Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

ANEGDOTY Z RÓŻNYCH STRON

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
dżejbo
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 329
Dołączył(a): 17.08.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) dżejbo » 21.01.2014 19:18

Nocami rozmawialiśmy długo ze sobą. Właściwie to były monologi Kurza, ja wymownie milczałem, w niektórych razach podnosiłem znacząco brwi, w innych krzywiłem usta.
Kurz gryzł jakieś pestki i mówiąc, robił długie przerwy, jakby miał astmę. Stąd ta kosmiczna ilość wielokropków...
Widziałem koszmary, koszmary, które i ty widziałeś.
Ale nie masz prawa nazwać mnie mordercą; masz prawo mnie zabić.
Masz prawo...to zrobić, ale nie masz prawa mnie osądzać.
Nie jest możliwe, by słowa...opisały...to, co należy się...tym, którzy nie wiedzą, co...koszmar znaczy. Koszmar.
Koszmar...ma twarz...i musisz sprawić, by stał się przyjacielem.
Koszmar i paniczny strach są twymi przyjaciółmi, w przeciwnym razie, stają się wrogami, których należy się bać.
Pamiętam jak byłem w Siłach Specjalnych, to było, wydaje się, wieki temu,
poszliśmy do wioski, by dać witaminy...mazurskim dzieciom.
Gdy już odeszliśmy, po tym, jak połknęły witaminy ABCDE, wybiegł za nami stary człowiek .
Płakał, nie mógł powiedzieć słowa. Wróciliśmy tam.
Rebelianci przyszli, kazali każdemu dziecku wypić po litrze soku z kiszonej kapusty i poprawili maślanką.
Potwory... Dzieci leżały osłabione wymiotami i sraczką. Straszny smród... i brud.
pamiętam...ja... ja...
ja... płakałem, łkałem, jak...jakaś...baba.
Chciałem wydrzeć sobie zęby.
Żeby pamiętać. Żeby nigdy tego nie zapomnieć...
A potem zrozumiałem, to było olśnienie, jakbym został trafiony,
jakbym został trafiony diamentem...diamentową kulą prosto w czoło.
Pojąłem ich geniusz, wolę by coś takiego zrobić.
Doskonałe, prawdziwe, kompletne, krystaliczne, czyste.
Zrozumiałem, że są od nas silniejsi, bo potrafili to znieść. To nie były potwory, to byli ludzie, wyszkolone kadry.
Ci ludzie walczyli z sercem, mieli rodziny, mieli dzieci, byli przepełnieni miłością. A jednak mieli siłę, by to zrobić.
Jeśli miałbym 10 dywizji złożonych z tych ludzi i nieograniczoną ilość soku z kapusty, to nasze kłopoty tutaj, szybko by się skończyły.
Trzeba nam żołnierzy, którzy są głęboko moralni, ale równocześnie, potrafią...
spożytkować swe...pierwotne instynkty, by robić to...bez uczuć, bez pasji, bez osądu. Bez Anny Marii Wesołowskiej!
Ponieważ to osąd nas pokonuje.
Martwię się, że mój syn...mógł nie zrozumieć kim chciałem być...
i jeśli miałbym zginąć, Willard, chciałbym, by ktoś poszedł do mego domu...
i powiedział mojemu synowi wszystko.
Wszystko co zrobiłem, wszystko co widziałeś.
Ponieważ niczego na świecie nie znoszę bardziej...niż steku...kłamstw. I kaszy. I zupy jarzynowej.
I jeśli mnie rozumiesz, Willard, ty... ty zrobisz to dla mnie.
dżejbo
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 329
Dołączył(a): 17.08.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) dżejbo » 22.01.2014 00:32

Na szafce nocnej Kurza wyplecionej z oryginalnej mazurskiej wikliny, dostrzegłem książki traktujące
o religii, antropologii, obrzędach i mitach. „Złota gałąź” Frazera, „Od starożytnego obrzędu do romansu średniowiecznego” Westona, „Stara Baśń” Kraszewskiego i tomiki poezji. Zacząłem podejrzewać pułkownika, że świat stworzony przez niego w zapadłej mazurskiej głuszy, jest sztucznym wytworem jego pragnień, ambicji i marzeń. Eksperymentem, w którym przyznał sobie rolę demiurga i najwyższego boga. Starego boga, który się utrudził, skończył 67 lat i pragnie odejść. A żeby legenda pozostała żywa, ja mam go zdetronizować i zastąpić.
Zaczynała się Noc Kupały. Zapłonęły przygotowane ogniska od roznoszonego świętego ognia, pod wiekowym rozłożystym dębem, przywiązany do dwóch palików, stał byk polskiej rasy czerwonej.
Miał być złożony w ofierze bogom, a potem zjedzony dzisiejszej nocy w formie prasłowiańskiego carpaccio. Obok stały skrzynki z ciepłym piwem Kormoran.
kormoran.jpg

Ze wszech stron widać było sunące sznurami niewiasty w bieli, całe w wiankach i opaskach zielonych, chłopaków w narzuconych na ramiona siermięgach. Zewsząd po gajach i lesie brzmiały przedśpiewy zwiastujące nocną uciechę.
- Kupało! Kupało! Łado! – odzywały się tu i ówdzie śpiewne głosy.
Zakradłem się na bosaka do pomieszczenia z moim legowiskiem. Spod szmat wyciągnąłem święty topór Peruna. Błysnęło stalowe ostrze.
- Wyleczyłeś mnie – uzdrów teraz duszę Kurza – szepnąłem i mocno zacisnąłem dłoń na stylisku.
Błysnęło i zagrzmiało, jakby bóg mi odpowiedział twierdząco.
Las płonął światłami i huczał pieśnią. Niewiasty jeszcze wiodły tany, gdy chłopcy z płonącymi żagwiami zaczęli przeskakiwać ogniska. U wszystkich ognisk rozpoczęły się te skoki, a wnet potem z ogniem pogony. Z zapalonymi pochodniami obiegano posiane zboża, barcie, łąki, wołając Kupały. Dobrze, że nie Kupagi, a zwłaszcza jego córki!
Na mnie nikt nie zwracał najmniejszej uwagi. Nawet jak wdepnąłem w wiadro stojące za drzwiami, przewróciłem mopa i łapiąc równowagę, zerwałem zasłonę z koralików. Kurz odwrócony plecami siedział w głębi pomieszczenia i chyba nic nie słyszał, a może nie chciał słyszeć? Stanąłem za nim gotowy do czynu.
Pod dębem dwóch pomocników kapłana, szlachtowało byka. Po ciosie obuchem w czaszkę, ogłuszony byk ugiął przednie nogi i padł na kolana.
Pierwszy cios spadł na kark, zadając głęboką ranę.
Drugi niemalże pozbawił go kończyny, krew trysnęła na ściany izdebki.
Nie jęczał, nie bronił się. Zakręcił się na nogach i zwrócił w moją stronę. Ręce rozłożył gestem mówiącym: „na co jeszcze czekasz?” A ja zbierałem siły do ostatecznego uderzenia, które w końcu spadło na jego głowę.
Byk leżał bezwładnie z odrąbaną czaszką; Kurz nie tak łatwo rozstawał się z życiem.
Umierający miał jeszcze parę życzeń, tak w zaskakujący sposób opisany później przez poetę:

Kazał konia Pułkownik kulbaczyć,
Konia w każdej sławnego potrzebie;
Chce go jeszcze przed śmiercią obaczyć,
Kazał przywieść do izby - do siebie.
Kazał przynieść swój mundur strzelecki,
Swój kordelas i pas, i ładunki;
Stary żołnierz - on chce jak Czarniecki.
Umierając, swe żegnać rynsztunki.
Przyszedł lud widzieć zwłoki rycerza,
Na pastuszym tapczanie on leży -
Lecz ten wódz, choć w żołnierskiej odzieży,
Jakie piękne dziewicze ma lica?
Jaką pierś? - Ach, to była dziewica,
To Litwinka, dziewica-ofiara,
Wódz Plemienia – Kurz Waldemara.

KONIEC
wianki.jpg
Puszczamy wianki w Noc Kupały


Bibliografia:
FF Coppola - Czas apokalipsy
A. Mickiewicz – Stepy akermańskie, Pan Tadeusz, Śmierć pułkownika.
Apokalipsa Św. Jana – Biblia
T.S. Eliot – Chochołowi ludzie
Michał Kajka – O mazurskich jeziorach
R.R. Tolkien – Władca pierścieni.
J.I. Kraszewski – Stara baśń
Ostatnio edytowano 13.02.2014 01:31 przez dżejbo, łącznie edytowano 1 raz
dżejbo
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 329
Dołączył(a): 17.08.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) dżejbo » 22.01.2014 00:40

I tak, mniej więcej, wyglądał nasz czerwcowy wypad na Mazury.
No, może trochę go ubarwiłem. Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do końca.
JBo
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18279
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 29.01.2014 23:58

Za świetną rozrywkę bardzo Ci dziękuję 8)

Dopiero dzisiaj przeczytałem jeszcze raz , tym razem w całości , tą mazurską opowieść . Obiecałem to sobie po przeczytaniu pierwszej części :wink:

Zapewne masz kolejną anegdotę , którą ( mam nadzieję ) się z nami podzielisz :?: Będę czekał


Pozdrawiam
Piotr
dżejbo
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 329
Dołączył(a): 17.08.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) dżejbo » 03.02.2014 01:38

Dziekuję za dobre słowo. Mam nową (czyli starą) anegdotę, bo mi ostatnio kolega ją przypomniał.
Muszę ja tylko ubrać w słowo pisane.
JB
dżejbo
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 329
Dołączył(a): 17.08.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) dżejbo » 20.02.2014 03:13

16.06.2013
Pozbieraliśmy się w końcu wszyscy. Ostatni był Grzesiek w Skotnikach. Na ganek domu wyszła żona Grześka w szlafroku. Obok jej kostek przemykał się stary kocur, Czarny, którego oczy nawet z daleka wyglądały na chore.
- Co ma takie zaropiałe oczy?- zaniepokoił się Krzysiek.
- A, bo dopiero wstałam- odparła zaspana kobieta.
Pozbieraliśmy się w końcu z ziemi oraz słynne grześkowe orzechy, które wrzucaliśmy już luzem do bagażnika.
Wyjechaliśmy na autostradę w kierunku Warszawy. Wzeszło słońce. I wtedy z tylnego siedzenia doszedł mnie odgłos otwieranej flaszki. Warszawę mijaliśmy już po 50 minutach i ten wspaniały fakt uczciliśmy otwierając drugą flaszkę.
Piotr, nasz kierowca, cedził przez zęby z nienawiścią w głosie: PIJAKI, CHOLERY-zazdrościł po prostu.
Jeszcze przed Piszem zatrzymaliśmy się w przydrożnym barze, serwującym ryby. Taki przedsmak Mazur. Jemy niezłego sandacza i dalej w drogę.
lodz4.jpg
lodz3.jpg
lodz2.jpg
lódż1.jpg

W Giżycku, w marinie, wchodzimy na pokład naszej łodzi. Na spotkanie z wynajmującym łódź, wysłaliśmy na pierwszy ogień Krzyska w ciemnych okularach i z białą laską. Przedstawiamy go jako naszego sprawdzonego sternika.Facet od łodzi jest trochę wystraszony. Łódź - cudo: wypasione wyposażenie!
Echosonda, GPS, radio, odtwarzacz CD, telewizor, lodówka, zlewozmywak i kuchenka gazowa. Stery strumieniowe – WOW! No to manewry w portach nam niestraszne.
Bardzo fajny kokpit, z rozkładanym stołem.Bryza od jeziora odgania komary, mamy zresztą zapinane na napy ścianki z folii i płótna.
Wychodzimy na spacer po mieście. W porcie pijemy piwo, a kwiaty same lądują w naszych bujnych czuprynach. Twierdza Boyen jest już o tej porze nie do zdobycia. Olewamy ją i wracamy rozweseleni na łódź.
lodz2.jpg
grzes.jpg
IMG_6320.jpg
giz4.jpg
giz3.jpg
giz2.jpg
boyen1.jpg
boyen2.jpg
boyen3.jpg
boyen4.jpg
boyen5.jpg

Do pomostu, naprzeciwko, dobija jacht z dwójką małych dzieci na pokładzie. Matka spojrzała na nas krytycznym okiem i zrobiła z nami wywiad. Kiedy dowiedziała się, ze jest nas 4 facetów, rozkazała natychmiast mężowi przecumować ich łódkę w inne miejsce. I miała rację.
Bo my próbujemy, czy dobrze nam się siedzi przy stole w kokpicie.
Dobrze.
Cicho gra muzyka. Z wieczornego radyjka leci cicha muzyka, gwiazdy zapalają się powoli, wieje lekka bryza, a my zaczynamy kosztować zabrane trunki. Ryki nasze niosą się po jeziorze.
Ale do specjału, który zabrałem ze sobą, nie dorósł nikt. Zrobiłem nalewkę na kminku i skórce pomarańczowej. Niektórzy kminku nie znoszą i są do niego nieludzko uprzedzeni.
Zapewniam, że kminkówka ma zupełnie inny smak, smakuje ziołowo, a dodatek otartej skórki pomarańczowej dodaje nutę orientalnego powiewu.
Pozostałem przy mocy na poziomie 70%, bo wtedy wrażenia przy degustacji są bardziej wyraziste.
Po pierwszym kieliszku likworu, moich kolegów mocno ‘otrząsnęło”, po czym zdecydowanie odmówili wypicia następnego. Zmagałem się więc samotnie z moim dziełem sztuki nalewkarskiej, które zapewnia dobry humor i świeży oddech.
Załączniki:
jarek.jpg
Ostatnio edytowano 05.04.2014 23:08 przez dżejbo, łącznie edytowano 1 raz
dżejbo
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 329
Dołączył(a): 17.08.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) dżejbo » 03.03.2014 01:18

PRZYGODA MOTORYZACYJNA ZAKOPANE-ŁÓDŹ.
Mój wujek, a właściwie trzeci mąż mojej ciotki, osiągnął wiek, w którym prowadzenie samochodu robi się ryzykowne. Zarówno dla siebie, jak i dla innych.
Przekonał się o tym powodując wypadek bez uszczerbku na zdrowiu, na szczęście, i postanowił zakończyć karierę kierowcy. Dzięki temu stałem się posiadaczem mojego pierwszego samochodu marki WARTBURG 353S, który kupiłem od wujka za symboliczne 1 zł.
Były wczesne lata 90-te.
Trochę był rozbity – prawy reflektor, przedni błotnik i do wymiany zawieszenie prawego przedniego koła. Ogólnie wyglądał jak „Piotruś” z karcianej gry mojego syna, w której parami występowały błyszczące wspaniałe auta, a tylko nr 13 (czyli ”P”) był szarym pogniecionym wrakiem. Mój trzyletni syn tak go nazwał i tak zostało.
Piotrusiem zajął się mechanik z Brójec, zwany „Paganinim blacharki” i po 2 tygodniach zacząłem nim jeździć. Samochodem, rzecz jasna, nie mechanikiem.
Piotruś miał duszę i masę tajemnic. Pod deską rozdzielczą mieszkał grzechotnik (hałasująca linka od licznika), sprężyny mojego fotela grały pierwsze takty utworu z filmu „Dobry, zły i brzydki”,

a nie daj Boże przegrzać silnik. Odzywał się spod maski potępieńczy jęk wentylatora AUUUUUUUU!
I wszyscy w promieniu 100m szukali źródła upiornego dźwięku. Nazwaliśmy go duchem.
Był jeszcze tajemniczy czerwony guzik i wajcha od „ostrego koła”
Póki syn był mały, to nas to bawiło, później zaczęła się lekka żenada. Zawsze były problemy z kablami wysokiego napięcia i cewkami. Przestawał pracować jeden, a w gorszych razach dwa cylindry. Tak też się stało, jak wjeżdżaliśmy na parking w Biskupinie. Przepuściłem grupę szkolnej dziatwy i na jednym cylindrze próbowałem podjechać pod górkę, którą pokonałoby raczkujące niemowlę. Tomek ze wstydu schował się za siedzenie, a nas gonił śmiech i szyderstwa drugoklasistów.
Ale chciałem opowiedzieć o innej przygodzie:
Nadzorowałem prace przy adaptacji lokalu na Krupówkach w Zakopanem, na wnętrza sklepu Peak Performance. Mieszkałem w hotelu Kasprowy Wierch, gdzie podawano wspaniałe domowe pierogi z mięsem. Nie tylko przepyszne, ale porcja była solidna, bo około 12 sztuk. Mój entuzjazm podzieliła żona, której opowiedziałem o tym zjawisku. Zażądała kategorycznie, abym przywiózł jej do domu dużą porcję tych wspaniałości. Kiedy sklep był gotowy i zbierałem się do wyjazdu, poszedłem do hotelowej kuchni i kupiłem dwie porcje zamrożonych pierogów. Kucharz nie bardzo wdawał się w szczegóły i szczerze sypnął do torby, tak że miałem dobre 1,5 kg pierogów.
Poprzedniego dnia jeździłem po okolicy załatwiając jakieś sprawy i wzrok mój padł na dźwignię ostrego/wolnego koła. Z nudów, a może głupoty zacząłem włączać, wyłączać bo jechałem raz z górki, a raz pod górkę. To chyba ta zabawa spowodowała późniejsze skutki.
W dniu wyjazdu zapakowałem do bagażnika walizkę, pierogi owinięte w gazety i jeszcze zabrałem trzech facetów z ekipy budowlanej wracających, tak jak ja, do Łodzi.
Słoneczko świeci, mijamy Nowy Targ, zbliżamy się do Rabki, gdy wtem rozlega się potworny zgrzyt pod maską i można powiedzieć, stajemy się w miejscu. Miejsce nieszczególne, bo na górce w lesie z wąskim poboczem. Zatrzymaliśmy ciężarówkę – wywrotkę, żeby nas zholowała do najbliższego warsztatu. Pierwsze szarpnięcie zrywa linkę. Wiążemy grube supły, teraz hol jest mocny, za to krótki, niewiele ponad 2 metry. Jazda na takim krótkim holu wymaga strasznego napięcia uwagi, żeby nie przydzwonić w tył ciężarówki.Po paru kilometrach jestem mokry od potu i napięty jak ten postronek, przede mną. Warsztat w Chabówce zamknięty, ale sąsiad informuje, że w niedalekiej wsi jest mechanik specjalizujący się w wartburgach. Kierowca ciężarówki, po otrzymaniu bodźca finansowego, ciągnie nas jeszcze kilkanaście kilometrów. Jest warsztat, na przedpolu rdzewieje kilka wartburgów. Mechanik zajęty, ale sami zdejmujemy głowicę silnika i w cylindrach znajdujemy zamiast tłoków, granulat metalowy.
Silnik się zatarł i prawdopodobnie jest do wyrzucenia.
Mechanik wstawi mi inny silnik, potrwa to cały tydzień, ustalam więc cenę i w drogę.
Pekaesem docieramy do Chabówki. Uciekł nam pociąg do Krakowa. Nie ma szans, żebyśmy jadąc następnym, zdążyli na pociąg do Łodzi. Bierzemy taksówkę i jesteśmy pięć minut przed odjazdem.
Wieczorem jestem w domu i zjadam z żoną pierogi, które dojechały w całkiem dobrym stanie.
Po tygodniu odbieram samochód, który ma nowy silnik, nawet z moimi starymi numerami.
Silnik sprawował się całkiem dobrze jeszcze 2 lata, niestety reszta samochodu zaczęła powoli ulegać biodegradacji. Nie wspomnę o rdzy, która przeżarła na wylot podwozie, ale wszystko, czego się człowiek dotknął, psuło się, urywało. Kiedy podsufitka oparła mi się na głowie, w ręce została mi korbelka od szyby i urwał się pedał od gazu, powiedziałem sobie : dość! I Piotruś skończył na złomowisku. Cześć jego pamięci.
Ostatnio edytowano 05.04.2014 23:10 przez dżejbo, łącznie edytowano 1 raz
Kowal38
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1104
Dołączył(a): 16.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kowal38 » 09.03.2014 00:28

:papa:


...zgadzam się :wink:
Kowal38
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1104
Dołączył(a): 16.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kowal38 » 09.03.2014 00:38

Hjka 8O



..ja ierdziu :oczko_usmiech:
Kowal38
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1104
Dołączył(a): 16.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kowal38 » 09.03.2014 00:42

:roll:

...Anegdoty .



..hm


.....Dżej ..TY i Gego.jesteście mistrzami
Kowal38
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1104
Dołączył(a): 16.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kowal38 » 09.03.2014 00:45

..sorki sorki :wink:
Kowal38
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1104
Dołączył(a): 16.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kowal38 » 09.03.2014 01:00

...Jżej....hm :wink:


..Wielki szacun :roll:



....Ty wiesz bez podniecania] :papa:
Paulka
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 497
Dołączył(a): 16.07.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) Paulka » 09.03.2014 12:03

Tak się zastanawiam czy na tym placu zabaw to było "klin klinem" ? :lol:
dżejbo
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 329
Dołączył(a): 17.08.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) dżejbo » 12.03.2014 00:13

Paulka napisał(a):Tak się zastanawiam czy na tym placu zabaw to było "klin klinem" ? :lol:

Nie mogło być "klin klinem", bo to był pierwszy dzień. Dopiero zaczynaliśmy być "rozweseleni".
Na kliny przyjdzie czas później.
dżejbo
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 329
Dołączył(a): 17.08.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) dżejbo » 10.06.2014 19:57

Zapraszam do poczytania tej i innych opowieści na moim blogu http://jbogusiak.blogspot.com/
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
ANEGDOTY Z RÓŻNYCH STRON - strona 13
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone