczyłem" zjazd, chociaż pijany rodak o mało nie połamał mi nóg w najbardziej stromym i oblodzonym miejscu.

A więc jednak! Marmoladę "zaliczyć" trzeba, ale jeśli znowu zawitamy w Dolomitach, to na powtórkę raczej się nie zdecyduję. Pomijając niezbyt przyjemny zjazd, za dużo czasu traci się w kolejce do kolejki.



Lidia K napisał(a):Z dzieciństwa pamiętam że rozgrzewkę palców u nóg robiło się w zimnej wodzie (i tak wydawała się bardzo gorącą). Gdy do palców powracało czucie powoli należało dolewać wrzątek i tak doprowadzić je aż do bardzo rozgrzanych.

Tak też zrobiłam :) Zaczęłam lać zimną wodę z prysznica, a później, stopniowo, coraz cieplejszą. Na początku w ogóle nie czułam palców i, powiem szczerze, było to przerażające uczucie :? Nigdy wcześniej tak nie miałam i mam nadzieję, że to był ostatni raz.

Ale żeby nie było, że ja taka nieodpowiedzialna jestem, powiem, że zrobiłam chyba wszystko, co można było (może poza wcześniejszym zejściem ze stoku ;)), żeby swoje palce u stóp ochronić. Wiem, że mam tendencje do marznięcia palców (chyba jakieś drobne problemy z krążeniem), więc się "zabezpieczyłam". Po pierwsze: moje buty narciarskie, już same w sobie, są ciepłe; po drugie: wkleiłam do nich grzejące wkładki (z tym, że te działają jakieś 5 godzin), po trzecie: ogrzewanie stóp i całego ciała w knajpce, no i starałam się ruszać placami w butach (z tym, że przy zjazdach się nie da ;)).

Zimno było przeraźliwie (zwłaszcza tego ostatniego dnia), ale co zrobić - miłość do nart jest wielka :D

Pozdrawiam :papa:
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 25.02.2012 15:49

maslinka napisał(a):Jak już się tam dowlekliśmy, okazało się, że autobus do San Cassiano jest, ale za niecałą godzinę :evil: W sumie powinniśmy się cieszyć, bo to był ostatni tego dnia bus do naszej miejscowości. Można więc powiedzieć, że mieliśmy szczęście ;)

Parę lat temu byłem skazany na korzystanie z autostopu w Dolomitach. Autobusy poza sezonami nie jeżdżą. Ale muszę przyznać, że nie było z tym problemu. Przy czym - nie miałem ze sobą nart, a tylko plecak. :)

Pozdrawiam,
Wojtek
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14796
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 26.02.2012 19:28

Franz napisał(a):Parę lat temu byłem skazany na korzystanie z autostopu w Dolomitach. Autobusy poza sezonami nie jeżdżą. Ale muszę przyznać, że nie było z tym problemu. Przy czym - nie miałem ze sobą nart, a tylko plecak. :)

Też myślałam o autostopie, ale z dwoma parami nart - marne szanse.

Zapraszam na ostatni odcinek :)

4 lutego (sobota) - Długi powrót do domu

Wstajemy, jak zwykle tutaj, koło 7:30 i idziemy na "ostatnie śniadanie" ;) Potem pakowanie (a raczej wrzucanie wszystkiego do toreb, byle szybciej) i pożegnanie z gospodynią i jej synem, też gospodarzem zresztą - Richardo. Bardzo miło nam tu było, ale trzeba wracać, taka kolej rzeczy... Za kilka godzin przyjadą nowi goście, którzy będą mieć cały tydzień przed sobą.

Wyruszamy koło 10:00. Decydujemy się jechać trochę dookoła, przez Graz, obawiając się korków na przełęczy Brenner czy dalej, w okolicach Zillertal (bo takowe widzieliśmy, jadąc tu). Chwilowo utykamy w korku przed Brunico, przed wyjazdem na główną drogę. Okazuje się, że ruchem kieruje policja i w zasadzie wszystkie auta, poza nami, skręcają w lewo, czyli jadą na Brenner. To utwierdza nas w przekonaniu, że dobrze wybraliśmy :)

Dzisiaj znowu jest pochmurno, ale nie martwi nas to, bo i tak nie będziemy już szusować. Tak jak pisałam, mieliśmy ochotę na nartowanie w Alta Pusterii, ale niestety mój stan to uniemożliwia - mam małą gorączkę i duży katar. Więc chyba lepiej, że pogoda jest taka:

Obrazek

Przynajmniej nie jest nam aż tak bardzo żal wyjeżdżać... Ale oczywiście i tak szkoda.

Dosyć szybko opuszczamy piękną Italię. Większość naszej trasy biegnie przecież przez Austrię. I wkrótce przestajemy być zadowoleni z pochmurnego nieba, bo właśnie zaczyna z niego padać śnieg :( Gdzieś przed Grazem opady przybierają na sile. Drogowcy nie zdążyli jeszcze wyjechać i autostrada wygląda tak:

Obrazek

Tak, to jest autostrada 8O Jest potwornie ślisko, nie da się jechać szybciej niż 60 km/h, zresztą nawet nie próbujemy, bardzo nieprzyjemne są też zmiany pasa, bo wtedy trzeba przejechać przez białą kupkę śniegu na środku.

Po jakimś czasie pojawiają się pługi, ale pada tak gęsto, że niewiele mogą pomóc.

Chyba gdzieś za Grazem (bo już się ściemnia), nadal kiepsko to wygląda:

Obrazek

Wleczemy się niemiłosiernie :evil: Czuję się fatalnie, na pewno mam gorączkę, a na dodatek zużyłam już wszystkie chusteczki higieniczne, które mieliśmy. Pozostaje mi wycierać czerwony nos w ręczniki papierowe ;)

Męczarnia kończy się chyba dopiero przed Wiedniem. Droga jest wreszcie czarna i można jechać z normalną prędkością. Czechy "mykamy" już szybko, a w Polsce to tylko godzinka i jesteśmy w domu :) Dojeżdżamy do Gliwic przed północą, czyli jechaliśmy prawie 14 godzin :!:
Ciekawe, ile by nam zajęła jazda przez Brenner. Obawiam się, że jeszcze dłużej. No chyba, że jakimś cudem tam nie padał śnieg...
Nasza zimowa dolomicka przygoda dobiega końca.

Koniec



Małe podsumowanie wyjazdu

Nartowanie w Dolomitach zaliczam do udanych - 3 dni wymarzonej pogody i niezapomniane widoki :D

Ale... no właśnie jest "ale", na które złożyło się parę czynników. Na pewno należy do nich mój stan zdrowia, który uniemożliwił czwartkową (i ewentualnie sobotnią) jazdę oraz pełne korzystanie z uroku Dolomotów - mam tu na myśli moje wymarzone i nieodżałowane bombardino na leżaku, w słońcu ;)

Z tym, że to są "osobiste minusy", ale, tak jak już pisałam, trudno nam było nie porównywać tego wyjazdu narciarskiego do ubiegłorocznego szusowania w Zillertal. I tutaj, muszę przyznać, trochę się na Dolomitach zawiodłam...

Wiem, że każdy ma inne oczekiwania i priorytety i wielu pewnie się ze mną nie zgodzi, ale przedstawię coś w stylu bilansu - plusów i minusów Włoch w porównaniu z Austrią. (Przy czym zaznaczam, że to dotyczy tylko porównania rejonu Zillertal i hmm.. dużej części Dolomitów.)

Plusy Italii:
:arrow: przepiękne, nieporównywalne z innymi, widoki; malownicze i długie trasy
:arrow: bardzo duża liczba nartostrad połączonych na nartach (ok. 500 km)
:arrow: możliwość spróbowania skiringu, czyli końskiego kuligu ;)


Minusy Italii:
:arrow: dalej i sporo drożej - droższe karnety, płatne skibusy i parkingi (przynajmniej w San Cassiano), drożej w knajpkach na stoku (brak samoobsługowych barów, których było sporo w Austrii, a które są i tanie i szybkie)
:arrow: kiepskie przygotowanie tras - wiem, że mieli mało śniegu, ale też nie robili niczego, żeby go mieć więcej; nie śnieżyli, mimo mrozów, zamykali trasy
:arrow: fatalne oznaczenia na trasach (przez co kilka razy się zgubiliśmy); "chaos komunikacyjny" - na mapkach papierowych numerami oznaczone były wyciągi, a "w realu" - nartostrady (i te numery były różne)
:arrow: gorsza infrastruktura - mało wyciągów z osłonami, sporo dwuosobowych krzeseł, niektóre z tych "podcinających"
:arrow: mało sklepów samoobsługowych w miejscowościach. Jeden jedyny Despar w La Villi (poza tym mniejsze i droższe sklepiki), podczas, gdy w Zillertal, w Zell am Ziller, były 3 duże sklepy samoobsługowe znanych sieci (tanie!)

Jeśli chodzi o pogodę, to tak się złożyło, że we Włoszech mieliśmy bardzo podobną, jak w zeszłym roku w Austrii, czyli pół na pół.

Wyszło na to, że wypisałam więcej minusów niż plusów :? Ale cóż ja poradzę, że tak było i że taka jest moja opinia. Mój mąż był jeszcze bardziej radykalny i dał Italii tylko jednego plusa za widoki ;) Z tym, że ten plus za widoki jest ogromny, a minusy trochę mniejsze ;)

Wychodzi na to, że nie powinnam robić żadnych bilansów:roll: Najważniejsze jest ogólne wrażenie, a to było pozytywne :) Cieszę się, że pojechaliśmy do Włoch i poszusowaliśmy na tamtejszych trasach. Uważam, że dobrze jest (jeśli ma się taką możliwość) spróbować "białego szaleństwa" i w Austrii, i we Włoszech, żeby wyrobić sobie opinię i wiedzieć, co dla nas jest ważne i co wolimy.

Mam nadzieję, że w Dolomity (na deski i może nie tylko ;)) jeszcze pojedziemy i że wtedy będzie tam prawdziwa "włoska pogoda". Natomiast następnym razem, jak będziemy chcieli poszaleć na nartach, raczej wybierzemy Austrię.

Piszę szczerze, choć pewnie jestem w mniejszości. Znajomi (ci, którzy byli i tu, i tu) dziwili się, kiedy tak mówiliśmy, bo większość jednak wybiera Włochy. Może my jacyś dziwni jesteśmy? ;)

Na koniec mały suplement do relacji - kilka (niepublikowanych jeszcze ;)) zdjęć z różnych dni narciarskich :D

Arabba, pomarańczowa Sella Ronda:

Obrazek

Val di Fassa:

Obrazek

Obrazek

Alta Badia - Vallon:

Obrazek

W drodze na Marmoladę:

Obrazek

i na szczycie:

Obrazek

Zjazd z Marmolady:

Obrazek

Lodospady przy Armentaroli:

Obrazek

Alta Badia, zjazd czerwoną "szesnastką" do La Villi:

Obrazek

Santa Croce:

Obrazek

"Jajko" z Alta Badii do Val Gardeny:

Obrazek

I nieubłaganie żegnamy się z Dolomitami... na jakiś czas ;)


Dziękuję wszystkim czytającym i oglądającym za zainteresowanie :)
Pozdrawiam,
Maslinka :papa:
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 26.02.2012 20:19

Cieszę się, że mimo dolegliwości, oceniasz wyjazd pozytywnie. :)
Życzę Ci, by następny wypad obył się bez niespodziewanych, przykrych "atrakcji".

Pozdrawiam,
Wojtek
marze_na
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8661
Dołączył(a): 12.08.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) marze_na » 26.02.2012 20:50

maslinka napisał(a):... właśnie zaczyna z niego padać śnieg :( Gdzieś przed Grazem opady przybierają na sile. Drogowcy nie zdążyli jeszcze wyjechać i autostrada wygląda tak:

Obrazek

Tak, to jest autostrada 8O Jest potwornie ślisko, nie da się jechać szybciej niż 60 km/h, zresztą nawet nie próbujemy, bardzo nieprzyjemne są też zmiany pasa, bo wtedy trzeba przejechać przez białą kupkę śniegu na środku.

Po jakimś czasie pojawiają się pługi, ale pada tak gęsto, że niewiele mogą pomóc.



Eh, w takich warunkach jechaliśmy dwa lata temu do doliny Zillertal :evil: . W Mayrnhofen mieliśmy być około 15-15.30, najpóżniej o 16, bo o 16 miał skakać Małysz. Niestety dojechaliśmy po 23. Ponad 17 godzin jazdy :roll:
Zaczęło sypać już za Gorlitz. Co ja bym wtedy dała, żeby rozwinąć Waszą prędkość 60 km/h. Korek zaczął się jakieś 50-60 km przed Monachium a kończył w okolicach austriackiego Worgl :evil: ... prawie przy wjeździe do doliny Zillertal.

A już w sobotę znowu zawitamy w Zillertalu i tym razem okolice Monachium ominiemy szerokim łukiem. W przeciwieństwie do Ciebie, żałuję, że to nie będą Dolomity, ale zadecydowały warunki śniegowe oraz odległość niby tylko 150-160 km, ale to jednak 2,5 godziny jazdy.
FUX
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13020
Dołączył(a): 14.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) FUX » 26.02.2012 20:54

Jechać przez Sośnicę, Wodzisław, Brno, Breclav, Wilfersdorf, Wiedeń; cały burdel w Monachium omijacie.
Tydzień temu Niemcy zdradziłem na rzecz Austrii ijestem bardzo zdowolony.
1080 km w 10h :wink:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Włochy - Italia


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Bella Alta Badia, czyli Dolomity wg Maslinki - strona 9
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone