napisał(a) Franz » 10.06.2017 17:26
Minęła godzina 11:00, czyli trasa zajęła pięć godzin i kwadrans, w tym zrobienie śniadania. Bardzo dobra pora zatem na drugi posiłek dnia. Kiedy go konsumuję, dochodzi normalną drogą trzech spośród widzianej wcześniej czwórki - jak się okazuje towarzysząca im pani nie zdecydowała się na wejście na szczyt - a po chwili dołącza jeszcze kolejny mężczyzna w charakterystycznym berecie. Wpisuję się do księgi, zaglądam na boczne granie, czy gdzieś pomimo kiepskiej widoczności da się jakieś ciekawe ujęcie zrobić, po czym wywiązuje się rozmowa pomiędzy mną, jednym z Austriaków - który zna francuski - oraz panem w bereciku, jakżeby inaczej, Francuzem. o Sabaudczyk, który podróżuje po Włoszech, Słowenii, Austrii i jeszcze nie wie, kiedy będzie wracał do domu.
Austriacy zbierają się w drogę powrotną i kiedy po chwili widzę, jak zacnie się na grani prezentują, zrywam się za nimi szybko, żegnając Francuza.